Dyskryminująca równość

Brytyjski terapeuta-chrześcijanin został zwolniony z pracy, ponieważ nie chciał prowadzić terapii seksualnej par homoseksualnych. Rozmawiała Jolanta Brózda-Wiśniewska

10.11.2008

Czyta się kilka minut

Gary McFarlane /fot. Ian McIlgorm /
Gary McFarlane /fot. Ian McIlgorm /

Gary McFarlane ma 47 lat. Pochodzi z Jamajki, mieszka w Bristolu, ma dwójkę dzieci. Pełni funkcję starszego jednego ze zborów zielonoświątkowych. Pracuje jako prawnik, mediator i terapeuta (counsellor, czyli doradca), prowadzi wykłady w Trinity Theological College w Bristolu.

McFarlane ma także uprawnienia terapeuty seksualnego i właśnie z tym zajęciem wiążą się jego kłopoty, opisywane pod koniec października w brytyjskiej prasie. Wiosną 2008 r. został zwolniony dyscyplinarnie z firmy Relate, która prowadzi terapię par, małżeństw i rodzin. Firma działa od 1938 r.

Nosiła niegdyś wskazującą na małżeństwa nazwę National Marriage Guidance Council. W 1996 r. zmieniła ją jednak na Relate, ponieważ zaczęła przyjmować również inne pary, w tym homoseksualne. Gary McFarlane naraził się szefom, gdyż miał wątpliwości co do prowadzenia terapii seksualnej par tej samej płci. Spotkał go koleżeński ostracyzm, zawieszenie w obowiązkach w grudniu 2007 r., w końcu zwolnienie z pracy. Według pracodawców McFarlane nie chciał stosować się do wymagań ustawy przeciw dyskryminacji. Terapeuta zaskarżył firmę do sądu pracy. Firma Relate nie udziela komentarzy do czasu zakończenia procesu.

Sprawa McFarlane’a nie jest w Wielkiej Brytanii precedensem. W 2008 r. prasa opisywała sprawę Lilian Ladele, czarnoskórej urzędniczki z londyńskiej dzielnicy Islington, która odmawiała rejestrowania związków par homoseksualnych. Prawo zezwalające na zawieranie cywilnych umów partnerskich osobom tej samej płci weszło w życie w grudniu 2005 r. Już w 2006 r. posypały się pierwsze skargi na urzędniczkę. Jej poglądy szybko wyszły na jaw, bo okazji do odmowy było sporo: Islington to trzeci w kraju okręg administracyjny pod względem liczby rejestrowanych związków homoseksualnych. W przypadku takich par Ladele prosiła kolegów o zastępstwo. Ci zarzucili jej wobec dyrekcji dyskryminację homoseksualistów.

Ladele twierdzi, że była karana odsuwaniem od co bardziej atrakcyjnych i dobrze płatnych ceremonii. W końcu zwolniono ją "za niedostosowanie się do polityki zapewniającej godność wszystkim osobom i za nieprzestrzeganie obowiązków pracowniczych". Ladele zaskarżyła pracodawców do sądu za dyskryminację i represjonowanie - i wygrała. W sprawie Ladele wypowiadała się dla "Daily Mail" organizacja gejowska Stonewall. Jej rzecznik powiedział, że urzędnicy mają przede wszystkim przestrzegać prawa. Natomiast członkini Partii Konserwatywnej Ann Widdecombe broniła stanowiska Ladele: "Ci, którym sumienie nie pozwala prowadzić takich ceremonii, powinni mieć prawo do odmowy". Gary McFarlane i jego pracodawca staną przed sądem w Bristolu na początku grudnia.

Jolanta Brózda-Wiśniewska: Jaką definicją homoseksualizmu posługuje się Pan na użytek swojej pracy?

Gary McFarlane: Wiem tylko tyle, że są osoby tej samej płci żyjące ze sobą w związkach. I nie mogę do tego dodać nic więcej.

Niczego o koncepcjach, skąd się bierze homoseksualizm?

To nie dotyczy mojej pracy. Nie jest to w każdym razie sprawa, którą chciałbym zgłębiać.

Pracował Pan z parami homoseksualnymi?

Pracowałem z nimi jako doradca. I nie mam oporów przed tą pracą.

Dlaczego Pan nie ma oporów?

Bo przeszedłem pewną drogę refleksji nad tym, czy istnieje potencjalny konflikt między pracą z parami tej samej płci a moją wiarą. Nie przechodziłem tej drogi sam, ale z moim superwizorem. I rozeznałem, że mogę się czuć w roli doradcy komfortowo, bo ona nie zobowiązuje mnie do akceptowania czynów moich klientów. Moja rola polega na pomocy, poprowadzeniu ich w lepsze miejsce w ich życiu w tych dziedzinach, które wnoszą na spotkanie ze mną.

Żaden klient nie pytał Pana o poglądy?

