Georg Friedrich Haendel, „As steals the mourn”

Za gładki, myślałem. Za miły, myślałem. Za elegancki, myślałem. W sam raz dla chłopców z katolickiego pisma społeczno-kulturalnego. Tak właśnie w swej wokalnej istocie jawił mi się latami Mark Padmore. No, oczywiście. No, nie jestem troglodytą. No, tego i owego się słuchało. Ewangelista (Bach), Tytus (Mozart), Jonathan (Haendel), Quint­ (Britten)... Żeby to! Dziesiątki płyt (bach, bach, bach), a wszystkie dobre, bo wszystkie z Padmore'em. Moc jest moc. To skąd rezerwa? Otóż, marzyłem, żeby Padmore zrzucił wreszcie koszulkę i krawat chłopca z brytyjskiego college'u i dowalił trochę. No i się doczekałem.

16.05.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Jak umarł Puszkin, mało kto pamięta, ale jak śpiewa Mark Padmore, wie o tym każde dziecko. Stąd kłopoty recenzenta: Padmore umie wszystko i jeszcze trochę. Stąd recenzent może tylko mlaskać, ale to i mało pożywne, i w pewnym momencie nudne. No bo o czym tu pisać? Padmore bierze góry z lekkością, z jaką śp. Marco Pantani wjeżdżał na wściekłe wzniesienie Courchevel, a pianissimo ma kruche jak pokój na Bliskim Wschodzie. A przy tym zwierzęca muzykalność, frazowanie zawsze w punkt, porządny angielski. O czym tu gadać?

W rewelacyjnej płycie z mało ogranymi ariami z oratoriów i oper haendlowskich tak naprawdę nie wiadomo kogo podziwiać. Kto tu kogo na grzbiecie niesie? Czy Jerzy Fryderyk niesie Marka, dostarczając mu frapującej i w pomysły zasobnej materii muzycznej? Czy to raczej Marek niesie Jerzego Fryderyka, wydobywając z jego kunsztownych fraz smaki o rzadkiej intensywności? Trudno powiedzieć, co na tej płycie jest lepsze, bo nic tu nie jest gorsze. Nie dość, że Padmore błyszczy we wszystkich rejestrach sztuki wokalnej, to jeszcze The English Concert robi wszystko, by wydobyć na światło geniusz Haendla i wielkość Padmore'a. Andrew Manze, znany dotychczas głównie jako gypsy fiddler, znakomicie prowadzi kapelę: lekko, z biglem, z cudownym oddechem, gdzie trzeba kładzie się na dźwięku, w innych miejscach buduje przestrzenie pełne wysokich napięć. Szczęśliwie nigdy nie przesadza z prędkością, do czego jako skrzypek miewał słabość.

Z rozlicznych piękności tego nagrania wybieram arię z "Esther" (już przy dźwiękach oboju człowiek myśli tylko o tym, żeby się napić), no i arię Bajazeta z "Tamerlano". W drugim przypadku (uwaga: numer 6!) jest poważny problem z dynamiką. Otóż na koniec Padmore wchodzi w tak wstrząsający pianoszept, że aby go usłyszeć, trzeba uprzednio podkręcić potencjometr, ale z kolei wtedy wcześniejsze forte rozwala sufit. Możliwości są dwie: albo rezygnujemy z sąsiadów, albo z przyjemności. Ja wybrałem to pierwsze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Antropolog kultury, redaktor kwartalnika "Konteksty", eseista, recenzent muzyczny. Profesor, wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Opublikował: Metamorfozy ciała. Świadectwa i interpretacje (red.), 1999;… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007