Iskra poszła z Moskwy

Rosjanie i Estończycy mają zupełnie inne spojrzenie na współczesną historię kraju, w którym żyją. Jest to źródło napięć, zarzewie konfliktu i początek dramatycznych wydarzeń.

12.05.2007

Czyta się kilka minut

Tallin: policja zatrzymuje uczestników zajść /fot. AP - Agencja Gazeta /
Tallin: policja zatrzymuje uczestników zajść /fot. AP - Agencja Gazeta /

Estończycy najchętniej zlikwidowaliby wszystkie symbole sowieckiej obecności na ich ziemi. Z kolei dla Rosjan mieszkających w Estonii usunięcie tzw. Brązowego Żołnierza z centrum Tallina i przeniesienie go na cmentarz wojskowy niedaleko stolicy to kolejny dowód dyskryminacji. W wywołanych protestami zamieszkach zginęła jedna osoba, raniono ponad 150, a zatrzymano powyżej 1000. Rosyjski parlament zażądał zerwania stosunków dyplomatycznych z Estonią, a rosyjskie młodzieżówki związane z Kremlem zaatakowały estońskich dyplomatów w Moskwie.

Łowca nazistów

Pomnik Brązowego Żołnierza to dla Rosjan symbol zwycięstwa Armii Czerwonej nad faszyzmem, nie symbol okupacji Estonii, jak uważają Estończycy.

- Jaki to symbol okupacji, jeśli za wzór żołnierza posłużył Estończyk - sierżant armii radzieckiej? - pytają Rosjanie.

Estończycy odpowiadają: - W takich mundurach żołnierze zabijali naszych ojców, a resztę rodziny zsyłali na Syberię.

Efraim Zuroff, szef zajmującego się ściganiem nazistów Centrum Wiesenthala, z uwagą śledzi budowanie nowej świadomości niepodległej Estonii. Napisał w "The Jeruzalem Post", że konflikt z powodu pomnika to tylko wierzchołek góry lodowej, "symbol o wiele bardziej fundamentalnej walki o tożsamość historyczną i narodową. Przypomniał, że od 1991 r. okupacja sowiecka Estonii w latach 1940-41 i po 1944 r., oraz okupacja nazistowska w latach 1941-44 są przedmiotem ostrych debat między większością estońską a mniejszościami etnicznymi: rosyjską i żydowską. W tej dyskusji Estończycy podkreślają przede wszystkim swoje cierpienia w okresie sowieckim, w których, jak zaznacza Zuroff, znaczącą rolę odegrali Rosjanie i Żydzi. Mają także inne spojrzenie na współpracę z Niemcami: próbują ją interpretować jako walkę o niedopuszczenie powrotu władzy sowieckiej i jako walkę o niepodległość swojego kraju.

Według danych rosyjskich w czasie II wojny światowej w różnych formacjach hitlerowskich służyło ok. 70 tys. Estończyków. 50 tys. wcielono siłą, pozostali to ochotnicy. Obecnie na terenie Estonii mieszka ok. 4 tys. byłych żołnierzy walczących po stronie Niemców.

W 2004 r. były minister spraw zagranicznych Trivime Velliste pytał retorycznie zebranych na zlocie byłych żołnierzy 20. dywizji SS z okazji 60. rocznicy powstania tej formacji "Czy naprawdę, walcząc wtedy, staraliście się powstrzymać Armię Radziecką tylko po to, aby dać czas Hitlerowi na rozpalenie w piecach krematoryjnych ognia i dokończenie Holokaustu? A może przeciwnie, dążyliście do tego, aby nie dopuścić do powrotu Berii do Estonii, nie dopuścić do nowej fali unicestwienia narodu? Kto ma prawo zabronić krajowi, narodowi czy państwu walczyć ze śmiertelnym wrogiem wszystkimi dostępnymi środkami? Nawet jeśli jednym z tych środków była niemiecka broń?".

Zdaniem Zuroffa, właśnie takie interpretowanie historii powoduje, że władze Estonii za zbrodnie wojenne ścigają przede wszystkim przestępców komunistycznych, głównie Rosjan. Uważa, że podobnej aktywności nie wykazują w stosunku do Estończyków, którzy współpracowali z nazistami. Jako przykład podaje sprawę Harry'ego Mannila, który, według Zuroffa, w 1941 r. uczestniczył w aresztowaniach Żydów i komunistów, czego efektem była ich śmierć z rąk Niemców. Łowca nazistów złości się, że główny prokurator Estonii zamknął tę sprawę, tłumacząc, że kraj był w tamtym okresie okupowany i nie może ponosić odpowiedzialności za zbrodnie nazistów. Według Juroffa, Heino Tonismagi zignorował fakt powszechnej współpracy Estończyków z Niemcami i ich udział w zbrodniach wojennych.