Poglądy nie są tu ważne. Muszę wrócić do tego, na czym polega moja praca, by uniknąć nieporozumień. Zajmuję się doradztwem, ale też terapią seksualną. Jedno zasadniczo różni się od drugiego. Terapia polega na diagnozowaniu zaburzenia i przygotowaniu planu leczenia, które może trwać nawet do roku. W tym czasie demonstruję klientom metody leczenia - to, co mają robić w zaciszu swoich domów, żeby poradzić sobie z problemem. Moim celem jest poprawa jakości życia seksualnego klientów. Kiedy jako chrześcijanin mam doradzać parom homoseksualnym, jak poprawić ich życie seksualne - przeżywam konflikt. Czuję, że to jest przeciwko wartościom, które wyznaję.

Zastanawia mnie jednak, czy również jako doradca nie pomaga Pan parom homoseksualnym utrzymać związków, czyli pośrednio popiera je?

Niekoniecznie. Moi klienci mogą chcieć polepszyć swój związek, ale możliwe, że w trakcie terapii w końcu dojdą do miejsca, w którym zdecydują, że to nie dla nich. Ja nie mam ratować związków, ale pomagać w rozwoju ludziom, którzy są w związkach.

Z tego, co wiem, podzielił się Pan swoimi wątpliwościami z kolegami z firmy Relate w Bristolu, z której został Pan zwolniony.

Podzieliłem się nimi w czasie superwizji. W jakiś sposób te informacje dotarły do moich kolegów. Odbywały się potem jakieś dyskusje w mojej sprawie, w końcu kilkunastu kolegów napisało petycję w sprawie wydalenia mnie z pracy.

Jakie podali powody?

Nie miałem okazji ich poznać ani wyrazić swojego stanowiska. Pewnie nie zgadzali się z moim prawem do wyrażania wątpliwości co do prowadzenia terapii seksualnej par tej samej płci. Tyle że wówczas nie miałem jeszcze wyraźnego stanowiska: ono dopiero się formowało. Chciałem przemyśleć je razem z superwizorem, podobnie jak to było w przypadku doradztwa.

Kiedy jednak sprawa dotarła do moich szefów, zażądali ode mnie jasnego stanowiska w sprawie terapii seksualnej. Powiedziałem, że zgadzam się ją prowadzić, a jeśli będę miał wątpliwości, popracuję nad nimi podczas superwizji. Okazało się jednak, że to były teoretyczne rozważania, bo nie poprowadziłem terapii seksualnej żadnej homoseksualnej pary.

Nie było klientów, którzy mogli złożyć skargę?

Nie było. To koledzy, jak przypuszczam, naciskali na przełożonych, żebym jasno się określił.

Jak się Pan czuł w takiej atmosferze?

Było mi żal, że koledzy - przecież wyszkoleni, z wiedzą i doświadczeniem w sprawach etycznych, działali w taki sposób: bez dyskusji, bez rozmowy ze mną.

Wiedzieli, że jest Pan chrześcijaninem?

Tak, to nigdy nie było tajemnicą i nie wpływało źle na moje relacje w pracy.

Przez pewien czas zawieszono Pana w obowiązkach, ale wrócił Pan do pracy. Na jakich warunkach?

Kiedy wróciłem, zadano mi pytanie, czy będę przestrzegał prawa przeciw dyskryminacji. Odparłem, że będę. Dodałem, że - to naturalne dla każdego doradcy - wątpliwości będę omawiał podczas superwizji. Na tej podstawie przywrócono mnie do pracy. Niektórzy koledzy byli tym zaskoczeni i powiedzieli szefom, że stracili zaufanie do moich kompetencji. Szefowie znów zapytali, czy bezwarunkowo będę przyjmował na terapię pary tej samej płci. Odpowiedziałem podobnie jak poprzednio, ale zarzucono mi, że kłamię. Zostałem zwolniony dyscyplinarnie, zanim naprawdę zrobiłem coś złego.

Zaczął Pan walczyć o przywrócenie do pracy.

Nie o chodzi o przywrócenie, bo samo zwolnienie mnie nie zmartwiło. Widziałem, że jestem dobrym doradcą, chciałem rozpocząć prywatną praktykę. Ale doszedłem do wniosku, że to nie byłaby dobra decyzja. Pomyślałem, że to czas, żeby stanąć w obronie moich chrześcijańskich poglądów. Nie chodzi tu tylko o mnie, ale o wielu chrześcijan, którzy spotykają się z nierównym traktowaniem. Można to rozszerzyć na każdą inną dyskryminowaną grupę. Jeśli zrezygnowałbym, podobne sytuacje w kółko by się powtarzały.

Zna Pan innych dyskryminowanych chrześcijan?

Mam świadomość, że takie sytuacje się zdarzają. Np. doradztwo to wciąż dziedzina obsadzona w dużej mierze przez wolontariuszy, więc pracuje w niej wielu chrześcijan i w ogóle ludzi wierzących. Problemy podobne do mojego mogą się w tym środowisku powtarzać. Chodzi o to, żeby nie rozwiązywano ich w taki sposób, jak to było w moim przypadku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2008