Hinduski eksperyment

W największej demokracji świata z dnia na dzień unieważniono banknoty, które odpowiadały za większość gotówki w obiegu. Za operacją stoi polityk nazywany „indyjskim Trumpem”.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

Pracownik banku pomaga autoryzować transakcję przy pomocy odcisków palców w jednej z wiosek stanu Uttar Pradeś na północy Indii, listopad 2016 r.  / Fot. Chandan Khanna / AFP / EAST NEWS
Pracownik banku pomaga autoryzować transakcję przy pomocy odcisków palców w jednej z wiosek stanu Uttar Pradeś na północy Indii, listopad 2016 r. / Fot. Chandan Khanna / AFP / EAST NEWS

Wyobraźmy sobie, że pewnego pogodnego dnia, niedługo po świętach, pani Kowalska wraca po pracy do domu. Zjada obiad, robi sobie herbatę i zasiada na wieczorną sesję z telewizorem. Na ekranie pojawia się zatroskana twarz polskiej premier. Szefowa rządu ogłasza, że za kilka godzin banknoty o nominałach 50 i 100 zł, obecnie będące w obiegu, stracą wartość. Brzmi niewiarygodnie?
Tymczasem coś takiego stało się właśnie w Indiach.

Zaczęło się dokładnie 8 listopada 2016 r., niedługo po ważnym dla Hindusów święcie Diwali. W jednej z indyjskich metropolii pan Kumar – tak go nazwijmy – wrócił z biura. Odświeżył się po długiej podróży przez zakorkowane miasto, wziął do ręki kubeczek herbaty i zasiadł przed telewizorem.
Punktualnie o dwudziestej na ekranie pojawił się stojący za pulpitem z narodowym godłem Indii premier Narendra Modi. Polityk przewodzący rządowi największej demokracji świata ogłosił, że o północy stracą ważność dwa największe nominały: banknoty 500 i 1000-rupiowy. Będą zastąpione nowymi wzorami, a dodatkowo wprowadzony zostanie banknot o nominale 2000 rupii.

W wyniku demonetyzacji, jak określa się tę operację, z dnia na dzień unieważniono w Indiach banknoty odpowiadające za około 85 proc. wartości całej gotówki będącej w obiegu.

Z plikami banknotów

W pierwszym tygodniu stare banknoty można było wpłacić do banku. Jednocześnie indyjski Urząd Skarbowy zapowiedział śledztwa w sprawie pochodzenia większych sum. Do końca listopada w bankach i na poczcie (chociaż ta druga opcja pozostawała raczej w sferze teorii) można było jednorazowo wymienić do 4,5 tys. rupii (równowartość ok. 270 zł).

Należąc do klasy średniej, jak większość jej przedstawicieli, pan Kumar trzymał w swoim domu solidny zapas gotówki. Pieniądze na niewielkie pożyczki dla przyjaciół, do zainwestowania w drobne interesy i rezerwę na czarną godzinę. W razie wypadku, o który na indyjskich drogach nietrudno, albo nagłej choroby za konieczny zabieg najlepiej zapłacić gotówką. Z góry.

W gotówce dostają też wypłaty służący i kierowca pana Kumara. W gotówce opłacana jest większość rachunków. Służący na zakupy musi iść z plikiem banknotów. Sprzedający na targu kupują produkty za gotówkę. Ale nie tylko. Analizy pokazują, że decyzję rządu zaczyna odczuwać rynek mieszkań. Płacenie za nieruchomości, zwłaszcza za drogie lokale, walizkami pieniędzy nie jest niczym niezwykłym.
Pan Kumar mógł wybrać wiele dróg poradzenia sobie z problemem. Jeszcze miesiąc temu znalezienie kogoś, kto po dobrym kursie wymieni stare banknoty na amerykańskie dolary, nie przedstawiało dla przeciętnie obrotnego Hindusa większego problemu. Wiele sklepów decydowało się także na nieoficjalne „promocje”: po znajomości można było kupić biżuterię albo drogie alkohole, a sklep już martwił się, aby transakcja przeniosła się w czasie, przed 8 listopada. Ponieważ prowadzenie podwójnych ksiąg nie jest, delikatnie mówiąc, niespotykaną tu praktyką, taka operacja nie nastręczała zwykle większych trudności.

Świątynia „pierze” datki

Zakaz obrotu pięćsetkami i tysiącami nie był zresztą z początku absolutny. Starymi banknotami można było długo płacić za bilety, benzynę czy leki. Na operacji zyskały także na pewno świątynie i szpitale. Te pierwsze przyjmowały znaczne „datki”, które wymieniały w banku, a następnie zwracały „wyprane” w ten sposób pieniądze „ofiarodawcy”, potrącając sobie odpowiedni procent. W szpitalach natomiast, gdzie rozstawiane są puszki na datki, zauważono, że ludzie pozbywają się w nich starych banknotów. W listopadzie „Times of India” donosił, że w Mumbaju kwoty podarowane szpitalom wzrosły nawet trzykrotnie.