Wdzięczność za miliony

Zuroff to radykalny krytyk poszukiwań nowej, już niekomunistycznej tożsamości nie tylko Estończyków, ale i innych narodów tego regionu Europy. Niemniej ma on rację, że u podłoża konfliktu wokół Brązowego Żołnierza leżą różnice w interpretacji XX-wiecznej historii Estonii. Rosjanie i Żydzi uważają, że wypędzenie stąd hitlerowców to był ratunek i wyzwolenie. Dla Rosjan ofiara Wielkiej Wojny Ojczyźnianej jest ofiarą świętą, nienaruszalną. Są przekonani, że Europa i świat są im winni wdzięczność za miliony, które poległy, aby Europa mogła żyć w pokoju.

Jeśli do tego dodać powszechne wśród mieszkających w Estonii Rosjan (30 proc. mieszkańców, 1,3 mln ludności) poczucie bycia obywatelami II kategorii, to można sobie wyobrazić, dlaczego decyzja o przeniesieniu pomnika stała się początkiem najtragiczniejszych wydarzeń po odzyskaniu przez kraj niepodległości.

Ciekawą statystykę, która tłumaczy wzrost poczucia niechęci, rozczarowania i dyskryminacji wśród ludności nieestońskiej, podał niedawno brytyjski "The Economist". Według jego danych badania dochodów Estończyków i Rosjan wskazują, że na liście najbogatszych obywateli Estonii dominują Rosjanie. W warstwie tzw. średniaków jest już przewaga Estończyków, ale w warstwach o niższych i niskich dochodach znów, i to zdecydowanie, dominują Rosjanie. I to właśnie oni czują się najbardziej pokrzywdzeni przez państwo estońskie. To wśród nich panują nastroje radykalne, które łatwo sprowokować do wybuchu. Dane te potwierdzają badania prof. Klary Hallik, socjolożki z Uniwersytetu Pedagogicznego w Tallinie. Od lat prowadzi ona badania nad zatrudnieniem ludności nieestońskiej. Twierdzi, że gorzej wykształcona ludność rosyjskojęzyczna z powodu nieznajomości języka estońskiego ma większe problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy niż przeciętny Estończyk. Powoduje to dodatkowe frustracje i złość, a jednocześnie zwiększa opór przed nauką estońskiego. I to mimo iż Rosjanie w Estonii i tak żyją na wyższym poziomie niż ich krewni w Rosji.

- Oni nie chcą się porównywać ze swoimi krewnymi w Rosji. Oni patrzą, jak żyją ich estońscy sąsiedzi - mówi prof. Halik.

Udowodnić lojalność

Oczywiście mimo pewnej niechęci, a czasami nawet wrogości wobec państwowości estońskiej wśród Rosjan mieszkających w republikach nadbałtyckich nie ma nastrojów rewolucyjnych: bez pomocy Moskwy lont pod beczką prochu, która wybuchła kilkanaście dni temu w Tallinie, nie zostałby zapalony.

W Narwie, na wschodzie kraju, gdzie aż 98 proc. mieszkańców stanowi ludność rosyjskojęzyczna, pierwszy raz byłem jeszcze przed przyjęciem Estonii do Unii Europejskiej. Po drodze z Tallina zatrzymał mnie młody chłopak, podrzuciłem go kilka kilometrów. 19-letni Dmitrij pracował jako pastuch. Zapytałem go, czy taka praca go satysfakcjonuje. Odpowiedział, że nie. Zapytałem, dlaczego nie jedzie do Tallina, gdzie brakuje rąk do pracy, np. w stoczni, i pensje są kilkakrotnie wyższe.

- W Tallinie, aby dostać dobrą pracę, trzeba mówić po estońsku. A ja nie mam zamiaru uczyć się tego języka. Bo do czego on się może przydać w życiu? Przecież nikt na świecie nim nie mówi. Już lepiej uczyć się angielskiego. Niedługo Estonia wejdzie do Unii, otworem staną rynki pracy całej Europy. Poczekam i wyjadę - odpowiedział mi młodzieniec.

Ainar Ruussaar, szef estońskiej telewizji publicznej, tłumaczył mi, że dla większości Estończyków ważne jest poszanowanie rodzimego języka i kultury, co powinno wyrażać się jego znajomością u ludzi, którzy mieszkają w Estonii od lat.

Ruussaar: - Cieszymy się, gdy widzimy Rosjanina, który choć trochę rozumie po estońsku. Na bazarze zawsze mówię po estońsku, ale wystarcza mi, że sprzedawcy rozumieją, co do nich mówię i nie protestuję, gdy odpowiadają mi po rosyjsku.

