Efektywność czy żebractwo?

W różnorakich dyskusjach o polskiej edukacji i nauce sporo jest szkodliwej solidarności środowiska akademickiego, a za mało propozycji rozwiązań systemowych. Skoro tak, skupię się jednocześnie na nauce i edukacji; zależność między nimi jest wszak oczywista - 2/3 naukowców pracuje w uczelniach.

05.12.2004

Czyta się kilka minut

Szkołom wyższym i instytucjom naukowo-badawczym potrzebna jest terapia szokowa. Tylko dzięki temu nasza gospodarka stanie się konkurencyjna i pomoże nam skorzystać z szansy, jaką daje członkostwo w UE. Nie osiągniemy tego bez nowoczesnej edukacji i wykorzystania potencjału nauki. Niedowiarkom przytoczę parę danych.

Polska zatrudnia 57 tys. pracowników naukowych: więcej niż każdy z pozostałych nowych członków UE, w tym aż cztery razy więcej niż Czechy. Są jednak nieefektywni: Polacy publikują sześć razy mniej niż Szwedzi i prawie dwa razy mniej niż Czesi (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców), zgłaszają 30 razy mniej patentów niż Niemcy. W Polsce aż 64,3 proc. pracowników nauki pracuje w szkolnictwie wyższym, a tylko 16,7 proc. w biznesie. Natomiast w UE (a konkretnie w Piętnastce sprzed akcesji) jest to odpowiednio: 34,5 proc. i 49,7 proc.; w USA 14,7 proc. i 80,5 proc. Właśnie w USA, gdzie struktura zatrudnienia jest dokładnie odwrotna niż u nas, nauka okazuje się najbardziej efektywna.

Czy z tego coś wynika? Otóż, licząc w procentach PKB, Polska na badania i rozwój wydaje trzy razy mniej niż UE przed rozszerzeniem (dotacja budżetowa na B+R jest 30 proc. niższa od unijnej). Nasza gospodarka przeznacza na zdobywanie wiedzy pięć razy mniej niż “stara Unia" (w porównaniu z USA aż osiem razy mniej). Czy polskie firmy nie są zainteresowane innowacyjnością? A może nasi naukowcy mają niewiele do zaoferowania?

Eksport nowoczesnych technologii, jako procent całości eksportu, wynosi w Polsce 2, 6 proc., w Czechach 9, 2 proc., a w USA 28, 6 proc.

Zdaję sobie sprawę, że ocena ferowana przez pryzmat takich wskaźników krzywdzi tych polskich naukowców, którzy - mimo wszystko - liczą się na rynku naukowo-badawczym i mają niekwestionowane osiągnięcia. Jednak, gdy wypowiadają się na temat stanu polskiej nauki, zazwyczaj robią to przez pryzmat swoich dokonań, co zamazuje diagnozę i raczej nie pomaga w opracowaniu terapii.

Oszczędności widzę ogromne

Jeśli dane kogoś przygnębiły, spieszę z zapewnieniem, że są rozwiązania. Kluczem do sukcesu może być zmiana systemu finansowania nauki i edukacji. Czas wreszcie obalić - należało to zrobić 15 lat temu - scentralizowany system finansowania badań, firmowany przez Komitet Badań Naukowych. Scentralizowany system rodzi patologie, bez względu na ustrój społeczno-gospodarczy i na to, czy instytucja działa w ramach samorządu czy też nieomylnej partii. Nie jest też rozwiązaniem zamiana samorządu naukowców na urzędników. Straciliśmy 15 lat i nikt nie policzy, ile zmarnowaliśmy talentów i ludzkiego zapału. Światłowody mogły być polską specjalnością. Czy będzie nią niebieski laser?

Finansowanie szkół wyższych publicznych rodzi różne nieprawidłowości i jest niesprawiedliwe wobec uczelni niepaństwowych. Zamiast tłumaczyć, dlaczego się o to upominam, znowu zacytuję dane: na studiach dziennych w uczelniach państwowych kształci się kilka procent młodzieży ze wsi, a w niepaństwowych zwykle kilka razy więcej (w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, i na pewno nie jest to wyjątek, młodzież ze wsi stanowi aż 35 proc. ogółu studentów). Chyba można postawić tezę, że biedni utrzymują z podatków bezpłatne studia bogatych, a dodatkowo płacą za własne.