Nie wszyscy jednak na sytuację reagują spokojnie. Mnóstwo jest filmików pokazujących przepychanki w ogonkach. Indyjski internet zawrzał, kiedy opublikowano zdjęcia policjanta bijącego ludzi spokojnie stojących w kolejce. Kilka dni temu sieć obiegło nagranie, na którym funkcjonariusz bije po twarzy emerytowanego wojskowego. Trzeba jednak podkreślić, że znaczna większość materiałów pokazuje raczej ludzi znoszących z godnością tkwienie w kilometrowych kolejkach.

Według doniesień prasy i organizacji pozarządowych sytuacja przedstawia się źle głównie tam, gdzie trudniej o kamerę. Do mniejszych miejscowości i wiosek nowe banknoty dostarczane są z dużym opóźnieniem i w niewystarczających ilościach. Tam również najdłużej trwało przystosowanie bankomatów do wydawania banknotów o nominale dwóch tysięcy, który, jak się okazało, nie pasował do żadnej z kilkuset tysięcy indyjskich maszyn. Problemy z wymianą lub podjęciem pieniędzy występują właściwie wszędzie.

Sto zgonów

Jak dotąd odnotowano prawie sto zgonów związanych z demonetyzacją. W mieście Chittoor w stanie Andhra Pradeś, o czym donosi „The Hindu”, w kolejce zmarł 70-latek. „Indian Express” opisał przypadek z miejscowości Meerut, w Uttar Pradeś, gdzie po tym, jak przez trzy dni bezskutecznie próbował wymienić stare banknoty, 60-letni Aziz Ansari zmarł na zawał w filii banku. Gazeta opisała także, jak w Sikarze, w stanie Radżastan, nie mogąc wymienić ani podjąć pieniędzy potrzebnych na wesele córki, zmarł na zawał sprzedawca herbaty. Według prasy Reserve Bank of India dwa dni spóźniał się z dostarczeniem nowych banknotów do Sikaru.

Prasa opisała także kilka przypadków śmierci dzieci. Ponieważ stare banknoty pozwolono brać tylko placówkom państwowym, wiele prywatnych lecznic odmówiło ich przyjmowania. Najczęściej odmawiano zabrania małych pacjentów karetką lub przerywano terapię.

Dość głośno było także o samobójstwach. Opisano rolników, którzy odebrali sobie życie, nie mogąc kupić towarów niezbędnych do prowadzenia upraw. Znane są też przypadki osób, które zabiły się, dowiedziawszy się, że ich oszczędności straciły wartość.

Pomimo tych tragicznych wypadków sytuacja przedstawia się znacznie lepiej, niż przewidywała większość zagranicznych komentatorów. Nigdzie nie doszło do paniki, nie było zamieszek na dużą skalę. Incydenty mają, jak dotąd, charakter lokalny. Wygląda na to, że indyjskie społeczeństwo zareagowało na chaos wywołany demonetyzacją wyjątkowo spokojnie.

Neoliberał grający religią

Kim jest człowiek stojący za tą decyzją? Z czego może wynikać postanowienie o przeprowadzeniu bezprecedensowej operacji ekonomicznej?

Premier Narendra Modi przewodzi Bharatiya Janata Party (BJP), głównej sile prawicowej koalicji rządzącej Indiami. To kontrowersyjny polityk, który swoją pozycję zbudował przede wszystkim jako premier stanu Gudżarat.

W Indiach, kraju paradoksów, wiele procesów jest mocno scentralizowanych, ale jednocześnie poszczególne stany mają duże możliwości kształtowania polityki.

Modi zaczął rządzić Gudżaratem w 2001 r., w wyniku decyzji centrali BJP. Zastąpił na tym stanowisku tracącego na popularności Keshubhaia Patela. Niedługo potem, w lutym 2002 r., doszło do zamieszek na wielką skalę, w wyniku których zginęły 1094 osoby, głównie muzułmanie. Powodem wybuchu przemocy był pożar pociągu, którym podróżowali hinduistyczni działacze ruchu Kar Sevaks. Ruch ten dąży między innymi do „oczyszczenia” miejsc kultu z muzułmańskich naleciałości, czego najgłośniejszym przykładem było zburzenie meczetu w miejscowości Ajodhya, gdzie wedle legend urodził się Rama.

