Głód i lament

Podczas niedawnego występu w Warszawie Companía Nacional de Danza Nacho Duato z Madrytu na pierwszy ogień poszła muzyka baroku, a dokładnie concerti grossi Corellego. Muzyka grana była z taśmy, ale wśród publiczności i tak czuć było szczególny rodzaj napięcia, wyczekiwania, jakby głodu.

12.06.2005

Czyta się kilka minut

Stella Doufexis /
Stella Doufexis /

Tak, muzyka baroku - zwłaszcza w operze czy balecie - to wydarzenie u nas raczej niecodzienne. Tym ciekawsze jest poczucie, że na ten specyficzny muzyczny czas jest ogromne zapotrzebowanie. Kto wypełni lukę? Przedsmak tego, co można zrobić z muzyką baroku na scenie, mieliśmy w warszawskiej filharmonii, w drugiej części nadzwyczajnego koncertu muzyki dawnej w wykonaniu legendarnego zespołu Musica Antiqua Köln pod dyrekcją świetnego skrzypka Reinharda Goebla. Ale po kolei.

W programie znalazły się dzieła kompozytorów rzadko obecnych na polskich scenach muzycznych, chyba że podczas koncertów poznańskiej orkiestry Arte dei Suonatori. Najpierw: “Concerto grosso a-moll" Giuseppe Valentiniego (1680-1759), siedmioczęściowy, zgrabny utwór o zmiennych częściach wolnych i szybkich, nie wymagający szalonej wirtuozerii, ale potrzebujący świetnego i zgranego zespołu. Dalej usłyszeliśmy dwa koncerty Georga Philippa Telemanna na czworo skrzypiec - jakby reklamę jednego z najnowszych projektów kolońskiego zespołu, poświęconego niezarejestrowanym dotąd utworom tego kompozytora. I nic dziwnego, że Musica Antiqua Köln za pierwszą z serii płyt otrzymała nominację do nagrody Grammy, a Reinhard Goebel - Nagrodę Telemanna przyznawaną przez miasto Magdeburg; tajemnica niby prostych i przystępnych utworów niemieckiego kompozytora kryje się w niuansach, drobnych kroczkach, podczas których najłatwiej się wywrócić.

Jeszcze przed przerwą zabrzmiał dwuczęściowy “Koncert A-dur" Michele Mascittiego (1663/64-1760), neapolitańczyka, twórcy ponad stu sonat skrzypcowych. Utwór nie powala na kolana, ale to charakterystyczne dla autentystów takich jak niemieccy muzycy, że po przegraniu całego mainstreamu dalej dłubią, kopią i szukają. Bo choć wydaje się, że to, co najwartościowsze, już znamy, być może czekają nas jeszcze miłe zaskoczenia.

Tak było właśnie w drugiej części koncertu. Musica Antiqua Köln wespół ze zjawiskowo śpiewającą Stellą Doufexis wykonali “Il Pianto di Maria: Giunta l’ora fatal". Pierwotnie autorstwo tego lamentu przypisywane było Haendlowi (wydany został w pierwszej zbiorowej edycji dzieł Haendla). Ostatnio badacze za autora przyjmują wenecjanina Giovanniego Battistę Ferrandiniego. I ten trop wydaje się słuszny. Ilustracyjna prostota, dosadność użytych figur i środków, wszystko to podpowiada, że Haendel nie maczał w tych nutkach swoich palców.

W warszawskiej filharmonii nie przeszkadzało to jednak w smakowaniu wielkiego kunsztu wokalnego Doufexis, w połowie Niemki, w połowie Greczynki o zmysłowym i subtelnym mezzosopranie. Śpiewa na ważniejszych scenach operowych Europy (de la Monnaie w Brukseli, Deutsche Oper w Berlinie, Gran Teatre del Liceu w Barcelonie). W Warszawie nie tyle zaśpiewała, co weszła w opisywaną dramatyczną sytuację. Oto Maryja Matka widzi umierającego na krzyżu Syna, na widok jego cierpienia ogarnia ją paraliż, ból nie do wytrzymania.

“Il Pianto di Maria" ma czytelną kompozycję. Po dramatycznych, silnie ilustracyjnych recytatywach (imitacje trzęsienia ziemi, biczów i chłosty, krzyków) następują arie-wytchnienia. Pierwsza jest dwukrotnie powtórzona, stając się przez to quasi-refrenem. Ważne są słowa (tłum. Magdalena Rozpędowska): “Jeśli uczyniłeś mnie Matką Boga / po to, bym widziała, jak Bóg umiera / wybacz mi, Wieczny Ojcze / Twa łaska jest wielką męką". Muzyka nadzwyczaj subtelnie kreśli wokół tych słów własne znaczenia, stawia maleńkie akcenty.

Doufexis budowała sceniczną głębię w sposób stonowany. Podkreślała silne emocje nieznacznym ruchem, delikatnym wyciągnięciem ręki, skurczem. Jakby ufała, że muzyka jest silniejsza i nie tyle zastępuje sensy, co je współtworzy, nie tyle więzi ciało, co je uwalnia, porusza. Doceniła to publiczność, która nie chciała śpiewaczki puścić ze sceny. Na bis zabrzmiała m.in. Haendlowska aria “Ombra mai fiu", znów pełna odcieni, pełna powietrza.

Chciałbym Stellę Doufexis zobaczyć na prawdziwej teatralnej scenie. Jako Orlando (Haendel) albo Orfeusz (Gluck) musi niekłamanie wzruszać, jako Dorabella (Mozart) albo Meg Page (Verdi) bawić do nieudawanych łez. Kiedy zobaczę, skreślę kilka słów.

Nadzwyczajny koncert muzyki dawnej “IL PIANTO DI MADONNA". GIUSEPPE VALENTINI “Concerto grosso a-moll" op.7/11, GEORG PHILIPPE TELEMANN “Koncert na 4 skrzypiec" D-dur i A-dur, MICHELE MASCITTI “Concerto A-dur" op. 7/4, GIOVANNI BATTISTA FERRANDINI lub GEORG FRIEDRICH HAENDEL “Il Pianto di Maria: Giunta l’ora fatal" (HWV 234). STELLA DOUFEXIS (mezzosopran), MUSICA ANTIQUA KÖLN, REINHARD GOEBEL (dyr.), Sala Koncertowa Filharmonii Narodowej w Warszawie, 31 maja 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2005