Jedna Rosja, jedna partia, jeden lider

Zamiast wyborów parlamentarnych wRosji 2 grudnia był plebiscyt poparcia dla "narodowego lidera Putina.

04.12.2007

Czyta się kilka minut

"A taki miał być przyjemny nastrój przy podwieczorku"

Witkacy, "W małym dworku"

Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że sennej atmosfery rosyjskiego babiego lata nic nie zmąci. Że rosyjski niedźwiedź będzie mógł spokojnie zapaść w sen zimowy. Tymczasem obojętne politycznie, uśpione propagandą sukcesu masy zostały nagle zaatakowane. Z wszystkich głośników, ekranów, billboardów dudni jedno wezwanie: do wzięcia udziału w wyborach i poparcia "Planu Putina".

Zmiana scenariusza

Cóż takiego się stało, że w wybory do Dumy Państwowej - tego sterowanego z Kremla kieszonkowego przyrządu do głosowania - nagle zaangażowano całą machinę państwową i medialną?

Na wygolonym do gołej skóry rosyjskim poletku politycznym i tak nikt, poza partiami zaakceptowanymi przez Kreml, nie miał najmniejszych szans pokonania wysokiego 7-procentowego progu wyborczego (partie opozycyjne, jak Sojusz Sił Prawicowych czy Jabłoko, dawno zepchnięto do narożnika).

Jedna Rosja (Jedinaja Rossija), partia biurokratów i bliskich władzy przedsiębiorców, zwycięstwo miała w kieszeni. Start drugiej partii proprezydenckiej, Sprawiedliwej Rosji, miał stworzyć wrażenie pluralizmu. Jako listek figowy posłużyć miała jedyna opozycja: wyciszona Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (parę procent dla przyzwoitości). Kilka foteli przewidywano dla satyryczno-

-radykalnej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji weterana Władimira Żyrinowskiego, zawsze czujnie reagującego na zmianę kierunku wiatrów w okolicach placu Czerwonego.

Wszystko więc było znane i ustalone. Nic nie zagrażało zwycięstwu "partii władzy" - Jednej Rosji. O co więc chodzi? Przecież nie o to, kto zasiądzie w ławach poselskich, bo o to toczą się osobne, zakulisowe boje. Jak pisał tygodnik "The New Times", za dobre miejsce na pewnej liście wyborczej zainteresowany powinien zapłacić daninę: mniej więcej 7 mln dolarów. Worki z pieniędzmi nosi się do przewodniczącego partii lub osoby przezeń upoważnionej, która następnie uzyskuje akceptację Kremla (bez tego ani rusz).

I gdy pieniądze zostały zainwestowane, nagle szyki pomieszał Putin: 1 października ogłosił, że stanie na czele listy wyborczej Jednej Rosji.

Plan Putina

Pierwotnie wybory do Dumy miały być testem przed wyborami prezydenckimi w marcu 2008 r. Rozpatrywano różne scenariusze: wystartują lansowani przez ostatnie półtora roku dwaj lojalni wobec Putina wicepremierzy, Iwanow i Miedwiediew. Albo wyciągnięty z cylindra premier Zubkow, który sam zajmie miejsce przy prezydenckich sterach i fotel premiera odstąpi Putinowi, po czym znów zamienią się miejscami. Albo Putin weźmie po 2 grudnia mandat deputowanego, złoży pełnomocnictwa prezydenckie w ręce premiera przed czasem i jako prosty deputowany (a nie głowa państwa po odsłużeniu dwóch kadencji) wystartuje w marcowych wyborach. Dopuszczano też myśl, że wyborów w ogóle nie będzie.

Każda z tych kombinacji jest tak samo prawdopodobna, jak i nieprawdopodobna. Żadna nie ma nic wspólnego z demokratycznymi procedurami. W Rosji nie ma konkurencji programów i idei między politykami. Jest strategia Kremla, a głosowanie jest jedynie elementem dekoracyjnym.

Owszem, gdyby ludzie masowo (podkreślam, masowo) doszli do wniosku, że nie pójdą na wybory, bo mają dosyć odgórnej manipulacji i nie kupują haseł o tym, jak dobrze im się żyje, i że Rosja za Putina nareszcie wstała z kolan - wtedy władze byłyby w kłopocie. Para poszła więc w namawianie ludzi do głosowania.

Mobilizacja jest tak potężna, że nawet konkurenci ze Sprawiedliwej Rosji oznajmili, iż... nie mogą występować przeciw Jednej Rosji, bo to by oznaczało, że występują przeciw prezydentowi. A przecież są za.

Wraz z przystąpieniem Putina do akcji agitowania na rzecz Jednej Rosji, zmieniono też hasła. Z kampanii zniknęła partia i jej wierchuszka - na widelcu propagandowym pozostał Putin i zagadkowy "Plan Putina". Zagadkowy, bo nikt go dotąd nie widział. Nie wiadomo, czy to dokument programowy Jednej Rosji, czy podsumowanie ośmioletnich działań prezydenta? Wiadomo jedynie, że trzeba go poprzeć. "Plan Putina to zwycięstwo Rosji", "2 grudnia głosujemy na Putina", "Wybieramy narodowego lidera" - głoszą nieprzeliczone plakaty na ulicach miast. Najprościej i dosłownie podeszli do sprawy propagandyści w Kazaniu, wywieszając hasło: "2 grudnia - wybory Putina".

Guzik ajatollaha

Co w takim razie popierają Rosjanie?

