Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niestety, tylko “Komisja do zbadania ujawnionych w mediach zarzutów dotyczących przypadków korupcji podczas prac nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji" doszła do konkretnych ustaleń. Dlatego, że miała konkretne zadanie, odnoszące się do funkcjonowania administracji państwowej, która produkując dokumenty zawsze pozostawia ślad działalności. Nie bez znaczenia był także upór kilku posłów (przede wszystkim Zbigniewa Ziobro) w poszukiwaniu prawdy. Upór ten, inteligencja Jana Rokity i sprawne kierownictwo Tomasza Nałęcza przyniosły rezultaty w postaci kilku śledztw prokuratorskich.
Dwie pozostałe komisje nie ustaliły praktycznie nic. Nie tylko dlatego, że w ich składy weszli posłowie intelektualnie słabsi. Również dlatego, że ich zadania były źle sprecyzowane. Komisja ds. Orlenu dostała zadanie, którym powinny zajmować się służby specjalne (ale to one są głównym podejrzanym w tej sprawie), a Komisja ds. PZU miała zająć się problemem nieistniejącym. Trudno bowiem mówić o “nieprawidłowościach w prywatyzacji" w przypadku znajdującego się na krawędzi bankructwa, deficytowego przedsiębiorstwa. Nawet jeśli posłowie nie wiedzieli tego wcześniej, to mogli taką wiedzę pozyskać podczas pierwszego posiedzenia. Tyle że wtedy nie mieliby okazji odgrywania przed kamerami roli pierwszych - i jedynych - sprawiedliwych.
Bowiem widz z Marsa, gdyby obejrzał transmisje telewizyjne z posiedzeń, musiałby dojść do wniosku, że polski świat polityki składa się z: a) bandy złodziei, którą stanowią wszyscy politycy nie należący do grup b i c; b) 30 krystalicznie uczciwych członków Komisji Śledczych; c) Andrzeja Celińskiego, którego należy wyodrębnić do oddzielnego podzbioru, bo to jest osoba niemal święta. Za bezgraniczną uczciwość płaci bowiem cierpieniem stale malującym się na jego twarzy.
Po medialnym sukcesie komisji śledczych IV kadencji Sejmu można być pewnym, że w następnej kadencji takich “niemal świętych" mieć będziemy jeszcze więcej.