Duch Nemezis

Prof. Witold Kulesza: Po co "babrać się w przeszłości"? Dla przyszłości. Bo jeśli tego robić nie będziemy, to dokonamy amputacji tej części wiedzy historycznej, w której mieści się odpowiedź na pytanie: czy to wszystko miało sens? Rozmawiał Dariusz Jaworski

08.06.2010

Czyta się kilka minut

Dariusz Jaworski: Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu powstał na bazie... Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - Instytutu Pamięci Narodowej. Zmiana kolejności dwóch członów nazwy, zamiana słowa "badania" na "ścigania" oraz rezygnacja z przymiotnika "główna" to wystarczające powody, aby przed prawie 12 laty Sejm RP przyjął Ustawę o IPN?

Witold Kulesza: Pozornie wygląda tak, jak pan to - rozumiem, że prowokacyjnie - przedstawił. W rzeczywistości za utworzeniem IPN przemawiały bardzo poważne argumenty, których nie można sprowadzać li tylko do zmian leksykalnych.

Jakie to argumenty?

W drugiej połowie lat 90. kierowałem łódzkim oddziałem Komisji. Doświadczenia pracy prokuratorów badających przede wszystkim zbrodnie komunistyczne wskazywały, że dotychczasowa formuła funkcjonowania Komisji nie jest wystarczająca - okazywało się bowiem, że np. brak bezpośredniego dostępu do archiwów bezpieki utrudnia albo wręcz uniemożliwia postawienie zarzutów sprawcom tych zbrodni. Z tego punktu widzenia powstanie instytucji, która by łączyła w sobie funkcje archiwalną, prokuratorską oraz edukacyjną (bo taką również dotychczas pełniła Główna Komisja), wydawało się więc konieczne.

Zamiana słowa "badania" na "ścigania" miała również głęboki sens. Otóż, prokuratorzy Komisji nie mieli pełnych uprawnień prokuratorskich: prowadzili śledztwo w sprawie, ale nie przeciwko konkretnym osobom; nie oni pisali akty oskarżenia i nie oni je popierali przed sądem. Zgodnie z obowiązującą ustawą musieli bowiem śledztwo przekazać prokuraturze powszechnej i dopiero ona mogła sporządzić akt oskarżenia przeciwko konkretnej osobie. Taki stan rzeczy prowadził niektóre śledztwa na manowce, czego przykładem może być sprawa pogromu kieleckiego, która toczyła się na tyle długo, że w tym czasie umierali kolejni potencjalni oskarżeni. Obecnie, w Ustawie o IPN, prokuratorzy Instytutu mają pełne prawa prokuratorskie, łącznie z prawem występowania przed sądem i wnoszeniem apelacji.

Niemcy "swój IPN", czyli tzw. Instytut Gaucka, utworzyli w 1991 r. Dlaczego polski IPN powstał tak późno? Nie było woli społecznej i politycznej?

Odpowiedzialnie mogę mówić tylko o swoich doświadczeniach... Niemcom, gdy tworzyli Instytut Gaucka, przypatrywałem się z wielką uwagą - oni m.in. uznali, że archiwa tajnej policji nie powinny służyć tylko prokuratorom, ale również osobom pokrzywdzonym przez aparat komunistycznego państwa. Takich rozwiązań w Polsce nie mieliśmy, a - moim i wielu innych osób zdaniem - mieć powinniśmy.

Nie chcę mówić, czy wola, o którą pan pyta, była, czy też jej nie było. Mogę jednak stwierdzić, że pojawiła się w 1997 r. podczas przygotowywania programu Akcji Wyborczej Solidarność. Pamiętam, że wtedy o tych kwestiach rozmawiałem z Januszem Pałubickim, późniejszym ministrem-koordynatorem służb specjalnych w rządzie Jerzego Buzka. Gdy rząd AWS już powstał, minister Pałubicki patronował pracom nad przygotowaniem Ustawy o IPN, do których zaproszono historyka prof. Andrzeja Paczkowskiego oraz dwóch prawników: prof. Andrzeja Rzeplińskiego oraz moją skromną osobę.

Jakie były skutki tak późnego powołania IPN?

