Jeszcze jedna żaba

W administracji austro-węgierskiej istniał ponoć order, nadawany za decyzje podjęte przez urzędników niezgodnie z prawem, ale zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Bardzo by się nam dzisiaj przydał.

29.01.2007

Czyta się kilka minut

Nie minęło jeszcze pół roku od poprzedniej żenującej awantury związanej z wyborami samorządowymi, jaką było wprowadzenie tzw. blokowania list. Wiadomo dziś, że tamto rozwiązanie, wywalczone w jakże burzliwej atmosferze, nie przyniosło jego inicjatorom żadnych korzyści i nie pozwoliło osiągnąć żadnego z zakładanych celów. Ale Polak (nie)mądry po szkodzie - nic nie wskazuje, by z tamtej lekcji wyciągnięte zostały jakiekolwiek wnioski. PiS i PO znów znalazły się w klinczu z powodu sprawy dalece wątpliwej. Raz jeszcze pokusa wykorzystania formalnych niuansów do politycznej rozgrywki okazała się przemożną.

Twarde deklaracje premiera Jarosława Kaczyńskiego, który zapewnia z kamienną twarzą, że chodzi tylko o to, by prawo było przestrzegane, nie są w stanie przesłonić ucieszonych min jego partyjnych kolegów. Posłowie Jarosław Kurski i Karol Karski (ten drugi z Warszawy) nie okazują nawet cienia troski o dobro wspólne: oczy im się wręcz świecą na myśl o wpadce konkurencji i - ewentualnym - zwycięstwie w Warszawie w powtórzonych wyborach na prezydenta miasta. Uśmiechają się dokładnie tak samo, jak Grzegorz Schetyna z PO po publikacji "taśm Beger".

I podobnie jak wtedy, opozycji nie pomaga dziś brak przemyślenia i rozwagi w doborze argumentów. W panicznym zgiełku pomieszały się sprawy ważne i błahe, jednoznaczne i wątpliwe. Pośród prawniczych dywagacji i prób bagatelizowania problemu, bez większego echa przeszedł najbardziej przekonujący argument, podniesiony przez Jana Rokitę: że jest absurdem fakt, iż w wyniku niewątpliwego złamania przepisów kary nie ponosi ten, kto je złamał, tylko ci, na których szkodę się to stało. Odbiorcami majątkowych oświadczeń burmistrzów i prezydentów są bowiem ich wyborcy, którym to prawo ma pomóc w ocenie uczciwości ich reprezentantów.

Owszem, kara za lekceważenie tego obowiązku powinna być surowa. Tyle że sankcja, jaką jest pozbawienie mandatu burmistrza, dotyka przede wszystkim właśnie ogółu mieszkańców. To oni - jako podatnicy - muszą zapłacić za organizację ponownych wyborów i to ich dotknie kilkumiesięczny okres decyzyjnego paraliżu samorządów. Zupełnie inaczej rzecz się ma w przypadku wyborów radnych w województwach, powiatach i większych gminach: tam na miejsce radnych, którzy nie uznali swych oświadczeń za godne uwagi, wejdą inni, czekający w kolejce. Za to w kolejce do fotela burmistrza pierwsze miejsce i tak jest zarezerwowane dla tego, kto już je zajmuje.

Wszyscy ci, którzy będą musieli wystartować ponownie w bezpośrednich wyborach, mają olbrzymie szanse, aby ponownie je wygrać. Zwłaszcza że spóźnienie się o dwa dni ze złożeniem oświadczenia (i to nie swojego, ale małżonka, jak w przypadku Hanny Gronkiewicz-Waltz) nie jest w żadnym wypadku rażącym nadużyciem, które oznacza kompromitację kandydata (kandydatki). Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że Gronkiewicz-Waltz uznana zostanie za pokrzywdzoną i jej ponowne zwycięstwo będzie bardziej przekonujące. Zawsze po wyborach zwycięzca zyskuje bowiem dodatkowy bonus społecznego zaufania. Kandydaci pokonani przez burmistrzów i prezydentów, którzy mogą teraz utracić mandat, już raz się sparzyli. Wątpliwe, by chcieli wchodzić drugi raz do tej samej wody, czego przykładem jest Kazimierz Marcinkiewicz. Nowi konkurenci będą mieli małe szanse na zdobycie większego poparcia i zaufania - zabraknie i czasu, i środków. Ciężko będzie znaleźć im niezbędne fundusze, bo mało kto będzie chciał wspierać tak słabo rokujące przedsięwzięcie. A że wybory odbywać się będą tylko w niewielkiej części kraju, niewielkie będzie też zainteresowanie mediów. Frekwencja, jak to zazwyczaj bywa w wyborach uzupełniających, będzie żenująco niska. Wszystkie te elementy działają na korzyść "ukaranych". Dolegliwość w postaci chwilowego stresu i niepewności nie jest warta milionów ze wspólnej kasy.

Lider Prawa i Sprawiedliwości chciałby podkreślać znaczenie tych terminów: i prawa, i sprawiedliwości. Wielka chwała mu za to - bo wielu argumentów, których używają obrońcy mandatu Hanny Gronkiewicz-Waltz, można by z powodzeniem użyć do uzasadnienia, że nie musi się płacić podatków. W końcu w przepisach podatkowych też jest sporo nieścisłych i mylących zapisów.

Jednak czy nie byłoby sensowniej, gdyby wątpliwą sankcję utraty mandatu, tak łatwego przecież do odzyskania, można było zamienić na coś naprawdę dla sprawców dot-kliwego? Np. nie tylko jedną marną dietę, ale solidną "nawiązkę", płaconą z własnej kieszeni. Łatwiej byłoby też wtedy uwierzyć, że sprawa nie ma żadnego podtekstu międzypartyjnej rywalizacji. Dziś znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się, że PiS zadziałał tak samo, jak w przypadku blokowania: to dopiero paniczna reakcja PO utwierdziła go w słuszności własnego postępowania i zwolniła z przemyślenia prawdopodobnych skutków.

PiS najwyraźniej złapał się we własne sidła. Może stracić tę przewagę, którą zapewniły mu ostatnie tygodnie. Kłopoty Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin zeszły na dalszy plan, skutkiem czego partie te pewnie znów zbierają się, by skoczyć do oczu dominującemu partnerowi. W trakcie prestiżowej rywalizacji o Warszawę, w której oni sami nie mają nic do ugrania, trzeba będzie sporo zapłacić za to tylko, aby Lepper i Giertych siedzieli cicho. Po pierwszych nieadekwatnych reakcjach Donald Tusk się zorientował - i wykorzystał szansę na pokazanie się jako polityk zgodliwy i wyważony, od czego zdążył już nas odzwyczaić.

Jak trafnie zauważył komentator lokalnej "Gazety Krakowskiej": jeśli odbędą się nowe wybory, to pewnie zaraz po nich będziemy się zastanawiać, po cośmy tę żabę jedli.

JAROSŁAW FLIS jest socjologiem polityki, adiunktem UJ; stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2007