Granie Trybunałem

Najpierw poprzedni Sejm postanowił ukraść obecnemu prawo wyboru dwóch sędziów. Potem obecny Sejm odebrał poprzedniemu wybór trzech sędziów. Na szczęście istnieje jeszcze zdrowo-rozsądkowe wyjście z tej fatalnej sytuacji.

30.11.2015

Czyta się kilka minut

Posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt podczas protestu „Ręce precz od Trybunału”. Warszawa, 26 listopada 2015 r.  / Fot. Marcin Obara / PAP
Posłanka Nowoczesnej Joanna Schmidt podczas protestu „Ręce precz od Trybunału”. Warszawa, 26 listopada 2015 r. / Fot. Marcin Obara / PAP

Przyczyną burzy, która szaleje dziś wokół wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jest wprowadzona pod koniec rządów PO-PSL drobna poprawka do ustawy o Trybunale. Gdyby nie przeprowadzona przez poprzedni Sejm i sprzeczna z konstytucją akcja zawłaszczania Trybunału Konstytucyjnego przez jedną opcję polityczną, dziś zapewne nikt by się nie emocjonował wyborem członków do sądu konstytucyjnego.

Wszystko zaczęło się od niepozornego, schowanego na samym końcu ustawy o TK i wyglądającego tylko na techniczny, przepisu artykułu 136. Jego historia jest intrygująca. Gdy w lipcu 2013 r. prezydent Bronisław Komorowski składał do laski marszałkowskiej całkiem niezły projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, nie było w nim art. 136 w brzmieniu, w którym znienacka pojawił się w majowym (2015) sprawozdaniu komisji sejmowych do projektu prezydenta. Zgodnie zaś z przepisem art. 136 (później, już w ostatecznie uchwalonej wersji ustawy stał się artykułem 137) co do sędziów Trybunału, „których kadencja upływa w roku 2015, termin na złożenie wniosku, o którym mowa w art. 19 ust. 2, wynosi 30 dni od dnia wejścia w życie ustawy”. Przekładając to na język polski: Sejm poprzedniej kadencji uzyskał w ostatnim momencie prawo do wyboru nie tylko tych sędziów, których kadencja kończyła się w listopadzie tego roku (trzech), ale także sędziów, których kadencja upływa w grudniu tego roku (dwóch).

Zły precedens

Doszło tym samym do złamania pewnego ustalonego od dawna i respektowanego przez wszystkich aktorów sceny politycznej zwyczaju konstytucyjnego: sędziów TK wybiera ten Sejm, którego kadencja parlamentarna zbiega się akurat z końcem kadencji sędziego Trybunału i pojawieniem się wakatu. Zwyczaj ten nie ma wprawdzie żadnego wyraźnego zaczepienia w samym tekście ustawy zasadniczej (ale jak wiele innych ważnych spraw ustrojowych nie ma wyraźnego umocowania konstytucyjnego...), bo konstytucja mówi wyłącznie o tym, że sędziów jest piętnastu i że są wybierani indywidualnie przez Sejm na dziewięć lat spośród osób wyróżniających się wiedzą prawniczą. Podstawy stanowiska o kadencyjnie „zsynchronizowanym” wyborze sędziów TK (tj. do Sejmu danej kadencji należą tylko stanowiska wakujące w trakcie tej kadencji, a nie wakaty przyszłe) można zapewne upatrywać także w sformułowaniu o indywidualnym wyborze sędziego, co stoi na przeszkodzie „hurtowemu” wyborowi na przyszłość.


CZYTAJ TAKŻE:


Ale zasada ta wynika przede wszystkim z pozycji i roli ustrojowej Trybunału Konstytucyjnego oraz konstytucyjnie naczelnej zasady demokratycznego państwa prawnego: Trybunał nie jest lennem jednej siły politycznej, która może zmajoryzować skład „negatywnego ustawodawcy” przez dobranie wszystkich czy większości jego członków poprzez stosowanie sprytnych sztuczek legislacyjnych. Stopniowe uzupełnianie piętnastoosobowego składu sądu konstytucyjnego ma gwarantować realny pluralizm polityczny wyróżniających się wiedzą prawniczą kandydatów na sędziów Trybunału – pluralizm odpowiadający zmieniającemu się składowi politycznemu Sejmu.

