Indie: Oskarżony Rahul Gandhi

Słynny indyjski polityk Rahul Gandhi, skazany pod koniec marca na dwa lata więzienia, złożył odwołanie i w przyszłym tygodniu usłyszy wyrok. Zadecyduje on o jego karierze i życiu, a zdaniem wielu także o losie indyjskiej demokracji.
w cyklu STRONA ŚWIATA

14.04.2023

Czyta się kilka minut

Rahul Gandhi, marzec 2023 r. Fot. MONEY SHARMA/AFP/East News

Liczący sobie już 52 lata Rahul jest dziedzicem dynastii Nehru-Gandhich, która rządziła Indiami przez dwie trzecie ich 75-letniej niepodległej egzystencji. Pradziadek, Jawaharlal Nehru, rządził jako pierwszy premier w latach 1947-64. Babka Indira panowała w latach w 1966-77 i 1980-84, ojciec Rajiv w latach 1984-89, a matka Sonia, Włoszka, szefowała Partii Kongresowej, gdy ta rządziła w latach 2004-2014. Panowanie dynastii przerwał Narendra Modi, który na czele odwołującej się do hinduskiego nacjonalizmu Indyjskiej Partii Ludowej zwyciężył w wyborach w 2014 r. i panuje do dziś.

Po dwóch przegranych elekcjach w 2014 i 2019 r. wszechwładna niegdyś, lewicująca i głosząca świeckość państwa Partia Kongresowa jest dziś cieniem samej siebie. Przegrywa wybory za wyborami, nie tylko krajowe, także stanowe. Dziś sprawuje władzę jedynie w trzech stanach – Radżastanie, Himaczal Pradeś, położonym na himalajskim przedgórzu, i Czhattisgarh, wykrojonym w 2000 r. z położonego w samym sercu Indii Madhja Pradeś.

Rahul, namaszczony na następcę tronu i dziedzica dynastii, długo nie odnajdywał się w polityce. Za to dla populisty Modiego był doskonałym przeciwnikiem, workiem treningowym. Modi, wywodzący się ze społecznych nizin, nazywał go książątkiem, paniczykiem, nie znającym prawdziwego życia i zawdzięczającym wszystko urodzeniu. Premier lubił podkreślać, że on sam w dzieciństwie pomagał ojcu handlować herbatą na kolejowych dworcach i do wszystkiego doszedł dzięki ciężkiej pracy oraz wytrwałości.

Rahul, rozgromiony w wyborach w 2019 r. (Kongres zanotował najgorszy wynik w swoich politycznych dziejach – do liczącego 543 miejsca parlamentu wprowadził zaledwie 53 posłów; Modi ma ich 303), rozważał wycofanie się z polityki. Ustąpił z przywództwa partii, która rozdarta między przywiązaniem do dynastii a świadomością, iż właśnie dynastia jest dziś dla niej obciążeniem, jesienią wybrała na jego miejsce nieznanego szerzej, dobiegającego osiemdziesiątki senatora Mallikarjuna Kharge. Po raz pierwszy od ćwierć wieku szefem Partii Kongresowej został ktoś spoza dynastii.

Wielki marsz

Kiedy wybierano jego następcę, Rahul przemierzał pieszo Indie, jak przed laty Mahatma Gandhi (niespokrewniony z dynastią) w marszu solnym buntował Hindusów przeciwko rządom Brytyjczyków. Rahul wyruszył w połowie września z Kerali na południowym skraju subkontynentu i przez prawie pół roku przemierzył prawie cztery tysiące kilometrów (około 20 kilometrów dziennie), odwiedził dwanaście z 29 indyjskich stanów, a marsz zakończył w Kaszmirze. Nazwał swój pochód Marszem Zjednoczenia Indii.

Na urządzanych w miastach oraz wioskach wiecach i spotkaniach powtarzał, że Modi i jego ludowcy zawłaszczyli kraj i próbują go przerobić w hinduską dyktaturę, w której wyznawcy innych religii będą obywatelami gorszej kategorii. Że zachowując formę demokracji, Modi unieważnia jej istotę, a Indie, pyszniące się mianem największej demokracji świata, stają się jej karykaturą, staczają się do postaci elekcyjnej satrapii.

