Dwa płuca

Przekonani o konieczności systematycznego zgłębiania nauczania Jana Pawła II kontynuujemy publikację cyklu homilii o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego, poświęconych kolejnym papieskim encyklikom, a wygłaszanych w krakowskim kościele dominikanów w niedziele o godz. 12. Kaznodzieja (ur. 1937) jest filozofem religii i historykiem sztuki, profesorem Papieskiej Akademii Teologicznej i regensem studiów polskiej prowincji dominikanów. Opublikował m.in. Więcej niż mit. Leszka Kołakowskiego spory o religię, Szkołę duchowości, Sztukę owocnego życia i Rekolekcje o nadziei.

10.07.2005

Czyta się kilka minut

Otwieramy kolejną encyklikę Ojca Świętego, może odmienną od tych, które omawialiśmy dotychczas. Tamte miały charakter ściśle teologiczny, ewangelizujący; natomiast “Slavorum apostoli" wprowadza nas nie tylko w tajemnicę powszechności Kościoła, ale też udziału Kościoła w kulturze. Jan Paweł II napisał “Apostołów Słowian" w 1100. rocznicę śmierci świętych Metodego i Cyryla, pierwszych ewangelizatorów narodów słowiańskich.

Na początku musimy sięgnąć pamięcią do słów wypowiedzianych sześć lat przed ogłoszeniem encykliki, w Gnieźnie w czerwcu 1979 r. Wtedy, w Dniu Zesłania Ducha Świętego, Papież powiedział: “Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież, który nosi w swojej duszy szczególnie wyraźnie zapis dziejów własnego narodu od samego jego początku, ale także dziejów pobratymczych, sąsiednich ludów i narodów", ażeby ten Papież przypomniał o korzeniach chrześcijańskich Europy? Zwróćmy uwagę na piękne, poetyckie sformułowanie: “papież, który nosi w swojej duszy szczególnie wyraźnie zapis dziejów własnego narodu...". Musimy przypominać sobie tamte słowa, albowiem dziś w naszych duszach ów “szczególnie wyraźny zapis" jak gdyby się zacierał.

Tymczasem pamięć jest warunkiem tożsamości; człowiek, który traci pamięć, nie wie, kim jest ani jak się nazywa, skąd pochodzi i gdzie mieszka. Taka zależność dotyczy też zbiorowości. Dlatego - jak mówił w Gnieźnie Jan Paweł II - “papież-Słowianin, papież- Polak, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu". Ten Papież mówił wówczas w języku egzotycznie brzmiącym dla narodów, które dumnie odwołują się do europejskiej tożsamości, a mówią językami romańskimi, germańskimi, celtyckimi. Ten Papież mówił innym językiem, czyżby jednak nie europejskim?

Właśnie wtedy, właśnie w Gnieźnie, wyraźnie odwoływał się do pamięci i tożsamości. Pamiętajmy, kiedy padły cytowane zdania: jest rok 1979, cała wschodnia Europa wpisana w imperium sowieckie, gdzie z różnym natężeniem prowadzi się ateizację, w dużym stopniu polegającą także na tym, aby podcinać korzenie, aby zatrzeć ten “szczególnie wyraźny zapis dziejów narodu". Papież o tym przypomina i upomina się o tych, o których już nikt nie pamiętał, o których wielcy tego świata nie chcieli myśleć ani mówić, którzy jak gdyby zatarli się również w świadomości Kościoła. Tragiczny podział na Wschód i Zachód spowodował, że, “dwa płuca" - to też metafora papieska - nie były połączone, oddychały odrębnie.

“Papież Jan Paweł II - mówi o sobie Papież-Wojtyła - Słowianin, syn narodu Polskiego, czuje, jak głęboko wrastają w glebę historii korzenie, z których on sam razem z wami wyrasta. Ile wieków liczy ta mowa Ducha Świętego, którą on dzisiaj sam przemawia i z watykańskiego wzgórza świętego Piotra, i tutaj w Gnieźnie ze Wzgórza Lecha, i w Krakowie z wyżyn Wawelu". Moim zadaniem, podkreśla Papież, jest przypominanie o tych korzeniach, abyście znaleźli “drogi, które na różny sposób poprowadzą w stronę wieczernika Zielonych Świąt", na których nastąpi nowe, odkrycie cudownych Bożych mocy.

W “Slavorum apostoli" Papież kreśli sylwetki dwóch braci, misjonarzy Słowian, Greków z Tessalonik. To miasto nazywa się dziś Saloniki, ale Słowianie mówili o nim “Sołuń", stąd Cyryla i Metodego nazywa się w Kościele wschodnim i kulturze europejskiego Wschodu - “Braćmi Sołuńskimi".

Papież przypomina wielkie dzieło ewangelizacji, które rozpoczęło się, gdy książę morawski wysłał do cesarza bizantyjskiego Michała III prośbę, aby przysłał misjonarzy, którzy by w języku jego ludów głosili Chrystusa. To był czas, w którym rodziła się Europa i już utrwalone zachodnie narody i mocarstwa próbowały podporządkować sobie inne państwa, posługując się m.in. religią. Słowianie chcieli znaleźć własną drogę do Chrystusa. Na Morawy posłano dwóch braci; nie tylko głosili Ewangelię w języku słowiańskim - pochodzili z pogranicznych terenów między ludnością grecką i słowiańską, stąd znali oba języki - ale także opracowali alfabet i zaczęli stosować w liturgii język, który dziś nazywamy starocerkiewno-słowiańskim, (Karol Wojtyła musiał się go uczyć jako student polonistyki pierwszego roku; to podobno najtrudniejszy egzamin na całych studiach).

