Gonitwa za tabu

Sprowokowana przez współczesną sztukę debata nad kulturowymi tabu została sprowadzona do poziomu debat politycznych.

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Dla antropologa kultury sposób, w jaki oryginalne sensy pojęcia tabu ulegają dziś rozplenieniu, tyleż zadziwia, co irytuje. Tabu pojawia się w najróżniejszych kontekstach i służy jako poręczny termin do tłumaczenia problemów społecznych.

Pozostańmy przy zadziwieniu. Tabu to z pewnością "serce" kultury rozumianej jako rzeczywistość norm i wartości, które budują istotę wspólnoty. Jesteśmy kulturalni tylko w obrębie świata, który taką normę przyjmuje. Norma to zakaz przekraczania konwencji, a w tle znajduje się tabu.

Wina i kara

Leszek Kołakowski pięknie o tym napisał w ostatnim rozdziale książki "Jeśli Boga nie ma…": "Otóż siedzibą tabu jest królestwo sacrum. Bez względu na jego treść w danych warunkach społecznych i bez względu na jego »ostateczne« pochodzenie, nie da się - a powtarzam tu tylko tradycyjne opinie - sprowadzić tabu do innych form ludzkiej komunikacji, ani też poprzez nie wyrazić; jest ono sui generis zarówno w percepcji tych, którzy jego obecność odczuwają, jak i w rzeczywistości. I jakkolwiek często byłoby gwałcone, tabu pozostaje żywe tak długo, jak naruszanie go wzbudza zjawisko winy". I dalej jeszcze: "Słowem - kultura to zbiór tabu albo inaczej - kultura bez tabu jest kwadratowym kołem".

O tym zdajemy się zapominać, wiążąc pojęcie winy głównie z jej znaczeniem prawnym. Winowajca to ten, który zostaje osądzony i odizolowany, otrzymuje należny mu wymiar dolegliwej kary. A przecież wina (jej poczucie) jest wszystkim, co mamy do dyspozycji, by narzucać członkom wspólnoty, do której przynależymy, pewne przewidywalne reguły postępowania, wpajać im moralne nakazy. Takie są konsekwencje opowiedzenia się za bytowaniem w zbiorowości. Wspólnota zawsze monitoruje działania swoich współplemieńców po to, by pozostać właśnie wspólnotą kulturową. Są obszary kultury, które wyznaczają granice integralności każdej formacji, zazdrośnie strzeżone, obwarowane tabu dla obcych albo tych, którzy nie chcą podjąć ustalonych reguł gry.

Terytorium tabuizowane jest niezwykle rozległe - od sfery religijnej przez zwyczaje seksualne aż po zakazy wiążące się z pożywieniem i zwyczaje językowe. Jak mawiał Edmund Leach: "my" różnimy się od "nich", bo wierzymy inaczej, kochamy się i organizujemy związki pokrewieństwa inaczej, co innego jemy i ozdabiamy własne ciała w taki sposób, aby odróżnić się od "brzydali" z innej grupy. Tożsamość zbiorowa buduje się na tych wyznacznikach odrębności, dla których źródłem są kulturowe tabu. O tym nauczają antropologia i socjologia, to oczywiste.

Obnażanie tabu

Dzisiejsza nieufność wobec tego, co nazywa się tożsamościami "przenikającymi", a więc takimi, które zakładają, że zawsze przynależymy do jakiejś grupy odniesienia i akceptujemy (albo przynajmniej respektujemy) normy dla niej najważniejsze, jest w istocie próbą obnażenia kulturowych tabu. Swoistym sprawdzianem, w jakim stopniu ograniczają naszą - jakże cenioną w demokracji - autonomię, i czy w ogóle jest do pomyślenia społeczeństwo wyzbyte tabu, a jednak szczęśliwe.

Kiedyś o takiej formie życia marzył Hobbes, spekulując, cóżby z tego miało wyniknąć. Ale Hobbesa interesowała przeszłość. Teraz żyjemy w czasach, kiedy sakralny wymiar tabu ulega atrofii, co stanowi świetny pretekst do zrewidowania znaczenia samego pojęcia. Można je rozpisać na wszelkie możliwe do pomyślenia sfery życia, które winny zostać uwolnione spod presji tradycji, tropiąc w nich ukryte obszary poddane tabu sakralnemu.

Stąd - moim zdaniem - kariera pojęcia tabu, nachalne wręcz poszukiwanie tematów, które dałoby się w kontekście tego intrygującego terminu oświetlić. Aliści robić to można w rozmaity sposób.

Bardzo bliska jest mi idea Johna Deweya, że sztuka jest najlepszym sposobem rozumienia kultury. Język sztuki nie jest dosłowny, jest raczej jak rozumienie drugiego człowieka: możesz wiedzieć, jak interpretować uśmiech ukochanej osoby, ale czy potrafisz zawrzeć to w zdaniu? Sztuka wymaga znajomości kontekstu i kultury, zachęcając tym samym do zmierzenia się z kulturowymi tabu. I sztuka to właśnie czyni - unaocznia zarówno konwencjonalność ("sztuczność") wszelkich uświęconych pomysłów na życie, jakie zwiemy kulturą, jak i składa jasną propozycję: Tabu? Sprawdzam!

