Jesper Korczak

Od „wychowywania” dzieci, któremu tyle poświęcamy uwagi, o wiele ważniejsze jest bycie z dziećmi oraz jakość naszego życia z nimi. To, jak zaspokajamy swoje potrzeby, jak się ze sobą dogadujemy i jak rozwiązujemy konflikty.

21.05.2012

Czyta się kilka minut

Jesper Juul / fot. archiwum autora
Jesper Juul / fot. archiwum autora

Poznaję go na kilka minut przed jego spotkaniem autorskim, które mam prowadzić. Stoi przed salą, paląc papierosa, przysadzisty, nieco przygarbiony mężczyzna o ciepłym spojrzeniu. Gdy wchodzimy, siada nieco z boku, jakby onieśmielony. Na sali głównie matki, wiele z przytroczonymi w kolorowych chustach niemowlętami. Zanim zaczniemy, kobiety wołają: „Juul, usiądź twarzą do nas”. On prosi o zapalenie światła, chce widzieć salę. Początkowy dystans bardzo się skraca. Po godzinie, z ust spokojnego Jespera padną słowa, które sprawią, że większość kobiet na sali – w tym ja – będzie ocierać łzy wzruszenia.

Jesper Juul rodzi się w 1948 r. w duńskim Vordingborg. Dzieciństwo spędza, biegając po polach i obserwując ptaki. Po skończeniu szkoły średniej, zatrudnia się w kuchni statku „Kambodża” i płynie na Daleki Wschód. Później zaczyna studiować historię i religię oraz historię idei. W licencjacie analizuje spór na temat wolnej woli między Marcinem Lutrem a Erazmem z Rotterdamu. Dorabia jako kelner i barman, a także nocny stróż w centrum leczenia młodzieży. To ostatnie zajęcie uzmysławia mu, że chce pracować z ludźmi i decyduje o porzuceniu kariery naukowej.

Na jednym z kursów poznaje amerykańskiego psychiatrę i terapeutę rodzinnego dr. Waltera Kemplera, który staje się jego mentorem i przyjacielem. Juul prowadzi grupy dla samotnych matek, pracuje na oddziałach psychiatrycznych, z osobami uzależnionymi, równocześnie uczy się terapii rodzinnej. W 1979 r. wraz z Kemplerem powołuje do życia instytut, który kształci terapeutów rodzinnych. Zaczyna rozumieć, że jeśli chce pomagać współczesnym dzieciom, musi dotrzeć przede wszystkim do rodziców.

Sam żeni się w 1971 r., dwa lata później rodzi mu się syn. Drugie małżeństwo zawiera w 1991 r., z Suzaną, która pochodzi z Zagrzebia. Od tej pory spędza coraz więcej czasu w Chorwacji, gdzie pracuje na rzecz uchodźców, weteranów wojennych i lokalnych organizacji pozarządowych. W 2007 r. zakłada międzynarodową sieć poradni wychowawczych Family-Lab. Ma placówki w Europie i w Ameryce Południowej. Chce nieść pomoc rodzicom i dzieciom przez popularyzowanie idei wychowania opartej na wzajemnym szacunku. Formułuje na nowo, znany nam z pism Korczaka, paradygmat wychowania dziecka, który wykłada w książce „Twoje kompetentne dziecko”. Po polsku ukazują się także „Twoja kompetentna rodzina”, „»Nie« z miłości” oraz – przed kilkoma tygodniami – „Przestrzeń dla rodziny”.

Myśl Juula sprowadza się do przekonania, że od „wychowywania” dzieci, któremu tyle poświęcamy uwagi, o wiele ważniejsze jest bycie z dziećmi i jakość naszego życia z nimi. To, jak zaspokajamy swoje potrzeby, jak się ze sobą dogadujemy i jak rozwiązujemy konflikty. Liczy się to, kim jesteśmy – nasza autentyczność i szczerość, a nie to, jak „rozgrywamy” różne problemy. Jeśli dbamy o swoją pogodę ducha, wewnętrzną harmonię, satysfakcję z tego, co robimy, jeśli jesteśmy ludźmi spełnionymi – naszym dzieciom żyje się lepiej. Taka droga wymaga wysiłku, bo po pierwsze nawykowo wchodzimy na szlaki wydeptane przez naszych rodziców, a one nie muszą być dla nas dobre. Po drugie, wymaga namysłu nad sobą. Zadawania pytań: „kim jestem, czego potrzebuję, kim jest moje dziecko, czego ono potrzebuje?”. Po trzecie, musimy się pogodzić z własną niedoskonałością, uznać, że popełnianie błędów jest nieuchronne, ale dzięki nim możemy się uczyć. Musimy zrezygnować z poczucia, że „wiemy lepiej”. Tu nie ma łatwych odpowiedzi. Tu, jak w każdej miłości, trzeba się natrudzić.

W jednej z książek Jesper Juul pisze: „Najwięcej nadziei pokładam w wychowaniu, w którym rodzice stanowią dla dziecka autorytet, ale nie są autorytarni. W którym uznają swoją władzę i nie unikają wiodącej roli w rodzinie, ale dbają o integralność dzieci...”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012