Drugi koniec miłości

Wygląda na to, że swym tekstem Koniec miłości, koniec świata dotknąłem, a nawet obraziłem wielu. Nie chciałem tego. Będąc sam pełen wad i słabości, nie mam żadnego moralnego mandatu, by potępiać jakiekolwiek konkretne osoby. Na przykład, ten wrażliwy, inteligentny chłopak, tak beznadziejnie zakochany w swym szkolnym koledze - jak mógłbym go potępiać?.

21.11.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 341593|prawo|1---Wszystkich przeto, którzy poczuli się dotknięci mym tekstem, przepraszam. Dziękuję też mym Polemistom, że zechcieli wskazać manowce i mielizny mego myślenia. Z zarzutami, dotyczącymi bardziej mnie osobiście niż problemu, chętnie się godzę. Chociaż, mówiąc szczerze, ten facet, o którym piszą moi Polemiści, ten tzw. “prof. Filek", to według mnie wredny typ. Jego poglądy okazują się bliskie faszyzmowi, rasizmowi, jakiejś prymitywnej ideologii skrajnej prawicy. Ów “prof. Filek" gotów jest nawoływać do pogromu homoseksualistów, księży katolickich i rozmaitej maści samotników, którzy wymigują się od płodzenia dzieci. I to mam być ja? Przecież to potwór.

Podstawowym problemem dla mnie nie jest jednak mój tekst i moje w nim błądzenie, a na pewno już nie moja osoba. Problemem jest to, z czym ten tekst próbował się zmierzyć. Dlatego nie chcę dyskutować o mym tekście, jeżeli ta dyskusja miałaby odwracać uwagę od problemu, który chciałem nim podjąć. Ponadto, z całym szeregiem formułowanych przez mych oponentów tez w zupełności się zgadzam, myślę podobnie. To natomiast, że formułowane są one niejako w opozycji do mnie, z założeniem, jakobym ja myślał przeciwnie, ma charakter nieporozumienia, za które zapewne sam ponoszę odpowiedzialność.

Licząc tedy na cierpliwość Redakcji “TP", a przede wszystkim na cierpliwość Czytelników, spróbuję raz jeszcze przedstawić ów podstawowy problem, który “Końcem miłości..." tak niefortunnie usiłowałem przedłożyć do namysłu. Bynajmniej nie chodziło mi więc o homoseksualizm. Chodziło mi o słabnięcie miłości, miłości wiążącej kobietę i mężczyznę, oraz o konsekwencję tego faktu, jaką - moim zdaniem - jest owo “nie--chcieć-dziecka". Idzie mi o coś, co ma charakter dającej się zaobserwować tendencji, a nie o potępianie konkretnych osób, na przykład osób, które nie mogą mieć dzieci czy też mogąc, rezygnują jednak z tego dla wyższych racji (intensyfikowanie konsumpcji taką racją nie jest). Nie chodziło mi też o pochwałę witalizmu, rozrodczości jako wartości biologicznej. Dziecko i jego sprowadzenie na świat nie są dla mnie kategoriami biologicznymi, lecz ontologicznymi.

Miłość kobiety i mężczyzny, z całym jej nie dającym się niczym zastąpić metafizycznym wymiarem, uważam za konstytutywną dla europejskiej duchowości, jaka ukształtowała się w II tysiącleciu n.e. Od razu też przyznaję się do grzechu: z tą duchowością się identyfikuję, tej duchowości chciałbym bronić. Nie zamierzam jednak żadnego podboju, nie chcę jej narzucać innym. Jestem pełen podziwu dla wysokich kultur Indii czy Chin, ale nie pragnę azjatyzacji Europy, tak samo jak nie pragnę jej amerykanizacji czy islamizacji. Nie zamyślam też budowy jakiegoś izolującego kordonu, nie dopuszczającego żadnych obcych ingrediencji. To nie jest ksenofobia, to jest niepokój związany z obserwowanym słabnięciem źródeł.

Mężczyzna żyjący bez kobiety i kobieta żyjąca bez mężczyzny, nie jako konkretny, pojedynczy przypadek, który daje się wyjaśnić i usprawiedliwić, ale jako tendencja, oznacza, moim zdaniem, zmierzch Europy. Kiedy Lévinas przypomina starą mądrość, iż “mężczyzna bez kobiety pomniejsza obraz Boga", wcale nie chce deprecjonować samotnych mężczyzn, ale jedynie ukazać transcendencję, jaka możliwa jest tylko w miłości erotycznej mężczyzny i kobiety, w pieszczocie i rozkoszy, w akcie płodzenia, w relacji rodzicielstwa. Już w latach czterdziestych ubiegłego stulecia postulował on, iż “powinno się doceniać właściwą rangę ontologiczną płodzenia - czego nigdy dotąd jeszcze nie zrobiono".

