Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zmiany dotyczące krajobrazu przemysłowej części Śląska są nieodwracalne. Epoka węgla, żelaza i stali odchodzi w przeszłość - efektem jest coraz więcej nieczynnych już kopalń, koksowni i hut. Śląską specyfiką jest jednak powiązanie tych zakładów z bogatą tkanką urbanistyczną - tak koloniami robotniczymi z początku XX wieku, jak blokowiskami z okresu PRL.
Blokowiska, choć zdają się być wygodniejsze do mieszkania jako ogrzewane kaloryferami, z łazienkami itp., są zwykle koszmarami pod względem architektonicznym i krajobrazowym. Z kolei stare osiedla robotnicze są wprawdzie elementem tradycji i zbiorowej tożsamości, ale cywilizacyjnie pozostają daleko w tyle od współczesnych standardów: trudno je ogrzać, porządnie skanalizować itd. Dlatego ich lokatorzy, jeśli tylko mogą, wyprowadzają się z tych osiedli - zostają tam najczęściej ludzie starzy, których nie stać na remonty. W efekcie dzielnice te stają się jeszcze bardziej zaniedbane. A przecież są one często dogodnie położone: z jednej strony obok tras komunikacyjnych (nowe odcinki autostrady i tzw. Drogowej Trasy Średnicowej pozwalają dziś szybko poruszać się, a więc i docierać do pracy, w obrębie całej aglomeracji), z drugiej - w sąsiedztwie parków i lasów. Więcej: nie są przeludnione, a poszerzone metraże w kameralnych i odnowionych familokach mogłyby stać się atrakcyjniejsze dla lepiej sytuowanych niż małe mieszkania w wysokościowcach z wielkiej płyty. Kolonie te śmiało można też traktować w kategorii zabytków - i choćby dlatego przynajmniej niektóre powinny być zachowane (podobnie zresztą jak część kopalnianych nadszybiów czy co bardziej charakterystycznych wielkich pieców).
Jednak próby modernizacji starych osiedli robotniczych - wzorowane na udanych doświadczeniach francuskich, niemieckich i brytyjskich - jak dotąd nie wypaliły. Przykładowo: władze Bytomia chciały przekształcić kolonię Zgorzelec w dzielnicę dla młodych artystów, ale choć zainwestowano sporo pieniędzy (pochodzących głównie z zaprzyjaźnionego regionu Nadrenii Północnej Westfalii), plan zakończył się fiaskiem - “prawdopodobnie zabrało konsekwencji".
Nawet grunt po zlikwidowanych zakładach - ze względu na doskonałą zazwyczaj lokalizację - może mieć po niezbędnej rekultywacji sporą wartość. Tu pojawia się jednak inny problemem regionu: jego wizerunek jako obszaru kompletnie zdegradowanego ekologicznie. Stereotyp ten dotarł już m.in. do potencjalnych inwestorów zagranicznych. Tymczasem zanieczyszczenie powietrza w ostatnich latach znacznie się zmniejszyło, czystsze są też rzeki, stawy i jeziora, a nawet gleba. Kłopot w tym, że równocześnie z poprawą stanu środowiska pojawiło się, paradoksalnie, i nowe zagrożenie: że rozwój budownictwa jednorodzinnego na nie już tak przerażającym ekologicznie Śląsku może okazać się zbyt dynamiczny i chaotyczny. Jeśli gminy postawią na szybki zysk mogą nawet ucierpieć tereny dziś chronione.
KB