Kochał, jak potrafił

Za życia prawie nieobecni. Sami samotni i na samotność skazujący swoje rodziny. Po śmierci coraz bardziej realni i bliscy. Nasi ojcowie.

17.06.2013

Czyta się kilka minut

Tłum rozentuzjazmowanych kibiców pokrzykujących na piłkarzy. Między rzędami kręci się dziewczynka, na którą nikt nie zwraca uwagi. Nudzi się, chce do domu. Nie ma śmiałości powiedzieć o tym ojcu, dla którego świętością jest mecz ukochanej Cracovii. Po blisko 40 latach dziewczynka dużo by dała, by z ojcem znów znaleźć się na trybunie i by mecz nigdy się nie skończył.

A może lepiej „tata”? Nie – tata zarezerwowane jest do kontaktów codziennych. „Tato, możesz zapleść mi warkoczyk?” – poprosiłam, gdy miałam chyba lat 14, a on się mordował nad moją czarną głową, próbując sprostać fryzjerskiemu zadaniu. Po jego śmierci przemianowałam go na „ojca”. „Gdy ojciec żył” – mówię, jakby czas rozpękł się na dwie epoki: tę z nim i tę bez niego. I choć „ta z nim” wcale nie była łatwiejsza niż ta „bez niego”, nie maleje, przeciwnie, nasila się tęsknota za jego obecnością.


SZKLANKA WODY


„Umarł mi ojciec” – Miljenko Jergović rzuca czytelników na głęboką wodę pierwszym zdaniem autobiograficznego eseju. Znakomity chorwacki prozaik i poeta, dwa lata temu uhonorowany Angelusem za „Śrda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki”, z dna pamięci wydobywa obrazy, układa jak puzzle porozrzucane dotąd w chaotycznym nieładzie. I jeśli można mówić o pożytkach płynących ze śmierci, to jednym jedynym, który wnosi ona ze sobą w świat żywych, jest szansa na mentalne ogarnięcie rodzica. Pozostająca po nim pustka domaga się wypełnienia, teraz już wyłącznie pajęczyną treści utkanej z nitek wspomnień, zapachów, domysłów, żalów i wdzięczności dorosłego dziecka.

Pisząc tę książkę Jergović musi przejść prywatną Golgotę. Jego relacje z ojcem urwały się na prawie trzy dekady, kiedy ten opuścił małego Miljenko i jego matkę, by stanąć na ślubnym kobiercu z kobietą, której syn nie będzie miał okazji nigdy poznać.

W jego opowieści krótki epizod celebry życia rodzinnego ogranicza się zaledwie do kilku scen rodzajowych. Miljenka w biografii Dobroslava Jergovicia, szanowanego sarajewskiego lekarza o aparycji Petera Sellersa, interesuje głównie to, co toczyło się leniwym rytmem za kulisami wybranego przez ojca nowego życia. Chce też wiedzieć, kim byli jego przodkowie i – w pokoleniowym łańcuchu – kluczowe miejsce przypada babce Stefanii, działaczce ustaszowskiej, wyjątkowej jędzy, która synowi – partyzantowi konającemu na tyfus (Dobroslaw cudem wywinął się śmierci), dla niej w tym momencie wyłącznie wrogowi politycznemu, odmawia szklanki wody. Okrutna scena, raz po raz przez Jergovicia przywoływana, jest symbolem losu obywatela Bałkanów, w którym dziejowa pieczęć w jedno spaja prywatność i politykę.

Na początku lat 90. w trakcie konfliktu etnicznego określenie się jako Chorwat, Bośniak czy Serb było wyrokiem lub przepustką do życia. Wówczas Miljenko Jergović w rubryce pochodzenie konsekwentnie wpisywał: „Jugosłowianin”. Nieochrzczony ateista, syn ochrzczonych ateistów, który nie chce przyjąć pierwszego sakramentu tylko po to, aby wylegitymować się przed licznymi zainteresowanymi, że jest bośniackim Chorwatem, a nie bośniackim Serbem czy Muzułmaninem. W końcu się łamie i nachyla głowę nad chrzcielnicą. Czyni to z obrzydzeniem dla okoliczności, które go w tym kierunku pchnęły, dla siebie samego, i dla Boga tych, którzy w jego imię zarzynają się nawzajem na ziemiach – wtedy już tylko mitycznej – Jugosławii.

