Jedyne życie, jakie znają

E. Benjamin Skinner, autor książki "Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem": W dzisiejszym świecie żyje większa liczba niewolników niż w jakimkolwiek wcześniejszym momencie ludzkiej historii. Rozmawiał Michał Bardel

08.03.2011

Czyta się kilka minut

Michał Bardel: Zanim skończymy rozmawiać, co najmniej jeden niewolnik trafi do USA. Czy to oznacza, że pod pewnymi względami ciągle żyjemy w XIX wieku?

E. Benjamin Skinner: Nie, chociaż ten fakt daje nam do myślenia: rzeczywiście według statystyk rządowych co pół godziny kolejna osoba trafia w moim kraju do niewoli, a proszę pamiętać, że dane te dotyczą tylko niewolników przywożonych do USA z zagranicy - nie uwzględniają wewnętrznego procederu handlu ludźmi i pracy przymusowej. To na pewno powinno wzbudzić w nas poczucie winy i motywować do działania. Nie powiedziałbym jednak, że to cofa nas do XIX wieku - z jednego bardzo ważnego powodu. Dzisiaj powszechnie, w całym świecie, uważa się, że niewolnictwo jest nie tylko czymś wyjątkowo nieludzkim, ale i prawnie ściganym przestępstwem. To, że w dzisiejszym świecie żyje większa liczba niewolników niż w jakimkolwiek wcześniejszym momencie ludzkiej historii, powinno poruszać nasze sumienia, ale nie możemy zapominać, że pierwsze ruchy abolicyjne miały miejsce w XVIII i XIX wieku i ich ofiara nie poszła na marne. Fakt, że możemy teraz zrobić użytek z prawa i ścigać przestępców, jest bezpośrednim następstwem zmagań i walk niewolników i abolicjonistów w poprzednich wiekach.

Co to znaczy być niewolnikiem?

Niewolnik to ktoś zmuszany do pracy w wyniku oszustwa, zastraszenia lub przemocy, nieotrzymujący wynagrodzenia poza tym, co jest potrzebne do utrzymania go przy życiu. To są ludzie pozbawieni wyboru, którzy nie mogą zwyczajnie wrócić z pracy do domu, zastraszeni, w sytuacji bez wyjścia. To ważne, aby dokładnie zrozumieć, o czym mówimy. "Niewolnictwo" ma dziś albo konotacje wyłącznie historyczne, jako pewien stan rzeczy, który oficjalnie zakończył się wraz z abolicją - to rozumienie niestety dziś dominuje - albo rozumiane jest metaforycznie. Christiano Ronaldo grający dla Manchester United lubił mówić o sobie, że jest niewolnikiem swojego klubu, ponieważ wiąże go kontrakt i nie może grać nigdzie indziej. Kontrakt opiewał na 24 tys. dolarów tygodniowo. My tymczasem rozmawiamy o ludziach bitych lub terroryzowanych, nierzadko zmuszanych do spłacania długu, którego nigdy nie zaciągnęli. Są oni nielegalnie wykorzystywani do wykonywania pewnej pracy lub świadczenia jakichś usług.

I chyba najczęściej są to, niestety, dzieci. Jak dużo jest dziś na świecie osób, które możemy nazwać niewolnikami?

Z pewnością największa grupa ofiar to dzieci, bo dzieci najłatwiej zmusić, najłatwiej kontrolować i dlatego często padają ofiarą handlarzy. Ale dane, które mamy, nie wystarczają, by dokładnie oszacować ich liczbę, bo jest to dość niejednolita grupa społeczna, trudna do identyfikacji, wymykająca się szacunkom. Pamiętajmy, że handlarze - nie tylko zresztą wobec dzieci - wykorzystują naturalny lęk ofiar przed władzami, a także wzbudzają poczucie odpowiedzialności za własne nieszczęście. Działają tu podobne mechanizmy psychologiczne, co w przypadku kobiet, które są ofiarami przemocy domowej. Dlatego właśnie ciężko zebrać wiarygodne i pełne dane na ten temat. Najlepsze, jakie mamy, pochodzą z International Labour Office i podają, że mamy dziś w świecie około 12,3 mln pracowników przymusowych. Ale to dolna granica, szacunkowe liczby rosną nawet do 27 milionów. Te dane dowodzą, że większość pracowników przymusowych jest związana jakąś formą zadłużenia. Zwykle jest to zadłużenie dziedziczone, przechodzące z pokolenia na pokolenie. Ogniskiem tego typu niewolnictwa jest Azja Południowa.

