Dusza patrzy na Mękę

"Gorzkie żale" uchodzą dziś za nabożeństwo przestarzałe, niepasujące do współczesności. Jak odkryć arcydzieło w tekście uważanym za emanację ludowej pobożności?

23.03.2010

Czyta się kilka minut

Miedzioryt z XVIII-wiecznego wydania „Gorzkich żalów” / własność Biblioteki Naukowej PAN i PAU w Krakowie /
Miedzioryt z XVIII-wiecznego wydania „Gorzkich żalów” / własność Biblioteki Naukowej PAN i PAU w Krakowie /

Takie przejmujące kazanie" - pamiętam, jak sąsiadka zwierzała się mojej mamie. Ksiądz nie był znany jako dobry kaznodzieja, nawet nie przeciętny. Sąsiadka, niezrażona sceptycyzmem mamy wyjaśniała, że wszystko przed oczami się jawiło i jak żywe się wydawało. Siedziałem na podłodze, zapewne coś podjadałem, może chowałem się pod stół, by tato mnie szukał; dotarło do moich uszu, że podczas "Gorzkich żalów" zawsze można usłyszeć dobre kazanie. Być może wtedy po raz pierwszy usłyszałem tę nazwę - i to oderwaną od zbitki "Droga krzyżowa i Gorzkie żale".

Poszukiwania

Bo w takim nieszczęsnym związku zwykle "Gorzkie żale" funkcjonują, a duszpasterze często dodają, że to wyjątkowe, dawne oraz typowo polskie nabożeństwo. Na tym niestety przeważnie kończy się zapał w zachęcaniu do uczestnictwa w nim. Chodziłem na "Drogę krzyżową", bo swoją atrakcyjnością przyciągała mnie od najmłodszych lat. Proboszcz dbał, by dzieci miały swoje osobne rozważania, by pojawiały się elementy inscenizacji. Przychodziłem po szkole i klękałem z innymi na "Uwielbiamy Cię Chryste", próbując włączyć się w surowy recytatyw odpowiedzi. Przyglądałem się nowoczesnym obrazom dołączonym do czternastu stacji i nie za bardzo mogłem rozpoznać na nich nawet jakieś postaci, dostrzegałem tylko ekstrawaganckie pociągnięcia pędzlem, ale i tak byłem zadowolony.

Takie przeżywanie Wielkiego Postu mi wystarczało. Rozważania jednak powtarzały się z roku na rok, coraz mniej cieszyły kolejne pomysły księży. Nabożeństwo, które - w przeciwieństwie do Mszy św. - miało mieć ciągle urok nowości i zmiany, przestało przyciągać. Na młodzieżową "Drogę krzyżową" za wcześnie, ale na tę "dla dorosłych" to chyba przyjść może każdy. Pewnego dnia zostałem więc z dorosłymi. I... nic nie zrozumiałem.

Szukając czegoś dla siebie, ciągle przypominałem sobie zbitkę z parafialnych ogłoszeń "Droga krzyżowa i Gorzkie żale". Ale nie poszedłem na drugie z tych nabożeństw. Nazwa wprawdzie była z tyłu głowy i kojarzyła się z wypowiedzią sąsiadki. A ja miałem już dość tych samych przykładów na kazaniach, odchodzenia od tematu. Dziwiłem się, że dorośli chcą nadal słuchać tego, co z ambon głoszą księża. Chciałem czegoś ciekawszego, chciałem dobrego kazania.

Lament Duszy

Przypominam sobie te chwile, gdy dziś kunszt poetycki i retoryczny ks. Wawrzyńca Stanisława Benika, który ułożył w 1707 r. "Gorzkie żale" (pod nazwą "Snopek miry"), są dla mnie oczywistością. Chciałem dobrego kazania, więc poszedłem na "Gorzkie żale". Nie mogę powiedzieć, że od razu byłem zachwycony. Początek może i owszem - monumentalne preludium na organach i gromki, rozdzierający śpiew, do jakiego nie zdążyłem się przyzwyczaić (parafia raczej nie słynie ze śpiewu płynącego z głębi duszy). Śpiew może i lepszy niż zazwyczaj, ale organista kiepski - nie potrafił oddać subtelności gorzkożalowych melodii, wszystko grał podniośle i głośno.

