Katowice pełną piersią

Tematem drugiej edycji festiwalu Katowice Kultura Natura, organizowanego przez Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia oraz stowarzyszenie, które dało nazwę imprezie, była „duchowość”.

25.05.2016

Czyta się kilka minut

Temat może wręcz zbyt dobry, bo trzeba się mocno wysilić, by znaleźć muzykę, której nie dałoby się z nim połączyć. W ciągu 10 dni (13-22 maja) zgrupowano jednak utwory, na różne sposoby faktycznie komentujące sferę duchową: począwszy od inauguracyjnej symfonii „Turangalîla” Messiaena, po jeden z późnych kwartetów smyczkowych Beethovena (op. 127), a nawet jazzowego metafizyka, jakim jawi się w ostatnich latach Charles Lloyd.

Dwa koncerty, na których mogłem być, to wprawdzie ułamek z dziesięciu, ale sprawdzą się jako pars pro toto, bo mimo wszystko reprezentatywne. Pierwszym był występ Mahler Chamber Orchestra pod dyr. Thomasa Søndergårda, z cyklem pieśni „Les Illuminations” Brittena oraz dwoma wielkimi utworami w „obiektywnym” C-dur: ostatnimi Symfoniami Sibeliusa i Schuberta. Czy rzeczywiście C-dur jest tu tonacją jasności? Zawsze mam wątpliwości... Drugi koncert to recital Grigorija Sokołowa. Obecnie pianista gra program złożony z dwóch uzupełniających się arcydzieł romantyzmu: Sonaty b-moll Chopina (wraz z Nokturnami op. 32) oraz wielkiej Fantazji Schumanna (znowu C-dur... Fantazji towarzyszy krótsza i tutaj nie tylko wdzięczna, lecz bogata w nastroje „Arabeska”).

Mahler Chamber Orchestra, sławna orkiestra, wyrosła z zespołu młodzieżowego prowadzonego 20 lat temu przez Claudia Abbado, anonsowała swoją wizytę na festiwalu, jako rezydencję. Zagrała dwa koncerty, ale faktycznie przebywała tu przez tydzień, nie tylko przygotowując oba występy, z różnymi dyrygentami, ale też biorąc udział w warsztatach dla dzieci słabo słyszących (dzięki aparatom jednak słyszących). Podobno był to świetny projekt i dzieci bardzo przeżywały udział w nim – wierzę, bo sam chętnie zadyrygowałbym Mahler Chamber Orchestra, a i tego mogły spróbować!

Tymczasem mogłem posłuchać drugiego z koncertów. Na początek poszła VII Symfonia Sibeliusa. Ostatnia sięgająca głębi romantyczna symfonia jest wielkim łukiem napięcia. A przynajmniej bywa, gdy dyrygent potrafi rozpiąć go od początkowego uderzenia w kotły – wiedząc, że akurat tutaj mniej chodzi o chwytliwe tematy, w tym utworze nie tak charakterystyczne, jak w wielkich hitach fińskiego kompozytora (jak II czy V Symfonia), a bardziej o wielką, rozwijającą się na przestrzeni całego dzieła konstrukcję (nie bez powodu dzieła jednoczęściowego, choć złożonego z licznych cząstek). Umieli to niektórzy z dawnych kapelmistrzów, np. Bernstein dyrygujący Filharmonikami Wiedeńskimi albo pół wieku wcześniej jego nauczyciel, Sergiusz Kusewicki, w swym słynnym nagraniu prowadzący BBC Symphony Orchestra. Søndergård stworzył natomiast szereg epizodów, aczkolwiek nanizanych na wspólną nić i brzmiący atrakcyjnie.

To ostatnie skądinąd nie dziwi, bo zależy i od jakości orkiestry. A Mahler Chamber Orchestra potrafi zrobić wszystko. Choć też czegoś jej brakuje – co odczuwało się właśnie w Sibeliusie. Brakuje – w takim utworze – masy smyczków: wprawdzie zaskakująco wielkim głosem brzmiało choćby te parę altówek, ale tematy prezentowane w smyczkach na tle dętych (niekoniecznie nawet blaszanych, lecz i drewnianych) – niknęły, przykrywane ich dźwiękiem. Bez smyczków, jak się okazało, nie da się zbudować właściwego dla tego dzieła energetycznego napięcia. Co skądinąd nie zaskakuje, bo utwór jest jednak przeznaczony na trochę inny zespół, w którym jest ich znacznie więcej: wielką orkiestrę symfoniczną, a nie rozbudowaną kameralną. Jak się okazuje – nie bez powodu.

