Katyń, Rosja i my

Prezydent Putin nie chce, by relacje Rosji z Polską były normalne i oparte na zaufaniu. To bowiem uwiarygodniłoby Polskę w oczach Niemców czy Francuzów. I, nie daj Bóg, zaczęliby się oni przysłuchiwać naszym poglądom na temat Ukrainy czy Białorusi, o poglądach na temat Putina nie wspominając.

27.03.2005

Czyta się kilka minut

Pamięci Marka Karpia

Wszystko jest więc jasne: mimo wcześniejszych obietnic Rosja nie udostępni Polsce blisko połowy ze stu kilkudziesięciu tomów “akt katyńskich", zgromadzonych przez rosyjską Prokuraturę Wojskową.

67 tomów owszem, udostępni, ale bez prawa sporządzenia uwierzytelnionych kopii, a więc bez możliwości wykorzystania tych dokumentów w celu ewentualnego postawienia zarzutów czy wszczęcia innych kroków prawnych.

Jest rok 2005. Putin oczekuje traktowania Rosji na równi z innymi demokracjami i przy każdej okazji zapewnia, że powrotu do ZSRR nie będzie. Tymczasem rzecznik Prokuratury Wojskowej Rosji przekazuje komunikat świadczący, że państwo, które reprezentuje, czuje się lojalne w większym stopniu wobec aparatu Stalina niż wobec jego ofiar.

Przypomina się tu fragment książki “Na nieludzkiej ziemi" Józefa Czapskiego, w którym autor opowiada o swoich interwencjach w sprawie jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa w Moskwie i Kujbyszewie (obecnie Samara; tam po ataku Hitlera na ZSRR w czerwcu 1941 ewakuowano część urzędów centralnych). Czapski pisze o upokarzających (bo nie skrywających obłudy) tłumaczeniach kolejnych generałów NKWD, że sprawa nie leży w ich kompetencjach; że kompetentny oficer akurat wyjechał; że, oczywiście, rzecz zbadają i prześlą odpowiedź.

Czapski, cudem ocalały ze Starobielska, wtedy jeszcze - zimą 1942 - nie wierzył w możliwość wymordowania kilkudziesięciu tysięcy oficerów (bo w jakim celu? - przecież tylu Polaków Stalin wypuścił do Armii Polskiej z łagrów, więzień i kołchozów). Łudził się, że zostali oni zesłani do kopalń na dalekiej północy, Kołymie czy gdzie bądź, skąd mogą zostać jeszcze uratowani. Dziwił się więc postawie swoich rozmówców, bo rozsądnie uważał, że przedstawienie prawdy, jaka by ona nie była, jest w interesie śmiertelnie wówczas zagrożonego Związku Sowieckiego, pomogłoby bowiem w budowie cienia choćby zaufania do Rosjan ze strony (sojuszniczej wobec ZSRR) armii Andersa. Każdy jej żołnierz miał przecież doświadczenie sowieckich łagrów i katowni - żaden nie miał więc złudzeń odnośnie natury ZSRR. Prawda o Katyniu niczego by nie zmieniła w ich stosunku do narzuconego wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej sojusznika - poza przerwaniem dręczących myśli o losie kolegów, braci, ojców.

Czapski dziwił się ponad 60 lat temu. Dziś, po niedawnym komunikacie rosyjskiej Prokuratury Wojskowej w sprawie Katynia, zdziwienie może być jeszcze większe, bo dziś wiadomo, że jeńcy Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa zostali niemal bez wyjątków zamordowani. Rosjanie wiedzą, że my wiemy. My wiemy, że oni wiedzą, że my wiemy. Więc co tu jeszcze utajniać? Ilu i których konkretnie zatopiono na barkach na Morzu Białym, a ilu i którym konkretnie wpakowano kulę w łeb? Ilu i którzy konkretnie uniknęli tego losu, bo wcześniej zamarzli, zostali zaszczuci psami lub dobici bagnetem, bo opóźniali marsz? A jakaż to różnica z punktu widzenia rosyjskich władz? Czy chodzi tylko o nieludzką satysfakcję czerpaną z odmowy rodzinom pomordowanych informacji, że osoba im bliska, najbliższa, coś po sobie zostawiła, coś chciała przekazać w ostatniej minucie życia, jak przyjęła śmierć? Nie, bo trudno jest sądzić, by uczucia tej grupki krewnych ofiar zbrodni sprzed 65 lat na tyle poruszały wyobraźnię urzędników rosyjskich, decydujących o utajnieniu lub odtajnieniu akt.