Wielu komentatorów oskarża Modiego o celowe granie uprzedzeniami religijnymi i podgrzewanie atmosfery. Podobnie rolę premiera postrzegał amerykański Departament Stanu, zakazując mu przez ponad dekadę wstępu do USA. Do tej pory nie znaleziono dowodów, że pożar pociągu był wynikiem podpalenia. Jakkolwiek ocenić odpowiedzialność Modiego za te wydarzenia, faktem pozostaje, że mobilizacja religijna pomogła mu wygrać wybory.

A zdobywszy demokratyczną legitymację, Narendra Modi skupił się na prowadzeniu odważnej polityki gospodarczej. Dzięki zastosowaniu neoliberalnych recept – ulg dla biznesu, tworzeniu stref ekonomicznych i cięciu wydatków na opiekę zdrowotną – Gudżarat osiągnął imponujący wzrost PKB.
Nie brakuje jednak głosów wskazujących, że wzrost ten właściwie nie pociągnął za sobą poprawy poziomu życia, ponieważ koncentrując się na biznesie i przemyśle, BJP zaniedbywała usługi publiczne, a większość wzrostu trafiła do kieszeni indyjskich i zagranicznych inwestorów oraz finansowanych przez nich polityków.

Upadek dynastii Gandhich

Mimo tej krytyki sukces gospodarczy Gudżaratu stał się jedną z osi kampanii wyborczej BJP w 2014 r. Obietnica, że całe Indie powtórzą sukces, jaki odniósł rządzony przez niego stan, była jednym z czynników, które pozwoliły Modiemu pokonać w wyborach Kongres Narodowy.

Kongres to partia wywodząca się z organizacji, na czele której stali Gandhi i Nehru: tamtego pierwszego Kongresu, który był główną siłą w wyzwoleniu Indii spod brytyjskiego panowania. Do 1986 r. to ta partia wygrywała kolejne wybory, nadając kształt niepodległym Indiom. Kurs wyznaczały początkowo dwie idee. Sformułowana przez Mahatmę Gandhiego ideologia samowystarczalności Indii, swaraj, oraz socjalizm, bliski drugiemu przywódcy Kongresu i pierwszemu premierowi niepodległego kraju, Jawaharlalowi Nehru. Z mniejszymi i większymi zmianami kurs ten był utrzymywany (także przez prawicowe partie) aż do liberalizacji gospodarki w 1992 r.

Popularność Kongresu opierała się w dużej mierze na legendzie pierwszych przywódców. Z tego powodu władza w partii przekazywana była w kręgu rodziny i towarzyszy pierwszego premiera. W latach 70. XX w. stanowisko szefa rządu objęła córka Nehru – Indira Gandhi, która rządziła twardą ręką. W latach 1975-77 obowiązywał stan wyjątkowy, wykorzystywany przez Kongres także do prześladowania opozycji.

W 1986 r., na skutek operacji „Blue Star” – szturmu na Złotą Świątynię, najważniejsze dla sikhów święte miejsce – Gandhi została zastrzelona przez własnych sikhijskich ochroniarzy. Przywództwo w partii i premierostwo objął wtedy jej syn Rajiv. Z kolei po tym, jak Rajiv zginął w 1991 r. w zamachu bombowym, stery osłabionego już Kongresu przejęła wdowa po nim – urodzona we Włoszech Sonia Gandhi.

Po zwycięskich dla Kongresu wyborach w 2004 r. Sonia umiejętnie rozgrywała swoje karty: podkreślała wzrost gospodarczy kraju, przedstawiała się jako polityk umiarkowany i głos rozsądku. Premierem został szanowany ekonomista Manmohan Singh. W czasie drugiej kadencji Kongres jednak słabł, spadało poparcie dla rządu.

Na dodatek niedługo przed wyborami w 2014 r. krajem wstrząsnęła seria afer. Nawet jeśli przywódcy Kongresu nie byli w nie zamieszani, postępowali nieudolnie. Wrażenia, że Kongres nie ma na kraj żadnego pomysłu, nie udało się zatrzeć. Idea, by na stanowisku przywódcy zastąpił matkę Rahul Gandhi, okazała się niewypałem. Nawet sympatycy Kongresu przyznają po cichu, że wolą patrzeć na przystojnego Rahula, niż go słuchać

Indyjski pre-Trump

W artykule dla „New York Timesa” Pankaj Mishra wskazał, że Narendrę Modiego można postrzegać jako pre-Trumpa. Kontrowersje związane z masakrą w Gudżaracie i krytyka jego kolejnych posunięć nie przeszkodziły mu w wygraniu wyborów.

Charyzmatyczny Modi piętnował nepotyzm Kongresu, uderzał w korupcję. Na dodatek udało mu się wykreować na self-made mana. Według pieczołowicie kultywowanego mitu obecny premier zaczynał jako ubogi sprzedawca herbaty. Przede wszystkim jednak obiecywał zmianę. Podobnie jak w wielu innych krajach, także w Indiach sytuacja w końcówce rządów Kongresu była odbierana jako nieznośna.

