Mędrzec

Minęło dopiero kilka tygodni od śmierci Stanisława Lema, ale wielu czytelników i wielbicieli już odczuwa jego brak. Tyle lat towarzyszył nam swoją wiedzą, przenikliwością, sarkazmem, poczuciem humoru...

11.07.2006

Czyta się kilka minut

Stanisław Lem /fot. D. Węgiel /
Stanisław Lem /fot. D. Węgiel /

Nie pamiętam już, jaka była pierwsza przeczytana przeze mnie książka Lema - zapewne "Powrót z gwiazd". Urok spotkania z jego wyobraźnią sprawił, że przez kilkadziesiąt lat zachowałem czytelniczą wierność. Na półkach mojej biblioteki stoją wszystkie chyba utwory Lema wydane w Polsce. Wiele z nich czytałem wielokrotnie, zawsze odnajdując coś nowego. Powracałem do "Opowieści o pilocie Pirxie", "Cyberiady", "Fantastyki i futurologii". "Filozofia przypadku" ciągle stoi na honorowym miejscu. Nie chcę nadużywać wielkich słów, ale Stanisław Lem był pisarzem genialnym i - mimo prób zakucia go w gatunkowe kajdany - jednym z największych polskich twórców XX wieku.

Bez względu na czasy, w których Lema czytałem, zawsze ogromne wrażenie wywierała na mnie jego wiedza, wyobraźnia, erudycja i język. Teraz, po latach pracy dydaktycznej, w wytartych zarękawkach naukowego urzędnika, wiem, że był jednym z najinteligentniejszych ludzi swojej epoki. Przeznaczenie zmusiło go do tworzenia w mrocznych czasach myśli zniewolonej, potrafił jednak uniknąć ograniczeń, uciekając we wszechświat i przyszłość.

Czułem żal, kiedy stracił zainteresowanie dla literatury science fiction i rozpoczął wielką grę ze światem, pisząc "Wielkość urojoną" i "Próżnię doskonałą". Był już jednak wtedy autorem nie tylko powieści fantastyczno-naukowych czy groteskowych opowieści z "Cyberiady", ale i wspaniałego "Szpitala Przemienienia" i równie świetnego "Wysokiego Zamku". Wiedział, że ma prawo do literackich poszukiwań. Jego nieprawdopodobna wyobraźnia i erudycja kazała mu szukać nowych wyzwań. Kiedy w końcu lat 80. ostatecznie porzucił prozę beletrystyczną, takim wyzwaniem stały się felietony dla różnych pism, zebrane później w tomach: "Sex Wars", "Tajemnica chińskiego pokoju" i "Bomba megabitowa". Objawił się w nich pesymizm i niepokój o przyszłość ludzkiej cywilizacji. Odnajdujemy go także w felietonach z "Tygodnika Powszechnego". Tych z "Lubych czasów", "Dziur w całym", "Krótkich zwarć". I tych z "Rasy drapieżców" - książki, którą otrzymaliśmy w smutnym czasie po odejściu Autora.

Pisze w posłowiu Tomasz Fiałkowski: "Pierwszy z tekstów publikowanych w tej książce pochodzi z końca maja 2004, ostatni powstał w lutym 2006, a dokładniej w czwartek 9 lutego. Dzień później Stanisław Lem znalazł się w szpitalu, z którego nie miał już wrócić". Kiedy czytam, a raczej przypominam sobie te teksty, nasuwa mi się jedno określenie, często używane w codziennych rozmowach: "to cały Lem". Przekorny, ironiczny, błyskotliwy, z niesamowitą erudycją i zaangażowaniem komentujący sprawy naszego ginącego świata.

Ginącego - co do tego nie miał wątpliwości. Uważał i z niezwykłą determinacją głosił, że gatunek ludzki, owa nadzwyczaj inteligentna "rasa drapieżców", z powodu swojego zadufania już dawno wydała na siebie wyrok. Dziwił się i wielokrotnie dawał temu wyraz, że ludzie tego nie widzą. Ostrzegał, apelował, drwił, nawet błagał, by ludzie rozejrzeli się uważnie wokół siebie i dostrzegli to, co on widział od dziesiątków lat. Pamiętamy jego charakterystyczny głos, znany z telewizyjnych rozmów i radiowych wywiadów; łatwo dostrzec, że za subtelnymi, sarkastycznymi komentarzami dotyczącymi współczesności kryje się autentyczne przerażenie przyszłymi losami naszej cywilizacji.

Uważał się za racjonalistę i rzeczywiście nim był. Jako jeden z nielicznych miał odwagę przyznać się do swojego agnostycyzmu i mówić o naszej niewyobrażalnej samotności w Kosmosie. Wszystkie podejmowane przez astronomów próby przeczesywania wszechświata i wsłuchiwanie się precyzyjnymi urządzeniami w jego oddech uważał za czas stracony. Dał temu wyraz po raz pierwszy w "Głosie Pana", a potem w wielu innych tekstach; echo tych myśli można odnaleźć w "Rasie drapieżców". Wiedział więcej i widział dalej niż tysiące uczonych zgromadzonych w wielkich instytutach badawczych. Nie chciał dostarczać czytelnikom naiwnych złudzeń. Jesteśmy zdani jako gatunek tylko na siebie. Od nas samych zależy nasz los.

Ludzki świat widziany z okien biblioteki mędrca jest inny niż to, czego doświadczamy, podobno świadomie, na co dzień. Przez ostatnie dwa lata Stanisław Lem właściwie nie opuszczał już domu. Ciągle jednak czytał, obserwował, komentował. I bardzo przeżywał panującą wokół myślową tandetę. Dlatego właśnie negatywnymi bohaterami jego ostatnich felietonów są bardzo często politycy. Dobrze, że George Bush z taką trudnością czyta, inaczej wielbiciele Lema musieliby już kilka lat temu złożyć się na jego całodobową ochronę. Ale dostaje się także Putinowi i politykom polskim. Chyba słusznie. Z powodu swojej mądrości Lem nie mógłby stać się doradcą coraz głupszych przedstawicieli władzy. Nikt mu tego zresztą nie proponował, a i on takiego stanowiska pewnie by nie przyjął. To jeden z paradoksów naszej dziwnej epoki, w której chamska głupota góruje nad wyrafinowanym intelektem.

Budzi podziw niesamowita pasja, z jaką pisane są te felietony. Recenzenci trafnie pisali o młodzieńczym intelekcie; ciało odmawiało już posłuszeństwa, ale umysł zachował do końca niezwykłą sprawność. Sądzę, że Lem odchodził z tego świata z ulgą, świadom, że nie będzie już musiał przyglądać się ludzkiej głupocie. Zabrał ze sobą pamięć o swoim ukochanym, utraconym na zawsze Lwowie, mieście dzieciństwa i młodości.

"Rasa drapieżców" pokazuje, że Polska straciła jednego z najwybitniejszych myślicieli ostatnich kilkudziesięciu lat. Służył nam przenikliwością swojego umysłu i bardzo pragnął nam pomóc. Niestety ciągle chcemy być przede wszystkim rasą drapieżców, a nie gatunkiem, którego cechą szczególną jest intelekt. I wolimy wojnę, a nie dyskusję.

Stanisław Lem, "Rasa drapieżców. Teksty ostatnie". Posłowie: Tomasz Fiałkowski, Kraków 2006, Wydawnictwo Literackie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006