„Kiedy go zamknęli, wyciągnęłam z domu tapczan, na którym spał, i spaliłam na podwórku”. Skala przemocy na polskiej wsi

Przemoc na wsi działa tak samo destrukcyjnie jak w mieście, ale charakter stosunków społecznych powoduje, że trudniej się wyzwolić z toksycznych relacji. Kobieta – bo to ona jest najczęściej poddana agresji – nie ma dokąd pójść.

25.02.2023

Czyta się kilka minut

 / KASIA KOZAKIEWICZ DLA „TP"
/ KASIA KOZAKIEWICZ DLA „TP"

Małgorzata odeszła od męża po tym, jak próbował udusić ją kablem od telefonu. Krystyna zadzwoniła po pomoc z nożem wbitym w udo. Angelika zgłosiła sprawę znęcania na policję po tym, jak mąż chciał ją przejechać samochodem. Krzysztof zgłosił się do ośrodka pomocy, kiedy żona wrzuciła jego leki do szamba. Zanim do tych sytuacji doszło, przez wiele lat godzili się na przemoc i liczyli, że „jakoś to będzie”.

– Skala przemocy na polskich wsiach jest niewyobrażalna, ale znam gminy, w których nie ma pomocy dla poszkodowanych, a funkcjonariusze policji nie chcą zakładać Niebieskiej Karty i przekonują, że rodzina musi się dogadać – twierdzi Agnieszka Siekierska-Misiak, prawniczka, która udziela porad mieszkańcom wsi województwa lubelskiego. Robi to w ramach projektów unijnych realizowanych przez gminy, ale także dzięki programom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Przemoc na wsi działa tak samo destrukcyjnie jak w mieście, ale charakter stosunków społecznych powoduje, że trudniej wyzwolić się z toksycznych relacji. Kobieta, bo ona jest najczęściej poddana agresji, nie ma dokąd pójść. Nie może wynająć mieszkania, ponieważ w okolicy nie ma dostępnych lokali. Ale i tak zapewne nie byłoby jej na nie stać, bo bardzo często nie ma zawodu, albo nigdy nie pracowała poza gospodarstwem rolnym.

– Przemoc tak nie boli, kiedy kobieta ma pieniądze, ale najczęściej ich nie ma. Jest uzależniona finansowo od męża. A on daje, jak chce, a jeżeli pije, a to kolejny problem na wsi, to żona skazana jest na jego łaskę. Takim kobietom trudniej pomóc – podkreśla Anna Łuba, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Gościeradowie.

Małgorzata

Wieś leży pod lasem, w jej centrum stoi figura pomalowana na niebiesko. Można ją objechać autem jak rondo. Małgorzata częstuje bułkami drożdżowymi. Ma 54 lata, zimą lubi spędzać czas w kuchni. Przepisy wynajduje w internecie. Specjalizuje się w tortach. Pokazuje zdjęcia w telefonie – na biszkoptach piętrzą się róże, samochody i postaci z bajek, misterne dekoracje zrobiła na bazie włoskiego kremu maślanego.

– Teraz mam, można powiedzieć, słodkie życie. Ale jak mnie czasem weźmie na wspominki, nie mogę sobie podarować, że tyle czasu zmarnowałam.

Ile konkretnie? Małgorzata rozwiodła się po 27 latach małżeństwa. W tym czasie urodziła pięcioro dzieci i nie przespała wielu nocy. Jej mąż pił od początku, ale dopiero z czasem awantury zdezorganizowały życie rodzinne.

– To nie był ślub z miłości. Nie było żadnej edukacji seksualnej, a jak dziewczyna zaciążyła, trzeba było iść za mąż. Długo nie skarżyłam się, bo sama sobie go wzięłam, chodziliśmy do jednej szkoły. No i wszędzie tak było, w każdym domu ktoś pił – wspomina.

Małgorzata hodowała świnie, krowę i kury. Miała własne warzywa, robiła sery i przetwory, mogła wykarmić dzieci i część plonów sprzedać. Mąż pracował na budowach w Polsce, ale jeździł też do ­Belgii, do pracy w chlewni. Piekło zaczynało się, gdy wracał. „Na śnie ci łeb urąbię” – krzyczał do dzieci. Małgorzata dzwoniła po policję, ale w trakcie pierwszej czy drugiej interwencji radiowóz tylko przyjeżdżał, a funkcjonariusze wzywali pijanego mężczyznę do opamiętania, po czym odjeżdżali.

