Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lubimy uprawiać sparing-rozmowy o tematyce religijnej i społecznej, lecz w Łagiewnikach wypowiadaliśmy się na forum niemal jednogłośnie. W czasie rozmów padało wiele mądrych słów, ale do tego mnie redaktorzy „TP” przyzwyczaili. Ja zwróciłem uwagę na niespójność treści przesłania i jego formy. Postulat, aby Kościół otwarty był autonomiczny wobec polityki, niepodparty był postępowaniem – ponad połowę wykładu poświęcono polityce i o. Rydzykowi. Wszystko pięknie, ale o tym już wiemy. Próbowano definiować katolika otwartego, ale brakowało mi prób odpowiedzi na pytanie: co robić, aby tę otwartość szerzyć i jak w skali mikro i makro oddziaływać na Kościół, aby (jak to dobrze powiedział Marek Zając) „poluzować śrubę”.
Jestem z zawodu projektantem wzornictwa przemysłowego i definiuję „Kościół otwarty” jako projekt. Aby wykonać dobry projekt, należy sporządzić dobrą analizę rzeczywistości, spisać założenia projektowe, szukać inspiracji, zrobić burzę (pewnie niejedną) mózgów, stworzyć koncepcję, a następnie zrealizować. Zatrzymujemy się na pierwszym etapie, a samo intelektualne narzekanie nie wystarczy.
I druga uwaga: nie ma Kościoła zamkniętego, jak nie ma Mordoru i hobbitów, są raczej postawy modernistyczne i konserwatywne.
Oba prądy są sobie potrzebne. Jeżeli jakaś strona jest zdominowana i stłamszona, wtedy Kościół jest chory. Nie jestem teologiem ani filozofem, broń Panie Boże żadnym autorytetem, ale mam nadzieję, że mój głos pobudzi dalsze rozmowy i działania.
A więc Szanowne Panie i Panowie: Effatha!