Dwa słońca o zachodzie

Gdy powstawało największe sztuczne jezioro świata, zalano wodą tysiące hektarów lasu deszczowego. Dopiero potem doprowadzono drogi, przyszli ludzie. Dziś Wolta to serce Ghany.
z Ghany [FOTOGRAFIE]

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Jezioro Wolta zmieniło charakter wschodniej Ghany, wcześniej regionu trudno dostępnego, porośniętego dżunglą. Wolta zapewnia dziś przetrwanie ok. 300 tys. ludzi. Choć podstawą ich utrzymania jest wciąż rybołóstwo, rząd coraz bardziej inwestuje w turystykę /  / GRAŻYNA MAKARA
Jezioro Wolta zmieniło charakter wschodniej Ghany, wcześniej regionu trudno dostępnego, porośniętego dżunglą. Wolta zapewnia dziś przetrwanie ok. 300 tys. ludzi. Choć podstawą ich utrzymania jest wciąż rybołóstwo, rząd coraz bardziej inwestuje w turystykę / / GRAŻYNA MAKARA

Przed piątą rano, gdy w meczecie na wzgórzu trwa jeszcze modlitwa, z ciemności wyłaniają się pierwsze sylwetki. Zza drewnianych platform na kółkach, spomiędzy dociśniętych kamieniami i czarnym brezentem towarów czekających na transport na drugi brzeg, wychodzą rybacy, sternicy i kierowcy. Spało nas tutaj, nad brzegiem Wolty pod wsią Yeji, więcej niż myśleliśmy.

To ostatnia chwila ciszy – gdy pierwsza poświata zarysowuje kontury drewnianej łodzi stojącej przy brzegu i dwóch promów, które, zacumowane na końcu szerokiego cypla, przypominają z lądu gigantyczne stalowe kraby. Już słychać pierwszy motocykl. Zaczyna się czas, gdy port w Yeji, jak codziennie rano, trzeba zbudować od nowa.

PIERWSZE PRZYJEŻDŻAJĄ KOBIETY. Przywożą na pusty plac jaja, ryż, przegotowane uprzednio w domach mięso. Rozkładają stoły, przy których można będzie zjeść śniadanie, napić się herbaty. Stają za kioskiem, gdzie można doładować konto telefoniczne. Na drewnianych niby-taczkach układają grudy białego sera.

Teraz widać, że ta drewniana łódź ma na burcie nazwę: „Still Remember” (Wciąż pamiętamy). Jesteśmy w Ghanie – kraju, w którym obrzędy pogrzebowe i żałobne urosły niemal do rangi osobnej religii. Słońce wzeszło o szóstej, ale przez mleczną chmurę nad horyzontem powoli dozuje światło. Gdy pnie się do góry, woda co chwila zmienia barwę – jakby dla każdej chwili poranka miała zarezerwowany inny kolor.

„Still Remember” szybko zapełnia się ludźmi: na pokład wsiadają 94 osoby. Towary dowożą, trójkołowymi motocyklami z naczepami, nastoletni chłopcy. W tle, na podłużnym cyplu łagodnie opadającym do jeziora, kilka osób powoli, krok za krokiem, wyciąga z wody ciężką sieć, w którą przez całą noc zaplątywały się, po równo, ryby i śmieci.

Wokół gwar jak na placu targowym. Kierowcy włączają silniki ciężarówek. Ustawione tyłem do promu, powoli wjeżdżają na pokład z gruntowej drogi po chybotliwym pomoście. Port w Yeji znów powstał – jeszcze raz udało się wyprzedzić słońce.

CAŁĄ NOC CZEKALIŚMY NA PROM LEGENDĘ. „Yapei Queen” od lat 60. XX w. przewozi po jeziorze Wolta, na trasie od tamy w Akosombo do Yeji, pasażerów, towary i pocztę. Statek ma tylko kilka kajut, ludzie śpią na otwartym pokładzie. Rozkład rejsów – orientacyjny.

Wiadomo, że statek wypływa z Akosombo na południu w poniedziałki; że do Yeji na północy dociera we wtorki wieczorem. Ale „Yapei Queen” jest niewiele młodsza od niepodległej Ghany; coraz częściej psuje się silnik, zacinają stery, a postoje po drodze trwają dłużej, niż planowano. Nigdy więc nie wiadomo, o której przypłynie „Królowa”. Trzeba czekać.

TO STĄD TA NOC POD GOŁYM NIEBEM, noc z trzema dźwiękami: cichych fal rozbijających się o brzeg, setek skrzeczących żab i muzyki dobiegającej z oddalonego o kilkaset metrów baru, przed którym od wczesnego wieczora tańczy kilkunastu chłopaków.