– Dopiero gdy po okolicy rozniosła się wieść, że w powiecie kraśnickim mąż zabił żonę, stosunek policjantów i urzędników do kobiet stał się bardziej przychylny – podkreśla Małgorzata. – Syn osiem lat moczył się w nocy. Żyliśmy jak na wojnie, mąż potrafił wyrwać umywalkę ze ściany. Załatwiał swoje potrzeby, gdzie popadnie.

Małgorzata szukała pomocy w internecie, dzwoniła na Niebieską Linię, chodziła do gminy na konsultacje z prawnikiem. Rozwiodła się w 2016 r., a wcześniej jej mąż trafił do więzienia za znęcanie się nad rodziną i próbę zabójstwa.

– Kiedy go zamknęli, sama wyciągnęłam z domu tapczan, na którym spał, i spaliłam na podwórku. Pod poduszką trzymał nóż, a za łóżkiem siekierę – Małgorzata podkreśla, że o awanturach w domu wiedzieli sąsiedzi i mieszkańcy wsi. Wiele razy uciekała z dziećmi, chowała się w budynkach gospodarskich, a mimo to do dziś ludzie mają jej za złe, że się rozwiodła.

– W naszym katolickim świecie jest przyzwolenie na taki stan, kobieta ma sobie sama poradzić, a najlepiej, jak cierpi w milczeniu – podkreśla Małgorzata. – Na to mamy ponoć cztery ściany, żeby brudy prać w domu. Kiedyś próbowałam o tym rozmawiać z księdzem, jak przyszedł po kolędzie, ale co on mi mógł pomóc, jak mu prawo jazdy za alkohol zabrali? On bardziej zrozumie mojego byłego męża niż mnie.

Krystyna

Milczenie Krystyny trwało 15 lat. Wyszła za mąż zaraz po szkole zawodowej i przeprowadziła się do teściów do drugiej wsi. Pracowała na gospodarce, hodowali z mężem bydło i obrabiali 30 hektarów ziemi w powiecie chełmskim. Krystyna wstawała przed świtem, robiła obrządek, nastawiała dojarki dla krów. Zanim obudziły się dzieci, była już porządnie zmęczona.

– Mąż nie pił, ale z byle powodu wpadał w złość i bił, czym popadło. Siniaki albo rozcięty łuk brwiowy maskowałam. Coś we mnie pękło, kiedy mi wybił zęby. Poszłam się poskarżyć teściowej. „Wielka mi rzecz, zęby, wstawisz nowe, jak weźmiesz pieniądze za buraki. Nie ty pierwsza i nie ostatnia”, powiedziała teściowa i nawet na mnie nie spojrzała – wspomina Krystyna. – Wtedy już wiedziałam, że ją też mąż bił i mój Januszek miał się gdzie bicia wyuczyć.

Krystyna kilka razy uciekała do rodziców, ale z trójką dzieci nie mogła u nich zamieszkać, bo zapisali gospodarkę na najstarszego syna, który też miał rodzinę. Kiedy udała się po pomoc do gminy, nie miała własnych pieniędzy ani konta w banku.

– Bardzo często spotykam się z sytuacją, że osoby dotknięte przemocą tkwią w takiej relacji nawet kilkanaście lat. Doświadczają przemocy psychicznej, fizycznej i ekonomicznej. Kiedy wreszcie trafią do ośrodka pomocy społecznej, bywa, że przyjeżdżają na rowerze, bo nie stać ich na bilet – opisuje Agnieszka Iglińska, psycholożka i psychoterapeutka od kilku lat współpracująca z gminami województwa lubelskiego.

Na pierwsze spotkanie z prawnikiem zatrudnionym przez gminę Krystyna też pojechała rowerem, chociaż był listopad i lał deszcz. Zanim jednak wsiadła na starego składaka, mąż rzucił w nią nożem.

– Wpadł w szał, kiedy się dowiedział, że zdechło cielę. Nóż wszedł głęboko w udo, krew lała się strumieniem, dzieci piszczały, a on nie chciał dzwonić po karetkę. Najstarsza córka przyniosła swój telefon i wezwałyśmy pomoc – opowiada.