Kiepska jakość usług i marnotrawstwo - nie tylko w edukacji - to owoce chorej redystrybucji dochodów państwa i złego rozumienia idei solidaryzmu społecznego. Słusznie zauważają Wittlin i Życzkowski, że zmiana ustroju gruntownie zmieniła polski przemysł, handel i część usług, natomiast organizacja sportu, służby zdrowia i innych usług publicznych, w tym także nauki, pozostały w dużej mierze reliktem PRL-u, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami.

Konieczne jest wprowadzenie powszechnej odpłatności za studia i zróżnicowanie źródeł finansowania nauki, w tym opracowanie łatwo dostępnego systemu kredytowego. Państwo natomiast powinno finansować stypendia socjalne (od pierwszego semestru) i stypendia naukowe (od drugiego semestru). System stypendialny byłby też instrumentem popierania przez państwo kierunków studiów zgodnych z jego potrzebami i prognozami rynkowymi, czy, podobnie, studiów dziennych kosztem zaocznych. System stypendialny zabezpieczałby też potrzeby finansowe dwóch ogólnopolskich projektów: kształcenia młodzieży uzdolnionej matematycznie i przyszłych liderów społeczeństwa obywatelskiego.

Uczelnie państwowe i niepaństwowe powinny być traktowane jednakowo i objęte powszechnym systemem akredytacji. Tylko pozytywna akredytacja otwierałaby dostęp do środków publicznych. Wprowadzenie odpłatności za studia zmusi uczelnie państwowe do większej dbałości o studenta-klienta i większej gospodarności w wydawaniu pieniędzy budżetowych.

W wielu uczelniach liczba pracowników administracji i obsługi jest porównywalna z liczbą nauczycieli akademickich, a więc skala możliwych oszczędności jest duża. Uczelnie państwowe trzeba też wspomóc zmianami ustawowymi, które ograniczą rolę ciał kolegialnych i związków zawodowych, zwiększając uprawnienia organów jednoosobowych.

Kredyt, który trzeba spłacić, oraz stypendia naukowe zachęcą do racjonalnych wyborów profilu kształcenia i silnie zwiększą zaangażowanie studentów w zdobywanie wiedzy, czyli konkretnych umiejętności. Jest aż nazbyt widoczne, że poziom studiów wyższych w ostatnich latach obniżył się, a pracodawcy nisko oceniają jakość absolwentów. Pieniądze budżetowe, poza finansowaniem stypendiów i kształceniem najlepszych, powinny też być przeznaczane na unowocześnianie infrastruktury dydaktycznej i poprawę jakości kształcenia.

Żeby nie zostać na uboczu

Nowy system finansowania nauki trzeba oprzeć na czterech filarach: 1. Jeśli utrzymamy KBN, powinien on być odpowiedzialny za finansowanie badań podstawowych i tych, które wynikają z dalekowzrocznej polityki państwa.

2. Muszą powstać fundacje wydatnie wspierane przez pracodawców, głównie tych, którzy korzystają z efektów projektów naukowych. Ten filar powinny też zasilać wpływy z prywatyzacji. Tym bardziej, że państwo, sprzedając firmy, zapomniało zadbać o interesy infrastruktury naukowo-badawczej. Warunkiem pozyskania grantu z drugiego filaru byłaby wysoka ocena stopnia społecznej i gospodarczej użyteczności aplikacji. Niewykluczone, że działająca obecnie Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej byłaby dobrym początkiem do budowy takiej metody finansowania.