Kiedy po latach słuchałem zadziwiająco pięknej "Litanii do Wszystkich Świętych" wykonywanej na pogrzebie Jana Pawła II, zdumiałem się, że słyszę echa "Gorzkich żalów". Chorałowy, paradoksalnie mocny, choć lekki, pozbawiony patosu zaśpiew. Tak właśnie powinno się wykonywać "Lament duszy nad cierpiącym Jezusem"! Miłosne uniesienie przy inkantacji imienia "Jezus" i szeptem opadający recytatyw. Tymczasem wielu organistów - gdy już włączy tutti potrzebne do zagrania "Pobudki" - nie zrezygnuje z niego do końca, choć ani treść, ani linia melodyczna nie dają sposobności, by grać na wszystkich piszczałkach. I tak rodzi się zniechęcenie.

"Gorzkie żale" uchodzą dziś za nabożeństwo przestarzałe, niepasujące do czasów. Niefrasobliwi organiści, nieudolni poprawiacze tekstu, niechęć wiernych do szukania poetyckich niuansów. Jak łatwo nie zauważyć, że każdy z członów rozważania jest zupełnie inny w charakterze, jak łatwo ujednolicić odmienne melodie poszczególnych fragmentów, jak łatwo przeoczyć teologiczną i psychologiczną głębię sformułowań. Człowiek podchodzący do wiary refleksyjnie nie powinien ulegać stereotypom - pomyślałem. Udało mi się odkryć arcydzieło w tekście uchodzącym za emanację ludowej pobożności.

Ileż się nasłuchałem o antysemickości "Gorzkich żalów". W pierwotnej wersji w miejscach, gdzie dziś są słowa "wróg" czy "tłum", jest używane "Żyd". Ale czy użycie słowa "Żyd" oznacza uprzedzenie? Wystarczy przyjrzeć się tekstowi - autor używa go w sensie historycznym, bez negatywnego nacechowania. Podobnie zresztą mówi o rzymskich żołnierzach. Dopiero pozmieniany tekst budzi negatywne skojarzenia względem oprawców. Ksiądz Benik przytacza jedynie fakty - jeśli rozbudza emocje, to w stosunku do samego rozważającego.

A trzeba zwrócić uwagę, że rozważanie prowadzone jest w ciekawy sposób. Podmiotem przeżywającym jest Dusza. To ona widzi Golgotę, rozmawia z Matką Jezusa, opłakuje męczeństwo. Człowiek przychodzący na celebrację wciela (wdusza?) się w postać Duszy. Porzuca swoją perspektywę i przyjmuje zewnętrzną, zobiektywizowaną, która pokazuje Mękę z bardzo różnych punktów widzenia, bo "Gorzkie żale" to nabożeństwo dla każdego.

Żonglowanie gramatyką

Trudno nie zauważyć głębokiej uczuciowości tekstu, to rzuca się w oczy od "Pobudki". I nie najlepiej ustawia odbiór. Gdyby ktoś poznał "Gorzkie żale" bez "Pobudki", miałby zupełnie inne odczucia co do reszty tekstu. Jedynie bowiem początek można uznać za rzewny. Bardzo emocjonalne są "Rozmowy Duszy z Matką", ale w nich inaczej osiągane jest wzruszenie: przez ukazanie bardzo ludzkiej rozpaczy matki, która straciła syna; matki w depresji (a nie np. w histerycznym płaczu).