Jak to możliwe, że istnienie handlu ludźmi i niewolnictwa, którego przecież w mniejszym czy większym stopniu jesteśmy świadomi, tak mało nas obchodzi, nie psuje nam samopoczucia?

Kiedy mój praprapradziadek wygłaszał abolicjonistyczne przemówienia w Connecticut, można było jeszcze oglądać otwarte aukcje niewolników, widzieć ich pracujących w polu - zwykle rozpoznawało się ich po prostu po kolorze skóry. Dzisiaj jest to o wiele bardziej rozpowszechniony, ale i mocno ukryty problem. W wielu przypadkach jest ukryty w społeczeństwach, w których na co dzień żyjemy. Nie musiałem daleko szukać, aby otwarcie, w biały dzień negocjować kupienie dziewczynki jako pomocy domowej i niewolnicy seksualnej. Oczywiście do tego zakupu nie doszło - jedna z moich zasad zawodowych dotyczy niepłacenia nigdy za ludzkie życie. Ale da się to zrobić bardzo niedaleko stąd, kilka godzin od Nowego Jorku. Zresztą, od czasu kiedy zbierałem materiał do książki w Port-au-Prince na Haiti, uświadomiłem sobie, że handel ludźmi ma miejsce także o wiele bliżej mojego domu, na przykład w Chinatown czy Queens.

Także w Polsce...

Oczywiście, że tak. Polska, jako kraj tranzytowy pomiędzy Wschodem a Zachodem, ma wciąż poważny problem z przemytem ludzi. Po upadku komunizmu Polska stanęła przed wielkim wyzwaniem: wielu ludzi z bloku sowieckiego, którzy wcześniej nie mogli podróżować, podjęło szalone ryzyko decydując się na podróż ze szmuglerami, którzy często okazywali się handlarzami niewolników.

Do najbardziej przygnębiających fragmentów Pana książki należą cytowane przez Pana wpisy amatorów turystyki erotycznej na jednym z międzynarodowych forów internetowych. Ci ludzie doskonale sobie zdają sprawę ze statusu kobiet, z których usług korzystają...

Dokładnie tak, ale ponieważ świat tych kobiet, kiedy przestają być przedmiotem ich zabawy, nie jest przyjemnym tematem myśli, stosują metodę "co z oczu, to i z serca". Seksturyści komentujący anonimowo, a więc i bez ogródek, swoje przeżycia na internetowych forach, piszą o dziewczynach, które mają na ciele ślady przemocy, które wyraźnie cierpią pracując w ten sposób. Czasem to zupełnie oczywiste, że mają do czynienia z niewolnictwem seksualnym, ale w większości przypadków to nie jest całkiem jednoznaczne. By odróżnić kogoś, kto uprawia prostytucję zarobkowo, od niewolnika seksualnego, trzeba zadać parę pytań, trzeba porozmawiać. Najczęściej jednak, kiedy mężczyźni dowiadują się, że kobieta padła ofiarą niewolnictwa, są przerażeni i uciekają, bo nie chcą mieć nic wspólnego z gangsterami i mafią. Całkiem niedawno słyszałem taką opowieść: pewien były marynarz i żołnierz amerykański przeczytał moją książkę i był mocno wstrząśnięty. Do miejsc, które w niej wyliczam, dodał kilka nowych, m.in.

The Compound w Izmirze w Turcji. Zacząłem szukać jakichś informacji na ten temat. Jak się okazuje, jest to w zasadzie... więzienie, gdzie kobiety spłacają długi swoje, swoich mężów lub rodzin, prostytuując się. Amerykańscy marines byli częstymi klientami tych kobiet. Było całkiem jasne, że nie miały one możliwości wyboru, że były więzione, ale - silnie zastraszone - nie mówiły o tym swoim klientom.

