Klatka

Zamknięty w drewnianej budzie żałosny kuzyn wolnych niedźwiedzi, żałośniejszy jeszcze pobratymiec pana wszystkich stworzeń, człowieka. Żyje na krawędzi światów, do żadnego nie przynależy.

05.08.2008

Czyta się kilka minut

Zamość, ogród zoologiczny, lata 20. ubiegłego wieku. Zdjęcie z kolekcji Wojciecha Nowickiego /
Zamość, ogród zoologiczny, lata 20. ubiegłego wieku. Zdjęcie z kolekcji Wojciecha Nowickiego /

Pomimo niedźwiedzia pośrodku kadru wszystko tu sztuczne; ta fotografia jest jak antyteza natury. Bo po lewej i w głębi deski, drzewo poddane obróbce - więc drewno, a nie drzewo. Deski układają się w geometryczną strukturę. Rytm wyznaczają poziome i pionowe belki, wystające nieco ponad powierzchnię ścian. To nie naturalny układ, tylko robota rzemieślnika, wykonana przy użyciu metra, ekierki, piły, młotka i gwoździ. W głębi, na jasnym tle ściany odcina się czarny prostokąt okna z białymi prętami krat. Zamiast gołej ziemi podłoże z betonu. Wszystko wynika z zamysłu, zostało wykonane w jakimś celu - aby uwięzić bydlę, które puszczone wolno zagrażałoby człowiekowi, jego panu. Wszystko tu przypomina: porzućcie nadzieję.

Tematem tego zdjęcia nie jest prowincjonalny zwierzyniec w latach dwudziestych ubiegłego wieku, jego pedagogiczna czy naukowa funkcja; ani tym bardziej samo zwierzę. Tu chodzi o samotność i zniewolenie.

***

To zwierzę, tak podobne do człowieka przez dwunożną postawę, przez smutek, jaki od niego bije, jest ikoną niewoli. Wszystko tu jest więzieniem: betonowa podłoga, solidne ściany (właściwie mieszkanie, a nie klatka), nawet okno (też ludzki wymysł, ale oczywiście zakratowane i każące zapomnieć o ucieczce), nawet myląca na pierwszy rzut oka, prawie niedostrzegalna strużka wody, płynąca z góry, spoza kadru, do rozwartego pyska. Jakaś niewidzialna ręka dba więc o to zwierzę - tyle że ta dbałość to przecież kolejne okowy, zależność, ubezwłasnowolnienie.

Ludzie mają do tego prawo: "Wszelkie zaś zwierzę na ziemi i wszelkie ptactwo powietrzne niechaj się was boi i lęka. Wszystko, co się rusza na ziemi i wszystkie ryby morskie zostały wam oddane we władanie" (Rd 9, 2).

Ten zwierz zamknięty w drewnianym pudle jest podobny do niedźwiedzi uczonych tańczyć przez Cyganów na rozgrzanej blasze, zwierząt z opowieści zawieszonych pomiędzy mitem a rzeczywistością. Podrygujące do dźwięków muzyki stają się obwoźnymi psami Pawłowa; wymuszono na nich reakcje, których oduczyć się nie sposób. Kołyszą się niepewnie ku uciesze gapiów, dla zarobku właścicieli, którym nie są znane wysokie idee nowoczesnego świata. (Widziałem takiego niedźwiedzia w dzieciństwie).

Zamknięty w drewnianej budzie żałosny kuzyn wolnych niedźwiedzi, żałośniejszy jeszcze pobratymiec pana wszystkich stworzeń, człowieka. Żyje na krawędzi światów, do żadnego nie przynależy.

***

Szczęśliwie wiadomo, gdzie i kiedy powstała ta fotografia. Zdjęcie wykonano w ogrodzie zoologicznym w Zamościu pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku. Ogród w Zamościu, czwarte zoo w Polsce, założył Stefan Miler w 1919 roku, początkowo jako zwykły zwierzyniec, instytucję przyszkolną. Stopniowo obrastało w nowe okazy: rolnik z Wołynia podarował wilki, lotnicy przywieźli kameleona; pierwszy niedźwiedź kupiony w Poznaniu trafił do Zamościa pod koniec lat dwudziestych, ale przeżył w zoo zaledwie godzinę i padł. Jego następcy stworzyli parę i płodzili młode, wyprzedawane kolejno do innych ogrodów.

Widziałem całą serię zdjęć z zamojskiego zoo, w większości wykonanych przez rodzinę jego założyciela, być może również przez niego samego. Uśmiechnięci, obcy ludzie, gładka ułuda: panie w kapeluszach, przy kości, grają w tenisa odziane w klasyczną biel. Mężczyzna na ławce tuli dwa lwiątka, błogo uśmiechnięty (te dwa małe lwy głaskała również ręka Bolesława Leśmiana). Po alejkach ogródka przechadzają się pawie. Zdjęcia opowiadają o mieszczańskim żywocie, co z tego, że pośród zwierząt. Tylko to zdjęcie z niedźwiedziem było jak smagnięcie.