3. System podatkowy powinien zachęcać firmy do innowacyjności i finansowania nauki. Michał Górzyński, ekonomista z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE), w tekście “Możemy zostać na uboczu" (“GW" z 13 kwietnia 2004 r.) opracował rodzaj katalogu zachęt dla firm, by inwestowały w badania. Wyliczył m.in. efektywne dofinansowanie w postaci grantów projektów badawczo-rozwojowych, których potrzebuje przemysł; wprowadzenie przyspieszonej amortyzacji przy inwestycjach firm w infrastrukturę do badań i rozwoju, co dałoby firmom korzyści podatkowe; od podatków powinny też być zwolnione wpływy uzyskane przez przedsiębiorców ze sprzedaży patentów, licencji czy technologii innowacyjnych.

4. Z każdym rokiem coraz większą rolę w finansowaniu powinny odgrywać fundusze zewnętrzne, przede wszystkim unijne.

Ten system nie wymaga zwiększenia środków budżetowych i, co ważne, sprzyja zdolnym, pracowitym i ambitnym. Czy nie na takim rozumowaniu powinno się opierać pojęcie solidaryzmu społecznego?

Trudno nie napisać też kilku słów o sytuacji kadrowej. Chyba sporo racji mają ci, którzy domagają się przyspieszenia zmiany pokoleniowej w polskiej nauce. Tym bardziej, że pracuje w tej sferze wielu przypadkowych ludzi. Boom edukacyjny stwarza nam korzystne warunki po temu, aby naukowcy nieaktywni w badaniach poświęcili się tylko kształceniu lub np. działalności na stanowiskach doradczych i organizacyjnych. Dzięki temu powstanie przestrzeń życiowa dla coraz większej liczby absolwentów studiów doktoranckich i może uda nam się choć trochę powstrzymać młodych, zdolnych naukowców przed trwałą emigracją.

Żałuję, że przez 15 lat nie nakłoniono do powrotu do Polski naukowców, liderów i menedżerów, którzy - zmuszeni minioną sytuacją polityczną i gospodarczą Polski - wyemigrowali. Z każdym rokiem, biorąc pod uwagę obecną sytuację, podjęcie przez nich takiej decyzji staje się coraz trudniejsze. Wiele z tych osób chciałoby nawet wrócić, ale bez wzajemności, np. ze strony polskich uczelni. Moja uczelnia stworzyła bank kadr polonijnych, przygotowaliśmy ofertę i... nie czekaliśmy długo na efekty. Sześciu profesorów-emigrantów z czołowych uniwersytetów, głównie amerykańskich, rozpoczęło pracę w naszej uczelni. Niektórzy przygotowują się, aby wrócić do kraju na stałe.

***

Potrzebujemy zmian. Finansowanie badań i nauki w Polsce przypomina ślepego Wilhelma Tella, który, wypuszczając strzałę, ma nadzieję, że jakimś cudem trafi do celu.

Według oficjalnych danych KBN-u współczynnik innowacyjności jest w Polsce 10 razy mniejszy niż w krajach OECD. Kupujemy siedem razy więcej licencji niż sprzedajemy, a przychody z osiągnięć nauki stanowią tylko 15 proc. wydatków na nią. Brak bieżącej współpracy uczelni z gospodarką sprawia, że oferta edukacyjna jest słabo związana z potrzebami rynku pracy, a polski student, posiadający przyzwoite wykształcenie ogólne, jest przeładowany wiedzą encyklopedyczną kosztem konkretnych umiejętności. Tak dla dobra nauki, jak edukacji, efektywna współpraca z gospodarką jest nieodzowna. Natomiast wydzieranie kolejnych setnych procenta z budżetu to droga donikąd (no, może do stanu żebraczego).

Na koniec wypada się ucieszyć, że potrzeba zmian dotarła do rządzących. Są pierwsze kroki, jak projekt ustawy o wspieraniu działalności innowacyjnej czy też wspólny system stypendialny dla obu sektorów szkolnictwa wyższego.

Dr hab. inż. TADEUSZ POMIANEK (ur. 1950) jest rektorem Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, prezesem Stowarzyszenia Promocji Przedsiębiorczości i Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji (działającego w ramach Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych). Jest współautorem książki “W poszukiwaniu syntezy. O problemach szkolnictwa wyższego nie tylko w Polsce" (wydawnictwo WSIiZ, 2004).

---ramka 342445|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2004