Jeziora tak, lasy nie

Andrzej Nowicki, starosta powiatu piskiego: Ktoś w Warszawie czy Brukseli decyduje, że będziemy chronić ptaki albo drzewa, a ja mam ponosić tej decyzji konsekwencje. Gdzie tu samorządność? / Rozmawiał Michał Olszewski

11.08.2009

Czyta się kilka minut

Michał Olszewski: Deklaruje się Pan jako przeciwnik powołania Mazurskiego Parku Narodowego. Dlaczego?

Andrzej Nowicki: Bo formy ochrony terenów mazurskich są wystarczające. Mamy park krajobrazowy, obszar Natura 2000 i rezerwaty, a Lasy Państwowe powołały do istnienia Leśny Kompleks Promocyjny. To mało?

Park krajobrazowy od lat nie spełnia swojej funkcji i jest lekceważony przez mieszkańców. MPN ma stworzyć z terenów chronionych jedną, spójnie zarządzaną całość.

Park narodowy byłby działaniem na niekorzyść leśnictwa i turystyki. Takie jest moje zdanie. Choćby Puszcza Piska: młody, sosnowy drzewostan, częściowo spustoszony huraganem - bez pomocy ludzi nie jesteśmy w stanie go szybko odbudować. Jaka jest wartość przyrodnicza wiatrołomów?

Plany MPN przewidują podział - południowa część lasu pozostaje we władaniu Lasów Państwowych, które nadal mogą prowadzić tam swoją gospodarkę, północna zyskuje ochronę.

Proszę nie zapominać o otulinie, w której nie można prowadzić niektórych działań. Jestem zapalonym myśliwym i z pełnym przekonaniem twierdzę, że leśnicy i myśliwi znakomicie gospodarują na tym terenie. Od 1945 r. teren Puszczy Piskiej ciągle rośnie, kontrolujemy pogłowie zwierzyny. Proszę podać argumenty, dla których warto to wszystko zniszczyć.

Po pierwsze: nie zniszczyć. Pomysł polega na tym, by przywrócić najcenniejsze części Puszczy Piskiej do stanu naturalnego. Po drugie - zyskają na tym przyroda i okoliczni mieszkańcy.

Nie wierzę w te zyski. W powiecie piskim mamy duże bezrobocie, brakuje przemysłu. Ostatnio upadły dwa duże zakłady drzewne. Nikt nie chce tu inwestować, właśnie z przyczyn, o których rozmawiamy - bo Mazury są tym pięknym rejonem, którego nie należy niszczyć. Nie ma firm elektronicznych, motoryzacyjnych, nawet przemysł drzewny kuleje. Spotkałem się jakiś czas temu z właścicielem IKEA i otrzymałem obietnicę, że na naszym terenie powstaną duże zakłady tej firmy, jedne z największych w Europie. I co? Wybrali Wielbark pod Szczytnem i Bielsk Podlaski. Znowu zostaliśmy z niczym. Co mam powiedzieć tutejszym mieszkańcom? Że przyjdzie władza parkowa i zabroni wchodzenia do lasu?

Nie ma takiej zależności. Istnieje za to duże prawdopodobieństwo, że teren przyciągnie turystów, że rozwiną się małe, rodzinne biznesy agroturystyczne. Dowodem Białowieża.

Proszę pojechać do Wigierskiego Parku Narodowego. Tamtejsi mieszkańcy muszą kłócić się z parkiem o każdą budowę i przeróbkę domu. Tak jak my musimy użerać się z parkiem krajobrazowym o wybudowanie 100 metrów pomostu.

Ale za to po 20 latach miejscowości nad Wigrami wyglądają na uporządkowane i zaplanowane. A na Mazurach króluje bałagan.

Dla mnie minione 20 lat na Mazurach to jednak rozwój. Zgadzam się, że dużo spraw zostało puszczonych na żywioł, ale jednocześnie pytam: kto jest winien? Tysiące domów letniskowych nad brzegami jezior nie należą do miejscowych, tylko do przyjezdnych, np. z Warszawy, letników, którzy najpierw złamali prawo, a teraz chcieliby parku narodowego, pięknych krajobrazów i ciszy. O mieszkańcach zupełnie się nie myśli.

