Kochaj pracę w sobie, nie siebie w pracy

O niemieckiej kulturze biznesu, stereotypach i karierze.

TYGODNIK POWSZECHNY: - Przeciętnemu Polakowi biznes kojarzy się z “układami" i łapówkami. Na jakie polskie grzechy wskazałby Pan z perspektywy Niemiec, gdzie wolny rynek jest standardem, a nie nowością?

PAWEŁ DANGEL: - Polski rynek tworzył się pospiesznie, często przypadkowo. Zachłyśnięcie się biznesem i wolnością przyniosło też niestety patologiczne zjawiska - nie mieliśmy wzorów obyczajowości, tradycji i kultury biznesu. W porównaniu z gospodarką niemiecką najbardziej cierpimy m.in. na brak kultu marki produktu. Tam ekonomię napędzają wielkie firmy, których nazwy kojarzy się z jakością. I wszyscy - od klientów, przez pracowników i kierownictwo, po właścicieli - są zainteresowani, aby ta jakość stale rosła, żeby znaczenie brandu nie upadło. U nas trudno znaleźć taką markę, która kojarzyłaby się jednoznacznie z jakością, nawet wśród największych firm.

Nie funkcjonuje też u nas kult rzemiosła, który bezpośrednio przekłada się na sektor małej i średniej przedsiębiorczości. Ten szacunek do solidnie wykonanej pracy jest natomiast nadal nieodłączną częścią niemieckiej kultury biznesu. W Polsce nastawiliśmy się na “szybki pieniądz", transfer dóbr konsumpcyjnych, których brakowało - co nie zawsze równa się z jakością. “Tanio kupić, drogo sprzedać" - to bardzo krótkoterminowa strategia, choć u nas postrzegana jest przez wielu jako wykładnia sukcesu i przedsiębiorczości. Teraz, jeśli chcemy rzeczywiście stabilizować rynek, musimy zacząć się odwoływać do sprawdzonych, pozytywnych wzorców, a nie tylko przykładów z kolorowych czasopism, gdzie wciąż czytamy o ludziach sukcesu, którzy robią fortuny - najczęściej na styku prywatnego biznesu z państwowym, na niezbyt transparentnych zasadach.

Jasne, nie chciałbym, żeby brzmiało to tak, jakby biznes był polem do działania dla ludzi prostolinijnych czy naiwnych. Biznes często jest agresywny, opiera się na konkurencyjności i rywalizacji. Etyka w biznesie jest dyskutowana w wielu krajach, a nadużycia i przestępczość są wszędzie, także w Niemczech. Jednak kraje Europy Zachodniej mają owe punkty odniesienia, a marka, reputacja czy tradycja mają tam wciąż kluczowe znaczenie. Poza tym system ścigania i wykrywania przestępczości oraz cały wymiar sprawiedliwości działa tam nieporównywalnie efektywniej.

Etyka w biznesie - moim zdaniem - to platforma do działania, a nie kolejne narzędzie do wygrywania krótkotrwałych korzyści. Np. często słyszymy, że opłaca się być etycznym, a dla mnie już samo takie stwierdzenie kojarzy się bardziej z transakcją handlową niż etyką. Etycznym się po prostu jest, a nie “bywa" - dla kolejnych materialnych korzyści.

- Czy są takie postawy w biznesie, które są nadal akceptowane w Polsce, a w Niemczech po prostu nie uchodzą?

- Z wykształcenia oraz pierwszego etapu pracy zawodowej jestem człowiekiem teatru. W teatrze mieliśmy motto: “Kochaj teatr w sobie, a nie siebie w teatrze" - co często parafrazuję na potrzeby firmy. Firma nie jest bowiem po to, żeby ją wykorzystywać czy nadużywać do własnych potrzeb. Spędzamy w niej większość czasu, czasem nawet więcej niż z bliskimi - oczywiste zatem, że należy się z nią utożsamiać. Taką jednak relację, popartą rzeczywistą świadomością i współodpowiedzialnością za firmę trudno wciąż w Polsce zbudować. To kolejny problem etyczny, tym razem w relacji pracownik-firma. Weźmy pierwszy z brzegu przykład - samochody służbowe. W świadomości wielu pracowników funkcjonuje schemat z przeszłości: “auto służbowe, czyli niczyje" - nie trzeba o nie dbać, naprawiać itd.

