Jesień 1940 roku w Warszawie

Wyznaczony na dzielnicę żydowską obszar był dalece niewystarczający dla mającej tam zamieszkać, prawie 400-tysięcznej społeczności warszawskich Żydów.

16.11.2020

Czyta się kilka minut

Ludzie na ul. Koźlej, 27.06.1941 / WILLY GEORG. ZE ZBIORÓW ŻYDOWSKIEGO INSTYTUTU HISTORYCZNEGO
Ludzie na ul. Koźlej, 27.06.1941 / WILLY GEORG. ZE ZBIORÓW ŻYDOWSKIEGO INSTYTUTU HISTORYCZNEGO

Wisiałyśmy jak ptaki na gałęzi, uczepione jednym pazurem nad ciemnością i niewiadomym” – w ten poetycki sposób w październiku 1940 r. Zofia Nałkowska oddała niepewność mieszkańców stolicy, wśród których od wielu miesięcy krążyły pogłoski o planowanych przez Niemców przesiedleniach ludności w obrębie miasta (w tym także o powstaniu getta dla Żydów). Kiedy 12 października 1940 r. (w żydowskie święto Jom Kipur) uliczne megafony na warszawskich ulicach podały rozporządzenie gubernatora Fischera o utworzeniu trzech dzielnic mieszkaniowych – niemieckiej, polskiej i żydowskiej, okazało się, że pogłoski przybiorą ostatecznie realny kształt, a konsekwencją rozporządzenia będzie przymus zmiany miejsca zamieszkania, obejmujący około 25 proc. ludności miasta.

Mimo że planowana relokacja objęła zarówno ludność żydowską, jak i polską (sama Nałkowska także miała opuścić swoje mieszkanie przy ul. Podchorążych w związku z planowaną dzielnicą niemiecką), to przesiedlenia jesienią 1940 r. nie były wyznacznikiem wspólnego losu dwóch nacji. Podczas gdy dla Polaków przymusowe przeprowadzki (choć wiązały się z wieloma życiowymi dramatami) były zmianą miejsca zamieszkania, dla Żydów stały się kolejnym etapem trwającego procesu izolacji, którego elementami były wprowadzone wcześniej przez Niemców dyskryminujące prawa i stygmatyzujące opaski. „Nieliczni współczują, większość jest obojętna” – podsumował historyk Emanuel Ringelblum postawy polskiej ludności wobec antyżydowskiego ustawodawstwa.

Korekty granic getta

Ulice Warszawy opanował nieopisany chaos, potęgowany jeszcze przez nowe zarządzenia w sprawie getta, pojawiające się w ciągu następnych tygodni. Podstawową kwestią był brak jasno sprecyzowanych granic między dzielnicą polską a żydowską oraz ciągłe ich korekty i przesunięcia.

Niemały wpływ na te zmiany miały starania Polaków, by w miarę możliwości swoje nieruchomości wyrwać z terenu getta. Biura w urzędzie szefa dystryktu zapełniły się polskimi petentami, którzy na różne sposoby, najczęściej przy pomocy łapówek, usiłowali uzyskać korzystną dla siebie zmianę granic między dzielnicami. Do prób wyrwania poszczególnych ulic z projektowanego getta włączył się Zarząd Miejski, który wziął na siebie reprezentowanie jedynie społeczności chrześcijańskiej, pozostawiając Radzie Żydowskiej reprezentowanie Żydów. Katoliccy księża zbierali podpisy, by mieszane narodowościowo ulice pozostały poza gettem, m.in. ulica Nowolipki (ze względu na znajdujący się przy niej kościół), a księża z parafii przy ul. Leszno nakazywali parafianom nie opuszczać mieszkań, by w ten sposób zachować ulicę dla chrześcijan (ostatecznie i Nowolipki, i Leszno znalazły się w obrębie getta).

„Okaże się, że ten cel – uzbrojenia jednej części społeczeństwa przeciw drugiej – osiągnęli Niemcy stosunkowo łatwo: przecież teraz dla Żydów każde obcięcie obszaru ghetta jest klęską!” – komentował te praktyki historyk Ludwik Landau, odnosząc się do faktu, że wyznaczony na dzielnicę żydowską obszar był dalece niewystarczający w porównaniu do mającej tam zamieszkać prawie 400-tysięcznej społeczności warszawskich Żydów. Co kilka dni wśród Żydów rozchodziły się plotki o „zagrożeniu” kolejnych ulic, znajdujących się pierwotnie w obrębie getta, a ludzie, którzy zmienili już swoje mieszkanie, musieli się w wyniku korekt granic po raz kolejny przeprowadzać, w przeprowadzkach tracąc resztki swojego dobytku.

Choć uliczne megafony powtarzały, że w stosunku do Żydów, którzy nie wyprowadzą się do getta do 31 października, zastosowane będą „wszelkie rozporządzalne kary”, zwlekano z przeniesieniem się do ostatniej chwili. Mimo starań Polaków, by wyłączyć z getta jak największą część miasta, w dzielnicy żydowskiej pozostało ostatecznie wiele polskich zakładów produkcyjnych, których pracownicy każdego dnia za specjalną przepustką mogli wchodzić do getta.

Przepadek mienia

Największą troską tysięcy warszawiaków stało się znalezienie mieszkania na terenie odpowiedniej dzielnicy. Ściany domów pokryły się ogłoszeniami osób, które chciały wynająć pokój lub mieszkanie w „żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej”. Szybko powstawały firmy pośredniczące w wymianach lokali między rodzinami (przykładowe ogłoszenie z „Nowego Kuriera Warszawskiego” z połowy października 1940 r.: „Solidnie, dyskretnie załatwia zamianę wszelkich lokali dzielnicy aryjskiej na obmurowaną Firma »As«, Nowogrodzka 26 m. 1”).

Zamiany mieszkań na własną rękę były dozwolone, pod warunkiem że zostały one zatwierdzone przez Miejskie Biuro Kwaterunkowe. Przy Radzie Żydowskiej powstało także Biuro Kwaterunkowe, którego zadaniem było szukanie lokum dla tych, którym nie udało się to na własną rękę. Z powodu braku wolnych lokali najuboższych dokwaterowywano siłą do obcych rodzin; zdarzało się, że w jednym niedużym pokoju musiała pomieścić się cała kilkuosobowa rodzina.

Między sytuacją Polaków i Żydów nie było symetrii. Polacy mieli do dyspozycji większy wybór lokali w różnych dzielnicach miasta; poza tym opuszczane przez nich mieszkania na terenie przyszłego getta były w przeważającej części biedne i ciasne. Nad Żydami wisiał przymus przeprowadzki na bardzo ograniczoną przestrzeń, z zakazem przewożenia dużych mebli (ostatecznie Niemcy nie egzekwowali tego ograniczenia), z widmem „getta zamkniętego”, którego nie będzie można opuszczać. Ze strony Polaków dochodziło do licznych nadużyć: zamieniając swoje mieszkania z Żydami, żądali odstępnego, przewiezienia swoich rzeczy, remontu mieszkania pożydowskiego etc.

Żydowscy właściciele starali się przenieść swoje sklepy i warsztaty na teren projektowanego getta lub próbowali je zabezpieczyć, najczęściej sporządzając antydatowane umowy i przepisując formalnie nieruchomości na „aryjskich” znajomych i sąsiadów (nie odnosiło się to do żydowskich domów mieszkalnych, które przeszły w zarząd komisaryczny). Wobec niepewności losu, a także przekonania, że przeprowadzka jest tylko na kilka miesięcy, często zostawiano u Polaków co cenniejsze meble czy inne wartościowe przedmioty. Najczęściej liczono, że w potrzebie łatwiej będzie je Polakom spieniężyć i przesłać właścicielom pieniądze do getta.

Historyk Emanuel Ringelblum szacował, że późniejszy zwrot oddanych na przechowanie ruchomości dotyczył zaledwie ich 5 proc. W pozostałych przypadkach mienie przepadało, przywłaszczone przez nieuczciwych sąsiadów, którym łatwo było wykorzystać fakt, że Żydzi „znikali” za murem. „Nawet porządni Polacy nie oddają rzeczy wziętych od Żydów [na przechowanie]. Żądają pieniędzy za pilnowanie. Inni oświadczają, że zwrócą po wojnie” – notował Ringelblum (zapis z 27 listopada 1940 r.).

Zamykanie dzielnicy

W ostatnich dniach października 1940 r. ulice Warszawy wypełniły się konnymi wozami meblowymi i ręcznymi wózkami załadowanymi dobytkiem przesiedleńców. Zwłaszcza na moście Kierbedzia powstawały zatory, tworzone przez Żydów praskich przenoszących się na teren getta. Mimo że ceny przewozu mebli wzrosły kilkakrotnie, starano się zabrać najpotrzebniejsze przedmioty, zwłaszcza że nowe mieszkania były często ogałacane przez poprzednich mieszkańców ze wszystkiego. Ostatecznie w związku z tworzeniem getta miejsce zamieszkania zmieniło 113 tysięcy Polaków i 138 tysięcy Żydów. (Jeśli chodzi o wysiedlenia w związku z tworzeniem dzielnicy niemieckiej, to były one prowadzone niekonsekwentnie i trwały aż do 1944 r.).

Zamknięcie getta 16 listopada 1940 r. było dla Żydów zaskoczeniem. Wielu nie zdążyło przenieść swoich warsztatów i sklepów, tracąc bezpowrotnie źródło dochodów. Polacy mogli jeszcze przez dziesięć dni wchodzić do zamkniętej dzielnicy. Jak notują diaryści, ulice przepełniały wówczas masy Polaków, którzy przyszli po raz ostatni pożegnać się z przyjaciółmi Żydami, przynosząc na pożegnanie produkty spożywcze i kwiaty. Inni, korzystając z okazji, postanowili wejść do getta i sprzedawać żywność, zarabiając na panującej w dzielnicy żydowskiej drożyźnie.

Wielu Żydów zdecydowało się pozostać poza gettem. W wyniku akcji policyjnej w „aryjskiej” części miasta 16 listopada 1940 r. zostało schwytanych i odstawionych do getta ponad 11 tysięcy Żydów. Ci, którym udało się ukryć, nieustannie zagrożeni denuncjacją i śmiercią, zmieniali otoczenie i ukrywali się pod przybraną „aryjską” tożsamością. Nieliczni Polacy, którzy nie chcieli opuścić swoich mieszkań na terenie getta, byli nakłaniani do wyprowadzki przez polską i niemiecką policję, a najbardziej opornym wyrzucano dobytek na bruk i usuwano siłą. ©

MARTA JANCZEWSKA jest historykiem literatury, pracuje w Dziale Naukowym w Żydowskim Instytucie Historycznym im. Emanuela Ringelbluma.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Gdzie jesteś?