Tego problemu nie było w pozostałych punktach programu. „Les Illuminations” Brittena są idealnym utworem dla takiego właśnie zespołu, choć dla odmiany wolę w nich głos tenorowy, niż sopran. Po pierwsze – mniej jest wówczas wtłaczającego się na siłę liryzmu, a można usłyszeć więcej różnorodnych nastrojów, wśród nich także ważny tu ton patetyczny, nieledwie heroiczny, przynajmniej w powracającej jak refren eksklamacji „Tylko ja mam klucz do tej dzikiej parady” (pieśni są do słów Rimbauda). Po drugie – z tenorem lepiej zestrojone zdają się być rejestry towarzyszących instrumentów. A może to akurat tylko kwestia przyzwyczajenia? Po trzecie – i to już empiria – zazwyczaj u tenorów nieco łatwiej jest zrozumieć śpiewany tekst. W wypadku Claire Booth natomiast nie sposób było usłyszeć, w jakim śpiewa języku.

Na szczęście po początkowej niepewności, która była może przyczyną nadmiernego i ciągłego rozwibrowania głosu w pierwszych pieśniach, śpiewaczka odnalazła się i dalszy ciąg rozbrzmiał głosem szerokim, uspokojonym, umiejętnie kształtującym ekspresję. Lirycznym i niestety niezrozumiałym – lecz pięknym. Co pasowało do równie pięknie brzmiącej orkiestry. Tu nie było słabych stron: orkiestra precyzyjna, dynamiczna, ale nieprzesadna, idealnie dopasowana do specyfiki utworu.

Aż nadszedł czas na truizm. Co można jeszcze pokazać w symfonii Schuberta – choćby tak wielkiej, jak ostatnia? A jednak nie ma samograjów. Wszędzie i zawsze w muzyce zasadnicze znaczenie ma interpretacja. Jesteśmy przyzwyczajeni, że w wolnej części wyśpiewane czule lamenty unoszą nas ponad chmury? Nie tym razem. Tym razem dyrygent jakby ograniczył się do samego odczytania tekstu: sucho, obiektywnie, dynamicznie. W rezultacie agogika wyparła melodykę. W melodiach właściwie nic się nie działo, często pozostawały tłem dla ruchu akompaniamentu – problem w tym, że u Schuberta muzyka rozgrywa się jednak w śpiewie, nie w akompaniamencie. Nie wynikły z tej koncepcji żadne odkrycia wewnętrznych głosów, żadne dialogi – jedynie długie ustępy zamieniły się w marsze i marszyki: szybsze lub wolniejsze, podskakujące lub nie, ale dające niewiele poza wrażeniem parady plastikowych żołnierzyków. Coś jakby kontynuacja wątku z Rimbauda? Dla mnie akurat cokolwiek irytująca, choć docenić trzeba to, o czym przypomniał nam dyrygent: o swojej roli interpretatora. Orkiestra każdy dźwięk mogła zagrać dowolnie inaczej, jednak konsekwentnie zrealizowała wizję Søndergårda.

Recital Sokołowa to zanurzenie się w zupełnie innym świecie – świecie hipnotycznych wizji, których opisywanie właściwie nie ma sensu. Można wprawdzie mówić o poetyckiej narracji, odkrywczości, nawet o wyrazistym wprowadzaniu tematów, kreowaniu kryształowych melodii na tle rozsnutych harmonii, jakby improwizowanym tworzeniu zaskakujących, wielkich konstrukcji, specyficznym brzmieniu pianisty – wystarczy chyba jednak stwierdzić, że Sokołow odnajduje muzykę tam, gdzie inni widzą tylko dźwięki. O reszcie zaś nie tyle trzeba mówić, ile jej słuchać. I pamiętać o oddychaniu, bo łatwo zapomnieć. I to nie tylko w epickiej Fantazji Schumanna, ale nawet – a może wręcz jeszcze bardziej – w tak zużytym Marszu żałobnym ze wstrząsającej Sonaty Chopina. To wizyta na innej planecie.

I tu warto pamiętać, że kogo zabrakło w Katowicach, wyjątkowo będzie miał jeszcze jedną okazję na to spotkanie III stopnia, 15 sierpnia w Krakowie. Gdzie pewnie też nie zabraknie niejednej z osób, które w Katowicach były.

Poza koncertami gospodarzy – NOSPR – oraz rezydentów (Mahler Chamber Orchestra), obok Sokołowa pojawiło się jeszcze parę innych gwiazd. Festiwal ma jednak do zaoferowania – i to nie tylko Katowicom – znacznie więcej niż błyszczenie firmamentu. Ma jego głębię.


Festiwalowi poświęciliśmy także specjalny dodatek >>>
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej