Ukraińska niepamięć o Holokauście

Negatywne reakcje na niedawne wystąpienie prezydenta Izraela w parlamencie w Kijowie dowodzą, jak mało Ukraińcy wiedzą o czarnych kartach własnej historii.

28.10.2016

Czyta się kilka minut

Cmentarz żydowski w Humaniu na Ukrainie, wrzesień 2012 r.  / Fot. Valeriy Melnikov / RIA NOVOSTI / EAST NEWS
Cmentarz żydowski w Humaniu na Ukrainie, wrzesień 2012 r. / Fot. Valeriy Melnikov / RIA NOVOSTI / EAST NEWS

Miało to być wydarzenie wyjątkowe. I było. Choć nie do końca w takim sensie, jak oczekiwali gospodarze.

Pod koniec września prezydent Izraela Re’uwen Riwlin wygłosił przemówienie w ukraińskiej Radzie Najwyższej. Pretekstem była 75. rocznica masowej egzekucji w Babim Jarze, wąwozie położonym wtedy pod Kijowem (dziś to część miasta), który stał się jednym z symboli Holokaustu na Ukrainie. We wrześniu 1941 r., w ciągu ledwie kilku dni, Niemcy rozstrzelali tam niemal 34 tys. kijowskich Żydów. A w kolejnych miesiącach dalszych kilkadziesiąt tysięcy ludzi: Żydów, Ukraińców, Rosjan, Romów, Polaków.

Riwlin mówił zarówno o eksterminacji ukraińskich Żydów w czasie II wojny światowej, jak też o unikalnej kulturze, wytworzonej przez nich w ciągu dziesięciu wieków zamieszkiwania na ziemiach ukraińskich. Ale w połowie przemówienia przez wypełnioną po brzegi salę parlamentu przebiegł ledwie słyszalny szmer. Prezydent Izraela mówił wówczas: „Wielu pomocników zbrodni było Ukraińcami. Pośród nich wyróżniali się w szczególności bojówkarze OUN, którzy znęcali się nad Żydami, mordowali ich i w wielu przypadkach wydawali Niemcom (...) Nie możemy dopuścić, aby historia, zarówno z jej strasznymi, jak i dobrymi wydarzeniami, została zapomniana”.

Ten krótki fragment dłuższego przemówienia wywołał oburzenie na Ukrainie, a na głowę Riwlina ściągnął gromy. Oto bowiem w rocznicę niemieckiej zbrodni oskarżył on Ukraińców o współudział w Holokauście, co dla społeczeństwa ukraińskiego było czymś kompletnie niespodziewanym.

Jako jeden z pierwszych głos zabrał Wołodymyr Wjatrowycz, szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Zarzucił Riwlinowi, że „powtarza sowieckie mity”, i wezwał, by „unikać bezpodstawnych uogólnień”. Wystąpienie komentowało też wielu czołowych polityków. W najłagodniejszej formie uznawali oni wspomniane słowa Riwlina za „nieadekwatne” i „wykorzystujące sztampy propagandy sowieckiej” (Iryna Heraszczenko, wiceszefowa Rady Najwyższej), zaś w bardziej skrajnej uznawali je za „obrazę Ukraińców” i domagali się przeprosin (np. Ołeh Laszko, szef Partii Radykalnej).

Głosy oburzenia podniosły się też w sieciach społecznościowych, gdzie pisano np. o „splunięciu Ukraińcom w twarz” i „znieważeniu narodu”. Dominującą cechą tych monologów (bo nie dyskusji) było przekonanie, że prezydent Izraela kłamie. Pozostała część jego przemówienia, w tym słowa o 2,5 tys. Sprawiedliwych Ukraińców, została właściwie zignorowana.

Czy Riwlin kłamał?

