Koniec ziemiańskiego świata

„Byliśmy jak obuchem rażeni.Jak drzewa, którym podcięto korzenie” – wspominała Maria Grodzicka, która po 1945 r. straciła dom we Wrzącej w Łódzkiem.

08.11.2021

Czyta się kilka minut

Nina Morstin z dziećmi Barbarą i Władysławem przed dworem w Bieganowie, koniec lat 20. XX w. / ARCHIWUM RODZINNE AGNIESZKI MORSTIN
Nina Morstin z dziećmi Barbarą i Władysławem przed dworem w Bieganowie, koniec lat 20. XX w. / ARCHIWUM RODZINNE AGNIESZKI MORSTIN

Gdy 3 marca 1945 roku Maria Walewska z Kuźnickich opuszcza na zawsze Kowalę, swój rodzinny majątek w powiecie radomskim, na podwórzu czworaków nie ma nikogo. Ale przez uchylone okna niedawna służba dworska obserwuje bacznie bryczkę, na której Maria siedzi z psem na kolanach i kilkoma walizkami pod nogami.

W spisanych później wspomnieniach zanotuje gorzko: „Z chwilą, gdy usiadłam na wiązce słomy i wóz ruszył, odczułam naraz straszne zmęczenie. (...) Oto zrozumiałam z przerażającą jasnością, że jest to już nie wyjazd, lecz opuszczenie na zawsze Kowali, tej Kowali, którą nie tylko kochałam, ale która przecież tysiącem więzów łączyła się z moim dotychczasowym życiem. Teraz przecięte więzy opadły, a mnie opuściły siły”.

Tak jak tysiące polskich ziemian, Maria Walewska traci swój majątek na mocy dekretu o reformie rolnej, który zalążek komunistycznego rządu – występujący pod nazwą Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego – wydał 6 września 1944 r. Uchwalony jeszcze przed końcem wojny, dekret jest narzędziem zmiany ustrojowej i gospodarczej, ale też politycznym biczem na polskie ziemiaństwo – warstwę społeczną, która przez minione sto kilkadziesiąt lat, zwłaszcza w okresie rozbiorów, była jednym z nośników tożsamości i kultury, a teraz mogła opierać się nowym rządom.

Czas pożogi

Choć większość polskich ziemian traci swoje majątki właśnie na przełomie 1944/45 r., to tak naprawdę ich świat – rozumiany nie tylko w wymiarze materialnym – zaczyna kończyć się dużo wcześniej.

Po tym, jak w XIX w. był celem represji państw zaborczych – zwłaszcza po kolejnych powstaniach, kończących się konfiskatami majątków – ciosem dla ziemiaństwa staje się traktat pokojowy z 1921 r., kończący wojnę między Polską i Rosją bolszewicką: w jego wyniku za wschodnią granicą odrodzonego państwa pozostają setki posiadłości ziemskich, których los w Związku Sowieckim jest przesądzony. Ich właściciele – ci, którzy nie giną i opierają się zawierusze, tak sugestywnie opisanej przez Zofię Kossak-Szczucką w autobiograficznej powieści „Pożoga” – uciekają do II Rzeczypospolitej. Większość z nich zasila szeregi miejskiej inteligencji, jedynie niewielu udaje się kontynuować styl życia na wsi.

Sytuacja powtarza się – w znacznie większej skali – po 1939 r. i aneksji Kresów Wschodnich przez Stalina. Polscy ziemianie są aresztowani, mordowani, wywożeni w głąb Związku Sowieckiego w ramach kolejnych akcji deportacyjnych, wymierzonych w polskich obywateli. Taki los staje się udziałem rodziny Władysława Świdrygiełły-Świderskiego.

Gdy we wrześniu 1939 r. Sowieci wkraczają do Barysza (województwo tarnopolskie), Świderski – właściciel tutejszego majątku – nie ma czasu na ucieczkę. Kryje się w chłopskiej chacie, skąd po kilkunastu dniach wyciąga go NKWD. Zostaje wywieziony w nieznanym kierunku, a po latach jego nazwisko znajdzie się na liście katyńskiej. Jego żona z dwiema nastoletnimi córkami ucieka do Lwowa, skąd w 1940 r. trafiają na Syberię. Wszystkie przeżywają zesłanie, opuszczają Związek Sowiecki z armią Andersa, a po wojnie osiadają w Wielkiej Brytanii.

W oczekiwaniu

Ci, którzy z Kresów uciekali w kierunku zachodnim, spotykają się w utworzonym właśnie Generalnym Gubernatorstwie z ziemianami wysiedlonymi przez Niemców z Pomorza i Wielkopolski. Na ziemiach tych, wcielonych do III Rzeszy, polityka okupanta wobec ziemiaństwa jest bezlitosna: majątki przechodzą na własność państwa niemieckiego w trybie natychmiastowym, a ich właściciele giną, trafiają do obozów koncentracyjnych albo zostają wyrzuceni do GG.

