Folklor i obciach w Zachęcie

Od socrealistycznych gniotów do klejnotów sztuki w klimacie festynu. I przytupy rodem z czasów „pieśni i tańca”.

12.12.2016

Czyta się kilka minut

Wielki miks z przypomnieniem wiejskiej kultury w tle to, jak można mniemać, zdaniem organizatorów atrakcyjny temat „biorącej” wystawy w warszawskiej Zachęcie – „Polska kraj folkloru”. Lekko obśmiana „naszość” w kontrze do obowiązującej dziś otwartej i pozbawionej kompleksów rzeczywistości.

Wszystko to przy ogłuszającym akompaniamencie hołubców, pisków i zawodzeń zespołów „pieśni i tańca”. Wielkie narodowe dożynki w zamierzchłej już krainie PRL – wszystko to na naściennych projekcjach wielkiej sali im. Narutowicza.

Do tego kilka plakatów z motywami folklorystycznymi – autorstwa wybitnych twórców: Młodożeńca, Lenicy, Świerzego, i ogromne rzeźbiarskie klamoty o tematyce ludowo-optymistycznej.

Jakaś nie do końca zamierzona ludyczność tej wystawy stała się jej prawdziwie jarmarczną atrakcją. Cepelia – jako synonim obciachu ze swym skromnie pokazanym i lekko ośmieszonym dorobkiem, jej dzielnymi, pracowitymi ludźmi, spragnionymi zamówień artystami, ze zrozumiałą u tych ambitnych, wiodących twórców chęcią kontynuacji dobrych tradycji międzywojnia.

Skromny mebelek dziecięcy znanego projektanta – wybitny projekt „Ładu”, zydelek o kształtach sarenki (posiadam osobiście) – reprezentuje meblarstwo na tej wystawie. Szlachetne dwuosnowowe tkaniny, powstałe w zespołach wiejskich tkaczek pod kierownictwem słynnej prof. Eleonory Plutyńskiej, były, jak wykaligrafowano na ścianie Zachęty, „przeznaczone dla miasta”. Przy okazji jakaś niezamierzona, mam nadzieję, intencja zlekceważenia, może i ośmieszenia osoby wybitnej profesor, wychowawczyni najsłynniejszych polskich artystek-tkaczek.

„Poland – Country of Folklore” – wystawa pod takim tytułem mogła stać się okazją do głębszej refleksji i zastanowienia: co uczyniliśmy z naszym cennym dziedzictwem, co sprawiło, że je... pogrzebano. Dokąd nas zaprowadził bezkompromisowo odważny rynek? Na Krupówki, gdzie tandetne sklepy z artykułami regionalnymi pełne są porcelany chińskiej z motywem haftowanej parzenicy, przeniesionej tam żywcem z góralskich portek.

Kiedy Cepelia powstała w 1949 r., była jeszcze przechowalnią wartości i ludzi, także w sensie egzystencjalnym – dawała im opiekę i pomoc. Czy wolno dziś tak niefrasobliwie pożartować sobie z niej tylko?

Wraz z jej powstaniem ratowano przecież, co było jeszcze do uratowania. To ona wskrzeszała dawne rzemiosła, wspierała sztukę użytkową, dawała trochę radości i optymizmu. Pisanki, wycinanki, kowalstwo, ceramika, hafty... Coś z tego jeszcze tu i tam zostało, na szczęście.

Polska długo była krajem folkloru – bo też była długo krajem zapóźnienia i biedy. Można było ten temat na wystawie podeprzeć, bez nonszalancji, intelektualnie dobrą naukową analizą. Pokazać właśnie pozytywy, wynikające z inspiracji regionalną tradycją. Wybrano jednak drogę wesołego jarmarku, huku i pisku, dobywającego się z rozmieszczonych wokół głośników – „raz na ludowo”. Nie było raczej intencją wystawy ukazanie bez fałszywego zawstydzenia dobrych znanych tradycji. Wystawa miała być polityczna – i taką jest. Czy taki już jest cały dookolny świat? W Zachęcie nasze, wciąż żywe kompleksy wychodzą czasem jak ta przysłowiowa słoma z buta.

Przedostatnia sala ekspozycji to pokazanie ważnej kolekcji drobnych rzeźb Leona Kudły – artysty zmarłego w 1964 r. Kudła to ikona sztuki naiwnej (choć, jak wynika z informacji kuratorskiej na wystawie – nie „ludowej”, tylko naiwnej właśnie!). Odkryty został już w latach 30. XX w. Każde jego dziełko jest prawdziwym małym skarbem. A tu stoją poustawiane na stołach ekspozycyjnych obok monitorów wypełnionych projekcją. Pozostałe jego rzeźbki, w liczbie kilkudziesięciu, tłoczą się od góry do dołu w jakiejś niedomkniętej rustykalnej szafie – taki pomysł ekspozycyjny!

Będąc z inicjatywy Aleksandra Jackowskiego – wielkiego znawcy sztuki nieprofesjonalnej – poproszony przed laty o kilka uwag o sztuce tego artysty do katalogu jego wystawy, napisałem: „Małe rzeźbki Kudły należą do tego ogromnego świata sztuki »mniejszej«, do którego należą prehistoryczne posążki kultowe, figurki tanagryjskie, pradawne rzeźby romańskich kapiteli i zworników, amulety Eskimosów, wreszcie nasze dawne przydrożne świątki.

Sztukę tę tworzyli artyści wszystkich kontynentów, którzy nie znali akademii, ale urodzili się artystami kochającymi życie. Przeżywali je sami i pragnęli dzielić się z innymi swymi przeżyciami i doznaniami, i co najważniejsze – posiadali dar przekazywania tych przeżyć”. Co dzisiaj pozostało z tego? Już nic. Tandeta pseudonaiwnych czy pseudoludowych rzeźb była słodką idyllą w zestawieniu z dzisiejszym plastikowym krasnalem i takąż sarenką oraz innymi potwornościami zaludniającymi wypielęgnowane wiejskie ogródki. Wytwarzane masowo w naszym kraju, tworzą wątpliwy krajobraz obecnego „folkloru”.

Z takim komentarzem, owszem, byłoby to trafne zamknięcie wystawy. Wybrano inne – zamyka ją (nie wiadomo dlaczego) salka poświęcona Antoniemu Kenarowi, z ekspozycją cennej, w pełni autorskiej ceramiki tego wielkiego artysty z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie.

Tu również, wśród pisku i donośnych przytupów, można przeczytać wypisane na ścianie kilka zdań o genezie awangardowej sztuki „znanego przede wszystkim jako nauczyciel i cenionego za osiągnięcia pedagogiczne [artysty]”.
Tyz prowda – jak by pewnie rzekł ks. Józef Tischner, lecz nie cała przecież.

Słynny rzeźbiarz, artysta, pedagog, twórca szkoły swojego imienia, wyszedł na szczęście z tego całego nieporozumienia obronną ręką...

Przyznaję na koniec: tak, patrzę na tę smutną wystawę z pozycji świadka i uczestnika sztuki tamtego czasu. ©

Autor (ur. 1938) jest rzeźbiarzem, twórcą dzieł kameralnych i monumentalnych, pomników i drobnych form medalierskich. Prowadził Pracownię Rzeźby w PWSSP w Poznaniu i kierował Zakładem Rzeźby na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016