Grób Ludwiga Wittgensteina

Przez krótki czas mieszkałem w Cambridge na Storey’s Way, w budynku należącym do Churchill College. Churchill College (jeden z najpóźniej założonych w Cambridge) to koncentracja bardzo specyficznych osobników. Przeważają tam eksperci od erupcji wulkanów, konstrukcji mostów, tajemnic mózgu etc.

12.09.2004

Czyta się kilka minut

Naukowcy są bardzo do siebie podobni, wszyscy przedwcześnie wyłysiali i z dużą wadą wzroku. Wieczorami, po wyczerpującej pracy w laboratoriach, sporządzają sobie egzotyczne drinki (piją niezwykle umiarkowanie, nie ma mowy o libacjach) i oglądają transmisje meczów amerykańskiej koszykówki. Znają na pamięć wszystkie imiona i nazwiska pływaków, piłkarzy, tenisistów. Tabele i rezultaty... Statystyka. W ich przypadku liczy się bowiem wyłącznie konkret i niezawodna pamięć! Wiedzą dużo na temat Junga i Suzukiego, potrafią także dyskutować o najnowszych modelach Toyoty i MG. Są niezwykle oblatani w każdej możliwej dziedzinie.

Ale uwaga: z reguły nie palą “trawki" i papierosów (w większości akademików zainstalowane są specjalne czujniki “gwałtownie" reagujące na dym). Trzymają się mocno powierzchni, wiedzą, co to ogólnie przyjęte normy i konwenans. Jak sami często podkreślają, są przecież przyszłością tej zaniedbanej, pełnej chaosu i niedociągnięć planety... Czują doskonale swoją misję i pewnych granic nie wypada im przekraczać. Mają być przykładem dla innych. Świat ich bowiem obserwuje. Zostali wyróżnieni, znaleźli się w Cambridge i muszą teraz spłacić dług.

Nie mieszkają tu jednak wyłącznie konstruktorzy podwodnych łodzi. Czasem zdarza się jakiś architekt, niekiedy filolog czy ambitny antropolog. Swego czasu zakotwiczył tu na przykład znany poeta australijski John Kinsella (www.johnkinsella.org). Churchill College to jednak różnorodność. I tak było tu ponoć zawsze.

***

Ludwig Wittgenstein (1889-1951) zjawił się po raz pierwszy w Anglii (Manchester) w 1908 roku. W 1912 rozpoczął w Cambridge (Trinity College) studia filozoficzne u Bertranda Russella. Potem (I wojna światowa) zgłosił się do austriackiej armii, był we włoskiej niewoli, a następnie pracował jako nauczyciel w Austrii. W 1918 roku ogłosił swoje główne dzieło “Tractatus Logico-Philosophicus", które pięć lat później zostało przetłumaczone na język angielski. W 1929 powrócił do Cambridge, gdzie przyznano mu za “Tractatus" tytuł doktora (PhD). Jesień życia spędził na oglądaniu westernów w lokalnych kinach Cambridge. Mieszkał w Stratherd (obecnie część Lucy Cavendish College), a wyzionął ducha w Storey’s End, w domu opiekującej się nim pani Bevan, znajdującym się... na Storey’s Way, blisko głównego wejścia do Churchill College.

Kilkaset metrów od Storey’s End (blisko Huntingdon Road) znajduje się mały, zaniedbany cmentarz. To właśnie na nim w 1951 roku pochowano słynnego filozofa.

Po raz pierwszy byłem tam ze znajomymi Szwedami, Marią i Thomasem. W zaroślach odkryliśmy niespodzianie płytę ze skromnym, ledwie już widocznym napisem: LUDWIG WITTGENSTEIN 1889-1951. Nic ponadto na niej nie było. Pominięte zostały nawet jego pozostałe imiona - Josef Johann. Ascetyczny kamyk, trochę jak te na lokalnych cmentarzach Bornholmu czy Gotlandii. Lekko zaszokowany Thomas wyciągnął swój potężny aparat fotograficzny, a Maria z ciekawością przyglądała się rosnącym dokoła, nieznanym jej dotąd odmianom chwastów. Po chwili kolejna niespodzianka - tłusty, rudy kot. Rozłożył się na środku płyty i dumnie pozował do zdjęć. Jak zawodowy model! Sytuacja była więc “ewidentna".

Niezdrową ciszę przerwał pragmatyczny na co dzień Thomas (inżynier, specjalista od wentylatorów). “Czy sądzicie, że to duch Wittgensteina?" - szczerze zapytał. “Nigdy nic nie wiadomo" - pocieszyłem go. “Bądźcie poważni - uspokoiła nas jego żona Maria, z wykształcenia psycholog. - Ale faktycznie, ten kot nie zachowuje się przecież normalnie" - dodała po chwili. “Nie, to nie jest normalny kot, miejsce też ma dziwne promieniowanie, coś tu wisi w powietrzu..." - stwierdził Thomas. Potem nerwowo wypstrykał cały film. Wyglądał na niezwykle podekscytowanego. “Mogliby przynajmniej skosić trawę, nigdy nie widziałam tak zaniedbanego cmentarza. W Skandynawii byłoby to nie do pomyślenia. Ludzie podnieśliby z miejsca krzyk, ktoś by za to poleciał ze stołka. Skromne nagrobki, owszem, ale dlaczego tyle chwastów? W tak ważnym miejscu?" - buntowała się Maria. “Wierzysz w duchy?" - zapytałem Thomasa. “Daj mu spokój, dosyć ma stresów w swojej robocie w Szwecji, ostatecznie jesteśmy tu na wakacjach" - podsumowała nas Maria. Pożegnaliśmy więc Ludwiga Wittgensteina i tajemniczego kota. Ruszyliśmy w stronę pozostałych zarośniętych mogił.

