Cepelia XXI wieku

Ludowość już nie odstrasza, przeciwnie - przyciąga: staje się jednym z głównych źródeł inspiracji dla artystów i designerów.

11.08.2009

Czyta się kilka minut

Projekt Pawilonu Polskiego na EXPO w Szanghaju w 2010 r. / wwa architects /
Projekt Pawilonu Polskiego na EXPO w Szanghaju w 2010 r. / wwa architects /

Obchodzimy 60. rocznicę narodzin "Cepelii": Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, jeden z symboli PRL-u, powstała w 1949 r. Miała zapewnić opiekę państwa nad wytwórczością ludową. Podporządkowano jej dziesiątki dotąd niezależnych spółdzielni rękodzieła ludowego i artystycznego, w tym słynny "Ład". Powstał gigantyczny moloch, zatrudniający tysiące osób. Zapewniała byt, ale też zmonopolizowała produkcję i sprzedaż wyrobów ludowych. Sklepy "Cepelii" działają do dziś. Nie tam jednak należy szukać projektów twórczo wykorzystujących tradycję polskiej wsi.

PRL-owska Cepeliadia

Folklor od czasów Młodej Polski fascynował kolejne pokolenia artystów, a wcześniej był niezwykle istotnym punktem odniesienia m.in. dla naszych romantyków. Życie wsi nie tylko stało się ważnym tematem dla pisarzy i malarzy, ale też inspirowało wielu najważniejszych twórców I połowy XX wieku. To w niej szukano źródeł dla powstania różnie rozumianej sztuki narodowej. Styl zakopiański w architekturze był jednym z najbardziej oryginalnych zjawisk pierwszych dekad ubiegłego stulecia. Z kolei ludowe tkactwo, ceramika czy meblarstwo miały pomóc w odrodzeniu rzemiosła artystycznego. Wiejskie malowidła na szkle czy drzeworyty studiowali czołowi Formiści i artyści skupieni w "Rytmie" z Zofią Stryjeńską na czele. Spółdzielnia Artystyczna "Ład" w dwudziestoleciu międzywojennym odcisnęła piętno na architekturze domowej.

Ludowość była ważna także w dobie PRL-u. Chętnie eksponowano związki władzy ze wsią, chociaż bardziej w symbolicznej niż w realnej formie. Z pielęgnowania twórczości ludowej uczyniono jeden z filarów legitymizacji nowej władzy. Folklor stał się także użyteczny w propagandzie. Rządzący wspierali rozmaite zespoły tańców ludowych (Mazowsze, Śląsk…), starano się wprowadzać motywy ludowe do muzyki, architektury czy wzornictwa. Jednym z narzędzi władzy stała się Cepelia. Ona też - nie zawsze słusznie - była postrzegana jako synonim kiczu tamtego czasu. Płaciła cenę za to, co ówczesne władze robiły z twórczością ludową. Mam na myśli kolejne zespoły wycinające hołubce oraz dożynki z udziałem I Sekretarza KC PZPR transmitowane obowiązkowo w telewizji.

Oczywiście, istniał też inny nurt, który określało autentyczne zainteresowanie dorobkiem polskiej wsi. Kolejne roczniki zbierały rękodzieło, rejestrowano muzykę i obrzędy ludowe. Niezwykle ciekawym tematem są kolejne fale zainteresowania kulturą ludową w muzyce, teatrze czy wzornictwie. Powstało wiele wybitnych dzieł wykorzystujących ten dorobek, by wymienić tylko "Krzesanego" Wojciecha Kilara.

Po 1989 r. zainteresowanie folklorem nie osłabło. Był on także obecny w kulturze masowej, zwłaszcza w muzyce. Pojawiały się ciekawe zespoły czerpiące inspiracje z muzyki polskiej wsi, ale też nie zabrakło popetnicznego kiczu. Można było jednak sądzić, że w szerszym obiegu ludowość zostanie sprowadzona do restauracji z chłopskim jadłem lub reklam z wieśniaczkami przypominającymi sklepowe manekiny. Trudno było sądzić, że mogą pojawić się nowe, odkrywcze propozycje.