Emocjonalna reakcja wielu Ukraińców na wystąpienie prezydenta Riwlina wynika przede wszystkim z braku wiedzy o tym, co wydarzyło się w okresie II wojny światowej między Ukraińcami a Żydami. Wprawdzie badania historyczne są tu dalekie od zakończenia i historycy muszą jeszcze wyjaśnić wiele szczegółów, jednak najważniejsze fakty są znane. Zarysujmy je pokrótce.

Działacze Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, którzy nadawali ton ukraińskiemu ruchowi narodowemu na obecnej Ukrainie Zachodniej, na przełomie lat 30. i 40. pragnęli, aby przyszłe państwo ukraińskie było – jak to ujął jeden z jego ideologów, Mychajło Kołodzinskyj – „czyste pod względem narodowym”. W praktyce oznaczało to uznanie mniejszości narodowych – nie tylko Polaków, ale i Żydów – za elementy niepożądane.

Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 r. wywołał entuzjazm ukraińskich nacjonalistów, którzy dostrzegli w tym szansę na powstanie niepodległej Ukrainy. Latem tamtego roku w wielu miastach i miasteczkach Galicji Wschodniej doszło do pogromów Żydów, w które włączyli się, a w niektórych przypadkach również je organizowali, członkowie OUN. Największy miał miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano ok. 7 tys. Żydów, oraz w Złoczowie, gdzie zginęło ich około tysiąca. Był to zresztą element fali pogromów antyżydowskich, jakie wówczas objęły teren od państw bałtyckich przez część ziem przedwojennej Rzeczypospolitej aż po Besarabię. Do nich należy też zaliczyć zbrodnię w Jedwabnem.

Już wówczas istniały ukraińskie wojskowe formacje kolaboracyjne: bataliony „Nachtigall” (zastępcą dowódcy był Roman Szuchewycz, później jeden z dowódców UPA) i „Roland”. Ich członkowie weszli następnie w skład Ukraińskiej Policji Pomocniczej, działającej na terenie Generalnego Gubernatorstwa i na Białorusi. Liczba jej członków szacowana jest nawet na 35 tys. Ukraińscy policjanci brali aktywny udział w niemieckiej eksterminacji kilkuset tysięcy Żydów.

Bez krytycznej refleksji

Wiosną 1943 r. kilka tysięcy członków Ukraińskiej Policji Pomocniczej zdezerterowało i dołączyło do szeregów powstającej właśnie Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wielu badaczy dowodzi, że skierowana przeciwko Polakom czystka etniczna na Wołyniu odbyła się według podobnego scenariusza, jak wcześniejsza eksterminacja Żydów – co wynikało także z doświadczenia tych upowców, którzy wcześniej służyli u Niemców.

UPA mordowała nie tylko Polaków, również Żydów, których nie zgładzili wcześniej Niemcy. Dokumenty organizacji wskazują na podjętą decyzję o „likwidacji komunistów, Żydów i Polaków” jako „elementów prosowieckich”. Trudno ocenić liczbę Żydów, zamordowanych wówczas przez UPA – najniższe szacunki mówią o 1-2 tys. Do przemocy wobec Żydów na Ukrainie (nie tylko Zachodniej) dochodziło również po jej ponownym zajęciu przez Armię Czerwoną: były to zarówno mordy dokonywane przez oddziały ukraińskich partyzantów, jak też (na Ukrainie Centralnej) mordy „sąsiedzkie”, porównywalne do opisanych przez Jana Tomasza Grossa w „Strachu”.

Wszystkie te wydarzenia wymagają dalszych studiów. Niestety w badania nad tymi „białymi plamami” rzadko włączają się historycy ukraińscy. Autorem jednej z nielicznych ukraińskich książek na temat relacji ukraińsko-żydowskich w czasie II wojny światowej jest zresztą wspomniany Wjatrowycz. Skupił się na wykazaniu, że OUN i UPA nie można oskarżać o antysemityzm. Jego publikacja była wielokrotnie krytykowana jako książka z tezą, służąca wybielaniu ukraińskich nacjonalistów.

Ukraińska historiografia wciąż czeka więc na krytyczną refleksję nad tą częścią swych dziejów.