Tłumaczył, że musiał ruszyć w wędrówkę przez kraj, bo inaczej nie miałby szans opowiedzieć, o co mu chodzi, i wysłuchać skarg tych, którym obecne rządy się nie podobają. „Modi podporządkowuje sobie wszystko, wszystko ma mu służyć” – mówił Rahul, który pod koniec marszu, z długą brodą, przypominał filmowego Forresta Gumpa. I dalej: „Ma za sobą wielki kapitał, bo dba o jego przede wszystkim dobro, a dla biednych urządza igrzyska, napuszczając ich na muzułmanów. Skłóca nas i dzieli, żeby odwrócić naszą uwagę od swoich błędów i żeby łatwo było mu nami rządzić. Służą mu urzędnicy, policjanci, prokuratorzy, kupił i zastraszył dziennikarzy. W parlamencie posłowie Modiego, będący w większości, tłumią wszelką krytykę, nie dopuszczają do debat. Tylko tak, zachodząc do waszych domów, mogę to wszystko powiedzieć”.


Wojciech Jagielski: W Republice Południowej Afryki zabrakło prądu. Najbogatsze państwo na kontynencie żyje według kalendarza przerw w poborze mocy.


 

Marsz, konsekwentnie przemilczany przez sprzyjających Modiemu dziennikarzy i wyśmiewany przez jego partyjnych towarzyszy, przyniósł jednak Rahulowi nowy rozgłos i zakończył się sukcesem. Nawet działacze z rządzącej partii przyznawali po cichu, że paniczykowi udało się zmienić wizerunek i przejąć inicjatywę, że znalazł sposób, jak stawić czoło populizmowi Modiego. Sondaże wskazywały, że wskutek marszu prawie dwukrotnie wzrosło poparcie dla Rahula, zwłaszcza w stanach, które odwiedził, i że aż jedna trzecia Hindusów chciałaby go mieć za premiera. Ponad dwie trzecie jednak wciąż uważało, że najlepszym przywódcą jest Modi, i nic nie wskazywało, by w kolejnych wyborach, wiosną 2024 r., ktokolwiek miałby mu zagrozić, odebrać trzecie zwycięstwo i kolejną pięciolatkę u władzy.

Zniesławienie

W tym większe zdumienie wprawił Hindusów wyrok, jaki pod koniec marca wydał sąd w Suracie w sprawie, jaką wytoczył Rahulowi jeden z tamtejszych posłów Modiego i jego imiennik, Purnesh Modi. Sędzia uznał, że Rahul dopuścił się zniesławienia, i wymierzył mu karę dwóch lat więzienia. Zawiesił wyrok na trzydzieści dni, by Rahul mógł odwołać się do sądu wyższej instancji. W przyszłym tygodniu Sąd Najwyższy postanowi, czy dziedzic dynastii trafi za kratki.

Nie czekając na wynik rozprawy apelacyjnej, Rahula Gandhiego pozbawiono mandatu poselskiego, jaki sprawował bez przerwy od prawie 20 lat. Nazajutrz po wyroku musiał się także wynieść z przysługującego mu jako posłowi bungalowu w stołecznym Delhi. Indyjskie prawo, uchwalone jeszcze za rządów Kongresu, stanowi, że poseł skazany na dwa lata i więcej zostaje wykluczony z niższej izby parlamentu, Lok Sabha, a w następnych wyborach będzie mógł wystartować dopiero 6 lat po końcu „odsiadki”. Jeśli Sąd Najwyższy utrzyma wyrok sądu z Suratu, Rahul pójdzie do więzienia i nie będzie mógł wystartować ani w najbliższych wyborach w 2024 r., a być może nawet w następnych w roku 2029.

Zniesławienia, za które może zapłacić wolnością i karierą, Rahul Gandhi dopuścił się podczas kampanii wyborczej w 2019 r. Podczas przemówienia na wiecu w południowym stanie Karnataka wspomniał w pewnej chwili o dwóch znanych aferzystach – Niravie Modim, „królu diamentów”, który uciekł z Indii przed prokuratorami i sędziami, oraz Lalicie Modim, byłym prezesie indyjskiej ligi krykieta, któremu za finansowe machlojki sąd zakazał dożywotnio pełnić jakichkolwiek stanowisk w sportowych władzach. „Dlaczego ci wszyscy złodzieje tak się nazywają? Modi!” – rzucił podczas wiecu Rahul.


Jagielski Story: W tym cyklu podkastów przyglądamy się światu z bliska. Co dwa tygodnie informacje o najważniejszych wydarzeniach przeplatają się tu z historiami i anegdotami z podróży i pracy jednego z najwybitniejszych polskich reporterów i korespondentów wojennych.