Zasada "co z oczu, to z serca" sprawdza się także wtedy, kiedy nie zastanawiamy się nad pochodzeniem kupowanych w sklepie produktów...

Niewolnictwo związane z łańcuchem produkcji to osobny wielki problem. Wiem na przykład, że moja koszula jest wykonana z bawełny uprawianej w USA, ale w większości przypadków bawełna jest skupowana na wolnym rynku, a największym jej producentem jest Uzbekistan, który notorycznie zmusza dzieci, by w porze jesiennej, zamiast uczyć się w szkole, pracowały przy jej zbiorach. Niektóre rodziny przystają na to, bo jest to tradycja pochodząca z czasów sowieckich, ale większość robi to z przymusu - proszę mi wierzyć, sprzeciwianie się rządowi w Uzbekistanie nie należy do najłatwiejszych. Taka forma zbioru bawełny wpływa na łańcuch produkcyjny już na najwcześniejszym etapie. Nawet jeśli kupi pan koszulę z metką "Fair Trade", istnieje możliwość, że jest ona "zainfekowana" niewolnictwem przez pochodzenie surowca. Konsumenci w USA i Europie ciągle jeszcze nie są skłaniani przez prawodawców, by sprawdzać, skąd pochodzą produkty, które kupują. Na szczęście w USA powoli zaczynają skutkować oddolne działania konsumentów. To dopiero początek długiej drogi, ale efekty są już widoczne, choćby w Kalifornii, gdzie gubernator Schwarzenegger podpisał właśnie regulację dotyczącą łańcucha produkcji. Każda firma zarabiająca ponad milion dolarów musi publicznie ujawnić swoich dostawców i dalsze etapy produkcji. To pozwoli monitorować ewentualne niewolnictwo.

Każdy z nas, kupując ubranie, podejmuje decyzję o tym, czy lekceważy problem i potencjalnie wspiera niewolnictwo, czy też pomaga mu się przeciwstawić.

W krajach, o których Pan pisze, praca przymusowa wydaje się historycznie i kulturowo głęboko zakorzeniona. System kastowy w Indiach sprzyja wielopokoleniowości niewolnictwa; na Haiti ci, którzy stworzyli państwo w ramach buntu niewolników, teraz sami zniewalają biedniejszych od siebie; wspomniał Pan też o tradycji sowieckiej. Wygląda to trochę na błędne koło.

Na pewno istnieją tam tradycje, które formalnie sankcjonują bezprawie. Indie, w których żyje najwięcej niewolników, mają zarazem najbardziej zaawansowane prawo dotyczące zwalczania niewolnictwa. Problem wynika z braku egzekucji tego prawa i braku nacisku ze strony rządu na poszczególne prowincje. Indie są tu najlepszym, ale nie jedynym przykładem - podobnie jest z Pakistanem, Sri Lanką, Nepalem, z każdym krajem nie radzącym sobie z dystrybucją dóbr. Miliony ludzi nie mają możliwości zostać konsumentami, nie mogą nic nabyć, bo sami są czyjąś własnością. Dzieje się rzecz bardzo ważna i interesująca, gdy ci ludzie odzyskują swoją wolność, gdy domagają się zagwarantowanych przez konstytucję praw. Kiedy te prawa im się przyzna i respektuje, zaczynają pracować wydajniej, mogą wreszcie kupować i konsumować. Przydałoby się nam wszystkim więcej konsumentów w czasach kryzysu.

Rozmawiał Pan z rodzicami, którzy oddali dzieci w ręce handlarzy niewolników. Co wpędza ludzi w niewolę?

Często mówi się, szczególnie w kontekście Haiti, o "rodzicach sprzedających dzieci do niewoli". To zbyt duże uproszczenie. Nie rozmawiałem nigdy z rodzicami, którzy negocjowaliby ceny. To jest raczej kwestia wybrania mniejszego zła: dziecko albo umrze z głodu, na skutek licznych chorób, takich jak na przykład biegunka, albo zostanie oddane komuś, kto zawsze przedstawia się jako znajomy, kuzyn z trzeciej linii, sąsiad, nigdy jako handlarz ludźmi. Myślę, że w podobnej sytuacji wielu z nas mogłoby podjąć taką decyzję - oddać dziecko nieznajomemu, zamiast patrzeć na jego powolną śmierć.

