Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ich trakcie odbyły się m.in. spotkania związane z nowymi książkami - "Wierszami zebranymi", opublikowanymi przez Wydawnictwo a5, oraz zbiorem ineditów "Mistrz z Delft", który ukazał się nakładem "Zeszytów Literackich" (o obu tych pozycjach będziemy pisać w "TP"). Podczas odbywającej się na Uniwersytecie Jagiellońskim sesji "Język piękny dalekosiężny" spotkali się tłumacze i zagraniczni badacze twórczości polskiego poety. O swoich podróżach z Herbertem opowiadali m.in. Magdalena Czajkowska (to do niej i jej męża, towarzyszy wędrówek, autor "Barbarzyńcy w ogrodzie" wysyłał listy adresowane "Kochane Zwierzątka"...) i Francesco Cataluccio. Wreszcie, podczas poetyckich zaduszek w kościele św. Katarzyny, wiersze Herberta czytali poeci, składając mu swoisty hołd pamięci i bliskości.
Te trzy dni były swego rodzaju wspólnym myśleniem o autorze "Pana Cogito". W kolejnych miejscach można było spotkać ludzi na różne sposoby z nim związanych. Choć nie da się wymienić wszystkich, to zauważmy przynajmniej niektórych. Byli tutaj: Julia Hartwig i Wisława Szymborska, Barbara Toruńczyk, Francesca Fornari, Marzanna Bogumiła Kielar i Eleonore Ditzen (mogliśmy obejrzeć jej piękny film dokumentalny poświęcony poecie), Wojciech Bonowicz, Henryk Citko, Przemysław Czapliński, Tadeusz Dąbrowski, George Gömöri, Jacek Gutorow, Krzysztof Karasek, Piotr Kłoczowski, Ryszard Krynicki, Jarosław Mikołajewski, Leszek Aleksander Moczulski, Marian Stala, Dariusz Suska, Janusz Szuber i wreszcie David Weinfeld z Izraela, którego korespondencja z Herbertem wkrótce się ukaże.
W mojej pamięci zostaną przede wszystkim dwie chwile. Odtworzony z płyty, swoim dramatycznym natężeniem rozrywający potężne wnętrze gotyckiej świątyni, głos Herberta czytającego "Przesłanie Pana Cogito", a zarazem zmagającego się z chorobą, z odmawiającym mu posłuszeństwa gardłem.
I ta niezwykła opowieść pani Katarzyny Herbertowej. Oto stary, chory Poeta i jego Żona przyjeżdżają do Madrytu, gdyż on chce zobaczyć Velázqueza. Na miejscu, późnym wieczorem okazuje się, że w hotelach nie ma wolnych miejsc, choć taksówkarz obwozi ich cierpliwie dookoła miasta, co zresztą pożera większość oszczędności. W końcu autor "Napisu" chce jechać na policję, na co kierowca się nie zgadza i proponuje szpital. Herbert ma nadzieję, że może - chorego - przyjmą go na oddział, ale po dwugodzinnym badaniu jego stan zdrowia okazuje się niedostatecznie zły. Siedzą więc z żoną na plastikowych krzesełkach w poczekalni, on pilnuje ją, by nie zasnęła - spać w szpitalu nie wolno. W końcu ranek, docierają do Prado. On jest już zbyt słaby, by iść, więc ona wiezie go pod obrazy na wózku inwalidzkim...
Nie wiem, jak ta opowieść wypada w moim streszczeniu. Słuchałem jej ze ściśniętym gardłem, widząc przed sobą poważnego profesora, obok siebie piękną kobietę, którzy płakali. Ja nie płakałem. Ale byłem blisko.