Jergović jako jeden z niewielu autorów rekrutujących się z byłej Jugosławii potrafi mówić o krzywdach wyrządzonych przez każdą stronę konfliktu bałkańskiego. Z równie silnym przejęciem przypomina o oblężeniu Vukowaru i Sarajewa, o Jasenovacu – największym w Chorwacji obozie zagłady, założonym w 1941 r. przez faszystowskich ustaszów, o masakrze w Bleiburgu, gdzie Jugosłowiańska Armia Ludowa mordowała każdego podejrzanego o kolaborację.

Niechęć do nacjonalistycznej ortodoksji Miljenko dziedziczy właśnie po ojcu. Dobroslaw zaś dostaje jej antylekcję od własnej matki, niepodającej mu szklanki wody. Sponiewierany przez wojnę i rodzicielkę, Dobroslaw postanawia na resztę życia zaszyć się w dziupli świętego spokoju. Wiodąc egzystencję oportunisty, systemowi przeciwstawia się tylko raz, by realizować marzenia – dostać się na studia medyczne, co w przyszłości czyni go wybitnym specjalistą od białaczki: „Jako lekarz był taki dobry, że wydawało mu się, iż we wszystkich innych sprawach sumienie może mieć spokojne. Ale nie miał, i w szpitalu pracował jeszcze więcej, żeby je uspokoić”. Troszczył się o pacjentów, był na każde ich zawołanie, w tym samym czasie kompletnie głuchy na potrzeby jedynego syna.

„Czyżbym właśnie mówił, że ojciec mnie nie kochał?“ – pyta narrator, sam wyraźnie zaskoczony odwagą tego sformułowania. Syn czuje się wyłącznie wyrzutem sumienia Dobroslawa i sam kochać go nie potrafi właściwą miarą. Jedna się więc z nim przez te ponad 200 stron pierwszoligowej literatury, w której zdecydowanie więcej jest czułości i empatii niż sądów i wyrzutów. Co nie wyklucza okrucieństwa widzenia, na które może pozwolić sobie tylko dziecko w stosunku do rodzica. Nie ma znaczenia fakt, że dziecko obrosło brodą i od kilku dekad legitymuje się dowodem osobistym. Każde słowo postawione w książce Jergovicia pokazuje, że gargantuiczny głód ojcowskiej uwagi i uczuć jest obecny na każdym etapie życia.


WYBACZENIE


Thomas Bernhard w „Mrozie” każe mówić swojemu bohaterowi: „Ale ja się zupełnie do tego nie nadaję. Wszystko tu jest dla mnie niezrozumiałe”. Te zdania idealnie oddają sytuację egzystencjalną innego ojca. Arno Geiger, pisarz austriacki, w Polsce znany z „U nas wszystko dobrze” i „Wszystko o Sally”, poświęca mu esej „Stary król na wygnaniu”.

August Geiger cierpi na alzheimera. Jego pogrążona w kryzysie rodzina w konfrontacji z galopującą demencją ojca i byłego męża staje na wysokości zadania i odnawia więzi – i z nim, i między sobą. Przede wszystkim łagodnieje i wypełnia się uczuciem relacja między Arno i Augustem, kiedyś pełna niebezpiecznych zakrętów, niedomówień i wzajemnych pretensji, teraz opisywana w „Starym królu”.

Geiger piszący o ojcu, podobnie jak Jergović, zaczyna od cofnięcia się w czasie. Spogląda na Augusta jako na chłopskie dziecko wychowujące się w licznej rodzinie, gdzie twarda ręka (i głowa) dziadka nie pozostaje bez znaczenia. Potem widzi go jako 19-latka zmobilizowanego do Wehrmachtu – front wojenny, a w finale niewola odmienią go raz na zawsze i spowodują, że wszystko, co uczyni przez resztę ponad 80-letniego życia będzie podporządkowane myśli: nigdy nie znaleźć się w sytuacji zagrożenia. W praktyce oznacza to, że dzień od dnia nie powinien się niczym różnić, warsztat, w którym można majsterkować, jest jedyną pasją, której August oddaje się bez reszty. Nudna powtarzalność jest dla niego kwintesencją szczęśliwości. A dla jego syna oznaką gnuśności, obojętności i słabości charakteru.

