I się siedzi, medytuje

Hałas jest jak narkotyk. Uświadamiasz sobie, że jesteś od niego uzależniony, gdy znajdziesz się w kompletnej ciszy. A Lubiń to właśnie cisza.

07.09.2013

Czyta się kilka minut

Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej w klasztorze benedyktynów w Lubiniu. / Fot. Anna Liminowicz
Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej w klasztorze benedyktynów w Lubiniu. / Fot. Anna Liminowicz

Pamięci o. Jana Berezy OSB w 25. rocznicę święceń kapłańskich


Nogi mi zdrętwiały. Mrowią na całej długości. Najpierw łydki. Potem mrowienie, powoli, idzie wyżej. Do ud i pośladków. To takie uczucie, jakby w pośladki wbijały mi się pięty. Pięty jak dwa kolce. I ten piszczel. Niby jest mata, a i tak obie nogi bolą.

Mrowić zaczyna już w ciągu pierwszych pięciu minut. Problem w tym, że jeśli wiesz, iż będzie wszystko drętwiało, myśli skupią się wyłącznie na tym. Zanim się dobrze usadowisz – już zaczyna cię mrowić. Ale przecież jeszcze nie ma prawa! Bo owo mrowienie, tak naprawdę, zaczyna się w głowie.

1.

Po dziesięciu minutach otwieram oczy. Wokół siedzą ludzie. Zastygli w bezruchu. Promienie słońca świecą mi wprost w oczy. Cisza. Słyszę nawet, jak siedząca obok mnie kobieta przełyka ślinę. Prostuję plecy. W sali rozlega się dźwięk moich strzelających kręgów.

Po kwadransie nóg nie czuję już w ogóle. Palcem dłoni zaczynam uciskać stopy. Mogę nimi poruszać, jeszcze nie jest najgorzej.

Siedzę na poduszce. Od pięciu minut obmyślam plan zmiany pozycji. Idea jest taka, żeby bezszelestnie usiąść chociaż po turecku. Wtedy nogi zmienią pozycję. Wiercę się chwilę i szybkim ruchem przekładam nogę przed siebie. Najpierw jedna, za nią druga.

Uspokoiłem się. Nogi są całe. Nic im chyba nie jest.

Zamykam oczy. Biorę wdech. W myślach wypowiadam: „Jezu Chryste”. Na dźwięk „e” na chwilę zastygam. Zaciągam się. Jak przy paleniu papierosów. Wdech. Łapię dym. Trzymam go chwilę. Tak, że dochodzi do płuc. Wydech. Wypuszczam dym. Wydech. „Zmiłuj się”. Wciągam na „Jezu Chryste”. Wypuszczam na „Zmiłuj się”.

Metafora z dymem rodzi w mojej głowie wspomnienie piosenki Lao Che „Dym”:

Rzuciłem palenie i kościół też / Do pierwszego czasem wracam, do drugiego – nie / Jak Spięty Bogu, tak Bóg Spiętemu / Bądź miłościw niegrzecznemu / Nie jestem łatwy w związkach – to jedno / A w tych wyznaniowych to już na pewno / Kiedy wspólnota ramieniem mnie garnie / Niby się tulę, a trzymam gardę.

Śpiewam w myślach. To znaczy nucę, przywołuję tekst w pamięci, bo śpiewać nie umiem. Ale oddycham. Wdech na „rzuciłem palenie”. Wydech na „i kościół też”. Tylko na moment udaje się zastąpić frazę i myśleć „Jezu Chryste” – wdech. „Zmiłuj się” – wydech. Ale znów piosenka.

Papierosy jak hostie całuje się ustami / Jakbyś ty sam mieszkać miał pod filtrami / Kiedy krzyż ciężki i złorzeczę mu łzami / Jak Boga kocham, tęsknię wtedy za papierosami / Jesteś jak dymu tuman / Włóczę się za tobą jak skończony tuman / Jesteś jak papierosa dym / Gdzie ja – Krym, gdzie ty – Rzym.

Wdech: „Krym”. Wydech: „Rzym”. Wdech. Wydech. Krym. Rzym. Wdech. Papierosy. Jezus. Wydech. Kościół. Zmiłuj się. Wdech. Jezu Chryste. Wydech. Zmiłuj się, Jezu Chryste.

Czym cię zniechęciłem, że mnie wciąż unikasz? / Całe moje życie ja szukam, ty znikasz...

Ostatni wers przerywa dźwięk dzwonka.

