DRUGI DZIENNIK PILCHA

Instalatorom systemu melioracyjnego na Narodowym musiała kołatać w głowach pozornie racjonalna refleksja: po co tu odwadnianie?

12.11.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Andrzej Dudziński
/ Fot. Andrzej Dudziński

Przecież tu jest dach, jak będzie padać, dach się rozłoży. Po co melioracja w pomieszczeniu, w którym jest albo w każdej chwili może być dach?

14 października | Nie wyglądało to dramatycznie: któregoś dnia wyrzekł się wszelkich aspiracji, olał obowiązki, położył lagę na nauce. W drugiej licealnej, w czasie lekcji polskiego prowadzonej przez śp. Janka Kropa wstał z ławki, wyszedł z klasy, „opuścił teren szkoły” i tyle go widzieli. To znaczy „tyle go widzieli” w szkole – w Wiśle był widoczny, wręcz można powiedzieć, że uczynił, co uczynił, by nigdy nie opuszczać Wisły, nie wyjeżdżać na studia do Krakowa, Warszawy czy od razu Paryża, Londynu. Ostentacyjnie i nieodwracalnie odcinając sobie drogę, paląc „przed sobą” mosty, postanowił nie zostawiać mitycznej krainy dzieciństwa, nie stawiać na zastępcze więzi nostalgiczne; zamiast od czasu do czasu (np. podczas lotu z Adelajdy do Toronto albo podczas przechadzki nad Tybrem) przypominać sobie obłoki nad Czantorią, zdecydował, że szlaki tych obłoków kontrolował będzie na miejscu, że przez całe życie będzie się budził w Wiśle i zasypiał w Wiśle. I faktycznie został, został w sensie ścisłym, bardzo nieliczne były jego podróże, został, można wręcz powiedzieć, że przez 60 lat dzień w dzień słuchał dzwonów oznajmujących luterskie południe; parę razy zresztą Andrzej Kościelny zabrał nas na wieżę, do dziś nie znam większego zaszczytu, niż być – nawet sezonowym – dzwonnikiem; ma się rozumieć, dzwon Jury brzmiał najpiękniej i najdonośniej.

Został, był i widać było, że jest; nieraz od rana do wieczora, nieraz całą dobę albo jeszcze więcej kręcił się tu („Zdrojowy”) i ówdzie („Piast”) – do domu nie lubił wracać. Nie lubił, bo miał świadomość, jak zawiódł? Czy też nie lubił, bo nie mógł przestać myśleć o zawodzie, jaki go tam spotkał? Jedno i drugie? Jak powszechnie wiadomo: zawsze są dwa wyjścia.

Dom Jerzego to były pocztowe dwa pokoje plus jego Kwatera Główna: wąska jak chodnik w kopalni nyża za kuchnią. Ciasnota nie sprzyja zdradzie? Ale sprzyja zbrodni. Sprzyja też fałszywej ocenie i fatamorganie. Co się zresztą stało, to się stało, całego życia nie powinien kłaść na szali. Niestety tak było wygodniej. Dokładniej: już było za późno, żeby mogło być niewygodnie.

Biegli w piśmie okoliczności wejścia w nałóg nie tyle lekceważą, co – powiedzmy – unikają ich demonizowania. Wiadomo, że chodzi o jakiś kłopot, wiadomo, że chodzi o jakiś mniejszy lub większy kłopot – rozbrajająco rozkładają ramiona – no, ale jakby każdy, kto ma jakiś kłopot, reagował całożyciowymi konsekwencjami? Wejście jest zawsze punktowe, punktowość jest zawsze do przezwyciężenia. Chyba że jest to punkt, w którym człowiekowi świat się wali. Ale i to nie jest usprawiedliwienie. Gdyby każdy, komu się świat wali, reagował etc., etc. Zdziwiony jego już skończonym życiem chyba bym chciał, żeby mu się wtedy, u progu rezygnacji, świat zawalił. Pasowałoby to do nie naśladującego rzeczywistości opowiadania, ale jemu świat w całej jego nudzie mógł się nie zawalić.