Potęga wycinanki

Zmiana zaczęła być zauważalna w nowym stuleciu, na początku dyskretnie i trochę na marginesie głównych zainteresowań mediów i publiczności. Młodzi architekci i twórcy designu zwrócili uwagę na trochę zapomniane obszary polskiej kultury wizualnej. Sięgali zarówno po wzorce formalne, jak i po tradycyjne techniki oraz materiały. Lista świetnych projektów powstałych w ostatnich latach jest już długa. Są na niej m.in. dywany Magdaleny Lubińskiej i Michała Kopaniszyna dla Moho Design oraz Joanny Rusin i Agnieszki Czop, lampy Anny Kotowicz i Artura Puszkarewicza z Aze Design, krzesło "Mapple" Gernota Oberfella i Jana Wertela z Platform dla firmy Iker, podkładki Dots Katarzyny Florkowskiej dla Boogie Design, ale także polski pawilon na EXPO 2010 w Szanghaju Marcina Mostafa i Natalii Paszkowskiej z WWA Architects czy Muzeum Ziemi Opolskiej Iwony Wilczek, Mariusza Tenczyńskiego i Ewy oraz Jarosława Oglęckich. O różnorodności tych postaw można było się przekonać na bardzo dobrej wystawie "Naturalne zasoby polskiego designu" zorganizowanej niedawno w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli. "Etniczne" projekty można też zobaczyć na trwającym właśnie przeglądzie "Wartość dodana" w warszawskim Instytucie Wzornictwa Przemysłowego (wystawa trwa do 6 września).

Niektóre z prac inspirowanych folklorem weszły do szerszej produkcji, inne pozostały jedynie na papierze. Czasami ich twórcy sięgają po ludowe produkty, jak Radosław Podsiadło, który do wyścielenia swoich huśtawek używa m.in. wełnianych pasiaków. Z kolei w produkcji dywanów Moho posłużono się tradycyjną techniką wykonywanego sukna góralskiego. Ale też pierwowzory bywają bardzo swobodnie traktowane, jak w lampie "Wiecha" Agnieszki Lasoty, będącej dowcipnym przetworzeniem dekoracji tradycyjnie towarzyszącej budowie domu.

Jednym z najciekawszych projektów zainspirowanych polskim folklorem jest dywan "Dia" Michała Kopaniszyna i Magdaleny Lubińskiej. Został wysoko oceniony, zdobył liczne pochwały i często jest pokazywany jako sztandarowy przykład powrotu do ludowości w polskim designie. Projekt ten wyróżniono nagrodą The Best Textile 2005 (przyznawaną przez Wallpaper Design Award). Jego producent Moho zaś, jako pierwsza polska firma, otrzymał prestiżową Red Dot: Design Award 2008. Sukces leży w prostocie pomysłu. Michał Kopaniszyn podkreśla, że był to rodzaj żartu. "Przenieśliśmy na podłogę to, co zazwyczaj można zobaczyć na ścianie". Dywan przypomina wielką wycinankę z papieru. Użyto znaną formę, zmieniając funkcję, materiał i wielkość. Inne projekty dla Moho były również grą z tradycyjnymi wzorami, chociaż poddanymi większym zmianom. W dywanie "Koko" sygnowanym także przez Kopaniszyna i Lubińską czerwony zarys kształtu ptaka odcina się ostro od żółtego tła. Natomiast sam Michał Kopaniszyn zaprojektował "Full", w którym także pojawiły się motywy znane z wycinanek ludowych.

