Jak w pigułce

Wkrótce będziemy świadkami nowego, sądowego tym razem, sporu o homeopatię. A w gruncie rzeczy: o monopol na rynku medycznym.

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Kilka dni temu zadzwoniłem do doktora Macieja Zatońskiego i zapytałem o zdrowie. Oświadczył, że jest zdrów jak ryba. Ostatnio widzieliśmy się w styczniu, kiedy to pan doktor postanowił wziąć udział w akcji "Przedawkujemy leki homeopatyczne". Chodziło o pokazanie, że leków takich przedawkować nie można. Dr Zatoński przed kamerą schrupał zawartość kilkunastu fiolek z różnego rodzaju tabletkami i granulkami. Były tam preparaty na choroby wątroby i nerek, na przeziębienie, na bóle stawów i inne poważne schorzenia. Większość słodka, niektóre trochę gorzkawe. Zatoński, naukowiec i nauczyciel akademicki z Wrocławia, wyraził w ten sposób pogardę dla medycyny niemającej podstawy w badaniach klinicznych - opinię dzieloną z większością środowiska medycznego.

Rada zakazuje

Kurs medycyny akademickiej wobec homeopatii nieustannie się zaostrza - zwłaszcza w Polsce. Dała temu wyraz Naczelna Rada Lekarska, która w 2008 r. uznała, że lekarze nie powinni stosować środków homeopatycznych, ponieważ "podstawy homeopatii są sprzeczne ze współczesną wiedzą na temat patogenezy chorób oraz patofizjologii".

Komu pomaga homeopatia? - czytaj więcej w "Tygodniku Powszechnym" >>

Pewnie jej mocne oświadczenie pozostałoby bez echa, gdyby nie towarzyszyły mu praktyczne działania: samorząd lekarski postanowił o wszczęciu postępowań dyscyplinarnych wobec lekarzy, którzy wypisują pacjentom leki homeopatyczne. I trzeba tu położyć nacisk na słowo "wypisują", bo część leków homeopatycznych dostępna jest tylko na receptę: zmuszanie lekarzy do tego, aby nie wypisywali tych preparatów, było jednoznaczne z eliminowaniem ich z rynku. Nic dziwnego, że w tej sytuacji zaprotestowały firmy homeopatyczne, a Izba Gospodarcza "Farmacja Polska" skierowała skargę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Urząd kwestionuje

Pod koniec lipca UOKiK wydał decyzję, w której stwierdził, że Naczelna Rada Lekarska "zabraniając lekarzom przepisywania na receptę produktów dopuszczonych do legalnego obrotu, naruszyła prawo antymonopolowe". Samorząd ma wycofać się z tych praktyk i zapłacić dodatkowo prawie 50 tys. zł kary.

Ta decyzja Urzędu dla części lekarzy z pewnością była gorzkim, być może nawet upokarzającym doświadczeniem. Oto wielka i dumna korporacja stojąca na straży naszego zdrowia, opierająca swoje działania o kodeks etyczny najwyższej próby, została oskarżona o działania małe i w swej naturze ekonomiczne: została potraktowana jako rywal firm produkujących leki homeopatyczne, gracz rynkowy, i to w dodatku gracz monopolista, wykorzystujący uprzywilejowaną pozycję.

Prezes NRL Maciej Hamankiewicz już zapowiedział, że odwoła się od tej decyzji do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Będziemy więc świadkami ciągu dalszego sporu o homeopatię.

Jeżeli się przyjrzymy decyzji wydanej przez UOKiK, musimy przyznać, że opiera się ona o mocne przesłanki prawne - przede wszystkim o zapisy prawa antymonopolowego i prawa farmaceutycznego. Urząd nie zajmował się tym, do czego z pewnością nie jest powołany - roztrząsaniem kwestii skuteczności leków homeopatycznych. Urzędnicy stwierdzili tylko fakt: leki homeopatyczne są legalnie dostępne na rynku, a co za tym idzie: ich producenci muszą być chronieni przed praktykami ograniczającymi konkurencję. Wprowadzanie przez NRL sankcji wobec lekarzy, którzy wypisują leki homeopatyczne, w ocenie UOKiK-u było zachowaniem monopolistycznym. Lekarz chcący stosować legalnie dostępne i zarejestrowane leki homeopatyczne nie jest w stanie uchronić się przed sankcjami. Co więcej: nie jest w stanie wypisać się z korporacji zawodowej, do której przynależność jest obowiązkowa.