 

Jeszcze tego samego roku poseł Purnesh Modi z Gudżaratu podał Rahula Gandhiego do sądu o zniesławienie. „Ubliżanie komukolwiek z powodu jego nazwiska nie jest wolnością słowa” – napisał w skardze. Napisał też, że Rahul Gandhi zniesławił nie tylko jego, Purnesha Modiego, ale wszystkich Modich, których w prawie półtoramiliardowych Indiach żyje około 130 milionów. Nazwisko Modi, pochodzące od nazwy niskiej kasty społecznej (Gandhi wywodzą się z braminów, najwyższej, kapłańskiej warny, warstwy społecznej), jest szczególnie popularne w Gudżaracie, rodzinnych stronach premiera Narendry Modiego.

Na następne dwa lata sprawa utknęła w sądowej biurokracji, aż w końcu wnioskodawca, poseł Purnesh Modi, złożył w sądzie wyższej instancji wniosek, by jego skargę zamrozić. Zrobił to, gdy spostrzegł, że sąd niższy zamierza sprawę oddalić.

Sprawa wróciła nagle w lutym. Zmienił się sędzia w Suracie, a nowo awansowany, w przeciwieństwie do poprzednika, sprzyjał rządzącym i starał się odgadywać ich życzenia. Poseł Modi zwrócił się do niego, by na nowo rozpatrzył skargę na Rahula Gandhiego o zniesławienie. Poseł zapowiadał, że ma nowe dowody winy Rahula. Nigdy ich nie przedstawił. Sędzia również ich od niego nie żądał.

Tym razem sprawy w sądzie potoczyły się błyskawicznie. Po niespełna trzytygodniowej rozprawie, 23 marca sędzia uznał Rahula Gandhiego winnym zniesławienia i skazał go na dwa lata więzienia. Badaczy indyjskiej polityki zadziwiła szybkość postępowania sądowego, a także surowość wyroku. Rahulowi, nigdy wcześniej nie notowanemu, wymierzono karę najwyższą z możliwych. Tylko taka pozbawiała go poselskiego mandatu i eliminowała z polityki.

Premier i bogacz

Rahul Gandhi nie ma wątpliwości, że wyrok więzienia i wykluczenie z polityki są karą za stawiane w parlamencie od miesięcy pytania o powiązania i zależności, łączące premiera Modiego z bogaczem Gautamem Adanim, który jeszcze niedawno uchodził za jednego z najzamożniejszych ludzi na świecie. Obaj pochodzą z Gudżaratu, a Gautam zaczynał tam swoją fantastyczną karierę w biznesie w czasach, gdy Modi był stanowym premierem (2001-2014). Działał w transporcie i budownictwie, wznosił porty i lotniska.

W 2014 r., ostatnim roku rządów Modiego w Gudżaracie, majątek Gautama wyceniano na kilka miliardów dolarów. Odkąd Modi został premierem Indii, Gautam Adani, uważany za jego sprzymierzeńca, stał się prawdziwym nababem. Jesienią zeszłego roku wartość jego majątku szacowano już na prawie 160 miliardów dolarów, robił interesy w energetyce (budowa elektrowni, terminali gazowych), rolnictwie, górnictwie, a nawet przymierzał się do zbrojeniówki. Zarobił miliony na epidemii Covid i na wojnie w Ukrainie. Jesienią fachowe pisma zaliczyły go do trzech najbogatszych ludzi świata wraz z Elonem Muskiem i Jeffem Bezosem. Modi stawiał sukcesy Gautama za przykład wielkości Indii i ich nieograniczonych możliwości.

Rahul Gandhi i inni przywódcy indyjskiej opozycji od dawna powtarzali, że Modi i Gautam Adani działają ręka w rękę, nawzajem wyświadczają sobie przysługi i czerpią z tego ogromne korzyści, Modi umacnia władzę, Gautam pomnaża majątek. Indyjscy bogacze, zabiegając o życzliwość władz, od dawna starają się dogadzać rządzącym. Kupują redakcje gazet i stacje telewizyjne, a potem przemieniają je w propagandowe tuby. W zamian mogą liczyć na rządowe kontrakty i wsparcie, gdy stają do intratnych przetargów za granicą. Rahul Gandhi twierdzi, że dzięki osobistemu poparciu Modiego, firmy Gautama Adaniego dostały kontrakty w Australii i Sri Lance, i że premier wpompował miliardy państwowych dolarów w interesy Adaniego, co pozwoliło mu rozwinąć działalność na tak wielką, światową skalę. Gandhi pytał o to wszystko w poselskich interpelacjach.