Jest taki region w Rosji zauralskiej - obwód kiemierowski, przebogaty w węgiel kamienny. Jego gubernator, Aman Tuliejew (syn Kazacha i Tatarki), tak bardzo przejęty jest historią rosyjskich jeńców wojennych w Polsce lat 1919-21, że za konieczne uznaje osobiste informowanie o tym czytelników “Izwiestii" lub “Niezawisimej Gaziety". O dziwo, dzieje się tak tylko i wyłącznie w tych rzadkich wypadkach, gdy na rosyjskim forum publicznym pojawia się temat Katynia.

To prymitywna, znana z czasów sowieckich technika: odpierania zarzutów stawianych Moskwie przez rządy zachodnie stwierdzeniem “bo u was biją Murzynów". Gdy z Polski pada pytanie, kto odpowiada za wymordowanie ponad 20 tys. jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa w 1940 r. i gdzie leżą ich ciała, z drugiej strony słyszymy odpowiedź: “A bo wyście wyrżnęli wziętych do niewoli w wojnie polsko-bolszewickiej".

Wobec tak absurdalnego postawienia sprawy marginalne znaczenie ma fakt, że czerwonoarmistów zmarło w Polsce wielokrotnie mniej niż podaje Tuliejew (czy, proszony o opinię przez prokremlowski portal internetowy Strana.ru, “ekspert" Jurij Iwanow), a powodem ich śmierci były niekontrolowane epidemie i głód, nie zaś zaplanowane egzekucje.

Raz jeden przywódca kiemierowskich górników zdradził się z tym, co naprawdę go gryzie. Gryzą go mianowicie odszkodowania, które przyszłoby płacić w rezultacie procesów wytoczonych Moskwie przez rodziny pomordowanych; odszkodowania, które w przekonaniu Tuliejewa niechybnie przekreślą szanse rozwoju gospodarczego Rosji.

A jednak trudno uwierzyć, aby obawa przed płaceniem odszkodowań mogła być przyczyną odmowy odtajnienia “akt katyńskich" - bo nawet przy przedstawieniu najtwardszych dowodów zbrodni kremlowscy adwokaci i sędziowie, świeżo zaprawieni w bojach o majątek “Jukosu", znajdą sposób, aby uniknąć konsekwencji. A nawet jeśli nie znajdą, to rozwój gospodarczy Rosji nie ma tu nic do rzeczy: petrodolary wypełniają skarb tego państwa, a rozwoju jak nie było, tak nie ma.

Jeszcze jeden pogląd o przyczynach braku postępu w sprawie Katynia usłyszałem z ust warszawskiej korespondentki pewnej rosyjskiej radiostacji. Nie mogła ona zrozumieć, czegóż my się domagamy, skoro Polacy są dopiero na 18. miejscu wśród narodów poszkodowanych przez ZSRR. Utwierdziła mnie tym tylko w przekonaniu, że zesłano ją do Polski wyłącznie po to, aby się jej pozbyć z centrali.

Może zatem rosyjskie władze odmawiają wyjaśnienia okoliczności wydarzeń sprzed 65 lat, gdyż chcą uniknąć sytuacji, w której Związek Sowiecki stawiany byłby w jednym rzędzie z III Rzeszą - jako winny ludobójstwa? To przecież Goebbels - natychmiast po odkryciu masowych grobów w lesie pod Smoleńskiem - odnotował: “Katyń jest moim zwycięstwem".