Gdy zaczęła się demonetyzacja, rozmawiałem ze znajomym muzykiem. Opowiadał dużo o problemach związanych z tym procesem i sposobach radzenia sobie z nimi. Mimo irytujących ograniczeń popierał Modiego. Ze względu na obietnicę zmiany i wizerunek osoby spoza delhijskiego establishmentu. I nawet jeśli sam odczuwał niewygodę, cieszyło go, że demonetyzacja jeszcze bardziej dotknie skorumpowane elity.

Demonetyzacja oficjalnie miała zadać morderczy cios tzw. równoległej gospodarce, ukrócić obrót brudnymi pieniędzmi, nazywanymi w Indiach black money. Dotyczy to nieopodatkowanych dochodów, łapówek, pieniędzy z przestępstw. Problem black money jest realny: szarą strefę szacuje się na ponad 20 proc. PKB. Niemniej za decyzją o demonetyzacji kryć się mogły także inne motywy.
Indyjskie media ujawniły, że tuż przed oficjalnym ogłoszeniem decyzji o wycofaniu dużych nominałów partia premiera Modiego wpłaciła na swoje konta spore ilości gotówki. Zdaniem niektórych komentatorów to tutaj należy szukać przyczyn decyzji, która może niekorzystnie wpłynąć na notowania rządzącej partii. Po prostu partyjna starszyzna miała uznać, że poparcie jest płynne, a tak dobra okazja do trwałego osłabienia politycznych konkurentów może się długo nie trafić.

Cokolwiek wykaże śledztwo w sprawie wpłat na konta rządzącej partii, które, jak można się domyślać, szybko się nie skończy – faktem pozostaje, że to BJP ma do dyspozycji największe pieniądze. A to daje przewagę w obliczu ważnych przyszłorocznych wyborów w stanie Uttar Pradeś. Pozostałe partie mają poważny problem.

Mobilizacja ubogich

Dlaczego pieniądze są tu tak ważne? Nie chodzi tylko o billboardy, spoty i entourage znany także z polskiego święta demokracji. W indyjskich wyborach istotną rolę odgrywa mianowicie mobilizacja ubogich. Ogromnie ważne jest opłacanie lokalnych bonzów, którzy z kolei opłacają zastępy pomocników, którzy z kolei prośbą i groźbą wpływają na wyborców. To wszystko odbywa się, rzecz jasna, w szarej strefie i nic nie wskazuje, by system miał się zmienić.

Biedniejsza połowa społeczeństwa ma także kluczowe znaczenie dla politycznej skuteczności operacji Modiego. Wbrew kalkulacjom partyjnych bonzów cierpliwość aam aadmi – zwykłych ludzi – może się w końcu wyczerpać. Jeżeli kierowca pana Kumara nie będzie w stanie przesłać swojej rodzinie na wsi pieniędzy, może w końcu dać ujście frustracji.

Dla ekonomistów na pewno interesujący będzie wpływ operacji na wzrost ekonomiczny, a także to, jak przełoży się on na poszczególne sektory gospodarki. Bo że za pomocą jednego cięcia da się położyć kres korupcji, raczej nikt nie wierzy. Stopień złożoności przepisów, skomplikowane i niejednolite podatki, których stawki różnią się znacznie między stanami, sprzyjają powstawaniu szarej strefy. Duże jest również społeczne przyzwolenie na łapówki.

Jak na razie wygranymi są firmy oferujące obsługę bezgotówkowych transakcji. Liczba pobrań aplikacji do zdalnych płatności wzrosła kilkunastokrotnie. To jednak rozwiązanie raczej dla klasy średniej, jak pan Kumar i jego rodzina, oraz bogaczy. A przynajmniej dla tych obywateli, którzy mają konto w banku. Miliony biednych wciąż polegają wyłącznie na gotówce.

Tajemnica sukcesu

Sukces Modiego i jego partii opiera się zasadniczo na dwóch filarach.

Po pierwsze, na odwołaniu do narodowej dumy przy jednoczesnym – mniej lub bardziej otwartym – utożsamianiu „prawdziwego Hindusa” z hinduistą. Ten przekaz trafił na podatny grunt, ale mobilizacja elektoratu tożsamościowego nie wystarczyłaby do zwycięstwa.

Drugim filarem jest wspomniana obietnica boomu ekonomicznego. Jeżeli okaże się, że w wyniku wycofania pięćsetek ekonomia kraju doznała uszczerbku, część wyborców może się od BJP odwrócić. Podobnie w wypadku, gdy skutki dla biednych okażą się zbyt dotkliwe – wtedy notowania premiera mogą polecieć w dół.

Na razie jednak indyjski pre-Trump ma się nieźle. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017