Z pewnością negatywnym skutkiem było to, że przeciwnicy Instytutu zadawali pytanie, które w intencjach podważało sens jego istnienia: "Po co teraz powoływać Instytut?". I dodawali: "Trzeba było to zrobić 10 lat temu. Teraz jest już za późno, chyba że AWS-owi chodzi o zemstę polityczną oraz o wyeliminowanie przeciwników". Mówiono też, że "IPN będzie grał teczkami"... Tym samym wytwarzano atmosferę, która dezorientowała dużą część opinii publicznej. Ludzie pytali: "Skoro Niemcy zrobili to 10 lat temu, a wy wiedzieliście, jak oni to zrobili, to dlaczego decyzję podejmujecie dopiero teraz?!".

I właśnie w tym porównaniu do Niemców najjaskrawiej widać negatywne skutki tak późnego utworzenia IPN. Otóż, wśród wielu nowych obywateli Republiki Federalnej Niemiec powstanie Instytutu Gaucka odbierane było jako widoczny znak przełomu. To, co kiedyś wydawało się niedostępne, czyli poznanie prześladowców oraz mechanizmów zniewolenia, nagle dzięki dostępowi do archiwów stało się możliwe.

Czyli powstała swoista "śluza" oczyszczająca morale niemieckiego społeczeństwa?

Tak.

Tymczasem w Polsce IPN nie stał się analogiczną śluzą.

Bo nie mógł się stać! I właśnie dlatego, że powstał za późno! Jestem przekonany, że gdyby IPN został utworzony na początku procesu transformacji, to zdecydowana większość opinii publicznej odbierałaby go pozytywnie, a przeciwnikom nie udałoby się w wielu ludziach zaszczepić wirusa podejrzliwości, którego wyrazem jest przyprawiona Instytutowi "gęba".

Blokowanie powstania IPN nie skończyło się z chwilą przyjęcia Ustawy, czyli 18 grudnia 1998 r. Instytut zaczął bowiem działać dopiero w połowie 2000 roku. Dlaczego?

Po okresie vacatio legis, teoretycznie od 19 stycznia 1999 r. IPN mógł rozpocząć swoje działanie. Zgodnie z Ustawą, warunkiem do tego było jednak wybranie prezesa Instytutu - to on mógł zacząć tworzyć struktury instytucji. Niestety, przez ponad rok nie udało się tego zrobić: najpierw przedłużało się powołanie przez Sejm Kolegium IPN, które rekomendowało parlamentowi kandydata na prezesa, potem, gdy Kolegium już się ukonstytuowało, pojawił się problem wyboru prezesa.

Kandydował Pan na to stanowisko, ale Sejm odrzucił Pańską osobę...

Początkowo nie zamierzałem kandydować, ale uległem namowom ministra Pałubickiego. Użył on argumentu natury etycznej. Powiedział: "Nie może się pan teraz dystansować od celów ustawy, której projektu jest pan współautorem". Sejm w listopadzie 1999 r. nie przyjął jednak mojej kandydatury...

...o czym przede wszystkim zdecydowali posłowie lewicy i PSL-u. Chodziło o Pana czy o dalsze blokowanie ustawy?

Według relacji ówczesnego przewodniczącego Kolegium IPN dr. Andrzeja Grajewskiego, który przedstawiał Sejmowi mój życiorys, z lewej strony sali poseł Piotr Gadzinowski krzyknął: "Sługa czarnych!". Stało się to w momencie, gdy mówca odczytywał fragment o prowadzonych przeze mnie wykładach w stanie wojennym dla słuchaczy duszpasterstw akademickiego i rolniczej Solidarności. Niech ta anegdota posłuży za moją odpowiedź...

Pierwszego prezesa IPN udało się w końcu wybrać w czerwcu 2000 r. Jakie były społeczne skutki tej półtorarocznej zwłoki?

Ponieśliśmy niepowetowane straty. Z chwilą wejścia w życie Ustawy o IPN przestała bowiem obowiązywać Ustawa o Głównej Komisji, co skutkowało zawieszeniem wszystkich śledztw prowadzonych przez naszych prokuratorów. A przecież czas bardzo się liczył: po prostu umierali pokrzywdzeni, sprawcy i świadkowie. Nasi niemieccy partnerzy nie potrafili zrozumieć tej sytuacji.

