Horyzont

Nie wiem, czy gdyby Akademia Noblowska nie wskazała Wisławy Szymborskiej, Polacy kochaliby ją w taki sam sposób, równie intensywnie.

06.02.2012

Czyta się kilka minut

Nagroda Nobla nadaje specjalny blask, jest też wielkim wyzwaniem: Polacy (i świat) kochali Szymborską między innymi właśnie za to, jak ją przyjmowała i jak ją nosiła, z jaką uroczą nieporadnością, z jaką elegancką dezynwolturą, z jakim zawadiackim urokiem dawała sobie z nią radę. Nie wszyscy kochali ją za wiersze, nie wszyscy bowiem lubią poezję. W czasie jej ostatniego publicznego występu w Krakowie widziałem panie przepychające się i tratujące widzów tylko po to, by zrobić jej z bliska zdjęcie komórką, a potem, znów przepychające się, wychodzące zadowolone z kościoła w połowie najnowszego wiersza. Na tym między innymi polegała według niej „tragedia noblowska”. Ale – dodajmy – w kościele Bożego Ciała był wówczas ogromny tłum słuchających w skupieniu ludzi, chcących być jak najbliżej niej samej, zaczarowanych.

Akademia Noblowska dała nam znak: doceniając w Szymborskiej wielką poetkę, wskazała przy okazji całą polską poezję, zwróciła na nią uwagę świata. Ci, którzy znali już Miłosza, Herberta czy Różewicza, odkryli następne szeleszczące nazwisko. Ten werdykt bowiem nie był komentowany politycznie, tak jak mogły być inne. Tu chodziło tylko (aż) i wyłącznie o poezję. Którą niektórzy czytali i lubili. Tak zwana polska szkoła poezji, rodzaj filozofii wierszem: pozornie prosty język, często ironia, dekoracje codzienności, w tle świat, historia, kosmos.

Każdego, kto znał koleje losu i twórczości Pani Wisławy i Czesława Miłosza, musiał pokrzepić taki obraz: ich dwoje czytających razem wiersze, uśmiechniętych. Ta piękna przygoda wydarzyła się polskiej i światowej literaturze na naszych oczach. I za to dzięki.

Choć może wydać się to nieprawdopodobne wobec osoby tak zdystansowanej do siebie i swoich osiągnięć jak Wisława Szymborska, w środowisku ludzi piszących w Polsce znajdą się tacy, którzy czekali na ten moment. Środowisko ludzi piszących to między innymi również ludzie mali i zawistni (chciałoby się powiedzieć: to nie same Wisławy Szymborskie), którzy uważali, że Szymborska przysłania im horyzont swoją niesprawiedliwie według nich nadmuchaną wielkością („boże humoru, zrób z nimi coś koniecznie”). Niektórzy mówili też tak o Czesławie Miłoszu, ciesząc się, że po jego śmierci ten horyzont się przed nimi otworzy. Ale jedyne, co się przed nimi otworzy, to ich własna małość, po tej, po tamtej i po wszystkich następnych śmierciach, na które będą czekać, zawsze.

Pozostały wiersze, czasem wierszowane małe traktaty, na które nikt nie czekał, oprócz tych, którzy lubią poezję. Które przychodziły rzadko i bez żadnych ambicji jako „zemsta ręki śmiertelnej”: sarna wiecznie biegnąca przez napisany las.

TOMASZ RÓŻYCKI (1970) – jest poetą i tłumaczem, laureatem Nagrody Kościelskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2012