***

Na cmentarzu ma swoją pracownię amerykański artysta-kamieniarz Eric Marland. Jego specjalnością są nagrobki i inne okolicznościowe płyty. Szczęściarz obsługuje całe miasteczko. Nigdy nie narzeka na brak pracy. W Cambridge jest olbrzymie zapotrzebowanie na jego wyroby. Wiadomo, co drugi chodzący tu po ulicy staruszek to wybitny profesor, laureat międzynarodowych nagród, geniusz itd. Sami potencjalni klienci... “Dawno już zrezygnowałem ze sztuki - mówi Eric Marland. - Skoncentrowałem się na literach i młotku. Weź to sobie na pamiątkę".

Wręcza mi pocztówkę, na zdjęciu jedna z jego niezliczonych prac, płyta zawieszona w pobliżu Pembroke College. Charakterystyczny napis: “This plaque is placed in memory of Sir Harold Ridley FRS 1906-2001 pioneer of intraocular lens surgery, graduate & benefactor of this College after whose ancestor Bishop Nicholas Ridley, Master 1540-1553 martyred 1555, this path is traditionally named".

Ale Eric to także wielki znawca i miłośnik naszego cmentarza. Wie wszystko o pochowanych tu osobistościach. “Największym hitem jest oczywiście Wittgenstein. Wielu przyjeżdża do Cambridge tylko ze względu na ten kawałek ziemi. Zwłaszcza Japończycy. Mają ostrego świra na jego punkcie. (Z miejsca przypomniały mi się pielgrzymki Japończyków do grobów Kierkegaarda i Andersena, ich wesoły szczebiot na Cmentarzu Asystentów w Kopenhadze.) Ale Wittgenstein to nie wszystko. Są także inni zasłużeni. Na przykład nobliści. Fizyk Sir John Cockcroft i inny Sir, też Noblista, biochemik Frederick Hopkins. Czy słyszałeś, że kuzynem Hopkinsa był doskonały poeta, jezuita Gerard Manley Hopkins?".

Eric wiedział dosłownie wszystko... “Mieszkasz w Churchillu? Cockcroft otrzymał Nobla w 1951 roku, wtedy, kiedy zmarł Wittgenstein. W 1959 Winston Churchill mianował go pierwszym Mistrzem Churchill College. Historia, człowieku, historia! Spoczywa tu również najbliższa rodzina Darwina. Wyobraź sobie, rodzina Darwina! Synowie Francis i Horace. Francis, też botanik, napisał świetną biografię swojego starego. Same sławy. Elita elit. Jak masz ochotę, to zawsze do mnie wpadaj. Opowiem ci następnym razem o Bensonie. Interesuje cię Wschód? Orientalista, Norman McLean... Mamy tu pochowanych ok. 2500 osób".

No i jeszcze moje “rodzynki". Już bez pomocy niezastąpionego Erica. Choćby John Adams (1819-1892), astronom, odkrywca planety Neptun (Francuzi zawsze twierdzili, że dokonał tego ich rodak Leverrier). Ida Darwin (1854-1946), żona Horace’a Darwina, odważna jak na swoje czasy kobieta, udzielała się na rzecz chorych psychicznie, była aktywistką stowarzyszenia o pięknie brzmiącej nazwie: Cambridge Association for the Protection of Public Morals. Na cmentarzu tym pochowany jest także ksiądz, o. Conrad Pepler. Zmarł w 1993 roku. To właśnie on udzielił Wittgensteinowi sakramentu ostatniego namaszczenia. Zamknięty krąg...

***

Churchill College. Stołówka jak zwykle wypełniona po brzegi. Wolne miejsce dostrzegam jedynie przy jajogłowym, karłowatym Amerykaninie. Widocznie nikt nie chciał przy nim usiąść. Amerykanin pracuje obecnie nad nowymi materiałami wybuchowymi. Ponoć jest już w połowie drogi, niedługo załapie się więc na kolejne nagrody i naukowe tytuły. “Byłeś może na basenie, podgrzali tym razem porządnie wodę?" - pyta. “Nie, dzisiaj nie było pływania, wróciłem natomiast z grobu Ludwiga Wittgensteina" - wyjaśniam. “Kogo?" - zdziwił się Amerykanin. “Wittgensteina" - powtarzam. Przeciera spocone od nadmiaru informacji czoło. “Czy to nie był przypadkiem ten ekscentryczny facet od »Philosophical Investigations"«?". - “Ten sam".

Czuję, jak rozgrzewają mu się elektrody. Odstawił na bok kawę i szepnął mi do ucha: “Wiesz coś więcej na jego temat? Coś o jego fascynacji Sowietami? Pochodzisz przecież z Polski, powinieneś coś o tym wiedzieć".

Wiedziałem. I nie tylko o tym. Amerykanin cierpliwie słuchał i po swojemu wszystko analizował. Cyborg! Specjalnie podałem mu fałszywą datę wyjazdu Wittgensteina do szałasu w Norwegii.

Zainfekowałem go. Znając życie, poleci za chwilę do biblioteki i zacznie w pośpiechu czytać jego biografię. I o to mi właśnie chodziło. Liczy się przecież każda minuta!!! Może w ten sposób, choć na krótką chwilę, opóźnię zagładę świata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004