Lekarz się boi... kolegi

Korporacja jest jak sycylijska rodzina. Zapewnia ochronę, pomaga w znalezieniu pracy, ale na niekarnych i nielojalnych ma bacik w postaci własnego wymiaru sprawiedliwości i całej gamy sankcji - włącznie z tą najbardziej bolesną, żeby nie powiedzieć: okrutną, czyli pozbawieniem prawa wykonywania zawodu. Studiujesz, człowieku, sześć lat, przechodzisz egzaminy, a potem jeszcze poświęcasz lata na zdobywanie specjalizacji, rozpoczynasz karierę, doktoryzujesz się i habilitujesz, żyjąc ze świadomością, że możesz być zawsze tego pozbawiony przez kolegów po fachu. Jeżeli nawet nie zabiorą ci prawa wykonywania zawodu, to mogą skutecznie zatruć ci życie. Wydadzą wilczy bilet i ciężko ci będzie znaleźć dobrą pracę.

O tym, że z korporacją trzeba się liczyć, wiedzą doskonale wszyscy lekarze - od profesorów począwszy, a na rezydentach skończywszy. To dlatego często milkną usta sprawiedliwych, którzy boją się powiedzieć coś złego, ale prawdziwego na swoich kolegów-lekarzy. Ileż to razy lekarze odmawiali mi wypowiedzi przed kamerą w słusznej sprawie tylko dlatego, że bali się reakcji środowiska? Twierdzili, że byliby skończeni, nie mieliby dokąd wracać, musieliby chyba zatrudnić się w TVN, że prawdy wypowiedzianej wprost nie wytrzymaliby ich koledzy i przełożeni; ordynatorzy, dyrektorzy, prezesi izb - cała skomplikowana i bardzo wrażliwa tkanka cechowej zależności... Nie wytrzymaliby prawdy o ukrywanych błędach lekarskich, nepotyzmie na uczelniach medycznych, pseudokonferencjach naukowych w ciepłych krajach, omijaniu kolejek oczekujących, o biznesie, jaki kwitnie wokół badań klinicznych.

Jeżeli dorzucimy do tego fakt, że korporacja lekarska ma wyłączność na wypisywanie recept, a więc sprzedaż i dystrybucję dużej części leków, to możemy uznać, iż w tym sensie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów faktycznie zajął się fragmentem działalności prawdziwego, dużego monopolisty na rynku medycznym.

Leki rozcieńczone

Z pewnością kolejne akty tego sporu rozegrają się nie tylko w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale także w Ministerstwie Zdrowia i podległych mu urzędach - przede wszystkim w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. To właśnie on decyduje o tym, że leki homeopatyczne są w Polsce w legalnym obrocie i mogą być wypisywane na receptę. Oczywiście prezes Urzędu Rejestracji Grzegorz Cessak nie jest udzielnym księciem, który wydaje decyzje po uważaniu, tylko stosuje się do przepisów prawa farmaceutycznego, a w szczególności rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 14 listopada 2008 r. w sprawie kategorii zaliczenia produktu leczniczego do poszczególnych kategorii dostępności.

To krótki, ale bardzo ciekawy dokument. Dowiadujemy się z niego, że mamy w kraju dwa rodzaje leków: produkty lecznicze i produkty lecznicze homeopatyczne. Te drugie mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego, kiedy pozostają bez kontroli lekarskiej oraz są porządnie rozcieńczone, czyli mówiąc wprost: nie ma w nich prawie w ogóle substancji czynnej. Na tym opiera się cała filozofia homeopatii - im większe rozcieńczenie, tym większa moc.