Sowieckie dziedzictwo czy ukraińskie zaniedbania

Aby zrozumieć, dlaczego tak wiele jest jeszcze do zrobienia w badaniach nad Holokaustem na ziemiach ukraińskich, należy przypomnieć, że w historiografii sowieckiej temat Zagłady praktycznie nie istniał. Żydzi, których na terenach dzisiejszej Ukrainy zginęło ok. 900 tys., wliczani byli wtedy do ogólnego bilansu sowieckich ofiar cywilnych. W „Historii Ukraińskiej Republiki Sowieckiej”, wydanej w latach 80. XX wieku, Żydzi nie pojawiają się ani razu (sic!).

Gdy w 1991 r. powstała wolna Ukraina, ideologiczne ograniczenia przestały obowiązywać. Ale przez pierwsze lata niepodległości niewiele się w tej kwestii zmieniło. Ukraińscy historycy pomijali Zagładę milczeniem, zajęci kwestiami ważniejszymi dla narodu, który właśnie uzyskał swoje państwo. Nic więc dziwnego, że najważniejsze prace naukowe dotyczące Holokaustu na terenie Ukrainy wyszły spod pióra historyków zachodnich. Podobnie temat ukraińskiej kolaboracji podejmowany był i jest niemal wyłącznie przez badaczy zagranicznych.

W ukraińskich podręcznikach szkolnych Zagłada pojawia się wyłącznie w kontekście obozów koncentracyjnych, jak Auschwitz czy Treblinka, całkowicie pomijając zarówno mordowanie Żydów na terenie Ukrainy, jak też ukraiński współudział w Holokauście. Po 1991 r. w kraju nie powstało żadne duże muzeum poświęcone Zagładzie czy też szerzej – historii ukraińskich Żydów. Nadal nie ma też finansowanych przez państwo ośrodków badawczych, a kierunki studiów nad historią i kulturą Żydów na państwowych uniwersytetach są nieliczne.

Wszystko, co dzieje się w tym temacie na Ukrainie, jest zasługą organizacji pozarządowych. To one upamiętniają żydowskie ofiary (jak lwowskie Centrum Historii Miejskiej, które było odpowiedzialne za konkurs na nowe żydowskie miejsca pamięci we Lwowie), edukują nauczycieli i młodzież (jak kijowskie Centrum Badań nad Zagładą) czy wydają monografie naukowe i wspomnienia z Zagłady (jak kijowskie Centrum Judaiki). Państwo i państwowe uniwersytety wciąż pozostają w tych kwestiach bierne.

Czekając na ukraińskich „Sąsiadów”

Po 1991 r. na Ukrainie nie odbyła się żadna poważna, szeroka dyskusja społeczna dotycząca Holokaustu – taka, jaką w Polsce wywołali „Sąsiedzi”. Przez moment wydawało się, że „ukraińskim Grossem” zostanie Omer Bartov, amerykański historyk zajmujący się historią nazistowskich Niemiec, autor książki „Erased. Vanishing Traces of Jewish Galicia in Present-Day Ukraine” (Princeton 2007), którą szybko przetłumaczono na ukraiński. Było to sprawozdanie z podróży autora po galicyjskich miasteczkach, dawnych sztetlach, w których starał się odnaleźć ślady po zamieszkujących je kiedyś społecznościach żydowskich. Emocjonalna i gorzka, oskarżała Ukraińców nie tylko o współudział w Zagładzie, ale również o niepamięć.

Jednak w odróżnieniu od „Sąsiadów” książka ta nie wywołała na Ukrainie szerszego oddźwięku. Dyskutowano o niej, owszem, ale głównie w wąskich kręgach intelektualnych. Publikowano recenzje, ale na łamach niszowych periodyków naukowych, nie zaś mainstreamowych mediów.