Postępujące zmiany w mózgu powodują, że August przestaje poznawać ludzi, nie rozróżnia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, nie ma pojęcia, co zrobić z kanapką leżącą na talerzyku, złości się na pielęgniarki, miewa halucynacje, bywa nieznośny do tego stopnia, że ma się ochotę uciec jak najdalej. Więzienie choroby i jednocześnie moment wyzwalający ojca, luzujący jego mechanizmy obronne. Arno zaczyna traktować to jako skarb, wiedząc, że pojawiająca się między synem a ojcem bliskość dzieje się poza kontrolą tego drugiego. „Stary król na wygnaniu” jest wielkim protestem przeciw fałszowi, że chorzy na demencję są jak małe dzieci. Dzieci zdobywają nowe umiejętności, chorzy tracą te dawno wyuczone. Dzieci z czasem osiągają samodzielność, chorzy są coraz bardziej zależni od innych. Arno przechodzi na stronę Augusta, ponieważ ten już nie może pokonać mostu do rzeczywistości syna.

Dzięki temu pojmuje, dlaczego matka po 30 latach odchodzi od ojca. Rodzice Arno nie mogli sprostać wzajemnym oczekiwaniom, różnili się nawet sposobem komunikowania. Ona zmysłowa i żądna wrażeń, on miłujący prostotę i oszczędny. Ona złakniona wiedzy, on szukający mało wybrednych rozrywek. Ona aktywna, on bierny. Perfekcyjny dysonans między różnymi życiowymi marzeniami oprócz tego jednego wspólnego – żeby się pobrać i mieć dzieci. „Poza tym na co dzień było tak, jakby na wieży Babel dwoje ludzi próbowało rozpaczliwie przekrzyczeć jedno drugie, powtarzając w swoim własnym języku: »Ty mnie nie rozumiesz«”. Ale już zrozumienie własnych rodziców powoduje, że sam Arno zaczyna rozumieć siebie.

W „Królu” narrator używa oficjalnego „ojciec” z wyjątkiem fragmentów, kiedy przytacza ich wspólne rozmowy. Wtedy pada „tato” wyrażające intymność, serdeczność, zaciekawienie, troskę. A skoro Jacques Derrida uznał, że pisząc stale się prosi o wybaczenie, to można tu dodać jeszcze jeden podmiot – tego, który jest opisywany. Bo wybaczenie obowiązuje obie strony i nie szkodzi, że tylko jedna podejmuje jego wysiłek. Pisarski talent stwarza większe możliwości: daje narzędzia do wglądu w ludzką naturę z całym kapitałem jej zalet i ułomności. Umożliwia też wyrażenie tego, o czym milczeli najbliżsi. Na jedyny wyjątkowy sposób w głosie piszącego dziecka słyszalny jest głos niepiszącego rodzica.


WARKOCZYK


W obu tych opowieściach odnajdujemy figury i sytuacje znane wielu ludziom z autopsji. Ja sama w społecznikowskim temperamencie Dobroslawa Jergovicia rozpoznaję rysy charakteru mojego ojca, Edwarda Kubisiowskiego, który z większym zapałem angażował się za PRL-u w walkę o niepodległą Polskę niż w życie własnej rodziny. Równocześnie podziwiam w nim to, że (inaczej niż ojciec Jergovicia i Geigera) szerokim łukiem ominął ścieżkę oportunizmu. Kilka lat po transformacji ustrojowej, za wierność etosowi sierpniowej Solidarności, zapłacił sporą cenę. Wolał wycofać się z działalności związkowej, niż zawrzeć kompromisy z dawną władzą. Przez prawie dwie dekady, do 10 listopada 2010 r. – ostatniego dnia życia – ze smutkiem i frustracją patrzył na coraz bardziej podzieloną i źle rządzoną ojczyznę. Sam kłótliwy i nieznoszący sprzeciwu, co wkoło tworzyło piramidy konfliktów, potrafił zademonstrować bliskim, a na pewno piszącej te słowa, że istnieją sytuacje wymagające działań bezkompromisowych.

Według dzisiejszych kryteriów nie byli dobrymi ojcami. Czynili wszystko, co uchodzi za naganne. Słowo „kocham” nie przechodziło im przez usta, emigrowali na antypody emocjonalnej zachowawczości. I jednocześnie każdy z nich żył, jak potrafił, a uczucia do dziecka wyrażał w możliwej dla siebie skali. August – koślawo akceptując w Arno fakt, że został pisarzem. Dobroslaw – biegnąc przez bombardowane Sarajewo w poszukiwaniu Miljenko. Edward – zaplatając córce warkoczyk.  


Miljenko Jergović „Ojciec”, tłum. Magdalena Petryńska, Wydawnictwo Czarne, 2012

Arno Geiger „Stary król na wygnaniu”, tłum. Karolina Niedenthal, Świat Książki, 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2013