Krystyna z pomocą asystenta rodziny założyła konto w banku i znalazła mieszkanie w Chełmie. Żyje z 500 plus i alimentów, które wywalczyła w sądzie. W ubiegłym roku skończyła kurs fryzjerski. Pójdzie do pracy we wrześniu, gdy najmłodszy syn zacznie naukę w szkole.

Angelika

Dopiero kiedy zaczęła przygotowywać się do sprawy rozwodowej, Angelika zrozumiała, że mąż ją oszukał. Zabrał pieniądze, które dostali od jej rodziców w posagu, kupił działkę i zapisał ją na siebie, a to miała być ich współwłasność.

Krystyna nie ma prawa do gospodarstwa i domu, w którym mieszkała i pracowała przez 15 lat, bo teściowie przekazali wszystko synowi jeszcze przed ślubem, więc nie stanowi wspólnego majątku.

– Najtrudniej było zrobić pierwszy krok – przyznaje. – Ludzie we wsi odwrócili się ode mnie i nie poradziłabym sobie bez pomocy z gminy. Ciężko było żyć z mężem pod jednym dachem, nawet jak już założyli nam Niebieską Kartę, bo mnie ciągle przy dzieciach wyzywał. „Sama się prosiłaś, żeby cię bić”, powiedział, kiedy się wyprowadzałam.

– Kobiety bardzo często łudzą się, że ich mąż czy partner się zmieni. Wielokrotnie pisałam ofiarom pozwy o alimenty albo rozwód, ale papiery lądowały w ich szufladach. Nawet ostatnio pytam w ośrodku o panią Małgosię, która była tego dnia umówiona. Okazało się, że przyjęła męża z powrotem, a ja byłam pewna, że to się już nie powtórzy – mówi Agnieszka Siekierska-Misiak, prawniczka.

Angelika była w podobnej sytuacji. Wiele potrafiła mężowi wybaczyć, dla dobra córki gotowa była zapomnieć nawet o kobiecie, z którą zdradzał ją na oczach wsi.

Rozmawiamy w kawiarni, godzinę temu w Krośnie zapadł wyrok sądowy w sprawie znęcania się nad powódką Angeliką K. Sąd skazał Kamila K. na 600 złotych zadośćuczynienia i pracę na rzecz państwa.

– Mąż był wypity, umyślnie najechał na mnie samochodem, uszkodził mi nogę – opowiada Angelika. – To wtedy dotarło do mnie, że pewnego dnia mnie zabije, a naszą córkę wychowa z kochanką. Poszłam na policję i postanowiłam od niego uciec.

Mieszkali w Bieszczadach, niedaleko Komańczy. On był drwalem, ona zajmowała się domem. Znali się jeszcze ze szkoły, żyli ze sobą od 20 lat, 8 lat temu zdecydowali się na ślub. Nic nie zapowiadało esemesa, który Kamil wysłał do Angeliki po jej przeprowadzce do rodziców: „Ja cię nie biłem ot tak sobie i ty dobrze o tym wiesz”.

– Kamil dobrze zarabiał, nie chciał, żebym szła do pracy. Był zazdrosny, nie mogłam spojrzeć na innego mężczyznę nawet przypadkiem, telefon mi sprawdzał, ale poza tym to był normalny związek – opowiada Angelika. – Wszystko zmieniło się, gdy poznał tamtą kobietę. Wyzywał mnie przy ludziach, nie dawał na życie, nawet córka, z którą był mocno zżyty, przestała się liczyć.

Czteroletnia Anita była świadkiem tego, jak ojciec bił mamę. Trzymał dziecko na ręce, a drugą wymierzał ciosy żonie. Kiedy Angelika trafiła do szpitala na operację, na spotkania z kochanką zabierał dziecko. Anita opisała mamie, co robią dorośli na tylnym siedzeniu auta, kiedy pozwalają dziecku popatrzeć na bajkę w telefonie. W opinii wychowawcy przedszkolnego można przeczytać: „Dziewczynka jest dzieckiem bardzo cichym, spokojnym i nieśmiałym. Poza tym jest zamknięta, przelękniona i smutna. Prawie nigdy się nie uśmiecha. Nie bawi się ani nie rozmawia z kolegami i koleżankami z grupy”.