Czy jednak nie mogliście Panowie, jako twórcy Ustawy, przewidzieć takiej sytuacji? Przecież zasada wyboru prezesa przewagą trzech piątych głosów - bezprecedensowa w polskim ustawodawstwie - dawała podstawy do obaw, że tej wymaganej większości przez długi czas nie uda się zebrać.

Myśmy to przewidzieli! I dlatego w pierwotnej wersji Ustawy o IPN był zapis, że do chwili wybrania prezesa będzie obowiązywała Ustawa o Głównej Komisji. Ten zapis został uznany jednak za prawne kuriozum i zakwestionowany w Senacie, z czym potem również zgodziła się Izba Niższa.

Do grona przeciwników Ustawy o IPN dołączył też ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski...

I ją zawetował. Ale na szczęście to weto zostało odrzucone.

Nim Instytut wreszcie zaczął działać, kilkakrotnie Ustawa była nowelizowana. Dlaczego?

Spodziewając się reakcji przeciwników, w tym prezydenta Kwaśniewskiego, staraliśmy się antycypować ich zarzuty.

A czego nie udało Wam się przewidzieć?

Muszę się przyznać, że nie spodziewałem się zarzutów dotyczących użytej w Ustawie definicji zbrodni komunistycznej. Wydawało mi się, że taki zarzut nigdy nie zostanie podniesiony.

Dlaczego?

Z definicji zbrodni komunistycznej wynika, że są nimi nie tylko czyny, które w kodeksie karnym należą do kategorii zbrodni, ale również występki. Np. w czasach stalinowskich torturowanie człowieka, psychiczne i fizyczne znęcanie się nad nim było tylko występkiem w rozumieniu Kodeksu Karnego z 1932 r., który wtedy obowiązywał. Uznaliśmy jednak, że ten występek jest zbrodnią komunistyczną w rozumieniu Ustawy o IPN, jeżeli występek znęcania się był popełniany w sposób, który odpowiadał definicji zbrodni, do której to z kolei definicji należało również pogwałcenie elementarnych praw człowieka. Taką właśnie zbrodnię popełniali funkcjonariusze UB.

Krytycy tej definicji - do których wtedy dołączył m.in. piórem Jana Widackiego "Tygodnik Powszechny" - mówili: "To jakiś prawniczy nonsens! Ustawa ta jest sprzeczna z elementarnymi zasadami prawa karnego, bo to, co w chwili czynu było tylko występkiem w rozumieniu wówczas obowiązującego prawa, tworzy nową kategorię zbrodni komunistycznej".

Dzisiaj więc mogę powiedzieć: opracowując tę definicję, zabrakło mi wyobraźni, że przeciwnicy mogą ją zakwestionować.

Z krytyką spotkała się też definicja osoby pokrzywdzonej, co znalazło finał w Trybunale Konstytucyjnym.

Definicja pokrzywdzonego została wprowadzona po to, żeby dać szczególną satysfakcję tym, którzy byli prześladowani przez aparat bezpieczeństwa. Wychodziliśmy z założenia, że akta muszą być udostępnione pokrzywdzonym ze względu na historyczną sprawiedliwość - ci ludzie byli krzywdzeni przez system bezprawia. Mówiąc bardziej metaforycznie: uznaliśmy, że w Ustawie musimy kierować się założeniem, iż istnieje Nemezis nie jako mścicielka, tylko jako historyczna sprawiedliwość. Tym samym owa Nemezis pojawiła się w definicji pokrzywdzonego, który ma prawo poznać dane swoich krzywdzicieli oraz mechanizmy bezprawia.

I znowu się przyznaję: nie spodziewałem się, że interpretacja definicji pokrzywdzonego doprowadzi do kwestionowania samego pojęcia.

W ostatniej nowelizacji Ustawy o IPN pojęcie pokrzywdzonego zniknęło...

...a wraz z nim ulotnił się też duch dziejowej Nemezis.