Przedsiębiorstwa po drugiej stronie Odry są pod tym względem zdecydowanie w innej fazie rozwoju. Problemu etyki w biznesie nie należy ograniczać do ewidentnych patologii typu łapówka, korupcja. Problem leży w sferze kulturowej dotyczącej codziennych postaw i zachowań - to drobiazgi, a nie dogmaty wskazują, jakie postawy można kwalifikować jako etyczne. To również kwestia m.in. wrażliwości na innych, umiejętności współpracy - w pracy nie ma bowiem samodzielności bez poczucia odpowiedzialności. Grupa pracuje nad wspólnym projektem, a ktoś nagle znika na niezapowiedziany urlop, przerzucając cały ciężar pracy na innych. Takie egoistyczne postawy nie należą u nas do rzadkości.

- W jaki sposób można się uczyć właściwych zachowań? Jak edukować młodego pracownika?

- Po pierwsze, szczególnie ważna dla młodych wchodzących w świat dużych korporacji jest pokora. Budowanie kariery to dziś już nie droga na skróty, ale długi i trudny proces, poparty ciężką pracą i nauką. Po drugie - umiejętność pracy z ludźmi: współpracownikami, szefami, a w przyszłości - z podwładnymi. Niestety, tej wiedzy uczelnie dają akurat najmniej. Przygotowanie merytoryczne, czyli akademizm w najlepszym tego słowa znaczeniu jest nam potrzebny, ale wielu pracodawców zwraca uwagę na coś więcej niż to, czy kandydat chodził na zajęcia i miał piątki. Często pada pytanie, czy gdzieś był jeszcze poza murami uczelni, odbył jakieś praktyki, pracował za granicą, zna języki. Jest wtedy większa szansa, że szybciej zdobędzie szlif profesjonalizmu. Nasza firma jest np. bardzo chętna do przyjmowania studentów na praktyki. I jestem zdumiony, jak niewielu zgłasza się chętnych. W Niemczech dużo więcej młodzieży już w trakcie studiów robi wszystko, żeby na jakiś czas dostać się do pracy do kilku przynajmniej przedsiębiorstw. To najlepszy, najbardziej organiczny sposób selekcjonowania i rekrutowania nowych pracowników. A u nas studia to studia, a po dyplomie dopiero zaczyna się pisać i wysyłać życiorys do firm. Często zresztą w przekonaniu, że znajomości i tak załatwią sprawę. Nic bardziej mylnego - kandydat nachalnie rekomendowany traci u mnie na starcie przynajmniej kilka punktów.

Oddzielny temat: jak zaatakować rynek pracy za granicą? Młode pokolenie może nie mieć kompleksów: wyjazdy zagraniczne to codzienność, znajomość języków może nie jest perfekcyjna, ale już masowa. Trzeba wiedzieć jednak, że gdy wchodzi się na obcy rynek, nikt tam na ogół na nas nie czeka, poza silną konkurencją. Nie mówimy przecież o wyjeździe “na saksy", tylko o karierze.

- Wielu rodaków deklaruje, że po wejściu do Unii wyjedzie pracować za granicą. Czy Polacy są w ogóle na to przygotowani?

- Sam przeszedłem chrzest emigrując z Polski i lądując z jedną walizką w Wielkiej Brytanii, ze słabą znajomością języka i kompletnie niekomercyjnym zawodem reżysera teatralnego. I wiem, że wszystkiego w życiu można się nauczyć i wiele można osiągnąć, jeśli jest się otwartym i pozytywnie nastawionym do świata oraz zdeterminowanym. Ale nikt nie mówi, że będzie łatwo.

Niemcy mają np. w stosunku do krajów anglosaskich zaległości w informatyce. Wydaje się, że możemy na tym polu sporo zdziałać. Na pewno potencjał jest też w małej przedsiębiorczości. Nasze duże przedsiębiorstwa w zestawieniu z niemieckimi nie wyglądają na Goliatów. Polski wkład w europejską gospodarkę ma szansę odbyć się raczej przez małe, niszowe firmy. Jednak już teraz potrzebne są działania, które pomogą im się rozwijać. Trzeba odbiurokratyzować gospodarkę, ułatwić dostęp do kredytów, obniżyć podatki. Jeśli nie stworzymy tutaj odpowiednich warunków do rozwoju, tylko kwestią czasu będzie, kiedy najbardziej przedsiębiorczy zaczną przenosić działalność do innych krajów Unii. Polska nie może być zainteresowana, aby kolejny raz w naszej historii wyjeżdżali najzdolniejsi i najbardziej przedsiębiorczy.

- Czy narodowe stereotypy zmniejszają szanse Polaków na rynkach zachodnich?