Otwieram oczy. Czuję, że dalej mrowi. Znów rozprostowuję plecy i znów trzeszczą kości. Wszyscy wstają. Ustawiamy się w kole i maszerujemy. Nogi dalej mrowią. Kroki stawiam powoli. Zetknięcie stopy z ziemią powoduje, że mrowienie się wzmacnia. Jak rażenie prądem, do czubka głowy. Po chwili mrowienie ustępuje.

2.

Jesteśmy w Lubiniu. Jest sobota, około godziny 17. Przyjechaliśmy tu trzy godziny temu. Także autostopem.

W Lesznie zatrzymał się biały samochód dostawczy. – Dowiozę do Jerki, wsiadaj.

– Lubiń? Nie kojarzę – zagaja kierowca.

– Tam jest klasztor benedyktynów. Kojarzy pan? Tacy w brązowych habitach, często z kapturem na głowie. A Tyniec pan kojarzy?

– A po co tam jedziesz?

– Tam jest ośrodek medytacji chrześ­cijańskiej.

– Buddyści czy coś?

– Nie, chrześcijanie. Katolicy nawet. I się siedzi, i medytuje.

Rozmowa się urwała. Z miejsca, z którego wysadził mnie kierowca, do Lubinia spokojnie można było dojść pieszo. Szedłem więc drogą wokół pól. Wszystkie jadące w moją stronę samochody skręcają w prawo, na cmentarz. Tylko trzy pojechały dalej. Czwarty zatrzymał się pięć metrów ode mnie. Duży, w kolorach wojskowych.

– Wsiadaj! Do Lubinia jedziemy.

– Dzięki! Jadę do klasztoru benedyktynów. To tacy zakonnicy...

Kierowca odwrócił się do mnie z uśmiechem: – Wspaniale! Szczęść Boże! Jestem brat Izaak, przeor klasztoru!

Przed nami było jeszcze kilka skrętów, w końcu zobaczyłem kościół. Przeor zaparkował samochód i krzyknął do jednego z zakonników: – Bracie Danielu! To jest nasz przyjaciel z Krakowa. Nakarmić go i dać łóżko! O 15.00 zaczynamy nieszpory.

3.

Od 25 lat w Lubiniu działa Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej. Nie powstałby, gdyby nie o. Jan Bereza. „Propagator medytacji chrześcijańskiej w Polsce” – mówi się o zakonniku, który święcenia kapłańskie przyjął dokładnie 25 lat temu. Wtedy też założył Ośrodek.

Tak mówił do uczestników pierwszej sesji medytacyjnej: „Przez lata gromadziliśmy wiedzę. Mamy jej dostatecznie dużo, aby modlić się i medytować. Głównym naszym problemem jest, aby ową wiedzę urealnić, to znaczy pozwolić jej przeniknąć do naszego serca, do naszego wnętrza. Do tego potrzeba przede wszystkim ciszy, milczenia, skupienia, wysiłku koncentracji; potrzeba przede wszystkim praktyki”.

W ciągu ćwierć wieku przez klasztor w Lubiniu przewinęły się tysiące ludzi. Lekarze, nauczyciele, dziennikarze, politycy, bezrobotni, księża. Byli buddyści, praktykujący zen, chińscy mnisi. Modlili się tu oddechem. Modlili się ciszą. A ojciec Jan gromadził wiedzę i przekazywał ją innym.

– W zasadzie w ogóle nie mówił. Każde słowo cedził. Ważył. Po każdym robił chwilę przerwy, jakby chciał, żeby rozmówca chłonął je pojedynczo – wspomina Zbyszek, uczestnik sesji medytacyjnych.

Ojciec Jan umarł w 2011 r., po ciężkiej chorobie. Przed śmiercią przekazał ośrodek o. Maksymilianowi Nawarze. – Pamiętam, że kiedy Maks przejął ośrodek, Jan pojawiał się czasem na sesjach. Ale rzadko. Przewijał się tu. Kiedyś też odprawił Mszę – mówi Zbyszek.

Maks jest z uczestnikami sesji cały czas. Je z nimi posiłki. Od niedawna stali bywalcy wprowadzili zasadę, że w Lubiniu króluje wegetarianizm. Na sesję medytacyjną trzeba zapisywać się znacznie wcześniej, bo jest duże zainteresowanie. Zaczyna się w czwartek, kończy w niedzielę. W sobotę „blok modlitw” trwa od 17.45 do 22.00. Tymczasem jest jeszcze medytacja i, razem z braćmi, modlitwa brewiarzowa. Oraz Msza św.

– Ośrodek jest centrum medytacji chrześcijańskiej – opowiada o. Nawara. – Duży nacisk kładziemy też na dialog międzyreligijny. Chcemy korzystać z dorobku innych religii. Ale medytacja osadzona jest przede wszystkim w tradycji monastycznej.