W samym Generalnym Gubernatorstwie sytuacja ziemian jest trochę znośniejsza. Choć i tu trwają represje: wiele majątków jest przejmowanych na tzw. Liegenschafty – gospodarstwa zarządzane przez Niemców (w samym Kieleckiem taki los spotyka jedną trzecią wszystkich majątków). Ich właściciele są zmuszani do opuszczenia domu i albo osiadają gdzieś niedaleko, albo jadą do miasta.

Także Maria Walewska nie mieszka w kowalskim dworze od czerwca 1942 r.: majątek wpada w oko lokalnemu niemieckiemu notablowi i zostaje przez niego zarekwirowany. Walewscy wyprowadzają się do oficyny. Sąsiednie Konary w 1941 r. zostają zajęte przez Luftwaffe, a właściciele, Józef i Irena Helbichowie, do końca wojny pomieszkują w dwóch pokoikach w dworze pełnym niemieckich żołnierzy. Mimo to obszar GG jest ostatnim miejscem w Polsce, gdzie ziemianie – w warunkach okupacji – mogą jakoś przetrwać aż do przełomu 1944/45 r.

Ten zaś oznacza ostateczny koniec ich świata. Ziemianie z GG wiedzą, że on się zbliża: znają losy znajomych z Kresów, dochodzą do nich słuchy, co dzieje się w pierwszych nacjonalizowanych majątkach na Białostocczyźnie, gdzie Armia Czerwona dociera jesienią 1944 r.

W oczekiwaniu na nadchodzące nowe, atmosfera zaczyna być nerwowa także w domu Stanisława Turnaua z Wlonic w powiecie opatowskim. Notuje on w dzienniku, że folwarczna służba jest coraz bardziej rozgorączkowana, fornale urządzają w czworakach nocne spotkania, tupią pod dworskimi oknami. Irena Exner, która wojnę spędziła w rodzinnych Sankach pod Grójcem, powie po latach (w wywiadzie dla Ośrodka „Karta”): „Mieliśmy pełną świadomość, że tylko dni dzielą nas od jakichś przełomów”. Wielu łudzi się, że komuniści zostawią im choćby część ziemi i dom (dwór). Przygotowują strategie przetrwania: tuż przed przejściem frontu Maria Walewska planuje urządzenie hodowli drobiu na 50 hektarach, które, jak sądzi, pozostaną jej po nacjonalizacji.

Sąd nad dziedzicem

Po wejściu Armii Czerwonej okazuje się jednak, że utracą wszystko. Sowieci są mniej lub bardziej brutalni: w niektórych majątkach ograniczają się do wymuszenia gościnności, inne doszczętnie rabują i na koniec palą, w jeszcze innych mordują i gwałcą. W Kowali Marii Walewskiej udaje się obłaskawić żołnierzy herbatą, wódką i bigosem. Dwór został ogołocony już wcześniej przez uciekających Niemców, teraz czerwonoarmiści wycinają na opał znaczną część parku.

W wielu miejscach dochodzi do parodii sądów nad dziedzicem: dowódcy jednostek frontowych stawiają właściciela pod ścianą, zwołują robotników folwarcznych i każą powiedzieć, czy pan był dobry, czy zły. Józef Helbich z Konar, w 1945 r. starszy już człowiek, zostaje zmuszony do klękania przed swoimi byłymi pracownikami i błagania o litość. Od śmierci ratuje go wstawiennictwo chłopów z okolicznych wsi, którzy wysyłają delegację, aby ujęła się za Helbichem.

Wielu ziemian nie czeka na nadejście Sowietów i ich łaskę lub niełaskę: opuszczają swoje domy jeszcze przed przejściem frontu. Ci zaś, którzy w nich zostają, będą z nich wkrótce wyrzuceni przez nowe komunistyczne władze. Bo gdy tylko opada pył po frontowej nawałnicy, w majątkach zjawiają się pełnomocnicy ds. reformy rolnej i tymczasowi komisarze, którzy przejmują majątki w zarząd państwowy. W najlepszym razie właściciele mają kilka dni na spakowanie się i opuszczenie majątku. W gorszym są wyrzucani dosłownie na bruk i idą w świat z jedną walizką w ręku.

We Wlonicach, zanim jeszcze zjawią się urzędnicy z powiatu, do Stanisława Turnaua przychodzi wysiedlony przez Niemców z sąsiedniej wsi chłop Stanisław Wieczorkowski, któremu Turnau pozwolił zamieszkać w czworakach. Mówi, że jest teraz sekretarzem powiatowym komunistycznej PPR i odtąd on tu rządzi. Turnau notuje w dzienniku z goryczą: „Byłem przygotowany, że to nastąpi, ale nie spodziewaliśmy się tego, że z naszego domu wyjdzie władza, która stanie się naszym »opiekunem« i będzie nam na palce patrzeć”. W Bieganowie w powiecie włoszczowskim komisarzem majątku zostaje miejscowy fornal. Nina Morstin słyszy od niego, że „zmieniły się stosunki, pani hrabino, i teraz ja o wszystkim decyduję”.