Nie będę szczegółowo opowiadał historii Braci Sołuńskich, ale ważna jest jedna myśl: Ewangelia przychodzi czasem z daleka, ale nie niszczy kultury, przeciwnie - buduje kulturę. Całe dzieje chrześcijaństwa można opisać jako kolejne etapy tego, co nazywamy inkulturacją - wchodzeniem Ewangelii w kulturę danego narodu. Tak było ze spotkaniem myślenia biblijnego i greckiej kultury filozoficznej. Ale w przypadku Cyryla i Metodego spotkanie dokonało się na pograniczu wspaniałej kultury helleńskiej i bardzo jeszcze prostej - powiedziałbym - młodzieńczej kultury słowiańskiej. I oto znaleźli się ludzie, którzy przychodzą nie hellenizować młode ludy, ale po to, aby dać tym ludom Chrystusa, a wraz z Nim pomóc zbudować kulturę. Kulturę, czyli - środki porozumiewania się. Kultura bowiem nie jest sposobem spędzenia wolnego czasu, ale jest wszystkim, co umożliwia nam porozumiewanie się, rozmowę, zachowanie pamięci. Dlatego właśnie Bracia Sołuńscy tłumaczą na język słowiański (dziś: starosłowiański) księgi Pisma Świętego i teksty liturgiczne.

Ich działalność sprowokowała wielką awanturę: arcybiskup Salzburga, który rościł sobie wyłączne prawo do ewangelizacji słowiańskich Moraw - obejmujących również obecną Słowację, a prawdopodobnie i państwo Wiślan, czyli obszar Małopolski - wtrącił Cyryla i Metodego do więzienia. Oskarżono ich o herezję: czyż wolno w tak barbarzyńskim, słowiańskim języku głosić Ewangelię? Bracia odwołali się od tych niesprawiedliwych decyzji do patriarchy z Bizancjum, który ich posłał, jak i do biskupa Rzymu, który ich misję poparł i zgodził się na używanie języka słowiańskiego. Mamy więc w postaciach świętych Cyryla i Metodego wspaniały znak trwania jeszcze jedności Wschodu i Zachodu, jedności Kościoła, która wyrażała się w różnorodności, w wielości.

Wzruszające są w tekście encykliki ślady osobistej pamięci Autora. Długo jeszcze nie znajdziemy w encyklikach informacji, że np. język starosłowiański był długo używany w Krakowie, w kościele Świętego Krzyża, gdzie żyła gałąź benedyktynów słowiańskich. To z encykliki się dowiedziałem, że pierwsza drukowana książka liturgiczna w języku starosłowiańskim powstała w Krakowie. Aż w encyklice musiałem o tym przeczytać… Ale i nie ma się co dziwić, skoro Autorem jest były student z Krakowa, który - jak widać - dobrze zdał starocerkiewny na pierwszym roku, a pamięć miał - jak wiemy - bardzo dobrą.

Zwróćmy uwagę na ważną sprawę: encyklika daje okazję głębszego przemyślenia relacji między ewangelizacją i kulturą. Chrześcijanie są zobowiązani do uczciwego uczestnictwa w życiu publicznym. A przecież przestrzeń publiczna stanowi nie tylko przestrzeń polityki i gospodarki, ale także kultury! Jeżeli kultura straci świadomość i smak tego, co święte i sakralne, grozi jej banalizacja i nuda, bo będzie powtarzała tylko pseudonowoczesne, wytarte, jałowe znaki. Żebyśmy się dobrze rozumieli: nie chodzi o ukościelnienie kultury, chodzi przede wszystkim o to, by kultura złapała głęboki oddech, sięgający samych korzeni człowieczeństwa. A te korzenie nie są ani moje, ani twoje; te korzenie są jak puszcza - niczyje, tylko Boże. W tym tkwi głęboki sens ewangelizacji kultury, który przypominają nam ci święci słowiańscy.

I jeszcze jedno: od kilku lat podczas tzw. dwunastki, czyli Mszy w niedzielne południe w krakowskim kościele dominikanów, śpiewamy “Ojcze nasz" na melodię Rimskiego Korsakowa, używaną w liturgii Kościoła prawosławnego. Intencją było, aby w każdą niedzielę wołać do Ojca o łaskę dialogu między Kościołem zachodnim i wschodnim; szczególnie prosiliśmy o wymarzoną przez Jana Pawła II pielgrzymkę do Moskwy, możliwość spotkania z patriarchą Trzeciego Rzymu. Myślę, że wspomniane przemówienie z Gniezna czy też omawiana encyklika stanowiły duchowe przygotowanie do tej pielgrzymki. Bóg widocznie przełożył tę datę, ale my nadal będziemy trwali w modlitwie i wołaniu do Ojca, będziemy pamiętali o dwóch płucach i wrośnięciu chrześcijaństwa w dziedzictwo Europy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2005