Rosjanie popierają - Putina. Z braku alternatywy, czasem z lenistwa, a czasem z przekonania. Nie słuchając go, zamykając oczy na wszystkie nieprawości władzy i nie pytając o nic. Niech będzie jak jest, bo może być gorzej.

A jaki jest naprawdę plan Putina (bez cudzysłowu)? Czy w ogóle istnieje plan, co Putin ma ze sobą począć po zakończeniu drugiej kadencji?

Dziś wygląda na to, że nie.

Na razie prezydent wysyła sprzeczne sygnały. Popatrzmy choćby na jego ostatnie wystąpienia propagandowe. 13 listopada prezydent spotkał się z budowniczymi dróg w Krasnojarsku. Namawiał ich do głosowania na Jedną Rosję, zaznaczając przy tym, że partia idealna nie jest, więcej - ludzie jej nie wierzą. I mają rację, bo członkowie tej partii nie mają poglądów, nie mają autorytetu, a na dodatek w partyjne szeregi przyjmowani są różni łajdacy, którym zależy tylko na napełnieniu sobie kabzy. Ale cóż - dodał - nic lepszego nie mamy. "Drugoj partii u nas niet" - można by sparafrazować słowa Stalina. Więc głosujcie, ludzie, na łajdaków.

Sondaże wykazały, że po tej zachęcie notowania Jednej Rosji poszły do góry.

Ciekawie też prezydent odniósł się do inicjatywy jednego z członków Jednej Rosji, aby to on, Putin, został "narodowym liderem". W Krasnojarsku tłumaczył, że jeśli Jedna Rosja zdobędzie w grudniowych wyborach dużo głosów, to on odczyta to jako poparcie dla siebie. To z kolei da mu "moralne prawo, aby pytać tych ludzi, którzy zasiądą w Dumie i w rządzie, jak są realizowane wyznaczone przez nas teraz plany".

Putin i Stalingrad

Czy to znaczy, że w Rosji powinien zostać powołany urząd quasi-ajatollaha: przywódcy duchowego, kierującego z tylnego siedzenia prezydentem, rządem i parlamentem? A kto będzie miał w tym duchowym układzie dostęp do całkiem pozbawionego duchowości guzika atomowego? A jeśli służby specjalne znowu się wezmą - jak niedawno - za łby, to czym Putin im zagrozi? Duchowy układ też w tym względzie na nic. Trzeba więc wymyślić coś pewniejszego.

Nie zbadano jeszcze drgnięć w opinii publicznej po wystąpieniu programowym Putina w Łużnikach w miniony wtorek, 20 listopada, na spotkaniu z pięcioma tysiącami aktywistów Jednej Rosji i spontanicznie wykreowanego ruchu społecznego (nie wiadomo, za czyje pieniądze) pod nazwą "Za Putina".

W wielkiej hali odbył się wiec na modłę amerykańską, z balonikami i chorągiewkami. Prezydent wystąpił w czarnym golfie i sportowej marynarce. Pisarz Władimir Wojnowicz twierdzi, że przywódca musi mieć krótkie nazwisko, które dobrze brzmi wykrzykiwane przez tłum na wiecach - i nazwisko prezydenta doskonale się sprawdziło w politycznym show. Spiker wrzeszczał: "Rosja!", tłum odpowiadał: "Putin!". Bohater wieczoru pojawił się dopiero, gdy zgromadzeni odśpiewali zgodnym chórem wszystkie proprezydenckie piosenki w rodzaju: "A w czystym polu systemy Grad, za nami Putin i Stalingrad". Cokolwiek miałoby to znaczyć, pieśń nastrajać musi bojowo (Grad to mobilna wyrzutnia rakiet).

"Proszę się zastanowić - apelował do rozentuzjazmowanych putinistów prezydent - za kilka miesięcy w Rosji nastąpi całkowita wymiana najwyższych władz". "Rosja, Putin!" - krzyczał tłum, do którego najwidoczniej nie dotarło, że wymiana władz oznaczać może również odejście idola.

A może wcale nie musi? Może znaczy na przykład postawienie w czystym polu systemów Grad? W przemówieniu pobrzmiewał gniew wobec wrogów: zewnętrznych (Zachód i poszczególne jego elementy) i wewnętrznych, działających jak szakale na użytek wrogów zewnętrznych oraz tych, którzy pragną powrotu do chaosu lat 90.

Czy to zapowiedź rozprawy z wrogami ludu? Na tydzień przed wyborami przykładnie spałowano nieliczną i pokojową demonstrację niezadowolonych w Moskwie i Petersburgu.

Ale czy naprawdę ktoś zagraża Putinowi i jego zamysłom? Zwłaszcza z zewnątrz? Z obserwatorami zagranicznymi z OBWE na razie tańczy się polkę-galopkę: przyjadą, nie przyjadą, po co chcą przyjechać, no i co chcą obserwować, skoro Rosja jest demokratyczna?

***

Co z wyrażonym 2 grudnia poparciem ludności zechce zrobić Putin? Może wszystko. Może zostać narodowym liderem, premierem, prezydentem, przewodniczącym parlamentu, szefem Gazpromu, świętym.

Na razie jest hamletyzującym agitatorem, a kremlowskie koterie kopią się po kostkach. Nie sposób prognozować, która weźmie górę.

Wiemy tylko tyle, że Stalingrad - już za nami.

Anna Łabuszewska pisze bloga:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2007