Może sama istota ogrodu zoologicznego to sprawia. "Publiczne ogrody zoologiczne zaczęły istnieć w czasie, który przyniósł też zanikanie zwierząt w naszym życiu codziennym. Ogród zoologiczny, do którego ludzie chodzą, by spotkać, obserwować i przypatrywać się zwierzętom, faktycznie jest pomnikiem niemożności takiego spotkania", pisze John Berger w eseju "Po cóż patrzeć na zwierzęta?". A Jean-François Staszak ("Natura ogrodów zoologicznych", Actes du Festival International de Géographie de Saint-Dié-des-Vosges) dodaje: "Czym w ogóle jest zoo? Na czym polega jego funkcja edukacyjna, co jest w nim takiego spektakularnego, i czym się ten projekt różni od numerów pokazywanych w cyrku albo przez obwoźnych treserów? Sądzimy, że zoo jest instrumentem pozwalającym zdefiniować i ocenić zwierzęcość i naturę, a więc także - po drugiej stronie medalu - zdefiniować istotę człowieka. Zadaniem zoo jest więc wyjaśnić, dlaczego nie znajdziemy w nim człowieka w klatce".

Patrzę na niedźwiedzia, myślę o człowieku. Zwierzę mnie nie interesuje, ani Zamość, ani tamtejsze zoo, ani autor fotografii. Tylko ta samotna, uwięziona istota wystawiona na oglądanie. Wokół nie ma niczego, nawet tej sztucznej przestrzeni, która w nowoczesnych zoologach koi oko i daje rozgrzeszenie - wybiegu udającego naturę, ściętych pni, skalnych ścian. Jest gołe więzienie, kudłata masa pośrodku kadru i prostokąt wypełniony kratą.

***

Roland Barthes pisze w "Mitologiach" o zdjęciach przemocy: "żadna z tych zbyt udanych fotografii nie przyciąga naszej uwagi, bo - mając je przed sobą - jesteśmy za każdym razem pozbawiani własnego sądu: ktoś za nas drżał z strachu, zastanawiał się za nas i za nas sądził; fotograf nie zostawił nam niczego - może tylko proste prawo intelektualnego przyzwolenia". Tu inaczej: to nie fajerwerk mam przed oczami, bo w tym obrazie brak wszelkiej wyjątkowości (żadnych wyjątkowych wydarzeń, wojen, podróży na skraj świata; brak też maestrii pozwalającej uchwycić sytuacje wydawałoby się niemożliwe do uchwycenia). Nie zwierzę, które stało się łupem kłusownika, z obciętą głową czy odgryzioną łapą, nie rozszarpane mięso - ale młody, silny niedźwiedź w pełnym słońcu najgłębiej wgryza się w pamięć. Mam przed sobą pamiątkowe zdjęcie fotoamatora, obraz naiwny, i to on właśnie trzyma się pamięci jak kleszcz. Tu właśnie tkwi pułapka. Fotografia uderza podstępnie; jej moc tkwi w hiatusie pomiędzy intencją autora a ostatecznym rezultatem. Jej siłą jest pomyłka.

Brak tu świadomych odwołań do innych przedstawień zwierząt, do historii sztuki, do dwóch małpek Pietera Breughla skutych łańcuszkiem w wykuszu okna; nie ma nawet cienia ironii. Zdjęcie z niedźwiedziem to obraz fascynacji stereotypowym materiałem: zwykły obrazek z zoo. Lecz jego siła nie bierze się wcale ze skupienia, tylko z porażki autora. Fotograf tworzy obraz w swoim mniemaniu przezroczysty, rejestruje radość, jaką napełnia go posiadanie czy oglądanie pięknego okazu: wspaniałe zwierzę w pełnym słońcu; a do mnie dociera już tylko owego okazu krystaliczna samotność i krystaliczna rozpacz: zamknięcie i kraty.

***

W latach pięćdziesiątych XIX wieku bogaty amator, książę de Montizon fotografował zwierzęta w ogrodach zoologicznych i parkach - żyrafy, lwy, ryby, hipopotama. Szczególnie zdjęcie hipopotama robi osobliwe wrażenie: został sfotografowany od strony zbiornika z wodą, jego wielkie cielsko odbija się w spokojnym lustrze. Hipopotam jest na wolności, od strony widza nic go nie ogranicza - więcej, odbicie w wodzie daje pozór nieskończonej swobody. Za hipopotamem wznoszą się masywne kraty, jakby kowal przestraszył się w ostatniej chwili i dorzucił sporo od siebie do zamówionej grubości. Za kratami stoją ludzie. Na zdjęciu to ludzie są uwięzieni i usiłują się wyśliznąć spomiędzy monstrualnych prętów.

"Aż do początku XX wieku »dzicy«, szczególnie z Afryki, nie byli w zoo niczym wyjątkowym; byli wystawiani jako dzicy właśnie albo tworzyli dekorację dla jakiegoś egzotycznego zwierzęcia" (Staszak). Oglądam niedźwiedzia, myślę o człowieku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, publicysta, krytyk kulinarny i kurator wystaw fotograficznych. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Jego teksty z lat 2008-2010 publikowane w „Tygodniku Powszechnym” zostały wydane w zbiorze „Dno oka” (2010, finał nagrody Nike). Opublikował… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2008