Kapuściński zza świata

Porusza humanitaryzm zdjęć Kapuścińskiego. Nie poziom techniki, nie artystyczna wizja, lecz głęboka prawda. Przejęcie drugim człowiekiem, całkowite otwarcie się na niego.

13.01.2009

Czyta się kilka minut

Kapuściński zza świata" - odczytałam i nie zauważyłam pomyłki. Przyjrzałam się trzem murzyńskim twarzom na różne sposoby skupionym. I utwierdzona w słuszności tytułu odkryłam, że brzmi on inaczej: "Kapuściński ze świata". Po kilku podróżach przez ten album myślę, że za pierwszym razem tak bardzo się nie pomyliłam.

Podróż pierwsza. Szybka, zachłanna. Czarno-białe zdjęcia w czarno-białej oprawie (na czarnym lub białym tle). I wciąż powracające skojarzenie: pamięć. Pamięć reportera, pamięć tych ludzi, nasza i świata. Wizualny obraz pamięci świata - tak sam Ryszard Kapuściński określał fotografię. Nieogarnięta suma wszystkiego, sprowadzona do prostego obrazu, dalej przez nas w sobie upraszczanego.

Podróż druga. Spokojniejsza, zatrzymywana. Na wybranych obrazach, miejscach, portretach. Więcej myśli, refleksji, skojarzeń. Przede wszystkim myślę o koniecznym wyborze. Nie tylko ludzi, miejsc, zdarzeń, kadrów. O wyborze bardziej podstawowym - piszę czy fotografuję? Bo to zupełnie inne procesy. Pisanie wymaga bezwzględnego bycia w danym miejscu. Widzenia, słyszenia, czucia, nasiąkania światem. Fotografowanie to proces cięcia i wycofywania się. Pozbawia możliwości ciągłego uczestniczenia, dając mu jednocześnie świadectwo. A więc: czy jestem z nimi, czy ich obserwuję?

Kapuściński zdaje się i być, i fotografować jednocześnie. Nie stawia bariery między sobą  a resztą świata. Jakby te zdjęcia powstawały właśnie w wyniku tej jedności, wspólnoty. Niektóre portrety rozpychają kadry. Widać krzywe zęby i wyraźny wzór podskórnego makijażu. Zastanawiam się, jak dużego zaufania potrzeba, aby powstały takie zdjęcia. Robione w czasie pierwszych podróży tanimi radzieckimi i enerdowskimi aparatami, później prostą Leicą zapewne ze standardowym obiektywem 50 mm. Jak Ci ludzie musieli mu ufać!?

To właśnie humanitaryzm tych zdjęć tak mocno porusza. Nie poziom technicznego wykonania, nie artystyczna wizja, lecz głęboka prawda. Przejęcie drugim człowiekiem, całkowite otwarcie się na niego i przyjęcie ze wszystkim, co ze sobą niesie. Taka relacja przynosi zupełnie inną fotografię. Staje się wynikiem wspólnej pracy Fotografującego i Fotografowanego. Obrazem tej intymnej relacji, obrazem bliskości, człowieczeństwa i wspólnoty. Sama dla siebie (fotografia) przestaje się liczyć. Staje się spojrzeniem.

Podróż trzecia. Twarze i oczy. Młode i stare, kobiece  i męskie. I przede wszystkim dziecięce. Oczy pełne radości i smutku. Najwięcej w tym albumie Afryki: Ghana, Kamerun, Etiopia, Sudan, Somalia, Egipt, Nigeria, Zambia, Uganda, Niger, Somalia, Mozambik, Angola, Kenia, Senegal, Tanzania, Czad... Najwięcej Afryki, którą Kapuściński pokochał najbardziej. Albo może która potrzebowała go najbardziej. Biedna, naga i bezradna. Może podobna do jego dzieciństwa na Polesiu? A może po prostu szczera, oddana i wdzięczna? Te wszystkie oczy nie patrzą w obiektyw, lecz w jego oczy. Oddają mu swoje uczucia i tajemnice. Swoją historię, którą tak bardzo chciałoby się poznać ubraną w jego słowa.

Zawsze myślał o tym, ile jeszcze pozostało do zrobienia, ile jeszcze trzeba. Gdy rozmawiałam z nim o jego poezji, zastrzegał, że nie jest poetą. Gdy poprosiłam, by wybrał jeden wiersz, wskazał na "Na wystawie »Fotografia chłopów polskich do 1944 roku«". W kilku zdaniach wyjaśnił, że to autentyczny zapis. Nie rozmawiałam z nim o jego fotografiach, ale jestem przekonana, że podobnie twierdziłby, że nie jest fotografem. Ciekawa jestem, którą z fotografii wybrałby do rozmowy. Czy byłoby to dziecko? Droga? Obraz rodzinnego Pińska?

W albumie znajdujemy ich 150 (wybranych z 10 tysięcy). Czarno-biały film układający się w ciąg kolejnych książek. W jego życie. Afryka, ZSRR, Ameryka Południowa, Azja, Afryka. Album ma jakby trzy otwarcia. Pierwsze zdjęcie towarzyszy myśli "Fotografia jest wizualną pamięcią świata". Trójka wesołych murzyńskich dzieci. Potem tytuł i drugie otwarcie - zdjęcie z Ghany z 1957 r. Szereg rybaków niosących sieci. Potem wstęp Johna Updike’a i trzecia fotografia - szara droga i wędrujące postaci: "Pejzaż biblijny". Tu historia się zaczyna. Tu, moim zdaniem, zaczyna się jego droga. Poprzez kolejne kraje i kontynenty, z powrotem do Pińska i polskiej drogi, prowadzącej na działkę w Woli Chodkowskiej. Dla mnie jednak opowieść kończy się na zdjęciu trzecim od końca - "Rzeka Pina, Białoruś, Pińsk, 1979". Rzeka światła, rzeka dzieciństwa. Zamyka się koło powrotu.

Czarno-biały film przedzielony kolorowymi stopklatkami. Zatrzymują gwałtowną intensywnością koloru i życia, które tak domaga się wciąż obrazowania. "Stoimy w ciemności otoczeni światłem" - napisał w "Podróżach z Herodotem". A więc dosłownie: ze świata i zza świata.

Ryszard Kapuściński,

"Ze świata", wstęp: John Updike, wybór fotografii i posłowie:

Izabela Wojciechowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009