Na „Yapei Queen” czeka m.in. biała ciężarówka. Wiezie zboże z Tamale w północnej Ghanie do Nigerii. Kierowcy w Yeji kończy się dyżur – ma tylko wprowadzić samochód na prom. Wyładowana workami zabezpieczonymi siatką ciężarówka przypomina w nocy pień grubego drzewa, porośniętego przez glony. Biała, spłaszczona kabina kierowcy kojarzy się z dziobem kosmicznego wahadłowca. Czy to już był sen, czy jeszcze jawa, kiedy myślałem o nim, że jest na jakiejś ważnej misji, od której zależą losy świata?

WOLTA JEST JEZIOREM REKORDÓW. To największy pod względem powierzchni sztuczny zbiornik świata. Pomysł budowy elektrowni wodnej na rzece o tej samej nazwie brytyjscy inżynierowie przedstawili tuż po II wojnie światowej. Koszt był jednak ogromny: ćwierć miliarda funtów. Przeczuwając rychły koniec ery kolonialnej, Londyn nie kwapił się do inwestycji.

Kiedy w 1957 r. Ghana – jako pierwsza europejska kolonia w Afryce subsaharyjskiej – ogłosiła niepodległość, nie miała pieniędzy na budowę tamy. Kwame Nkrumah, ojciec ghańskiej niepodległości, poleciał do Waszyngtonu, gdzie pomoc obiecał mu prezydent Eisenhower. W 1965 r., po czterech latach budowy, uruchomiono tamę w Akosombo. Pod wodą zniknęło 8,5 tys. km2 lasu deszczowego – prawie 4 proc. powierzchni kraju. Powołana uchwałą parlamentu spółka Volta River Authority stała się – i jest do dziś – państwem w państwie: kontroluje rybołóstwo i transport na jeziorze, buduje linie telekomunikacyjne, odpowiada nawet za edukację i zdrowie miejscowej ludności.

Wkrótce na wybrzeżu jeziora – które ma długość ponad 5 tys. km, to siedmiokrotnie więcej niż polskie wybrzeże Bałtyku – powstało ponad tysiąc osad rybackich.

„YAPEI QUEEN” NIE PRZYPŁYNĘŁA. Jedni mówili, że to przez burze, które na progu pory deszczowej szalały nad jeziorem popołudniami. Inni – że przez święta wielkanocne.

Kierowca ciężarówki ze zbożem przyjął tę wiadomość z nadzwyczajnym spokojem. Zboże spóźni się do Nigerii – trzeba będzie przejechać kilkaset kilometrów po nierównych, laterytowych drogach; dla wyładowanego po brzegi samochodu oznacza to co najmniej dwa dni dodatkowej drogi. Ale teraz czas nad jeziorem jakby przestał istnieć.

TRZYSTA TYSIĘCY LUDZI utrzymuje się z jeziora Wolta. Ale jest to też miejsce dramatu – rybackie wsie na wybrzeżu to jedno z najbardziej znanych miejsc w Afryce, gdzie do przymusowej pracy wykorzystuje się dzieci.

Rybołówstwo przynosi niewielki dochód. Tania praca najmłodszych pozwala rybakom oszczędzać na kosztach. Badanie wykonane w 2013 r. przez International Justice Mission, chrześcijańską organizację charytatywną z USA, wykazało, że 58 proc. dzieci mieszkających na południowych wybrzeżach jeziora Wolta jest zmuszane do pracy fizycznej. Jedna piąta z nich nie ukończyła nawet 6. roku życia.

Oto typowy mechanizm pracy przymusowej: rodzice lub opiekunowie dziecka – czasem pochodzący z terenów odległych od Wolty nawet o kilkaset kilometrów – „wypożyczają” rybakom dziecko, zwykle na okres od jednego do trzech lat. Raz w roku otrzymują za to zapłatę – bywa, że tylko 400 ghańskich cedi (równowartość ok. 300 zł). Umowy zawiera się ustnie, więc łatwo o nadużycia. Dzieci trzymane są nad jeziorem dłużej, niż uzgodniono; same pieniędzy nie dostają, więc nie mają za co wrócić do domu; często też same czują się w obowiązku pomagać finansowo swoim rodzicom.

Jednak najczęstszy powód jest prozaiczny: w ankiecie IJM dwie trzecie z nich oświadczyło, że pozostały nad Woltą, ponieważ w zamian za pracę dostawały pożywienie.

RAPORT ZAWIERA STATYSTYKI WYPADKÓW: toną najczęściej chłopcy; dziewczynki, zajmujące się zwykle wędzeniem i suszeniem ryb na lądzie, są narażone na oparzenia, wdychanie dymu, rany powstałe podczas patroszenia ryb. IJM cytuje też relacje dzieci i nieletnich pozbawianych snu oraz przymuszanych do małżeństw (to jeszcze jeden sposób na zatrzymanie ich nad jeziorem). Niewolnictwu sprzyjają też normy kulturowe – wysyłanie dzieci do dalekich krewnych, czasem wręcz nieznajomych, z nadzieją na ich edukację lub pracę, jest normą w tej części kontynentu.

