Jakie czasy, takie możliwości

Donald Tusk objął urząd przewodniczącego Rady Europejskiej: gremium, którego znaczenie trudno przecenić.

08.12.2014

Czyta się kilka minut

Pierwszy dzień w nowej roli: Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej, Bruksela, 1 grudnia 2014 r. / Fot. Virginia Mayo / AP / EAST NEWS
Pierwszy dzień w nowej roli: Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej, Bruksela, 1 grudnia 2014 r. / Fot. Virginia Mayo / AP / EAST NEWS

Polityczna siła i pozycja Rady Europejskiej nie jest jednak tożsama z pozycją i znaczeniem jej przewodniczącego. Przed byłym premierem Polski staje zatem trudne wyzwanie: jak, pozostając w cieniu państw członkowskich, zbudować sobie autonomię i respekt – nie tylko swych narodowych pracodawców, ale też Komisji Europejskiej i pozostałych unijnych graczy?

Rada Europejska jest miejscem spotkań szefów państw i rządów. Przez większą część historii integracji kontynentu była jedynie formułą obrad, pozbawioną cech instytucji. Nie umniejszało to jej znaczenia politycznego – czego dowodem szczyty będące areną kłótni o kierunek integracji (vide polityka Francji pod rządami de Gaulle’a w latach 60.) lub szczyty otwierające kolejne rozdziały integracji: od lat 80. (Jednolity Akt Europejski) po traktaty z Maastricht, Amsterdamu, Nicei, traktat konstytucyjny i lizboński. Jej pozostawanie poza krajobrazem instytucjonalnym Wspólnot, a potem Unii, miało poważne skutki dla równowagi systemu prawnego i politycznego, który kształtował się w starciu między dawną Radą Ministrów (obecnie Radą UE), gdzie pierwsze skrzypce grali szefowie dyplomacji, Komisją i Parlamentem Europejskim.

Później stopniowe nadawanie Radzie Europejskiej statusu instytucji unijnej – zakończone w Lizbonie stworzeniem urzędu jej przewodniczącego, z własnym sekretariatem (i wkrótce siedzibą; jej budowa dobiega końca) – było jednym z najważniejszych procesów w ostatnich dwóch dekadach rozwoju Wspólnot. Rada zepchnęła z piedestału Radę UE, marginalizując ministrów spraw zagranicznych, którzy dodatkowo stracili miejsce przy stole obrad premierów i prezydentów na rzecz unijnego szefa dyplomacji: najpierw Catherine Ashton, a dziś Federiki Mogherini.

Co więcej, gdy 5 lat temu Rada Europejska weszła w nowej odsłonie na scenę unijną, prawne ramy jej działania zostały natychmiast wypełnione treścią kryzysu strefy euro. I od razu stała się głównym graczem, który zdecydowanie, choć nie bez wahań, a czasem brutalnie, choć nigdy poza prawem i kompetencjami, objawił Europie dwie prawdy, skrywane przez lata. Po pierwsze, że niezbędnym elementem dla przetrwania i rozwoju Unii jest polityka siły (power politics), a nie tylko respekt wobec norm i wartości, skatalogowanych w traktatach. I po drugie, że misją Rady Europejskiej jest dbanie o wewnętrzną równowagę między państwami i określanie kierunku rozwoju integracji w oparciu o to, co możliwe, a nie o to, co pożądane przez europejskich wizjonerów.

Na takim tle każdy przewodniczący Rady Europejskiej może być więc albo strażnikiem równowagi, albo więźniem państw (jako niechciany wizjoner). Poprzednik Tuska, Herman van Rompuy, wybrał pierwszy model. Donald Tusk pójdzie zapewne w jego ślady, akcentując zarazem mocniej uprawnienia przewodniczącego do reprezentowania Unii na zewnątrz. To ostatnie będzie zapewne oznaczać „twórcze napięcie” z Federicą Mogherini (bo jawny spór szkodziłby wszystkim). Wojna Rosji przeciw Ukrainie niesie bowiem ogromny potencjał zniszczeń nie tylko na Ukrainie, ale i w samej Unii. Po raz pierwszy w historii celem Rosji jest nie tylko rozbicie NATO, lecz także podział i dezintegracja UE. Gdy w marcu 2015 r. ruszą kolejne dyskusje o przedłużeniu sankcji gospodarczych i politycznych, Rosja uruchomi wszystkie możliwe siły, by wywołać w Unii wewnętrzny kryzys. A w tle trwa przecież nierozstrzygnięty spór o przyszłość Londynu we Wspólnocie i o kształt strefy euro (w ramach lub poza ramami obecnych traktatów).

Zachowanie spójności Unii, jej jedności i zdolności do działania – na przekór wszystkiemu – będzie zatem głównym celem rozpoczętej właśnie, na razie 2,5-rocznej kadencji Donalda Tuska. To może wydawać się mało. Ale jakie czasy, takie możliwości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2014