Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydent Wenezueli jak zawsze jest optymistą: Nicolás Maduro właśnie ogłosił koniec kryzysu ekonomicznego i początek nowej rewolucji. Polega ona na tym, że od 20 sierpnia w kraju obowiązują dwie nowe waluty: bolívar soberano (w miejsce starego bolívara fuerte) i kryptowaluta petro. Wartość bolívara soberano podporządkowano kondycji waluty cyfrowej, co ma ustabilizować gospodarkę.
Tym samym Wenezuela jest pierwszym krajem świata, który ma jednocześnie walutę papierową i cyfrową. Ma to być recepta na hiperinflację, która – jak szacował w lipcu Międzynarodowy Fundusz Walutowy – do końca roku sięgnie miliona procent. Stąd kryzys wenezuelski chętnie porównywano do Zimbabwe sprzed dziesięciu lat (gdy do obiegu trafiały banknoty o nominałach setek miliardów) lub inflacji w Niemczech w latach 20. XX w.
Różnica polega jednak na tym, że w Wenezueli zatrważająco niska wartość pieniądza nie odpowiadała liczbie banknotów dostępnych na rynku – dlatego w kraju brakowało także gotówki. Na czarnym rynku kupowano i sprzedawano banknoty: za 100 bolívarów w gotówce płacono przelewem nawet dwa razy tyle.
Kryzysowa karuzela
W istocie dewaluacja polega jednak na obcięciu o pięć zer starej waluty. Czy można więc mówić o rewolucji ekonomicznej?
Zdania są podzielone. Jedni zachwycają się ideą kryptowaluty. Inni przestrzegają, że może ona doprowadzić do nowego kryzysu. Wszystko przez to, że wartość petro, który ma pełnić rolę walutowej „kotwicy”, została sprzężona z ceną baryłki ropy, podczas gdy cena ropy to niestabilna sinusoida. Ponadto, w przeciwieństwie do petro, funkcjonujące dotąd waluty cyfrowe, jak bitcoin, zostały uznane przez główne światowe gospodarki. Tymczasem rząd USA zakazał już obrotu kryptowalutą petro na krajowej giełdzie. To skutek sankcji nałożonych na Wenezuelę, jako reakcja na autorytarne rządy Maduro.
Zwolennicy nowych walut podkreślają, że po latach skrajnej biedy płaca minimalna w końcu została ustabilizowana i wynosi dziś 1800 bolívarów soberano miesięcznie (równowartość 30 dolarów). Jeszcze tydzień temu Wenezuelczycy o takiej sumie mogli marzyć.
Ale nie u wszystkich podwyżka płac budzi optymizm. Bo choć płace wzrosły, produkcja jest nadal na niskim poziomie, a prywatne firmy nie mają środków na wypłacanie pensji. Część przedsiębiorstw już wcześniej zaprzestała produkcji, czego skutkiem są masowe zwolnienia. Tymczasem Maduro dolewa oliwy do ognia: jego rząd deklaruje, że pożyczy właścicielom firm pieniądze na wypłatę pensji według nowej waluty na okres trzech miesięcy. W przypadku niespłacenia długów prywatne firmy zostaną przejęte przez państwo.
Z paszportem lub bez
Nie mając nadziei na zmianę, mieszkańcy głosują nogami: Wenezuelczycy to jeden z najliczniej emigrujących narodów świata, a obecny ich eksodus to największy kryzys migracyjny w dziejach Ameryki Południowej.
Zwłaszcza Kolumbia jest oblegana przez szukających chleba sąsiadów, a przybycie nowych imigrantów budzi tu coraz większy sprzeciw. Emigranci podejmują pracę nielegalnie także w innych krajach Ameryki Łacińskiej, w USA, a nawet Europie – zwłaszcza w Hiszpanii.
Część z tych, którzy emigrują do sąsiednich krajów, przekracza granicę bez dokumentów. Biorąc pod uwagę chaos i korupcję, jakie panują na granicach w tej części świata, przejście granicy bez paszportu nie stanowiło dotąd problemu. Teraz to się zmienia: niektóre kraje, jak Peru i Ekwador, staranniej kontrolują i wpuszczają tylko tych, którzy mają paszporty.
Zarazem rząd Wenezueli robi wszystko, by utrudnić obywatelom wyrabianie paszportów. Umówienie się na wizytę w urzędzie paszportowym jest prawie niemożliwe. Rząd tłumaczy, że brakuje materiałów do drukowania dokumentów. Kwitnie więc czarny rynek paszportowy: już za ok. 100 dolarów można wynająć osobę, która załatwi wizytę w urzędzie.
Liczbę emigrantów trudno oszacować. Według danych ONZ 31-milionowy kraj miało opuścić w ostatnich latach 2,3 mln ludzi. Wenezuelska opozycja twierdzi, że „uchodźców” (bo tak ich określa) może być nawet 4 mln.
Czy nowa polityka monetarna „wyzeruje” choć na chwilę wenezuelski kryzys? Bardziej prawdopodobne, że będzie to rozwiązanie chwilowe. I że wkrótce ceny znów zaczną rosnąć.
A Wenezuelczycy będą nadal masowo emigrować. ©
Czytaj także: Dominika Matejko: Wenezuelska sztuka przetrwania