Angelika trafiła do ośrodka pomocy społecznej pod skrzydła prawnika i psychologa. Po roku udało się uporządkować sprawy prawne – ustalono miejsce pobytu dziecka, alimenty, sprawy kontaktów dziecka z ojcem. Angelika przefarbowała włosy na blond, zrobiła sobie tatuaż i poczuła się wolna. Teraz namawia do zmiany inne kobiety, które żyją w „przemocowych” związkach.

Krzysztof

– Kiedy kobieta dzwoni na policję i zgłasza przemoc, budzi współczucie, ale kiedy to samo robi facet, wzbudza politowanie – uważa Krzysztof, rolnik z powiatu sandomierskiego. – Kiedyś wezwałem policję, przyjechał dawny kolega z podstawówki. Wyprowadził mnie przed dom i mówi: „Co ty, nie wiesz, jak babie wpieprzyć? Ja bym jej zrobił taki łomot, że by do śmierci zapamiętała. No i co, że nie masz ręki? Jedna do tego wystarczy”.

Krzysztof miał wypadek podczas żniw, maszyna urwała mu rękę. Od dziesięciu lat jest na rencie, część ziemi sprzedał i przerzucił się na uprawę malin. Nie ma jednak dużych zysków. Gospodarstwo podupada. Żona go wyzywa, ośmiesza przy dzieciach, a kiedy sama jedzie do miasta do pracy, potrafi zamknąć toaletę na klucz. Krzysztof czasem chodzi głodny, nie może korzystać z telewizora, śpi w nieogrzewanym pokoju. To kara za to, że jest życiowym nieudacznikiem.

– Mężczyźni rzadziej zgłaszają się po pomoc, wstydzą się, trudniej im przyznać się do kłopotów w rodzinie i własnej słabości – podkreśla Agnieszka Iglińska. – Kobiety częściej stosują przemoc psychiczną. Manipulują, poniżają i na różne sposoby dają odczuć mężczyźnie, że jest niewydolny.

Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” w raporcie za 2021 r. podaje, że 76 proc. dzwoniących stanowiły kobiety. Dzieci szukały w ten sposób pomocy stosunkowo rzadko (1,4 proc. wszystkich rozmów). Połączenia wykonywano głównie z dużych miast, mieszkańcy wsi to ledwie 14 proc.

System

Wywiad środowiskowy pracowników socjalnych prowadzony w wielu polskich gminach pokazuje, że przemoc dziedziczymy po przodkach. Dziecko wyrasta w domu, w którym problemy i spory załatwia się biciem, nie szanuje się granic, nie ma jasnych i respektowanych zasad, nie wiadomo, czy rodzic wróci trzeźwy, czy w szale alkoholowym nie przeciągnie syna za włosy po schodach. W takim otoczeniu trudno odrabiać lekcje, uczyć się i planować przyszłość, bo każdy wieczór może być wstrząsającą niespodzianką.

– Znam wiele rodzin, w których przemoc przechodzi z ojca na syna. Ludzie wychowani w takich domach szukają sobie podobnych partnerów. Przeżyli piekło w dzieciństwie, a po kilku latach małżeństwa realizują podobny schemat – podkreśla Anna Łuba, kierowniczka OPS w Gościeradowie. – Nie znają innego życia, przemoc traktują jako zjawisko oswojone: „dziadek lał babkę, ojciec matkę, to i ty wycierpisz”, to przekaz wyssany z mlekiem matki.

Anna Łuba, która obserwuje wiejskie relacje od lat, zachowuje jednak ostrożny optymizm. Wie, że nie wszystkim można pomóc, więc cieszy się z małych sukcesów, bo one mogą być początkiem rewolucyjnych zmian. Dlatego założyła w gminie grupę wsparcia dla osób dotkniętych przemocą. Spotkania prowadzi psycholog. Raz w roku odbywają się też warsztaty wyjazdowe. Z dala od domu, w nowym otoczeniu, łatwiej otworzyć się i opowiedzieć o traumatycznych doświadczeniach. Warsztaty to także okazja, by odpocząć i poznać Polskę – byli w Zakopanem, Nałęczowie, Krynicy.

Dla wielu osób był to pierwszy w życiu rekreacyjny wyjazd z domu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Sama się prosiła