Od ponad trzech lat w strukturze IPN działa czwarty pion - lustracyjny. Włączono go mocą Ustawy z 18 października 2006 r. I to właśnie ten pion budzi największe polityczne i społeczne kontrowersje. Czy dobrze się stało, że ściganie kłamców lustracyjnych powierzono IPN-owi?

Nie identyfikuję się z tą zmianą. Sama idea Ustawy o IPN została też ujęta w nazwie Instytutu, a szczególnie w jego drugim członie: Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Proszę uwzględnić semantykę określenia "zbrodnia przeciwko Narodowi Polskiemu" i odnieść ją do czynu sprawcy, który współcześnie składa fałszywe oświadczenie lustracyjne. To znaczy: pojęcie "zbrodnia przeciwko Narodowi Polskiemu" jest pojęciem o tak dużym ciężarze gatunkowym - również gdy chodzi o historyczną sprawiedliwość - że jest nieporozumieniem zrównanie go z "kłamstwem lustracyjnym". Innymi słowy: kłamstwo lustracyjne, mimo że jest czynem godnym potępienia, nie osiąga jednak rangi zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Chcę być dobrze zrozumiany: nie jestem przeciwnikiem lustracji ani ścigania kłamców lustracyjnych, ale jestem przeciwny włączeniu zadań lustracyjnych w strukturę IPN-u.

Co by się stało, gdyby IPN został rozwiązany?

Kiedy Joachim Gauck skończył drugą kadencję szefowania niemieckiemu Instytutowi, pojawiła się propozycja nowelizacji ustawy, aby mógł on pozostać na trzecią kadencję. Gauck odmówił, ponieważ obawiał się, że potem Instytut zostanie zlikwidowany. Uważał, że gdyby tak się stało, to tym samym doszłoby do cofnięcia historii oraz do odejścia od aksjologii tworzonej w nowej rzeczywistości.

Gdybyśmy zlikwidowali IPN, to zbrodniarze i krzywdziciele czasów komunistycznych, których udało się postawić przed wymiarem sprawiedliwości, sami występowaliby w roli pokrzywdzonych. Doszłoby więc do koszmarnego odwrócenia ról! Skazani dawni esbecy mówiliby: "Zostałem skrzywdzony, bo prześladował mnie IPN. Winne jest państwo, które dopuściło do istnienia i działania tej przestępczej organizacji!".

Jestem więc przekonany, że likwidacja IPN wyrządziłaby niepowetowane szkody w całym systemie aksjologii Polski jako demokratycznego państwa prawnego.

Niektórzy pytają: "Po co ciągle babrać się w przeszłości?"...

Dla przyszłości. Chodzi o to, że egzystencja w realiach współczesności zwalnia nas od wyborów, za które trzeba płacić wysoką cenę. Udział zwykłego obywatela w życiu publicznym demokratycznego państwa prawnego sprowadza się często do uczestniczenia w wyborach. Jeśli ten wybór się nie sprawdza, to płaci się za niego co najwyżej cenę własnej irytacji. Ale przecież w tak komfortowej sytuacji jesteśmy dopiero od niedawna i żeby jej doświadczyć, musieliśmy przejść długą drogę. Istnienie IPN daje szansę poznania tej drogi. Więcej, daje szansę poznania sensu przemian przełomu lat 1989/90: po co w ogóle wyzwoliliśmy się z opresji reżimu komunistycznego; czym obecny czas różni się od tamtego, gdy "wprawdzie mięso było na kartki, ale za darmo dawano mieszkania". A sens ten zrozumieć możemy poznając przeszłość. Jeżeli zatem nie będziemy "babrać się w przeszłości", to dokonamy amputacji tej części wiedzy historycznej, w której mieści się odpowiedź na pytanie: czy to wszystko miało sens?

Prof. Witold Kulesza jest prawnikiem, specjalistą prawa karnego materialnego. Pracownik Uniwersytetu Łódzkiego, autor wielu publikacji naukowych; w latach 1994-98 przewodniczący Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi; od roku 1998 do 2000 dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie do października 2006 r. szef pionu śledczego IPN; współautor projektu Ustawy o IPN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „10 lat z IPN (24/2010)