15 października | Nie wyglądało to dramatycznie? Chłopak Wzór, Duma Matki, Nadzieja Wisły, Prymus nad Prymusami przerywa naukę w liceum, czyni to grubo przed maturą, zaczyna byle jak żyć i nigdy się z upadków nie podnosi. Zamiast kierować ośrodkiem badań jądrowych albo kosmicznych, prowadzić pod Los Angeles legendarną klinikę chirurgii plastycznej albo przynajmniej wykładać na dublińskiej polonistyce – on pewny in spe noblista zostaje wiślańskim kloszardem, w najlepszym razie robotnikiem niewykwalifikowanym; jeśli to nie jest dramatyczne – to co jest dramatyczne?

Wtedy, kiedy się to działo, było to sensacyjne, ale nie dramatyczne, nie tylko ja, wszyscy wiedzieli, że w Jurku są zapasy sił i możliwości dające mu prawo do długiej przerwy w dotąd nieprzerwanie mrówczej egzystencji. Wziął od życia urlop dziekański, odetchnie i wróci? Nie wróci? Umarł? Umarł na z lekka przedłużającym się, ale jednak urlopie?

Umarł za wcześnie, jakby żył, niejednej sprawie swobodnie dałby radę. Gorzałce też dałby radę. Picie jego zresztą było dziwne, jeśli można tak powiedzieć: nienaturalne, równie desperackie, co niewiarygodne, czasem zdawało się, że z dziwną rozpaczą wymusza na sobie alkoholizm.

Oczywiście wiem: pomijam wydarzenia tak kluczowe, że nie sposób zrozumieć, o co chodzi, a ponieważ pomijać muszę, kończę pośmiertny portret Jerzyka Cieślara. Pomijam wydarzenia czy widma wydarzeń? Dopisuję rzeczy nieistniejące, czy raczej nie mam pojęcia, co naprawdę się działo? Miał kłopot?

Duży? Taki sobie.

16 października | Od lat mieszkał na swoim, w całkiem fajne wrażenie sprawiających kameralnych blokach przy rzece. W zeszłym tygodniu w jego mieszkaniu rozległ się dziwny krzyk, potem zapadła cisza, potem go znaleźli.

17 października | Pomimo iż przesunięcie meczu z wczoraj na dzisiaj najwyraźniej zaszkodziło Anglikom, pomogło naszym; pomimo iż Anglicy (jak na nich) zagrali nędznie, Polacy (jak na nas) wybitnie; pomimo iż bojaźliwie (czego się bali?) grający nasi przeciwnicy dawali nam to, co lubimy (to, co każdy lubi, my jednak z racji immanentnej niesprawności najbardziej): miejsce i czas na rozwijanie akcji – pomimo tych i paru innych jeszcze sprzyjających okoliczności, nie byliśmy w stanie z nimi wygrać, ergo nie wygramy z nimi już nigdy. Jeśli wczoraj nie – nigdy nie.

Jak powszechnie wiadomo, Anglicy są – tak jak Włosi, Niemcy, Hiszpanie, Holendrzy, Francuzi, Szwedzi i prawdę powiedziawszy wszyscy pozostali – poza naszym zasięgiem. Znaczy to, że są tak odwiecznie i tak niezmiennie lepsi, że praktycznie wygrają z nami zawsze. Mamy teoretyczne i wyłącznie z zabobonu zwanego rachunkiem prawdopodobieństwa wynikające szanse wygrać z nimi co dwudziesty, góra co dziesiąty raz, a i to tylko wtedy, gdy spełnione są pewne warunki, gdy mianowicie oni są w wyjątkowo słabej, my w wyjątkowo wybitnej formie, gdy okoliczności (pogoda, ciśnienie, zdrowie, stan boiska i kibiców) etc., etc. nam sprzyjają, im nie. Tylko w takiej konstelacji jesteśmy w stanie z nimi wygrać – dziś była taka konstelacja, nie wykorzystaliśmy jej, nie wygraliśmy; remis wywalczony w takich warunkach jak dzisiejsze jest klęską. Jutrzejsze gazety będą pisać o „cennym z nutką niedosytu remisie” – nie dajcie się na to nabrać, najbliższe mecze z nimi będą czarną serią. Remis z Anglią zawsze jest sukcesem? Z Anglią tak grającą jak dziś każdy wynik prócz zwycięstwa jest dotkliwą porażką.