Dla mężczyzny podstawową relacją Ja -Ty jest “relacja z innością kobiety" (Lévinas, “Całość i nieskończoność"). Miłość wiążąca mężczyznę i kobietę nie jest tedy jakąś “orientacją seksualną", obok której postawić można na równych prawach inne “orientacje seksualne". Miłość erotyczna w swej istocie jest heteroseksualna, zakłada radykalną inność osoby ukochanej. “Miłość - dalej cytuję Lévinasa - to relacja z innością, z tajemnicą, to znaczy z przyszłością", zaś “patetyzm relacji erotycznej to fakt bycia we dwoje oraz to, że inny jest tu zupełnie inny". Pełnia miłości wymaga radykalnej inności. Homoseksualizm nie zna radykalnej inności i nie nawiązuje istotnej relacji z przyszłością. Życzę osobom nieodwracalnie zatrzaśniętym we własnej płci szczęścia w ich miłości, życzę im, by nie czuli się we współczesnym społeczeństwie zaszczuci, by znaleźli uznanie dla swych zalet. Nie mogę jednak przymykać oczu na fakt, iż miłość homoseksualna jest pewnego rodzaju narcyzmem płci, że rodzi się często w zalęknieniu innością. Miłość kobiety i mężczyzny jest otwieraniem się na inność, odkrywaniem inności, uczeniem się inności. Owoc tej miłości, dziecko, jest szansą na wykroczenie poza egoizm we dwoje.

Mężczyzna, który kocha kobietę, a nie jedynie pożąda, pragnie mieć z nią dziecko. Kobieta, która kocha mężczyznę, a nie jedynie się z nim bawi, pragnie mieć z nim dziecko. “Miłość szuka czegoś, co nie ma struktury jestestwa, lecz jest nieskończenie przyszłe, co ma się dopiero narodzić". W pełnię miłości wstępuję, kiedy kocham Innego i kiedy Inny kocha mnie, i kiedy “w tej transsubstancjacji, Toż-Samy i Inny nie zlewają się ze sobą, ale - poza wszelkim możliwym projektem, poza wszelką świadomą władzą - płodzą dziecko. (...) W rozkoszy zarysowuje się już relacja z dzieckiem - pragnienie dziecka, będącego jednocześnie kimś innym i mną samym, pragnienie, które spełnia się w samym dziecku" (tamże). Miłość umożliwia nadejście przyszłości pod postacią dziecka. Relacją z tą przyszłością jest właśnie płodzenie. Polegająca na płodzeniu relacja z dzieckiem “ustanawia - wedle Levinasa - stosunek z absolutną przyszłością lub z nieskończonym czasem". Przyszłość “wymaga inności Ukochanej".

Kiedy kobieta i mężczyzna zostają matką i ojcem, jest w tym jakaś ostateczność. Kochanek może zawsze przestać być kochankiem, zawsze może tę rolę opuścić, ojciec i matka - nie. Owa nieodwołalność nie ma charakteru konwencjonalnego, społecznego, jest ontologiczna. Kiedy zatem szerzyć się zaczyna ów model życia w pojedynkę, czy kiedy kobieta i mężczyzna żyjąc razem nie chcą mieć dzieci, bowiem wartości hedonistyczne i utylitarne są dla nich ważniejsze, słabnie świat, do którego należą, słabnie Europa, a wraz z nią wartości, jakie ją ukonstytuowały, w tym również wartość tolerancji.

W czasach zamętu aksjologicznego i ogólnej dezorientacji w kwestiach stanowiących interes rozmaitych grup nacisku należy unikać wszelkiego mętniactwa, mowa nasza winna być jednoznaczna.

Za świat człowieka, za jego przyszłość odpowiedzialny jest tylko człowiek. Człowiek nie ma wolności wyrzeczenia się tego odpowiadania, tak jak ojciec nie może wyrzec się swego odpowiadania za dziecko. To, że człowiek tej odpowiedzialności nie podejmuje, niczego nie zmienia w tym, że to on jest odpowiedzialny. Dlatego odpowiedzialność jest dopiero tą podstawą, na której pojawić może się wolność, wolność, której nie myli się już ze samowolą (uleganie zachceniu nie jest wolnością). Możesz żyć, jak chcesz, ale nie każde “jak" podtrzymuje istnienie świata człowieka. Jeżeli zatem przyszłość świata człowieka nie jest ci obojętna, musisz rozstrzygnąć, czy twój sposób życia nie wpisuje się w jakąś tendencję, która nasiliwszy się może zagrozić akceptowanemu przez ciebie światu. Trzeba nie mieć dobrze w głowie, żeby potępiać, na przykład, Wittgensteina za jego homoseksualizm. Jeżeli jednak ktoś taki jak ja, sam pełen win, rozumie, że homoseksualizm nie jest wyłącznie sprawą genetyki, lecz że wyzwoleniu się i utrwaleniu zachowań homoseksualnych sprzyjać mogą pewne warunki zewnętrzne, to nie będzie sprzyjał umacnianiu się tych warunków. Jeżeli ktoś taki, sam rozpustnik i abnegat, rozumie jednak, że zwiedziony i odurzony urokami konsumpcji człowiek gotów jest rezygnować z miłości, z transcendowania siebie i fundowania przyszłości, to nie będzie w imię fałszywie pojętej i zabsolutyzowanej wartości tolerancji akceptująco się temu przyglądał.

Człowiek albo świadomie wybiera to, jak żyje, albo bezwiednie przyjmuje jakiś sposób życia, który zostaje mu narzucony.

W obu jednak przypadkach jego sposób życia podlega zasadzie odpowiedzialności. Jeśli więc odpowiadam za to, jak żyję, i jeśli to, jak żyję, nie pozostaje bez związku z tym, co dzieje się ze światem, to moja odpowiedzialność za swój sposób bycia i moja odpowiedzialność za świat, w którym żyję i w którym żyć mają następne pokolenia, stanowią jedno.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2004