W styczniu amerykańska firma Hindenburg Research opublikowała raport, w którym stwierdziła, że cała potęga imperium Gautama Adaniego oparta jest na korupcji i manipulacjach kursami akcji na giełdzie. „Indyjski cud” nazwała „największym przekrętem korporacyjnym w dziejach”. Wybuchł skandal, a notowania firm Adaniego poleciały na łeb, na szyję. W ciągu zaledwie tygodnia ich giełdowa wartość spadła o kilkadziesiąt miliardów dolarów, a według niektórych ocen – nawet o sto. „To nie jest atak na mnie, lecz na Indie” – obwieścił Gautam Adani.

Rahul Gandhi w parlamencie jeszcze natarczywiej zaczął dopytywać się o powiązania premiera z bogaczem, wraz z innymi opozycyjnymi frakcjami zażądał powołania specjalnej komisji śledczej. Rządząca większość odmówiła.


Wojciech Jagielski: Niespełna sto lat po rosyjskich bolszewikach wody Amu-darii, przecinającej Azję Środkową ze wschodu na zachód, zawrócić próbują afgańscy talibowie. Kopią już nawet stosowny kanał.


 

W lutym Rahul Gandhi wyjechał do Wielkiej Brytanii na cykl wykładów. Mówił w nich, że odkąd w Indiach nastał Modi, tamtejsza demokracja jest zagrożona. „A indyjska demokracja jest dobrem całego świata, więc cały świat powinien też o nią się troszczyć” – przekonywał.

W Indiach rządząca partia, wspierana przez usłużne gazety i telewizje, zagrzmiała z oburzeniem. „Gandhi oczernia przed obcymi ojczyznę! Gandhi za granicą donosi na Indie! Niech przeprosi!”. Rahul chciał odpowiedzieć na te zarzuty w parlamencie, ale marszałek z rządzącej partii odmówił. Niedługo potem Gandhi został zresztą skazany i wykluczony z Lok Sabhy. „Zostałem usunięty z parlamentu, żebym nie zadawał premierowi kłopotliwych pytań – powiedział na odchodne. – Ale nawet poza parlamentem pytać nie przestanę”.

Strzał w stopę

Badaczy indyjskiej polityki zaskoczyła zajadłość, z jaką rządzący postanowili się rozprawić z nie zagrażającym ich panowaniu Rahulem Gandhim. Poza wyrokiem, jaki już zapadł w sądzie w gudżarackim Suracie, Rahula czekają kolejne procesy o zniesławienie. Jeszcze pod koniec kwietnia ma stanąć przed sądem w Patnie, stolicy Biharu. Pozwał go senator z rządzącej partii Sushil Kumar Modi. „Modi coraz gorzej znosi wszelką krytykę, a procesy Rahula mają być przestrogą dla innych przywódców opozycji” – doszli do wniosku badacze indyjskiej polityki.

Niespodziewanym skutkiem ubocznym ataku na Rahula stało się niespotykane dotąd zjednoczenie indyjskich partii opozycyjnych, które uznały, że jeśli dziś rządzący, przy użyciu podporządkowanych sobie sądów, prokuratorów i policji, rozprawią się z dziedzicem dynastii, jutro taki sam los może spotkać każdego z polityków sprzeciwiających się Narendrze Modiemu.

W obronie Rahula wystąpiło kilkanaście indyjskich partii, które z jednaką niechęcią odnosiły się do apodyktycznego Modiego, co wyniosłych kongresowców. „Podejmujemy walkę nie w obronie Rahula Gandhiego, ale w obronie indyjskiej demokracji” – oznajmił Arvind Kejriwal, przywódca zawiązanej zaledwie przed dziesięcioma laty Partii Zwykłego Człowieka, która dziś rządzi w stolicy kraju i bogatym Pendżabie, a jesienią stała się główną partią opozycyjną w Gudżaracie.

Do jedności, zawiązania przymierza przeciwko Modiemu i wspólnego startu w przyszłorocznych wyborach wezwała Mamata Banerjee, premier z Zachodniego Bengalu i szefowa Wszechindyjskiego Kongresu Trinamul, trzeciej najsilniejszej partii politycznej w kraju. Do zjednoczeniowego apelu przyłączyły się partia Samajwadi z najludniejszego, ponad 250-milionowego stanu Uttar Pradeś, partia Bharat Rashtra Samithi rządząca w południowym stanie Telangana, komuniści z Kerali, hinduscy nacjonaliści z konkurencyjnej wobec Modiego partii Shiv Senna z Maharasztry, premier Tamilnadu M.K. Stalin.

Wszyscy gotowi są zawrzeć przymierze przeciwko Modiemu i przyjąć do sojuszu Kongres dynastii Nehru-Gandhich, pod warunkiem jednak, że kongresowcy wyrzekną się pychy i zaczną współpracować z innymi jak równy z równym, a nie oczekiwać od innych służby.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej