Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
RAFAŁ ROMANOWSKI: Zaraz zadzwoni pan do Jacka Majchrowskiego. Co pan mu powie?
MAREK LASOTA: Oczywiście pogratuluję. Uzyskał bardzo dobry wynik. Należą mu się gratulacje, szczere i niewymuszone. Od początku mówiłem, że w tych wyborach konkuruję z „gigantem”. Owszem, różniliśmy się w wielu kwestiach, ale naszą rywalizację cechowała kultura i elegancja.
W odróżnieniu od innych miast potyczki Lasota – Majchrowski były wręcz „piciem sobie z dzióbków”...
Niekoniecznie. Po prostu obaj od początku uznaliśmy, że kulturalna debata będzie najlepszym rozwiązaniem dla Krakowa. Wiedziałem, że mój konkurent nie zwykł grać agresywnie, a i ja przez 12 lat pracy w sejmiku nauczyłem się, że lepiej merytorycznie się spierać, niż bez sensu kłócić. I cieszę się, że tu, w tym mieście, wyznaczyliśmy tak dobre standardy. Inne miasta powinny się od Krakowa uczyć.
Nie miał pan podszeptów z centrali PiS, żeby bardziej „dowalać” Majchrowskiemu?
Ależ miałem... Również w samym Krakowie wielu namawiało mnie, abym grał znacznie ostrzej, ale musieli się obejść smakiem. Od razu po decyzji, że to ja wystartuję z ramienia PiS, powiedziałem działaczom partii, że w tej kampanii będę sobą.