Tylko po co dzisiejsi przywódcy Rosji tak zażarcie mieliby bronić zbrodni sowieckich? Ich potępienie, pomoc we wskazaniu winnych tylko dodałaby siły obchodom 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej, organizowanym 9 maja w Moskwie. I mogłaby być początkiem tworzenia demokratycznej samoidentyfikacji Rosjan.

Jeśli jednak dzisiejsze władze państwa mieniącego się demokratycznym odmawiają udostępnienia akt katyńskich, jeśli bronią Jałty, a za pośrednictwem portalu internetowego kremlowscy doradcy szkalują pamięć o AK - największej w Europie podziemnej armii - wówczas świadczy to tak naprawdę o tym, że niewiele zmieniła się natura tych władz. Że do jakiegoś stopnia biorą na siebie odium za popełnione przez poprzednie pokolenia czyny. I że nie ma co od nich oczekiwać troski o wychowanie własnych obywateli w zgodzie z wartościami demokratycznymi. Tu, paradoksalnie, bardziej użyteczny w zrozumieniu dzisiejszej Rosji staje się ciągle ten sam Czapski, a nie coraz to nowy Pieliewin czy Akunin [współcześni pisarze rosyjscy - red.].

W sprawie Katynia chodzi jeszcze o coś więcej. Przecież jasne jest, że dzisiejsza Rosja (nawet biorąc pod uwagę Putina) to nie ZSRR. Współcześni Rosjanie rozumieją to najlepiej. Odmowa współpracy przy wyjaśnieniu wydarzeń sprzed 65 lat wynika nie tylko (i nie tyle nawet) z faktu, że nasi sąsiedzi nie są wciąż w stanie odrzucić spadku po Stalinie. Wynika ona ze świadomej taktyki. Kreml Putina (celowo unikam stwierdzenia “Rosja") nie chce budować z Polską zaufania we wzajemnych stosunkach. Uwiarygodniłoby to bowiem Polskę w oczach Niemców, Francuzów czy Włochów. I nie daj Bóg, zaczęliby się oni przysłuchiwać naszym poglądom na temat Ukrainy czy Białorusi, o poglądach na temat Putina nie wspominając. A tak - świadomie prowokując oświadczeniami o Jałcie czy Katyniu fale antyrosyjskich wypowiedzi i zachowań w Polsce - Kreml tworzy nam na Zachodzie wizerunek państwa nie wartego posłuchu w kwestii stosunków z Rosją, bo do Rosji uprzedzonego. Podobnie z Łotwą: pani prezydent Vike-Freiberga jako jedyna spośród przywódców państw bałtyckich zadeklarowała przyjazd do Moskwy 9 maja. Ale to by nie pasowało do tworzonego przez Kreml obrazu Łotwy jako państwa rusożerczego (czegoż to ci paskudni Łotysze nie wyprawiają z rosyjskojęzyczną mniejszością!) i w związku z tym niewiarygodnego w sprawach rosyjskich. Więc rozpętano w Rosji kampanię obelg pod adresem pani prezydent, licząc zapewne, że odwoła swój przyjazd i wszystko wróci do normy. Kremlowskiej normy.

Taktyka przyprawiania wybranym państwom środkowoeuropejskim antyrosyjskiej gęby jest o tyle skuteczna, że odpowiada wielu rządom zachodnim. Chcą one dobrych stosunków z Rosją mimo wszystko. Zachowują się jak pasażerowie karuzeli w gorzkim wierszu Miłosza, nie rozumiejąc, że obecna postawa Kremla wobec przeszłości powinna nasuwać im wnioski na dziś i na jutro. Rosja - nie potrafiąca się uporać ze stalinowską przeszłością - nie jest tym samym w stanie twardo wybrać demokratycznej przyszłości, a to w sposób nieunikniony przyniesie wiele przykrych rozczarowań wszystkim, także tym na karuzeli.

BARTOSZ CICHOCKI jest politologiem, pracownikiem Ośrodka Studiów Wschodnich. Specjalizuje się w tematyce rosyjskiej i europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2005