- Na pewno różnimy się w podejściu do biznesu. Niemcy dużo większą uwagę przykładają do strategii i planowania. My często skaczemy na głęboką wodę, a potem - na etapie wdrażania - improwizujemy. Istotnym miernikiem skuteczności niemieckich strategii jest spójność z planem. Np. nawet odchylenie na plus też jest interpretowane jako odchylenie - co świadczy bardziej o niedoskonałości planowania niż efektywności w jego realizacji. My natomiast jesteśmy często nadmiernie ambitni i wydaje nam się, że każde odchylenie w górę musi być oceniane pozytywnie. Tymczasem niezaplanowany rozwój biznesu pociąga często za sobą dodatkowe koszty, inwestycje, ryzyko, a to może się mścić w dłuższym okresie. Dużą zaletą Polaków jest natomiast łatwość adaptacji. Dla nas zmiana nie jest czymś szokującym. Trudniej jest kolegom w Niemczech. Oni są świetnymi strategami, ale gdy okazuje się, że świat się zmienia - przychodzi recesja czy 11 września - to nasza umiejętność przystosowania się okazuje się być bardziej pomocna.

- Stereotyp Polaka w Niemczech nie był pozytywny. Czy teraz jest inaczej?

- Działania utalentowanych i profesjonalnych ludzi, którzy świetnie się sprawdzają i robią wiele dobrego w danej korporacji, są zawsze widoczne bardziej lokalnie niż globalnie. Każdy z nas ma jakiś własny obszar działania, gdzie może się sprawdzić, a co za tym idzie - ma szansę stworzyć wokół siebie krąg ludzi, który doceni jego samego i jego pracę. Oczywiście, nie od razu wpływa to na nasz zbiorowy wizerunek. Te powszechne opinie, uogólnienia determinuje ulica, sytuacje, z którymi się zderzamy na co dzień. Niedawno byłem w kawiarni na Nowym Świecie i widziałem, jak młody złodziej biegnąc wzdłuż jezdni, zabierał “komórki" ze stolików. Akurat siedziało koło mnie dwóch Niemców, którzy stracili telefony. Było mi przykro - to właśnie moment, w którym można powiedzieć, że w Polsce nie możesz się na chwilę odwrócić, bo od razu cię okradną. Na szczęście, goście z Niemiec podeszli do sprawy zdroworozsądkowo - wiadomo, że turystów okrada się w większości stolic świata.

Mnóstwo jest utalentowanych Polaków, robiących karierę za granicą, natomiast jako społeczeństwo jeszcze zbyt wielu mocnych punktów nie zdobyliśmy. Wciąż nie potrafimy też promować tego, co u nas dobre. W europejskiej społeczności będzie się liczył przede wszystkim faktyczny wkład, a nie - nawet najlepsze - chęci. A między społecznościami jest jak z sąsiadami - jesteśmy wrażliwi na hałas, bałagan, czystość. Wspólna część płotu czy chodnika może nas dzielić albo łączyć.

- Możliwe, że kiedyś w Europie przestaniemy myśleć stereotypami?

- Szansa jest. Rośnie pokolenie, które powinno wchodzić do Europy bez kompleksów, ale też z wyczuciem - każde społeczeństwo ma własne wątpliwości, zahamowania, obawy i nie można udawać, że tak nie jest. Natomiast biznes rządzi się pragmatycznymi regułami. Jeżeli mogę mieć dobrego fachowca, nie jest istotne, z którego kraju przyjedzie. Trzeba zrozumieć, że dzisiejsze korporacje są międzynarodowe i myślą w kategoriach międzynarodowych bardziej niż urzędnicy w Brukseli. Koncerny uniezależniły się od tradycyjnie rozumianych cech krajów macierzystych. Otwarte są na inne kultury, decentralizują struktury zarządzania, niejednokrotnie posługują się na rynkach całkowicie lokalnym zarządem, wykształconym i przygotowywanym do pracy właśnie tam. Mówienie, że grupa międzynarodowa ma stereotypowe cechy kraju, z którego pochodzi, może okazać się mylące. To międzynarodowe koncerny powoli nadają styl lokalnym rynkom.

- Zestawił Pan wcześniej teatr z biznesem. Nigdy nie żal było Panu teatru?

- W pierwszej fazie mojej pracy w ubezpieczeniach nie sądziłem, że będzie to rozwód - raczej separacja. Dziś czuję, że całkowicie realizuję się w tym, co robię. Zarządzanie to też reżyseria - wizja, kreowanie projektu, dobór odpowiednich współpracowników, a potem wdrażanie i realizacja. Znalazłem bardzo wiele wspólnych cech reżysera i managera. Tutaj teatr mój widzę ogromny, jest jeszcze bowiem bardzo dużo do zrobienia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Unia dla Ciebie (44/2003) - Niemcy