Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
12 lat studiował na różnych uczelniach (w tym medycyna i Łódzka Szkoła Filmowa) i żadnej nie ukończył. Mówi o sobie: grzesznik i egocentryk. O fotografii: narzędzie. A o portretach: moje subiektywne. Ale wodzi za nos intelektualistów, twórców i profesorów, a jego portrety okazują się jednak głęboko obiektywne...
Krzysztof Gierałtowski (ur. 1938) portretuje Polaków od ponad 40 lat. Efektem tej pracy jest zbiór 100 tys. negatywów. Realizuje swoją idée fixe: Polska Kolekcja Portretowa. Na przełomie 2008 i 2009 roku w PKiN w Warszawie pod tytułem "Warszawiacy i inni" prezentowany był ułamek jego własnej kolekcji. Wcześniej inny - jako "Krakowiacy i inni" w Krakowie.
Portretuje osoby znane, rozpoznawalne, swego rodzaju symbole. Wybiera i prowadzi grę z nimi (fotografowanymi) i nami (oglądającymi). Grę z wizerunkiem własnym i wyobrażeniem publicznym. Prowadzi ją zgodnie z regułami wynikającymi z rozumienia sztuki jako sztuczności i sztuki jako prawdy. Stąd pozy, rekwizyty, zasłonięcia i deformacje. Stąd maski, grymasy i "gęby". Ale też jakaś prawda o prawdzie, która się zawsze wymyka. I o człowieku, który się w żadnej klatce (a już z pewnością fotograficznej) nie mieści.
"Rozmawiam z moimi modelami i oni mnie uczą. Balcerowiczowi nakazałem biec, Ojca Zieję zapytałem, jak wyobraża sobie Boga, a Leszka Kołakowskiego: czy Polska Pana skrzywdziła?" - opowiada Gierałtowski. Balcerowicz biegnie z uśmiechem. Ojciec Zieja (zirytował się) wyszedł bardzo srogi. Profesor Kołakowski (odpowiedział: nie) obolały. Zasłonięte oczy, opadłe kąciki warg. Obrazy pozwalają wysnuć jakąś mini-opowieść o człowieku.
Czasem pytania nie padają. Czasem pojawiają się w milczeniu albo dopiero na zdjęciach. Czesław Miłosz - na pierwszym planie wyraźne silne ręce, powyżej jasna, prześwietlona twarz. "Wszedłem do jego mieszkania, przywitałem się i zbiegłem po statyw do samochodu - wspomina fotograf. - Wróciłem po trzech minutach, a on spał ze spuszczoną głową. Obudził się, ale zgubił aparat słuchowy, nie mieliśmy żadnego kontaktu i miałem wrażenie, że jego istnienie wisi na niteczce. Prywatnie to zdjęcie nazywam »Wniebowstąpieniem Miłosza«".
Stanisław Lem - połowa głowy i połowa cienia na ścianie. "Ten cień w moim odczuciu zawiera tajemnicę Lema i uzupełnia połowę twarzy, która jest brutalnie cielesna - niedogolona, zacięta, ze śladami łupieżu". Gustaw Holoubek - umalowany jak z portretów Witkacego. "Zauważyłem w nim pewien rys sataniczny. Miał to w oczach..."
Oko, zacięcie, zmarszczka stają się portretem. Jakimś pęknięciem, rysą, która ukazuje ludzką twarz. Człowiek: jego bezbronność, śmieszność, ból albo szaleństwo. Człowiek pokazywany i skrywany jednocześnie. Wyobrażany i wymyślany przez samego siebie, przez innych i wreszcie przez samego fotografa. Takie portrety to nie odbicia, to ucieleśnienia.
Krzysztof Gierałtowski, Niepotrzebne portrety, Galeria Fotografii Miejskiego Centrum Kultury, Ostrowiec Świętokrzyski; Krzysztof Gierałtowski, Fotoportrety, Hotel Novotel, Warszawa Airport.