PONIEWAŻ JEZIORO powstało w miejscu lasu, jego brzegi długo pozostawały dziewicze. Do portów prowadzą gruntowe drogi laterytowe, na których nawet przejazd pojedynczego motocykla powoduje powstanie pióropusza pomarańczowego kurzu. Wolta ma dziesiątki niewielkich odnóg, gdzie drogi się urywają – trzeba, jak pasażerowie „Still Remember”, wsiąść do drewnianej łodzi, która przewiezie na drugi brzeg. Tam w słońcu czekają na podróżnych rzędy taksówek – prawie zawsze poobijanych, powgniatanych. To tzw. taksówki dzielone: pojadą dopiero wtedy, gdy uzbierają pasażerów udających się w tym samym kierunku.

Czekają też busy, nazywane w Ghanie „tro-tro”. Nawet w przejściach mają składane siedzenia, aby zmieściło się jak najwięcej ludzi. Kobiety wsiadają do nich z dziećmi w chustach na plecach – zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto przytrzyma śpiącą główkę, aby nie uderzyła o kant drzwi. A w kolejnej wsi, gdy do zatłoczonego samochodu podbiegnie grupa nowych pasażerów, choć wydaje się to nieprawdopodobne, wszyscy, jakimś cudem, się zmieszczą.

HERBY CHELSEA LONDYN I MANCHESTERU UNITED, malowane ręcznie, zdobią dzioby drewnianych łodzi. Z kolei na samochodach i tro-tro – naklejki z dwójką idolów dużej części Afryki: etiopskim cesarzem Hajle Sellasjem (zm. 1975) i muzykiem Bobem Marleyem.

To dwie postaci – ale dla Richmonda, spotkanego w Ghanie Etiopczyka, to postać jedna i ta sama.

Richmond przyjechał tutaj dwa lata temu. Twierdzi, że z misją specjalną od całego narodu etiopskiego: miał się spotkać z prezydentem Ghany i wręczyć mu prośbę o surowe karanie homoseksualistów (w wielu państwach Afryki homoseksualistom grożą kary wieloletniego więzienia). Dlaczego akurat w tej sprawie? Tego się nie dowiemy. Richmond wyjmuje starą nokię i na ekranie mocno zniekształcającym kolory pokazuje kolejne zdjęcia i fotomontaże: tu Richmond w butach do biegania, tu Bob Marley, tu Hajle Sellasje w postaci lwa... I jeszcze: etiopski krzyż, dziewczyna, którą zostawił w Etiopii, tuzin kolejnych wizerunków Hajle Sellasjego.

– Od Etiopii wszystko się zaczęło – mówi chłopak. – Cały świat. Cała Afryka. Etiopia jest wszędzie, wszędzie tam, gdzie ja. A Hajle Sellasje jest jej królem, królem całego świata. Czy wiesz, że o cesarzu wspominała nawet Biblia? – pyta na koniec.

Już się nigdy z Richmondem nie zobaczymy. Ile było tutaj takich życzliwych, absurdalnych spotkań?

JESZCZE JEDNA PRZEPRAWA. Ostatni prom odpłynął trzy godziny temu. Trzeba wsiąść na wąską, czterometrową łódź rybacką, do której rufy doczepiono silnik. Dzień powoli się kończy, chwilę potrwa jeszcze ten dziwny czas, gdy na niebie, nisko, po jego przeciwległych stronach, wiszą dwa słońca. To prawdziwe, ukryte za mgłą, oraz blady księżyc. Oba – nie do odróżnienia od siebie.

Gdy znika brzeg, świat wokół jakby się zamyka, ciaśnieje: w białym świetle zmierzchu spokojna woda jeziora przypomina gęstą srebrną magmę. Gdyby wyłączyć motor, otoczyłaby nas też cisza. Ptaki przelatują nisko nad wodą, zatrzymując się czasem na wystających z niej od pół wieku koronach martwych drzew. Nawigator na dziobie łodzi daje rękami sygnały sternikowi.

Siedem mil takiego rejsu jeszcze dziś przed nami. ©℗


NA ZDJĘCIACH PONIŻEJ:
Rozciągające się od portu w Yeji na północy po most Adomi nieopodal tamy jezioro Wolta zmieniło charakter wschodniej Ghany, wcześniej regionu trudno dostępnego, porośniętego dżunglą. Wolta zapewnia dziś przetrwanie ok. 300 tys. ludzi. Choć podstawą ich utrzymania jest wciąż rybołóstwo, rząd w Akrze coraz bardziej inwestuje w turystykę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej
Szefowa działu fotoedycji w „Tygodniku Powszechnym”. Fotografka i fotoedytorka, za swoją pracę dwukrotnie nominowana do Grand Press Photo, laureatka tej nagrody w kategorii Środowisko 2020. Portrecistka,  Autorka fotoreportaży z obozów dla uchodźców w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2018

Podobne artykuły