Na śniegu z tobołkiem

To, jak przebiega samo wywłaszczenie, zależy w dużej mierze od tego, kto je przeprowadza i jakie były wcześniej relacje dziedzica ze służbą folwarczną oraz ze wsią.

Nowy komisarz Bieganowa po chwili wahania oznajmia Ninie Morstin, że może z dziećmi zostać w dwóch pokojach, dopóki nie znajdzie sobie innego lokum. Choć komisarz Wieczorkowski sarka i protestuje, wloniccy fornale, tworzący komitet parcelacyjny, pozwalają Turnauom spokojnie się spakować i zabrać do Ostrowca tyle rzeczy osobistych, ile chcą. Maria Walewska dostaje na wyprowadzkę dwa tygodnie.

Ale w wielu miejscach wywłaszczenie jest brutalne. Czasem chłopi korzystają z okazji, by odegrać się na nielubianym dziedzicu. Czasem ziemianie nie mają szczęścia do „ludzi z powiatu”. W Radestowie (powiat radomski) ci ostatni zjawiają się nagle, wpadają do dworu i nic nikomu nie wyjaśniając, pakują meble i obrazy na swój wóz. Ciężko chora Zofia Łącka zostaje przez nich dosłownie wyrzucona z domu i leży na śniegu z tobołkiem bielizny. Z dworskiego podwórza zabiera ją do siebie chłopska rodzina.

W Grębowie (powiat tarnobrzeski) do dworu wpada trzech mężczyzn i zarządza natychmiastową eksmisję właścicieli, Dolańskich, jak też licznych przygarniętych przez nich w czasie okupacji uciekinierów. Dolański zostaje aresztowany, jego żonie pozwala się wyjechać, ale dobrowolnie dołącza do męża. Aresztowanie ma charakter pokazowy: jako świadków zwołuje się służbę folwarczną i gospodarzy ze wsi.

Anna Hajduk, pochodząca z ziemiańskiej rodziny Morawskich, która w 1944 r. znalazła u Dolańskich schronienie, wspominała (w wywiadzie dla Ośrodka „Karta”): „A ci ludzie wcale się nie cieszyli, że tego krwiopijcę wyrzucają, tylko z płaczem do tej pani Dolańskiej”.

Natychmiast pozamykać

To, czy dochodzi do aresztowań, zależy tyle samo od zawziętości miejscowych władz, ile od odgórnych wytycznych. Np. masowa akcja aresztowań prowadzona jest wśród ziemian w pierwszych miesiącach 1945 r. w Krakowskiem, zwłaszcza w powiecie bocheńskim.

Na Kielecczyźnie w marcu 1945 r. Jan Kula, wojewódzki pełnomocnik ds. reformy rolnej, wydaje instrukcję, w której czytamy: „Rodziny dziedziców, których ziemia jest w parcelacji, wałęsających się po terenie powiatu czy to w mieście, należy natychmiast pozamykać”. Zamknięty zostaje więc 20-letni Jan Lohmann z majątku Secemin; zatrzymany przez funkcjonariuszy powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa z Włoszczowy, razem z kilkunastoma innymi właścicielami majątków z okolicy spędzi w areszcie parę tygodni.

Nowe życie

Komunistyczne represje wobec ziemian w okresie reformy rolnej nie są masowe, swoją skalą nie zbliżają się nawet do terroru sowieckiego i niemieckiego. Ale wprowadzają atmosferę strachu i utrudniają adaptację do nowych warunków życia.

Pierwszy okres po wywłaszczeniu zdominowany jest przez chaos i niepewność: trzeba podejmować wiele doraźnych decyzji, nie wiedząc, jakie będą ich skutki. Tadeusz Zwierkowski z Plechowa w powiecie pińczowskim, który jak wielu ziemian z Kieleckiego znalazł się po utracie majątku w Krakowie, notuje we wspomnieniach: „Przez cały ten czas widziałem tłumy ziemian plątających się po Krakowie, to w poszukiwaniu mieszkania, to szukających jakiegoś zajęcia, bo przecież jasne się stało, że do majątku już się nie wróci. Po prostu nie wiadomo było, co robić”.

