Judyta w krainie Mordoru

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Wielką wadą „Władcy Pierścieni” J. R. R. Tolkiena jest brak wyraźnego, rozbudowanego wątku miłosnego. Trudno bowiem archetypiczną w swoim heroizmie miłość Aragorna i Arweny traktować jako dobry przykład pięknego uczucia. To jest miłość dwóch posągów, a nie istot z krwi i kości. I nie ma znaczenia, że Aragorn jest człowiekiem, a Arwena elficką księżniczką. Bohaterowie zajęci walką o panowanie nad światem, nie tracą czasu na drobiazgi. W czasie lektury wielkiej sagi Tolkiena cały czas odnosi się wrażenie, że kobiety zakłócają widzenie świata angielskiego profesora.

Szekspir nie miał takich zahamowań i w prawie wszystkich jego dramatach kobiety odgrywają zasadniczą rolę. W końcu bez Julii nie byłoby „Romea i Julii”, bez Desdemony „Otella”, bez Ofelii pięknego wątku szalonej miłości w „Hamlecie”, a bez demonicznej Lady Makbet słynny Akira Kurosawa nie mógłby stworzyć swojego wielkiego filmu „Tron we krwi”. O komedii „Poskromienie złośnicy” wstyd jest nawet tym kontekście wspominać.

Nie sposób zresztą wyobrazić sobie walki o władzę w ludzkim świecie bez opisania w niej roli kobiet. Francuscy historycy (jeśli dobrze pamiętam) stworzyli nawet określenie „władza alkowy”. Jego sens sprowadzał się do rozróżnienia dwóch typów panowania: dziennego i nocnego. W dzień rządził król, ale po zmroku władzę niepodzielnie przejmowała królowa lub metresa. Źródła historyczne nie podają przykładów jakichkolwiek sprzeciwów czy protestów króla. I od razu powstaje pytanie, kto naprawdę rządził Francją. A więc - innymi słowy - kto w rzeczywistości w koszuli nocnej zasiadał na tronie. Była to dwuwładza, wyznaczona rytmem dnia i nocy. I oczywiście pulsacją pożądania.

W prozie Tolkiena nie ma miejsca na takie interpretacje i rozmaite niecne przypuszczenia. Widać to nawet w tytule - chodzi w nim przecież o męski pierścień. Pojawia się zatem kolejny kuszący problem - czy pisarz był mizoginem? Z książki Josepha Pearce'a „Tolkien, człowiek i mit” (Wydawnictwo Zysk i S-ka) jasno jednak wynika, iż Tolkien dobrze wiedział, co to jest wielka miłość, rozpacz rozstania i wierne oczekiwanie na małżeńskie spełnienie. W końcu jego romans z Edith trwał, z powodu sprzeciwu prawnego opiekuna wyznaczonego po śmierci matki, aż osiem lat, zanim połączyli się na zawsze. Ale i tak, moim zdaniem, mimo tych ważnych egzystencjalnych doświadczeń, w świecie jego literackiej wyobraźni, kobietom przyznana jest rola marginalna.

Rozczarowany brakiem wyrazistej kobiecej postaci w Tolkienowskiej sadze postanowiłem wykorzystać zalety Judyty - bohaterki dwóch książek Katarzyny Grocholi: „Nigdy w życiu!”, „Serce na temblaku” - i wysłać ją do Mordoru z tajną misją uczynienia tego ponurego terytorium orków krainą Dobra. Pomysł ten ma wiele walorów. Jest ona Polką, a przecież trudno wyobrazić sobie, by wielkie sprawy ludzkiego świata mogły obyć się bez udziału jakiegoś przedstawiciela naszego dzielnego narodu. Poza tym Mordor bardzo wielu osobom jednoznacznie kojarzy się z Europą, dobrze jest więc mieć kogoś pewnego, kto będzie dbał o narodowe interesy w Brukseli. Wydaje mi się też, że rezolutna rodaczka bardzo szybko poradziłaby sobie z Sauronem i jego ciemną, zagrażającą światu mocą. Obawiam się nawet, że niepotrzebne byłyby aż trzy części „Władcy Pierścieni”. Król Aragorn, wspomagany wdziękami Judyty, powróciłby już w „Dwóch wieżach”, pogrążając w rozpaczy tych, którzy liczyli na niekończącą się przyjemność lektury.

I pomyśleć, że są na świecie setki krytyków, mający do dzieła Tolkiena stosunek podobny jak Susan Jeffreys, która w artykule zamieszczonym w „Sunday Times” z 26 stycznia 1997 zareagowała w sposób niezwykle emocjonalny na informację o uznaniu „Władcy Pierścieni” w plebiscycie czytelników za „książkę stulecia”: „Widok tego dziełka, pełnego okropnych runów i map oraz przenudnych aneksów przyprawia mnie o depresję (...). To doprawdy przygnębiające, że głosy na najlepszą XX-wieczną książkę na świecie pochodziły od ludzi, którzy w nieistniejącym świecie szukają ucieczki od rzeczywistości”. Nie wiedziała, iż w ostatnim zdaniu zupełnie przypadkowo opisała wielką tajemnicę literatury. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (7/2003)