Jesteśmy świadkami spektaklu ciągłego obnażania przez sztukę tabu sakralnego leżącego u podstaw naszej tożsamości. Nie wnikam, w jakim stopniu kierują tym emocje i niezgoda na określoną formę życia, która przypadła nam w udziale, a w jakim zaś wyrachowanie i metakulturowa świadomość. Ważniejsze jest co innego: znów kłania się kontekst.

Wiwisekcja krzyża

Jako ilustracja nasuwa się przykład krzyża. Jestem przekonany, że artyści traktują ten symbol (i znak jednocześnie) jak najbardziej poważnie, poddając go swoistemu sprawdzianowi w różnych kontekstach, z jakimi można go wiązać. Wiwisekcja krzyża to powinność artystów, niepozbawiająca go tych wszystkich sensów, które są doń przypisane (a wiemy, że jego symbolika wcale nie jest jednoznacznie pozytywna z międzykulturowego punktu widzenia).

Sztuka stawia pytania, dlaczego powszechnie obecne w świecie sposoby aranżacji dwóch skrzyżowanych desek, zbitych w taki a nie inny sposób, była i jest powodem zdarzeń, które wyznaczyły rytm życia naszego świata? Gdzie kryje się tajemnica, zwłaszcza jeśli ów krzyż bezpośrednio odsyła do Osoby, która go niejako zawłaszczyła w sensie "własności", z którą zwykliśmy ten, materialny i duchowy, obiekt identyfikować? Dlaczego stał się tabu, skoro jest tylko wizerunkiem koncepcji dobra i zła, niemającej wiele wspólnego z tradycyjnie rozumianym tabu? Sens przecież tkwi głębiej. Mówią o tym sami chrześcijanie. A ponadto - czy o symbolach nie wolno dyskutować? Sztuka zadaje pytania. Dlatego stała się obiektem uważnej i interesownej uwagi polityków. Sztuka obraża. Podważa tabu.

Sprowokowana przez współczesną sztukę debata nad kulturowymi tabu została więc przechwycona i sprowadzona do poziomu debat politycznych; stała się dogodnym pretekstem i świetną areną bojów wszelakich, których ideologicznych motywacji nie trzeba zbytnio dociekać.

Rozumiem świetnie obawy wielu środowisk, że Europa, a cóż mówić o Polsce, zatraca swą wielowiekową tożsamość. Inność i zmiana zawsze bulwersują. Dlatego stawiam kolejne pytania: Czy krzyż ma istnieć w polskiej przestrzeni społecznej jako symbol narodowo-religijnej tożsamości, jako TABU? Co to jednak oznacza? Czy krzyż ma się stać - wbrew temu, do czego się nawołuje - znakiem świętym i zakazanym jednocześnie? Zakazanym dla kogo? Dla tych, którzy go noszą jako oznajmienie? Czy ja sam jestem w tej właśnie subkulturze? A przecież - i tu znów wracamy do Kołakowskiego - nie o to chodzi, by mnożyć zastrzeżenia o niedostępności sakralnych tabu dla profanicznie myślących, ale by owe uświęcone wartości umieścić w odpowiednim miejscu, nawet jeśli ich znaczenie maleje w demokratycznym ładzie areopagu wartości sezonowych.

Epidemia tabu

No cóż. Nie mam zaufania do tych, którzy proponują, abyśmy pojęcie tabu wiązali z wszystkimi tematami, które dziś uchodzą za tabu. Kto z kim przebywa w alkowie (sic!), co zrobił, aby złamać tabu obyczajowe, gdzie bywał, grzesznie się kontaktując etc. Tak funkcjonują wtórne tabu, budowane zarówno na oczywistej wiwisekcji, z której wyciąga się wniosek, że bycie we wspólnocie wymaga podporządkowania i respektu dla tradycji, jak i na próbie tworzenia - a jednak! - takiego przyszłego ładu, który będzie w stanie wytworzyć nowy system norm i wartości. W ten sposób powstaje świeckie sacrum, które z czasem obudowuje się sferą nakazów w przekonaniu, że to my indywidualnie decydujemy w kwestiach dobra i zła, a wina jest sprawą prywatną.

Wracamy więc w jakimś sensie do Hobbesa, także z nadzieją, że eliminowanie tabu przyczynia się do naszego dobrostanu. Jeśli jednak badamy, co dla Polaków jest tematem tabu, musimy założyć, że pamięć społeczna o naszej tożsamości schodzi na plan dalszy. Towarzyszy temu nadzieja, że obnażając tabu sakralne, zbudujemy świat wolny od zobowiązań. Chcecie wiedzieć o tabu, zerknijcie do Wikipedii.

Prof. Wojciech Józef Burszta jest antropologiem kultury, kieruje Katedrą Antropologii Kultury w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, pracuje także w Zakładzie Badań Narodowościowych Instytutu Slawistyki PAN. Autor książek: "Antropologia kultury. Tematy, teorie, interpretacje" (1998), "Dlaczego kościotrup nie wstaje. Ponowoczesne pejzaże kultury" (1999) i "Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie" (wspólnie z W. Kuligowskim, 2005), "Świat jako więzienie kultury. Pomyślenia" (2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010