Niektórzy z tych, którzy przyjeżdżają do Lubinia, w swoich miastach sami prowadzą grupy medytacyjne. – W Krakowie widzimy się we wtorki, przy ulicy Siennej. Medytujemy dwa razy po 20 minut. Potem rozmawiamy o tekstach źródłowych – opowiada Piotr, uczestnik sesji medytacyjnych.

Zdaniem o. Nawary ośrodek w Lubiniu jest oazą intensywnej modlitwy, ciszy i duchowego prowadzenia. – Praktyka w klasztorze benedyktyńskim stwarza rzadką sposobność bezpośredniego doświadczenia misterium życia wspólnotowego. Jej rytm wyznaczany jest nie tylko przez medytację, lecz również przez wspólną modlitwę z mnichami, posiłki i pracę – opowiada.

4.

W niedzielę śpię do piątej rano. Ze snu budzi kościelny dzwon. Ośrodek, w którym śpią goście, znajduje się tuż przy kościele.

Najpierw modlitwy w świątyni. Jutrznia. Wsłuchuję się w monotonne tempo śpiewów benedyktyńskich. Bracia stoją naprzeciw siebie. Trzymają w dłoniach brewiarze. Między modlitwami a kolejną serią medytacji idę do ogrodu.

Jest około szóstej rano. Ogród rozciąga się za klasztorem. Śliwki, jabłka, dynie. Promienie słońca nieśmiało przebijają się przez liście drzew. Co jest tu niesamowitego? Wszystkie śliwki wiszą na drzewach. Nikt się nie spieszy do zrywania.

Hałas jest jak narkotyk. Uświadamiasz sobie, że jesteś od niego uzależniony, gdy znajdziesz się w kompletnej ciszy. A Lubiń to właśnie jest cisza. Żeby ją usłyszeć, trzeba trochę poczekać. Trzeba wlać wodę na gąbkę i poczekać, aż wchłonie. Aż wyschnie. Słyszę, jak kilka metrów ode mnie spada śliwka. Słyszę, jak śliwka uderza o ziemię.

Kolejna seria medytacji. Dwa razy po 25 minut. Najpierw modlitwa ukłonami. Widzieliście kiedyś ukłon modlących się muzułmanów? Widzieliście kiedyś, jak w prawosławiu kreślą znak krzyża? Pełne ruchy. Czoło, serce, ramiona. To teraz sobie wyobraźcie: na słowa „Panie Jezu Chryste” – pełny znak krzyża. „Synu Boga żywego” – skłon aż do kolan. „Zmiłuj się nade mną, grzesznikiem” – dotknięcie głową ziemi. Dziesięć razy.

Siadamy do medytacji. Chwila dogodnego ułożenia ciała. Dźwięk dzwonka. Cisza. Pięć minut: wdech – „Jezu Chryste”, wydech – „Zmiłuj się”. Nogi zaczynają drętwieć po siedmiu minutach. Tym razem drętwieją na gorąco. Palą wręcz. Płoną. I znów piosenka w głowie. „Jesteś jak las”, Maja Kleszcz & Incarnations.

Wdech: „Jezu Chryste”. Wydech: „Zmiłuj się. Jezu Chryste”.

Jesteś jak las co pali się / W popiół ciało zmieniasz me / Jestem jak ćma co ogień czci / Tyś bogiem ognia, bogiem mi.

Wdech: „Bogiem ognia”. Wydech: „Bogiem mi”.

Jestem jak żyzna ziemia już / Karmi się Tobą mój gniew / Dziś jestem ziemią pod ziarna siew / Karmi się Tobą mój głód / Żaru ciała, chcę ciała chłód / Karmi się Tobą mój lęk / Chcę być z Tobą jak z drzewem sen.

Koniec medytacji. Zapominam o mrowieniu w nogach.

***

Na koniec, siedząc w kręgu, opowiadamy o swoim doświadczeniu całej sesji medytacyjnej.

Gniewko: „Świetnie się siedziało. To miejsce, w którym regeneruję siły. Bardzo wam dziękuję”.

Monika: „Chcę podziękować ojcu Maksowi. To jest w tobie, Maks niesamowite, że mówisz to, co potrzebuję usłyszeć. To dla mnie bardzo ważne. Przygotowałam sobie kilka tematów na osobistą rozmowę, ale połowę z tych wątpliwości rozwiałeś od razu na konferencjach”.

„Bo ja mam rentgen w oczach i wiem, czego potrzebujecie” – odpowiada Maks.


O medytacji chrześcijańskiej czytaj więcej na powszech.net/medytacja

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2013