Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Leicester jest szekspirowskim miastem, założonym przez króla Leara, a osławionym niedawno przez Ryszarda III, a właściwie jego szczątki. Kordelia pochowała ojca nad rzeką Soarą, do której wieki później miano wrzucić ciało zniesławionego Plantageneta... które jednak kilka lat temu odkryto pod miejskim parkingiem, i z pompą pochowano w lokalnej katedrze.
Przed ostatnim meczem sezonu na stadionie King Power (ech, cudowna nazwa tajskiego sponsora) nad śpiewającym „Nessun dorma” Andreą Bocellim przeleciał zaprzężony w awionetkę trudny do przełożenia transparent: „Miałem cynk, że wygramy – Ryszard III”. Racja, wygrali. Wygrali mecz, a wcześniej ligę, stając się jedną z największych sensacji w historii piłki. Wszak bukmacherzy nigdy się nie mylą, a (nie)prawdopodobieństwo, że murowany kandydat do spadku zostanie mistrzem Anglii, wyceniali na 5000:1. „Takie zwierzę nie istnieje” – jak powiedział Chruszczow na widok żyrafy.
Ale ja nie o tym chciałem. Nie o żyrafie, nie o Bocellim w koszulce Leicester, nie o wspaniałym, długo wyśmiewanym Claudio Ranierim (eksperci 9 miesięcy temu: „To nieudacznik, ale żaden inny trener tak znakomicie nie wyglądałby w todze”). Chciałem o ekspertach na przykładzie eksperta iście modelowego.
Gdyby Gary Neville nie istniał, telewizja musiałaby go wymyślić. Schludny, miły, sympatyczny, elokwentny (w granicach rozsądku). Znakomity piłkarz Manchesteru United i reprezentacji Anglii, prawdziwy ekspert. Każdy kibic chciałby mieć takiego zięcia. Cała Anglia zasiadała przed odbiornikami, aby oglądać „Monday Night Football” i później przez cały tydzień powtarzać jego opinie. A Gary rządził i dzielił, wznosił i obalał trony, sądził żywych i umarłych. Był precyzyjny, kompetentny, nieomylny. W studiu, przed wielkim ekranem, na którym zatrzymywał akcje właśnie rozegranego meczu, czuł się jak ryba w wodzie, bezwzględnie pokazując oczywiste błędy zawodników, sędziów i trenerów. Przede wszystkim trenerów. Wenger, Mourinho, Ranieri, Klopp i Guardiola dostawali za swoje. Żadna pomyłka nie uchodziła uwadze Neville’a, który wiedział, że oczywiście trzeba było zrobić inaczej. Zatrzymywał akcję i pokazywał, co oczywiście trzeba było zrobić. Świat wstrzymywał oddech i zgadzał się z ekspertem. No tak, jasne, oczywista oczywistość.
Aż w końcu Gary dostał propozycję trenowania jednej z najlepszych drużyn ligi hiszpańskiej. Porzucił telewizyjne studio, spakował się i pojechał do Walencji. Podsumowanie sezonu eksperta: zwolniony po czterech miesiącach, gdy prowadzony przez niego czołowy klub znalazł się tuż nad strefą spadkową. Szybko odpadł z wszystkich pucharów, w lidze wygrał zaledwie trzy mecze z szesnastu.
Morał? Morał wygłosiłby ekspert. Ja morału nie mam. ©