Zabrakło nie tylko gotowości na zmierzenie się z własną przeszłością, ale również wspólnej pamięci i tożsamości. Książka Grossa stała się w Polsce przełomem, bo dyskutowano o niej nie tylko w Łomżyńskiem i nie tylko w małym gronie intelektualistów – polska dyskusja miała charakter ogólnonarodowy. Jedwabne stało się symbolem wszystkich przypadków Polaków, którzy w czasie wojny wydawali i mordowali Żydów. Tymczasem dyskusja o współudziale w Holokauście ukraińskich nacjonalistów nie była w stanie wzbudzić masowych emocji np. na Ukrainie Wschodniej, bo państwo było tożsamościowo podzielone.

Pokolenie, które pamięta

Dlaczego Bartov nie został „ukraińskim Grossem”? Dlaczego Ukraińcy nie wybudowali swojego Muzeum POLIN i nie chcą uderzyć się w piersi za swoje stodoły i swoich sąsiadów? Odpowiedzi jest kilka.

Na pewno nie chodzi o to, że na Ukrainie nie ma pamięci o Zagładzie wśród tzw. zwykłych ludzi. Wystarczy obejrzeć pierwszy lepszy wywiad z archiwum Yahad-In Unum ojca Patricka Desbois – francuskiego duchownego, który jeździ po Europie Wschodniej w poszukiwaniu masowych grobów Żydów zamordowanych podczas Holokaustu i o groby te pyta miejscowych. Ukraińcy z pokolenia, które przeżyło wojnę, byli świadkami Zagłady, która dokonała się pod ich oknami, pamiętają ją dobrze. „Przez dwa dni widziałam, jak ruszała się ziemia w miejscu, gdzie ich zakopali”; „Gestapowiec wziął to dziecko za nogi i roztrzaskał jego głowę o ścianę mojego domu”; „Na ulicach widać było krew długo po tym, jak ich wywieźli” – to typowe cytaty z wywiadów z ukraińskimi świadkami.

Zwykli ludzie dobrze więc pamiętają, co się stało z ich sąsiadami. Również to, że czasem chrześcijańscy sąsiedzi przyłożyli do tego rękę. Ale pamięci tej z reguły nie przekazują dalej.

Badania pokazują, że młodzi Ukraińcy, o ile nie mają korzeni żydowskich, niemal nigdy nie wynoszą z domu wiedzy o Zagładzie. Nie otrzymują jej również w szkole. Dobrym przykładem jest miasteczko Żółkiew pod Lwowem. Wyniki badań jednego ze współautorów tego tekstu pokazują, że jego mieszkańcy ze średniego i młodszego pokolenia często nie wiedzą nawet, że ich miasto było przed wojną zamieszkane w 40 proc. przez Żydów. Ci zaś, którzy o tym wiedzą, jedynie niejasno zdają sobie sprawę z tego, co spotkało żółkiewskich Żydów. W Związku Sowieckim rzadko rozmawiano z dziećmi i wnukami o historii – to nie był bezpieczny temat. Często zresztą w rodzinach nie mówiono nie tylko o żydowskich, ale również o własnych ukraińskich ofiarach.

Pamięć kontra polityka

Wydobywaniu żydowskich ofiar z niepamięci nie pomaga ukraińska polityka historyczna.

Po rozpadzie Związku Sowieckiego Ukraińcy skupili się na upamiętnianiu swoich ofiar, skazanych wcześniej na zapomnienie, w tym przede wszystkim na przywracaniu pamięci ofiar Hołodomoru, czyli Wielkiego Głodu z lat 30., czy partyzantów UPA, którzy do lat 50. walczyli z władzą sowiecką. Zapełniano „białe plamy” i badano tematy dotąd zakazane – jednak Holokaustu wśród nich nie było.

Pojawił się dopiero, gdy prezydent Wiktor Juszczenko, który objął władzę po pomarańczowej rewolucji (2004/2005), zaczął forsować projekt ukraińskiej tożsamości historycznej skupionej wokół martyrologii Hołodomoru, określanego często jako „ukraiński Holokaust”.