Znamienna jest wypowiedź Małgorzaty Kalicińskiej, która podpisała się pod waszym apelem, ale jednocześnie zwróciła uwagę na fatalną kondycję finansową Mazur. Przeciętny mieszkaniec Pisza, Rucianego czy Piecek nie ma wielkich zysków z tych 5 mln turystów, które odwiedzają nas co roku. My nie potrzebujemy parku, tylko pomocy systemowej. Dodatkowo irytuje mnie, że do nas trafiają już gotowe pomysły, ktoś w Warszawie czy Brukseli decyduje, że będziemy chronić ptaki albo drzewa, a ja mam ponosić tej decyzji konsekwencje. Gdzie tu samorządność?

Odpycha Pan od siebie odpowiedzialność, ale nie tylko Warszawa jest winna. Słaby samorząd również.

To prawda, ale w ostatnich latach zaczęliśmy walczyć z samowolami budowlanymi, kilka drastycznych samowoli z okolic Rucianego trafiło do prokuratury. Powoli porządkujemy problem.

Minister Nowicki chce zaproponować władzom lokalnym okrągły stół i kontrakt finansowy. To świadczy, że traktuje Was poważnie.

Bardzo się cieszę, to byłby naprawdę dobry sygnał. Nie jest tak, że opieramy się przeciwko ściślejszym formom ochrony Mazur. Proszę zrozumieć - jak większość ludzi stąd, mieszkam na Mazurach od urodzenia, nie mam domu nad jeziorem, nie popełniłem żadnej samowoli i zależy mi na zrównoważonym rozwoju mojego regionu. Dla mnie najpoważniejszą dotychczas propozycją jest opinia prof. Macieja Żurkowskiego, przewodniczącego Rady Społeczno-Naukowej Leśnego Kompleksu Promocyjnego Lasy Mazurskie. Profesor chce oprzeć ochronę tutejszych wartości na istniejącym już Leśnym Kompleksie Promocyjnym, Agroekologicznym Parku Krajobrazowym i Narodowym Parku Wielkich Jezior Mazurskich.

W ciągu minionych 20 lat prawdziwy dramat rozegrał się nie w lasach czy w krajobrazie, ale w mazurskich jeziorach. Gdyby myśliwi gospodarowali w lasach tak jak gospodarstwa rybackie na naszych jeziorach, zostaliby z lasów z hukiem wyrzuceni. Mamy obowiązek przeznaczania części dochodów z polowań na odbudowę gatunków. Rybacy nie muszą tego robić. Z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że prowadzą na Mazurach gospodarkę rabunkową na niespotykaną skalę. Brak kontroli nad tą gałęzią przemysłu sprawia, że jeszcze kilka lat, a otrzymamy w spadku przełowione, wyczyszczone do dna jeziora. Efekt jest taki, że turysta, który chce pomoczyć w mazurskim jeziorze przysłowiowego kija, traktowany jest jak bandyta, a rybak może niszczyć przyrodę w świetle prawa.

Założę się, że rybacy chcieliby chronić Puszczę Piską, a jeziora zostawić nietknięte. Czy w tak skomplikowanej sieci interesów możliwy jest kompromis?

Jest, i regionalny okrągły stół z udziałem ministerstwa wydaje się w tej sprawie niezbędny. Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć: państwo nie może nas pozostawić w tej sprawie samym sobie. Była kiedyś słynna ustawa 203, na papierze wyrównująca zarobki pielęgniarkom. Musieliśmy dać te pieniądze z gminnych funduszy, obiecanych rekompensat z centralnego budżetu nie zobaczyliśmy do dzisiaj. Boję się, żeby podobnie nie było w przypadku parku narodowego. Minister Nowicki podpisze z nami kontrakt, zmieni się władza, zmienią się potrzeby, a my zostaniemy z parkiem narodowym i jak zwykle na lodzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009