Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tamte odległe wydarzenia przychodzą mi na myśl, gdy czytam o znaku uzdrowienia trędowatego. W interpretacji cudów Jezusa pojęcie znak odgrywa kluczową rolę. Znak wybiega daleko poza interpretację historyczną wydarzenia. Wskazuje na rzeczywistość ponadczasową i przekraczającą bariery interpretacyjne, wyznaczone przez kulturę danego okresu. Zmieniają się przecież czasy, prawa, systemy społeczne i polityczne, ale tendencja do izolowania się od tych, którzy źle się mają, często pozostaje. Marginalizacja cierpiących na nieuleczalne choroby i lęk przed ich obecnością w społeczeństwie manifestują się w wyrafinowanych formach działania służących za kamuflaż. Kamuflażem jest izolacja. Nie ma problemu trądu, gdy trędowatych nie ma wokół nas. Nie ma problemu AIDS, gdy nie widzi się chorych na trąd XXI wieku.
Znak uzdrowienia trędowatego uświadamia najpierw, że dotknięci nieuleczalną chorobą nie są w stanie o własnych siłach przełamać zaklętego kręgu izolacji i wykluczenia. Zawsze potrzebują kogoś, kto nie ucieknie przed nimi. Kto, zamiast stwierdzić nieuleczalność choroby - oczywisty eufemizm na orzeczenie śmierci - nie zawaha się, by dotknąć ich życia. Dotyk jest cudownym zmysłem. To gest wielkiej bliskości i miłości. Stwarza poczucie bezpieczeństwa, wytwarza ciepło w relacjach osób, sprawia, że w człowieka wstępuje jasność i lekkość bytu, a znika ciężar wiszącego nad nim wyroku śmierci. Ewangelia mówi, że Jezus głęboko poruszony, niczym Mojżesz nad Morzem Czerwonym, wyciągnął rękę i dotknął trędowatego, by przywrócić go społeczeństwu. Dotyk przywraca życie, szczególnie tam, gdzie ludzkie prawa deklarują śmierć.
Działanie Jezusa idzie w innym kierunku niż izolacja od problemów. On przezwycięża lęki, przekracza uprzedzenia, dostrzegając godność osoby. Znak oczyszczenia trędowatego jest znakiem nadziei. Uczy, że w stosunku do wszelkiego zła, jakie dotyka ludzi, lęk należy zastępować miłością, izolację oddaniem się człowiekowi, służbę własnemu dobru ofiarą z siebie. Przecież na tym polega Dobra Nowina, że człowiek wykluczony ma prawo "udać się do Boga", gdy jest grzeszny, chory, nieczysty i szuka oczyszczenia, a nie gdy jako nieskalany stawia sobie pomniki izolacji i własnej świętości.
Z tej perspektywy myślę, że warto dziękować Bogu za życie i dzieła Marka Kotańskiego. I nie tylko jego. Naprawdę jest za co.