Anna Kotowicz i Artur Puszkarewicz z AZE Design starają się zachować równowagę między przeszłością a nowoczesnością. Grają tradycją i jednocześnie sięgają po współczesne wzorce. Ich projekty bliskie są tradycyjnemu rzemiosłu. Niektóre są produkowane przemysłowo, inne to tradycyjne rękodzieło. Dywan "Nodus" to wielka, okrągła serweta. W tym projekcie sięgnięto po popularną na wsi technikę szydełkową. Dywan został wykonywany przez rzemieślniczy zespół kobiecy Berdo, który kontynuuje hafciarskie tradycje Podlasia. AZE Design do tradycji tego regionu nawiązali także w lampie "Koko’n". Wykonano ją techniką "szycia" ze słomy charakterystyczną dla wschodniego Podlasia. Powstało dzieło proste, ale jednocześnie wysmakowane pod względem formalnym.

Bardziej ludyczna jest seria koszulek sygnowanych przez Chrum Company. Powtarza się w nich motyw wycinanek, ale w dość przewrotnej formie. W kolejnych świetnych plastycznie znakach-nadrukach, o bardzo oszczędnych graficznie formach - "Pracujące Dziewczyny", "Chłopska miłość" czy "Hej! Przeleciał ptaszek" - bawią się, a jednocześnie otwarcie mówią np. o seksualności. To "ludowość" rogata, drażniąca.

Folklor wtargnął także do typografii i projektów książkowych, zwłaszcza adresowanych do dzieci. Nieprzypadkowo chyba, bo jednym z najciekawszych w dobie PRL-u przejawów ludomanii była animacja ("Wędrówki Pyzy"). Dobrym przykładem są książki opracowane przez Katarzynę Bogucką, wyłamujące się z dominującej stylistyki narzucanej przez amerykańską animację, oszczędne w formie i kolorystyce. Ślady fascynacji ludowością można zobaczyć chociażby w wydawanym od niedawna czasopiśmie "Czarodziejska Kura". Nie przypomina ono innych, obecnych dziś na rynku prasy dziecięcej.

Dom na ludowo?

Jednym ze sztandarowych przykładów ludowości w architekturze jest projekt Pawilonu Polskiego na EXPO w Szanghaju w 2010 r. autorstwa Marcina Mostafa i Natalii Paszkowskiej z WWA Architects (współpraca Wojciech Kakowski). Zaproponowany przez nich budynek przypomina zgiętą kartkę papieru pokrytą ornamentalnym wzorem z ludowej wycinanki. Prosta, nowoczesna, a jednocześnie bardzo rzeźbiarska forma została skontrastowana z ozdobną dekoracją. Szczególne znaczenie ma odgrywać gra światła i cienia, przenikanie promieni słonecznych, podkreślające motywy ludowe. Budynek intryguje i przyciąga.

Jak mówią sami architekci, chodziło o znalezienie formuły odpowiedniej dla budynku mającego opowiedzieć o Polsce. Starali się w nowoczesny sposób przedstawić kraj, jego swoistość i odmienność. Pawilon na EXPO jest próbą przełożenia dawnych wzorów na współczesny język architektury. Dotychczasowe pomysły, jak wykorzystanie wikliny, wydały im się zużyte. Zwrócili natomiast uwagę na to, co dzieje się w polskim designie, na sposoby posługiwania się naszym folklorem przez młodych projektantów i "tłumaczenia" ich na nowoczesny język. Ten sposób myślenia postanowili uczynić wizytówką Polski XXI wieku.

Jednak polski pawilon na EXPO to swoisty pokaz mody, jak mówi Marcin Mostafa. Czy okolicznościowe projekty to jedyna możliwość wykorzystania folkloru w architekturze? Nie. Dziś to przede wszystkim sięganie po tradycyjne materiały. Klasycznym już projektem jest powstały na początku nowego stulecia krakowski dom z gontu przy ulicy Kasztanowej autorstwa Piotra Nawary, Agnieszki Szultk oraz Sławomira Zielińskiego z nsMoonStudio. Prosta, nowoczesna bryła tej dwurodzinnej willi została starannie wyłożona okładziną z niewielkich drewnianych deseczek (czyli gontu). Ten trochę zaskakujący pomysł zdobył nagrodę za najlepszy projekt budynku mieszkalnego za 2003 rok. Autorów zaproszono na Biennale Architektury w Wenecji. Gontem pokryto także bryłę niewielkiego kościoła w Tarnowie nad Wisłą zaprojektowanego przez Martę i Lecha Rowińskich ze studia Beton. Z kolei w projekcie domu jednorodzinnego z Pracowni Architektonicznej Głowacki nawiązano do... architektury stodoły. Mimo odniesień do bardzo surowej formy, powstał dyskretny a jednocześnie efektowny budynek (w jego centrum znajduje się dwukondygnacyjna oranżeria!).