Nie wiązało się to jednak z gotowością do krytycznej refleksji nad postawami Ukraińców wobec Zagłady. Główną przyczyną był tu drugi filar polityki tożsamościowej – istotny już za rządów Juszczenki, a obecnie urastający do rangi najważniejszej tradycji historycznej: czyli interpretowanie OUN i UPA jako sił walczących wyłącznie o ukraińską niepodległość w XX w., przy równoczesnym pomijaniu ciemnych kart z dziejów obu organizacji.

Także z tego powodu pierwsza wizyta ukraińskiego prezydenta w Izraelu była wielokrotnie odkładana przez władze w Tel Awiwie i mogła się odbyć dopiero w 2007 r. Zresztą na jej przebieg wpłynęła decyzja Juszczenki o pośmiertnym przyznaniu Szuchewyczowi tytułu „Bohatera Ukrainy”, najwyższego ukraińskiego odznaczenia. Zapytany o tę decyzję przez dziennikarzy izraelskich odpowiedział on, że „nigdy nie udowodniono udziału nacjonalistów ukraińskich w mordowaniu Żydów”.

Dodajmy, że gdy niedawno władze Kijowa przemianowały jedną z ważnych ulic miasta, nazywając ją imieniem Bandery, głosy oburzenia podniosły się nie tylko w Polsce – protestowały też ukraińskie organizacje żydowskie.

Ta widoczna niechęć do krytycznego spojrzenia na własną historię widoczna była również przy innych okazjach. Weźmy choćby stosunek do filmu Agnieszki Holland „W ciemności” (z 2011 r.) , który pokazywał los lwowskich Żydów w okresie wojny. Niektóre kręgi uznały go za antyukraiński, gdyż pokazywał ukraińską kolaborację z Niemcami. W końcu żaden z dystrybutorów nie zdecydował się na wyświetlanie go na Ukrainie.

Jak zetrzeć „białe plamy”

Zaniechania w dziedzinie badania i upamiętniania Zagłady oraz ukraińskiego w niej udziału nie da się usprawiedliwiać tylko traumatyzacją pamięci rodzinnej oraz słabością państwa – a dowodem jest tu intensywność, z jaką bada się dziś i upamiętnia UPA. Pamięć zbiorowa tworzy się wtedy, gdy jest danemu społeczeństwu potrzebna, a nawet słabe państwo jest w stanie prowadzić aktywną politykę historyczną w tych obszarach, które uznaje za priorytetowe.

Mimo skąpych środków powstają więc pomniki i inne upamiętnienia poświęcone UPA, prowadzone są szeroko zakrojone badania historyczne, kręcone są filmy. Sprawą zajmował się też parlament, który w kwietniu 2015 r. przyjął specjalną ustawę przewidującą odpowiedzialność za negowanie roli OUN i UPA w ukraińskich walkach o niepodległość.

Oczywiste jest, że w obecnej sytuacji politycznej Ukraińcy budują swoją tożsamość historyczną w opozycji do Rosji, i że UPA dostarcza w tym względzie tak potrzebnych im bohaterów pozytywnych. Konsekwencją bezkrytycznego podejścia do UPA jest jednak również niemożność krytycznej refleksji nad ukraińskimi postawami wobec Zagłady, ponieważ uczestniczyły w niej związane ideowo i formalnie z OUN oraz UPA ukraińskie formacje zbrojne.

Tym samym wszystko wskazuje na to, że dopóki obowiązywać będzie dogmat gloryfikacji UPA, dopóty na Ukrainie nie odbędzie się ani prawdziwe rozliczenie z winami czasu Holokaustu, ani także szeroka dyskusja o Zbrodni Wołyńskiej. Dopiero zmiana podejścia do tych dwóch „białych plam” pokaże, że ukraińska polityka historyczna zmienia się na dobre. ©

ANNA WYLEGAŁA jest socjolożką, adiunktem w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Zajmuje się m.in. pamięcią społeczną w Polsce i na Ukrainie.

​WOJCIECH KONOŃCZUK jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2016