W czerwcu tego roku doszło zatem do bardzo złego precedensu ustawowego, jawnie sprzecznego z zasadą czasowej synchronizacji wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego z kadencjami kolejnych Sejmów. Mówiąc wprost i nieco brutalnie: rządząca poprzednio koalicja polityczna postanowiła „ukraść” przyszłemu Sejmowi wybór dwóch „grudniowych” sędziów. Plan ten został przeprowadzony z pełną premedytacją i powiódł się (prawie) bez reszty. Nie tylko bowiem ustawa została podpisana bez najmniejszego zastrzeżenia przez prezydenta Komorowskiego, ale także w ekspresowym tempie, nie zawracając sobie głowy takimi szczegółami jak publiczne przesłuchania, dokonano wyboru sędziów.

Trzeba przy tym ze smutkiem powiedzieć, że majowo-czerwcowe granie ustawą o TK i zawłaszczenie większej, niżby to wynikało z kompetencji konstytucyjnych Sejmu, liczby wakatów trybunalskich nie spotkało się z żadną stanowczą reakcją tzw. autorytetów prawniczych, które postanowiły rzecz całą przemilczeć.

Leczenie dżumy cholerą

O ile nie ma żadnej wątpliwości co do tego, że sędziów „listopadowych” powinien wybrać Sejm poprzedniej kadencji, o tyle nie ma także wątpliwości co do tego, że sędziowie „grudniowi” – o czym była mowa powyżej – zostali wybrani w sposób naruszający konstytucję. Prezydent Duda miał więc pełne prawo nie odbierać ślubowania od osób wybranych na sędziów „grudniowych”, również dlatego, że z chwilą złożenia ślubowania i rozpoczęcia kadencji powiększyliby – nadnormatywnie niejako – piętnastoosobowy skład Trybunału Konstytucyjnego do siedemnastu sędziów przed końcem kadencji dwóch sędziów w grudniu.

Równocześnie powstał problem, co zrobić z tym wyborem od strony ustawowej. Nowy Sejm postanowił zmienić ustawę o Trybunale Konstytucyjnym i uchylić „przejściowy” art. 137, którym nadzwyczajnie upoważniono Sejm VII kadencji do wyboru sędziów spoza jego „okienka czasowego”. Nie tylko, że miał do tego pełne prawo, ale w ten sposób dążył do naprawienia ewidentnie niekonstytucyjnego przepisu, zaburzającego cały proces elekcyjny do składu Trybunału.
Nie byłoby niczego złego w takim rozwiązaniu, gdyby przyjęta 20 listopada nowelizacja ustawy o TK została ograniczona tylko do sędziów „grudniowych”. Problem w tym, że tak się nie stało. Nowe prawo przygotowane przez PiS powiela w zasadzie zły, niekonstytucyjny schemat stworzony przez PO-PSL: dokonuje niezgodnego z ustawą zasadniczą transferu kompetencji do wyboru „listopadowych” sędziów, przyznając je obecnemu parlamentowi. Nie jest to dobre rozwiązanie.

Co robić z tym problemem? Można czekać na werdykt samego Trybunału Konstytucyjnego (przepisy regulujące tryb i zasady wyboru członków sądu konstytucyjnego stały się obecnie przedmiotem licznych wniosków o kontrolę ich zgodności z ustawą zasadniczą). Ale pojawił się również interesujący pomysł wyjścia z sytuacji, zgłoszony przez posła Marka Jurka. Zaproponował on, by Sejm wybierając nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, obsadził autonomicznie stanowiska wakujące od grudnia, natomiast co do „listopadowych” wakatów uszanował wybór poprzedniego Sejmu i ponownie wybrał kandydatów przegłosowanych przez Sejm VII kadencji. Jest to rozwiązanie godne poparcia, bo przywracałoby tak potrzebną dziś kulturę konstytucyjną w państwie. ©

ANTONI BOJAŃCZYK jest prawnikiem, profesorem UW na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji, autorem ponad 150 publikacji naukowych z zakresu postępowania karnego, stypendystą Fulbrighta i Fundacji Aleksandra von Humboldta, adwokatem w Izbie Adwokackiej w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015