Samo określenie "rozmowy" jest mylące - Dusza zwraca się do Matki, wypytuje, prosi, ale Matka odpowiada tylko pozornie. Pogrążona w bólu nie widzi nic poza swoją sytuacją - nie zauważymy w jej zachowaniu nic poza człowieczeństwem, żadnego misjonizmu. To nie Matka Kościoła czy Pocieszycielka, ale kobieta u skraju nerwowego wyczerpania, myląca słowa, wyrzucająca z siebie skargi niezwiązane z wezwaniami Duszy.

Ksiądz Benik za swą metodę poetycką przyjął żonglowanie gramatyką. Jedna z pierwszych rzeczy, jakie można dostrzec w dziele, to mistrzowskie posługiwanie się wszelkimi dopuszczalnymi odstępstwami od gramatycznych zasad. Każdy "błąd" jest solidnie umotywowany. Wszędzie widać celowość i funkcjonalizację. Dusza, gdy chce się zganić, zwraca się do siebie w trzeciej osobie. Używa liczby mnogiej na zmianę z pojedynczą w zależności od tego, czy wypowiada swój spersonalizowany żal, czy włącza się w wołanie wspólnoty (choćby w jednym i tym samym zdaniu).

Sprawca Zbawienia

Pozorne sprzeczności logiczne - jak prośba o rozgrzanie uczuć i ich schłodzenie - czy to nie echa Pawłowego człowieka rozdwojonego? Z punktu widzenia dramaturgii punkty gorące i zimne rozłożone są doskonale i (co dowodzi ich świadomego użycia) podkreślone muzyką.

Umysł nienawykły do poetyckich konceptów, który woli ścisły raport niż metafory, otrzymuje "Lament duszy", czyli proste wyliczenie. Ekspresyjna poetyka "Pobudki", liryczno-epicki charakter "Hymnów", udramatyzowane "Rozmowy": widać wyraźne staranie, by zaspokoić rozmaite wymagania odbiorców, by spojrzeć na zbawcze wydarzenia z odmiennych punktów.

Zadziwiające jest ograniczenie doboru źródeł: ks. Benik udowadnia w "Przedmowie" (nie znajdziemy jej niestety w obecnych wydaniach), że zna różne niekanoniczne opisy Męki Pańskiej, by w samych pieśniach trzymać się opisu biblijnego. Pozbawia tekst nawet pewnych emocjonalnych szczegółów, które znajdziemy w Ewangeliach. Nie powinno ujść uwadze, że nie tylko nie doszukamy się tam płaczu jerozolimskich niewiast, ale nawet tak oczywistej sceny jak śmierć Jezusa. To zaskakujące, ale po prostu jej nie ma. Żeby pobudzić człowieka do żalu, nie trzeba mu ukazywać wszystkich okropności. Znajdziemy zaś - co może zaskoczyć - akcenty paschalne: nie tylko rozczulanie się nad skatowanym Jezusem, ale i uwagę, że jest on "sprawcą Zbawienia".

***

Powstanie "Gorzkich żali" to oddolna inicjatywa laikatu. Bractwo, które zajmowało się działalnością charytatywną, świeccy, świadomi swej roli w Kościele, uczestniczący w radzie parafialnej, zarządzili ułożenie nabożeństwa, które odpowiadało ich religijności. Zajął się tym gruntownie wykształcony promotor Bractwa, wykorzystał tradycję Kościoła, przetworzył znane pieśni, wyszukał melodie - biorąc co najlepsze ze skal kościelnych i łącząc to z wprowadzaną wtedy i królującą do dzisiaj tonalnością, w małych cząstkach przechodząc swobodnie od moll do dur.

Efekt do dziś zdumiewa, ale trzeba odrzucić klisze i spojrzeć na "Gorzkie żale" od nowa, a dzięki temu: na nowo przeżyć Pasję i Chrystusową Miłość.

Michał Buczkowski jest dziennikarzem, autorem książki "Gorzkie żale. Między rozumem a uczuciem". Prowadzi blog "Gorzkie żale" na platformie liturgia.pl. Bada literaturę dawną i różne formy pobożności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2010