Ludowość jako znak

Dzisiaj można mówić o nowej modzie na projekty inspirowane polskim folklorem, a za chwilę być może nawet o manierze. Niedawno zorganizowano w Poznaniu warsztaty Nowy Folk Design, podczas których absolwenci wzornictwa poznawali dawne techniki rękodzielnicze charakterystyczne dla polskiej wsi. Ludowość już nie odstrasza, wręcz przeciwnie - przyciąga. Staje się jednym ze źródeł inspiracji. Na pewno bardzo ważnym, ale nie jedynym. Przeglądając portfolio wielu projektantów - w tym tu wymienionych - można znaleźć w nich często prace odwołujące się do całkiem odmiennych wzorów. Dzisiaj twórcy czerpią z bardzo różnych tradycji. Można przecież wskazać całkiem inne, dziś coraz ważniejsze wzorce, jak najlepsze dzieła architektury i wzornictwa czasów PRL-u (a było ich niemało). Są one coraz częściej odkrywane i wykorzystywane. Jednak obecnie, w natłoku różnych wzorów i mnogości inspiracji, kiedy "z taką wielką łatwością można naśladować innych, i tworzyć projekty metodą »wytnij i wklej«, to, co znane, bliskie, oswojone, ma siłę" - podkreśla Michał Kopaniszyn. Z kolei Piotr Nawara i Agnieszka Szultk -  twórcy domu z gontów -  tłumaczyli, że szukali materiału, który jest związany z tradycją drewnianej architektury, ale też dodawali, że wpływ na ich wybór miały techniczne właściwości gontu (łatwo poddaje się cięciu, modelowaniu, można w nim "rzeźbić").

Wzory pochodzące z najbliższego otoczenia okazują się atrakcyjne, zrozumiałe, ale też różniące się od masy innych projektów powstających na całym świecie. Nie przypadkiem też mówi się dziś w odniesieniu do architektury o "krytycznym regionalizmie", o regionalizmie niesentymentalnym, który nie jest naśladownictwem przeszłości, lecz szukaniem sposobu na określenie własnej tożsamości w uniwersalizującym się świecie.

Mimo swoistego renesansu polskiego folkloryzmu, w kolejnych tekstach o promocji Polski za granicą można znaleźć zdanie, że sztuka ludowa utrwala w świecie tradycyjny obraz kraju - zacofanej krainy. Być może zostaliśmy zakładnikami własnych wyobrażeń. Ludowość ma wiele twarzy, także bardzo atrakcyjnych. Przyciąga młode pokolenie Polaków. Intryguje cudzoziemców. Folklor może dostarczyć wzorców, posłużyć do budowy wyrazistego komunikatu. Zauważają to także twórcy reklamy. Dobrym przykładem jest kampania "Pępek Europy" - akcja społeczna zachęcająca do udziału w głosowaniu w niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego. W filmie przygotowanym przez Agencję PZL wykorzystano motyw ludowej wycinanki. Pojawiły się postaci w tradycyjnych strojach i bajkowa architektura rodem z noworocznej szopki. Całości towarzyszyła muzyka stylizowana na ludową. Przecież to Cepelia - usłyszałem od jednej z osób, dobrze pamiętających Polskę Ludową. Tak, ale jaka! Trafiająca w gusta młodych ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009