18 października | Nie nabierajmy się, jako polscy kibice z natury rzeczy jesteśmy frajerami. Nie dajmy się dodatkowo robić w trąbę, nie właźmy bezrefleksyjnie w rzekomy skandal z niesprawną melioracją, niezamkniętym dachem i w ogóle nienadającym się do użytku Stadionem Narodowym – nic aż tak kompromitującego się nie stało, mecz o dzień przełożony? To raczej tryumf, pół świata już jest zdania, że był to starannie przemyślany i precyzyjnie przez wiadome służby naszykowany pseudosabotaż, który miał ugodzić w Anglię. Kiedyś Helenio Herrera lisio gasił światła na stadionie w Strasburgu podczas boju Górnika z Romą, teraz Polacy przebiegle Narodowy podtapiają... Udał się fortel? Prawie się udał... W każdym razie wszelkie pogłoski przypisujące nam staranność koncepcji, w ogóle myślenie, to są perły i medale, nie żaden wstyd. Pielęgnujmy ikonę zalanego boiska, ona znakiem zmyślności naszej! Prócz tego najzwyczajniej w świecie: gdy się ma aż takie cacko jak Narodowy, mogą się zdarzać – zwłaszcza na początku – błędy w obsłudze. Tym bardziej że Stadion ma system podwójnej asekuracji przed przykrymi warunkami atmosferycznymi, np. przed deszczem. Podwójne zabezpieczenie ma liczne zalety i jedną wadę: często jest słabsze od pojedynczego. Przejść przez podwójny kordon łatwiej niż przez pojedynczy, kto przechodził, ten wie; pierwsi kontrolerzy nie są należycie skoncentrowani, wiedzą, że w razie czego są drudzy, drudzy na ogół puszczają, jak leci, bo skoro puścili pierwsi, nie ma się co rolą przejmować.

Niepodobna nie pomyśleć: instalatorom systemu melioracyjnego na Narodowym musiała kołatać w głowach pozornie racjonalna refleksja: po co tu odwadnianie? Przecież tu jest dach i to dach rozkładany, jak będzie padać, dach się rozłoży, po co melioracja? Po co melioracja w pomieszczeniu, w którym jest albo w każdej chwili może być dach?

Niby tak, a jednak nie, dach nad boiskiem jest raczej bajerem niż rzeczywistą osłoną. Z delikatnej materii uczyniony nie może być rozkładany przy zbyt silnym wietrze, zbyt rzęsistym deszczu, zbyt siarczystym mrozie, co z upałem – nie wiem; wątpię jednak, by w jakimś większym upale mógł być rozkładany. Nie może też być rozkładany, jak nie życzą sobie tego wysokie pojedynkujące się strony, a wysokie pojedynkujące się strony przeważnie sobie tego nie życzą, lepiej grać w deszczu niż w duchocie, kto grał, ten wie. Jest tedy dach, a jakoby go nie było, z melioracją podobnie: trudno powiedzieć, żeby była. Łaziłem przedwczoraj po mieście, deszcz padał, ale wielogodzinne oberwanie chmury to nie było. Ilość wody, jaka spadła na płytę Narodowego – w miarę utrzymane drugoligowe boisko wchłonęłoby z zapasem i na bieżąco.

Kto winien? Trawa winna. Dach? Dach nie, dach był schowany, dachu przy tym nie było. Trawa była i będzie. I zobaczycie: jeszcze niejedne jaja z tej trawy na Narodowym wynikną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012