Na początku wywłaszczeni trafiają zwykle do najbliższego miasta powiatowego, z czasem większość osiada w Krakowie, Warszawie lub na ziemiach poniemieckich. Początki w nowym miejscu są bardzo trudne. Gdy Maria Walewska w marcu 1945 r. opuszcza ostatecznie Kowalę i dociera z rodziną do Radomia, długo nie może znaleźć mieszkania – miasto jest zniszczone, do opróżnionych przez Niemców lokali wprowadzają się ludzie, którzy sami stracili dach nad głową. Lokum znajduje w końcu przypadkiem, wypytując o wolne mieszkania spotkanych na ulicy dalekich znajomych.

Kobiety samotne

Ziemianie tracą nie tylko dom, ale też warsztat pracy, czyli gospodarstwo. Wrzuceni w obce im środowisko miejskie, imają się różnych zajęć, nieraz krańcowo różnych od tego, czym zajmowali się do tej pory. Kobiety próbują uczyć w szkołach, produkują wyroby cukiernicze, młodsze pracują w kawiarniach jako kelnerki. Gdy Morawscy z Planty trafiają tymczasowo do Grębowa koło Tarnobrzega, niespełna 20-letni Tadeusz i Franciszek idą do pracy w pobliskiej fabryce garnków aluminiowych. Żyją w bardzo skromnych warunkach.

Edward Morawski, w 1945 r. dziewięcioletni, mówi mi, że zajmował się wówczas zarówno wypiekaniem chleba, jak i opróżnianiem szamba. Jego starszy brat Stanisław, dziś emerytowany zakonnik mieszkający w Genui, z pobytu w Grębowie pamięta głód i pojedyncze ziemniaki pływające w chudej zupie. Po przeprowadzce rodziny do Poznania, już po śmierci głowy rodu – Stanisława Morawskiego – Olga Morawska, aby utrzymać młodsze z ich trzynaściorga dzieci, pracuje jako dozorczyni.

Tak jak w innych grupach społecznych, wśród zdeklasowanego ziemiaństwa najgorzej mają bowiem po wojnie samotne kobiety. Zaliczają się do nich także Maria Walewska, której mąż umiera w 1946 r. na skutek chorób i przeżyć wojennych, oraz Nina Morstin, która w pojedynkę odbudowuje swoje życie na Dolnym Śląsku (pracuje w bibliotece, organizuje kursy repolonizacyjne dla osób uznanych za autochtonów, którym pozwolono zostać).

Podcięte korzenie

Na tle nędzy, w której pogrążona jest powojenna Polska, aspekt materialny ziemiańskiej deklasacji nie jest czymś wyjątkowym. W spalonych wsiach Kielecczyzny chłopi latami koczują w ziemiankach, w zniszczonych miastach nie ma gdzie mieszkać. Jednak ziemianie przeżywają coś więcej niż utratę majątku: tracą dom, pozycję społeczną, poczucie przynależności i sensu.

Zwłaszcza starsi będą latami tęsknić i śnić o tym, że odwiedzają dawny dom. W rzeczywistości nie są w stanie się z tym zmierzyć (zresztą nie pozwalają im na to władze: byli właściciele przez lata mają zakaz zbliżania się do dawnych majątków). Maria Grodzicka, która straciła majątek we Wrzącej w Łódzkiem, zapisze we wspomnieniach: „Byliśmy jak obuchem rażeni, wypadki powojenne zaskoczyły nas, grunt usunął się nam spod nóg. Przez utratę Wrzącej byliśmy jak drzewa, którym podcięto korzenie”.

Michał Szymon Karski, przed wojną właściciel Włostowa w powiecie opatowskim, nigdy nie pojedzie zobaczyć, co władze komunistyczne zrobiły z jego domem – nie będzie chciał oglądać jego upadku. Jego syn Juliusz z wizyty we Włostowie w latach 50. zapamięta fornalskie psy uwiązane do bud stojących w pałacowym korytarzu.

Wielu tzw. „bezetów” (byłych ziemian, jak nazywano ich w PRL-u) z czasem stanie na nogi i odnajdzie się w nowym ustroju, a ich dzieci odbudują swoją pozycję społeczną i nauczą się w nowy sposób wykorzystywać gromadzony przez pokolenia kapitał społeczny. Ale będą to już indywidualne awanse, a nie odbudowa klasy. To, co rozpoczęli Niemcy i Sowieci, komunistom udało się doprowadzić do końca: na skutek reformy rolnej ziemiaństwo przestało istnieć jako grupa społeczna. Dla przeoranej przez wojnę i pozbawionej znaczącej części elit Polski była to ogromna kolektywna strata, a dla ziemian – bardzo indywidualne tragedie.

Z dworu w Kowali, na który w 1945 r. Maria Walewska długo patrzyła z bryczki odjeżdżającej do Radomia, nie zostało dziś nic poza resztkami zdziczałego parku.©

Autorka jest socjolożką, pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. W listopadzie w wyd. Czarne ukaże się jej książka „Był dwór, nie ma dworu. Reforma rolna w Polsce”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021