Handel zły, zakaz jeszcze gorszy

Wraca temat handlu w niedzielę. Według mnie jest to jednak klasyczny przykład postawienia ważnego pytania (o świętowanie) i dania na nie bezsensownej odpowiedzi (zakaz).

28.08.2017

Czyta się kilka minut

Bo czy można „zakazać otwierania sklepów w niedzielę”? Kupiec musi otworzyć sklep, gdy żądają tego klienci. Musi tak samo, jak rolnik musi zebrać plony, gdy dojrzeją, a żeglarz postawić żagle, gdy zawieje odpowiedni wiatr. Gdy mu zakażemy, znajdzie sposób na obejście zakazu albo zbankrutuje. Klient jest w swojej decyzji wolny, sprzedawca nie. Jeżeli więc nie chcemy niedzielnego handlu (ja zdecydowanie nie chcę), znajdźmy sposób wpłynięcia na klientów. Co, oczywiście, będzie dużo trudniejsze. I jest zadaniem dla ludzi kultury i Kościoła, a nie dla polityków i policji.

Kościół ma tu silny argument – przykazanie „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Ale możemy i powinniśmy przekonywać także niewierzących. Są dni powszednie i dni specjalne, świąteczne. „Święcić” to oczywiście uczcić Boga, ale także „świętować” – uczynić czas świąteczny innym od czasu powszedniego. A to jest ważne również dla niewierzących. Bo bez tego nie ma kultury, nie ma ludzkiej wspólnoty, czas się znijacza, robi się nudno.

Czynności powszednie służą zaspokojeniu materialnych potrzeb i wypełnieniu podstawowych obowiązków; są powtarzalne, typowe, codzienne, rozsądne; mogą (oczywiście nie muszą) być nużące, męczące. Jeżeli sprawiają nam radość i rozwijają, to znakomicie, ale zasadniczo zajmujemy się nimi z potrzeby, nie z wyboru. To przede wszystkim praca zawodowa, ale też załatwianie spraw w urzędach, prace domowe... w tym zakupy.

Czynności świąteczne zaspokajają potrzeby wyższe – duchowe, umysłowe, estetyczne; sprawiają radość, budują wspólnotę. Świąteczne jest to, na co nie możemy sobie pozwolić na co dzień. Niekiedy mają w sobie nutę szaleństwa, nadmiaru, rozrzutności. Nie nużą; nawet jeśli męczą fizycznie, dają uczucie odnowy.

Coś, co dla jednego jest powszednie, dla innego może być świąteczne. Dla większości z nas wyjście do teatru jest świąteczne; dla krytyka żyjącego z pisania recenzji to codzienność. Jednak niektóre czynności są tak silnie osadzone w powszedniości, tak banalne, materialne, że nie da się ich uznać za świąteczne. Mogę uwierzyć, że ktoś lubi zmywać albo pastować podłogi, ale nie uwierzę, że da mu to wytchnienie lub wzbogaci duchowo.

Kupowanie może być elementem świętowania. Idziemy z wizytą, kupujemy kwiaty. Fundujemy dzieciom lody. Na lokalnym festynie nabywamy wyrób miejscowego artysty – to wszystko jest jak najbardziej świąteczne. Wychodzi poza codzienne potrzeby, w pewnym sensie jest zbędne, a jednocześnie jest elementem czegoś ważniejszego. Inaczej jest z kupowaniem mleka i bułek, wybieraniem ciuchów czy mebli; to sprawy konieczne, materialne, przewidywalne. Nie wierzę, że zakupy w centrum handlowym to „znakomita, rodzinna rozrywka”. Dzieci, porzucane na długie godziny w punktach opieki lub ryczące z nudów w sklepowych wózkach, miałyby tu coś do powiedzenia. Tzw. shopping nie buduje wspólnoty, tylko zaspokaja i/lub rozbudza żądzę posiadania. Podnoszenie tego do rangi duchowego przeżycia to rozpaczliwa dewaluacja kultury.

Drugi temat to prawo sprzedawców do świętowania. Tu są wytaczane kontrargumenty: sprzedawca może dostać wolne innego dnia; dla sprzedawcy praca w niedzielę bywa jedyną szansą na pracę – inaczej będzie bezrobotny; wielu ludzi przecież pracuje w niedzielę.

Argumenty te tylko z pozoru są słuszne. Święto jest zjawiskiem społecznym. Cała społeczność powinna je obchodzić wspólnie, a wolność od pracy jest podstawą świętowania.

Jednak rzeczywiście istnieją zawody, w które praca świąteczna jest niejako wpisana.

Po pierwsze to zawody służby, np. lekarzy czy policjantów. Nie można na niedzielę zamknąć szpitala, nie mogą stanąć tramwaje. Czy zawód sprzedawcy można uznać za służbę? Częściowo tak. Jakiś dyżurny sklep czynny non stop jest w mieście potrzebny. Ale nie przesadzajmy, konieczna służba obejmuje minimalny procent zatrudnionych w tym zawodzie.

Po drugie, istnieje grupa zawodów związanych bezpośrednio ze świętowaniem. Chociażby ksiądz – najciężej pracuje właśnie w niedzielę. Aktor w teatrze, bileter w muzeum, kelner, choć nie odpoczywają, nie są z ogólnego świętowania wykluczeni: biorą w nim udział przez pracę na rzecz świętujących. Należą do tej grupy sprzedawcy w kwiaciarniach, ciastkarniach, kioskach parafialnych. Ale w spożywczakach? Nie! Ich praca ma charakter powszedni.

Z tych przykładów wynika jednak, że całkowity zakaz handlu byłby nieuzasadniony. A częściowy będzie nieskuteczny, bo wyjątki lubią się rozrastać. Jeśli nie zmniejszy się popyt, uprzywilejowane sklepy rozszerzą działalność, np. kwiaciarnia zacznie sprzedawać bułki. Regulacje prawne wprowadzane na siłę to droga donikąd. Dopiero gdy nie będzie chętnych do świątecznych zakupów, będzie można nakazem zamknąć sklepy w niedzielę. Tylko że nakaz nie będzie już potrzebny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2017