Może zatem walkę z handlem ludźmi należałoby rozpocząć od walki z ubóstwem?

Tylko że rozwiązanie problemu niewolnictwa nie może czekać na koniec ubóstwa. Ponad miliard ludzi żyje dziś za mniej niż dolara dziennie. Globalny kryzys spycha w tę kategorię jeszcze więcej osób - nie wszyscy są niewolnikami. Z drugiej strony, bez programów skupionych na eliminacji biedy w społecznościach już i tak dotkniętych problemem handlu ludźmi, nie uda nam się zwalczyć niewolnictwa za naszego życia. A wierzę głęboko, że z właściwym podejściem i zaangażowaniem, możemy się pozbyć niewolnictwa w przeciągu jednego pokolenia.

Jakie mają szanse na normalne życie ci, którym udało się wyzwolić? Zna Pan wielu takich ludzi.

To piękne, że ktoś, kto od urodzenia był niewolnikiem, jest w stanie pokonać lęk przed wolnością. To zabawne wyrażenie, ale dla tych ludzi niewola nie jest abstrakcją, jest ich całym światem. To często jedyne życie, jakie znają. Ich panowie i panie są ich bogami. Mogą być brutalni, ale oprócz tego, że zabierają wolność, pozwalają żyć. Wyrwanie się spod ich władzy może być onieśmielające. Ci, którym udało się samodzielnie zrobić ten krok, zwykle byli więzieni przez krótki czas. Niewola, która trwa dłużej, sprawia, że ofiara zaczyna wręcz usprawiedliwiać swojego oprawcę, trochę jak w syndromie sztokholmskim. Pojawia się silna relacja zależności.

Osoby, które poznałem, jak Tatiana sprzedana do niewoli seksualnej w Holandii, były przetrzymywane stosunkowo krótko, zachowały wspomnienie swojej rodziny, kogoś, kto kochał je bezwarunkowo. One nie tylko odzyskały swoją wolność, ale pracują, by pomóc innym ją odzyskać. Tacy ludzie powinni nas inspirować do tego, by działać i walczyć, a przede wszystkim, żeby otworzyć oczy i przyjrzeć się problemowi.

Najgorsi ludzie są często autorami najtrafniejszych powiedzeń: Stalin lubił mówić, że śmierć jednego człowieka jest tragedią, ale śmierć miliona ludzi już tylko statystyką. Dlatego napisałem książkę - by suchym statystykom dodać życia i konkretu, pokazać ludzką twarz za tymi liczbami. Aby się zastanowić nad tragedią jednego niewolnika i nadzieją jednego ocalałego, przypomnieć motywy abolicjonistów.

Co mogę zrobić, żeby wesprzeć walkę z niewolnictwem?

Wystarczy, że Pan przygotuje do druku naszą rozmowę. Im więcej będziemy wiedzieć, do im większej liczby osób trafi ten ponury obraz współczesnego niewolnictwa, tym łatwiej będzie coś zmienić. Kiedy ludzie zaczynają się tą sprawą interesować, dzięki pracy Kevina Bale’a czy też dzięki instytucjom współpracującym z moją stroną internetową (www.acrimesomonstrous.com) - zaczynają rozumieć, że przez swoje codzienne wybory i zwrócenie uwagi w swoich społecznościach na osoby, które normalnie odrzuciliby jako nielegalnych imigrantów, mogą naprawdę wiele zrobić.

Eric Benjamin Skinner (ur. 1976 w Wisconsin) wychowywał się w północnej Nigerii, gdzie jego ojciec służył jako urzędnik kolonialny. Jest reporterem specjalizującym się w problemach Afryki, Ameryki Łacińskiej i Środkowego Wschodu. Współpracował z "Newsweekiem International", "Travel + Leisure" oraz "Foreign Affairs". Za książkę "Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem" ("A Crime So Monstrous. Face-To-Face with Modern-Day Slavery"), wydaną w Polsce w zeszłym roku, otrzymał Dayton Literary Peace Prize oraz tytuł Adventurer of the Year 2008. Mieszka na Brooklynie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2011