Z badań estońskiej firmy Emor wynika, że większość ludności rosyjskojęzycznej nie używa estońskiego i nie przejmuje się tym (36 proc. respondentów, którzy ukończyli szkoły rosyjskie, twierdzi, że nie mają dostatecznej motywacji do nauki, bo wszędzie mogą porozumieć się po rosyjsku; 22 proc. nie jest jeszcze pewne, czy estoński przyda im się w życiu).

Stosunki Estonii i Rosji były w mniejszym lub większym stopniu chłodne prawie od momentu odzyskania przez Tallin niepodległości w 1991 r. Wszystko zaczęło się od decyzji rządu estońskiego, który stwierdził, że nie będzie automatycznego przyznawania obywatelstwa tym, którzy w Estonii osiedlili się po 1941 r., jak to miało miejsce na Litwie. Estończycy stwierdzili, że na Litwie, gdzie ludność napływowa z b. ZSRR nie stanowiła więcej niż 10-12 proc., nie było zagrożenia dla budowy nowego państwa opartego na lokalnej etnokulturze. W przypadku Estonii, gdzie ludność napływowa stanowiła aż 40 proc. mieszkańców, takie obawy miały podstawy. Uznano więc, że każdy, kto chce mieć estońskie obywatelstwo, musi udowodnić swoją lojalność wobec młodego państwa i zdać specjalne egzaminy ze znajomości języka, kultury i historii Estonii.

Kreml uznał to za dyskryminację mniejszości rosyjskiej i akt wrogi wobec siebie. Do dziś drogą naturalizacji obywatelstwo estońskie uzyskało trochę ponad 30 proc. rosyjskojęzycznej społeczności. Ale jednocześnie prawie jedna trzecia część Rosjan zdecydowała się na obywatelstwo rosyjskie. Jak sami tłumaczą, żeby nie mieć problemów z podróżowaniem do rodzin w Rosji. Mimo to wciąż ok. 100 tys. mieszkańców Estonii nie ma żadnego obywatelstwa.

Słuchać rozkazów

Rosyjskie oskarżenia wobec Estonii od lat dotyczą tego samego: statusu rosyjskiej mniejszości i prób gloryfikacji weteranów estońskiej Waffen SS walczących z Armią Czerwoną. Przez lata kością niezgody była także odmowa rejestracji Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego (tuż po odzyskaniu niepodległości bez przeszkód za to zarejestrowano Cerkiew podporządkowaną Patriarchatowi Ekumenicznemu w Konstantynopolu, skupiającą głównie prawosławnych Estończyków - i to ona przejęła cały majątek cerkiewny). Stosunków nie poprawiło pojawienie się najpierw w Wilnie, potem w Rydze i Tallinie, żądań rekompensaty za okupację przez ZSRR: Kreml twardo trzyma się pozycji, że z punktu widzenia ówczesnego prawa międzynarodowego nie może być mowy o żadnej okupacji.

W 2002 r., kiedy było już jasne, że Estonia zostanie przyjęta do UE, zarejestrowano Cerkiew moskiewską, a władze zrezygnowały z planów likwidacji szkół rosyjskojęzycznych, doszło do próby normalizacji stosunków między Moskwą a Tallinem. Estońscy politycy cieszyli się wtedy, że Rosja pogodziła się już z utratą wpływów w ich kraju. Po latach politycznej blokady w Tallinie pojawił się wreszcie wysoki rangą rosyjski polityk - rosyjska wicepremier Walentyna Matwijenko, która w błyskach fleszy podpisała kilka ważnych umów.

Wciąż jednak pozostała kwestia obywatelstwa i majątku cerkiewnego. Moskwa ma także pretensje do Tallina, że ten ściga za zbrodnie przeciw ludzkości byłych partyzantów i funkcjonariuszy KGB. Po kilku latach "Postimees" napisał więc, że "Rosja wciąż nie chce z nami rozmawiać jak z partnerem. Wciąż chce nam rozkazywać".

Komentatorzy z krajów bałtyckich nie mają wątpliwości, że ponowne zaostrzenie stosunków z Rosją związane jest przede wszystkim z próbami odrodzenia rosyjskiego imperium. Rosja nie może się pogodzić - twierdzą bałtyccy dyplomaci - z ucieczką byłych republik ZSRR z jej strefy wpływów. Ciągłe oskarżenia pod adresem Estonii, Łotwy i Litwy mają też wywołać w Unii wątpliwości co do dojrzałości krajów bałtyckich do demokracji. To może doprowadzić do izolacji tych krajów w Europie,

a w takim wypadku Rosji byłoby o wiele łatwiej podporządkować sobie te kraje, nawet gdyby nadal pozostawały w UE i NATO.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007