Wspomniany na początku dr Maciej Zatoński, który w obecności kamery objadł się lekami homeopatycznymi, na temat tej zasady ma ugruntowaną opinię i zapewne gdyby zaszła potrzeba, byłby gotów zjeść także kartkę z rozporządzeniem, w którym Minister Zdrowia precyzuje, kiedy lek homeopatyczny może być niebezpieczny i kiedy należy go wypisywać wyłącznie na receptę.

Otóż w opinii Ministra Zdrowia produkt leczniczy homeopatyczny należy wypisywać na receptę, kiedy "występuje w stopniu rozcieńczenia wyższym od stopnia rozcieńczenia trzydzieste rozcieńczenie dziesiętne lub piętnaste rozcieńczenie setne i Korsakova lub występuje w stopniu rozcieńczenia pięćdziesięciotysięcznego i Korsakova". I taką zasadę stosuje Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, rejestrując i kwalifikując lek.

Powyższe przepisy są zgodne z prawem farmaceutycznym UE, a konkretnie z dyrektywą 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 listopada 2001 r. Stoją jednak w jaskrawej sprzeczności z tym, co wyraziła w swoim stanowisku w 2008 r. Naczelna Rada Lekarska. Zespół ekspertów powołany przez NRL (a trzeba dodać, że są to same szacowne nazwiska, niemal wyłącznie z tytułami profesorskimi), wzywając lekarzy do niestosowania homeopatii, powołuje się na argumenty przede wszystkim pozaekonomiczne. To jeden z nich: "Fakt, że polskie przepisy prawne nie przewidują konieczności przedstawienia dowodów skuteczności i bezpieczeństwa oraz uzasadnienia wskazań do stosowania »leków homeopatycznych« przed ich rejestracją i dopuszczeniem do wprowadzenia na rynek, nie zwalnia lekarza od odpowiedzialności za możliwe skutki zaniechania leczenia metodami zgodnymi ze współczesną wiedzą medyczną".

Placebo pomaga

Mamy więc konflikt trudny do rozwiązania, ponieważ argumenty wysuwane są na różnych poziomach dyskusji. Korporacja lekarska, uznana przez UOKiK za gospodarczego monopolistę dławiącego wolny rynek, sama siebie przedstawia jako obrońcę zdrowego rozsądku, nauki akademickiej, a przede wszystkim zdrowia pacjenta, który przekraczając próg gabinetu lekarskiego ma prawo oczekiwać pomocy sprawdzonej i opartej na naukowych dowodach.

Dobre intencje, z jakimi samorząd lekarski podjął się walki z homeopatią, wydają się nie do podważenia - no ale przecież UOKiK nie intencje oceniał. Z drugiej strony metody nienaukowe, naturalne, oparte nierzadko na tradycji ludowej, nieraz okazywały się pomocne, zwłaszcza kiedy zawodziło mędrca szkiełko i oko.

Inna rzecz, że samorząd lekarzy mocuje się w tym przypadku nie tylko z zapisami prawa europejskiego i biznesem farmaceutycznym, ale także z mechanizmami od dawna znanymi w medycynie - przede wszystkim z efektem placebo. Jakże ważnym (bo sprawdzonym) w medycynie akademickiej, a jak bardzo ważnym (niesprawdzonym) w leczeniu homeopatycznym? Tu liczy się wszystko - kolor, wielkość i sposób podania; placebo w formie zastrzyku działa silniej niż placebo podane w tabletkach. Krople aplikowane przez lekarza są skuteczniejsze niż krople bez aplikacji. To, co na receptę, jest pewniejsze od tego, co można kupić od ręki. To, co na receptę, także sprzedaje się coraz lepiej.

Z danych IMS Poland wynika, że w ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaż leków homeopatycznych na receptę wzrosła w Polsce o 500 procent.

Marek Nowicki jest dziennikarzem "Faktów" TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011