Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Świadectwo" wchodzi na rynek poprzedzone sporym rozgłosem: w ostatnich dniach internet i gazety zaroiły się rewelacjami z książki. Właściwie wszyscy powtarzają mniej więcej to samo: Jan Paweł II wymyka się z Watykanu na narty, Jan Paweł II od Ali Agcy niczego się nie dowiedział o inspiratorach zamachu (nikt nie zwrócił uwagi na dwukrotnie powtórzoną refleksję kardynała, że Agca nigdy nie wyraził skruchy), Jan Paweł II myślał o ustąpieniu ze stolicy Piotrowej (nikogo nie zainteresowało wyjaśnienie, dlaczego tego nie uczynił) i jeszcze takie tam, raczej mało istotne ciekawostki. Istotnie, książka nie jest zbiorem opowieści o sekretach papieskiego apartamentu, tajemnych spotkaniach i nieznanych wydarzeniach. Chociaż... czytelnik znający pontyfikat znajdzie w niej przynajmniej kilka informacji nowych.
Świadek i narrator
Napisane na cztery ręce "Świadectwo" nie jest wywiadem-rzeką, sporem ani dyskusją. Nie jest nawet rozmową. Zapytałem o to Svidercoschiego. - Idea wyszła od metropolity krakowskiego - tłumaczy. - W 2005 r. przyjechałem do Krakowa w związku z filmem "Karol" i odwiedziłem arcybiskupa. Powiedział wtedy mojej żonie Angeli, że Papież bardzo mnie lubił i że on sam chciałby kiedyś coś wspólnie ze mną zrobić. Zrozumiałem to jako propozycję zrobienia razem książki. W Rzymie naszkicowałem projekt rozdziałów i przesłałem kardynałowi. Zaakceptował. Wtedy rozwinąłem szkic i do każdego rozdziału dodałem rodzaj małego scenariusza. Pomysł był taki: on - świadek, ja - narrator. Jan Paweł II zasugerował mi taką formę, kiedy przygotowywał "Dar i Tajemnicę" (taki był pierwotny kształt książki, potem Sekretariat Stanu mnie wyeliminował, zostawiając tylko to, co mówi Papież). W sierpniu 2006 kardynał był we Włoszech nad morzem. Wtedy, nieco przeze mnie zmuszony, opowiedział o latach przeżytych w Polsce. Nagranie opracowałem i przygotowałem dalszy ciąg opowieści narratora. Praca zaczęła postępować: a to ja przyjechałem do Krakowa, a to, znów z okazji filmu, widzieliśmy się w Warszawie. Dużo rozmawialiśmy przez telefon. I powolutku, a raczej szybko, bo w ciągu trzech miesięcy, powstała ta książka.
W "Świadectwie" mówią więc ludzie, którzy doskonale znają pontyfikat. Czasem się wydaje, że narrator (kursywa) bije świadka (normalna czcionka) orientacją w treści papieskich przemówień, szczegółach z podróży itd., świadek zaś posiada wiedzę, której nie ma narrator. Dwie perspektywy, dziennikarza - z zewnątrz i papieskiego sekretarza - od środka, wzajemnie się dopełniają. Z opowieści człowieka, który mówi o sobie, że "otarł się o tajemnicę", wyłania się postać zmarłego Papieża, czy raczej zarys postaci. Wyrazisty zarys.
Zażalenia
Książka podzielona jest na dwie części. "Okres polski" - 10 rozdziałów i "Czas pontyfikatu" - 25 rozdziałów. Powiedzmy otwarcie: część pierwsza Polaka nie usatysfakcjonuje. Nasze najnowsze dzieje, przygotowane z myślą o włoskich czytelnikach, w pigułce nużą i denerwują. Nie są też adekwatne do wspomnień. Np. ukazanie Arcybiskupa Krakowskiego jako przywódcy wiodącego całą społeczność do walki z nieprawością jest jednak lekko przesadzone. Także obraz młodzieży jest wyidealizowany: "Polska latających uniwersytetów" nie stanowiła większości, większość dostosowywała się do sytuacji i pozostawała bierna. Sugestia (narratora), że Kościół dołączył się do działalności KOR-u, wydaje się wyimaginowana. Myślę też, że odtwarzanie ówczesnej historii nie jest już przekonujące, jeśli nie uwzględnia wiedzy z archiwów: po książce Marka Lasoty o działaniach służb specjalnych wokół Karola Wojtyły wiemy więcej, a mnóstwo pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Oczywiście niezręcznie zgłaszać pretensje, że w książce czegoś nie ma, bo autorski zamysł nie musi się pokrywać z oczekiwaniem czytelnika, trudno jednak nie odnotować pewnego niedosytu. Po pierwsze, w opowieści niemal nie ma innych osób, które były tak blisko Jana Pawła II, że relacje z nimi stanowią integralną część biografii. Mam na myśli tych, którzy o tej bliskości sami mówili lub którzy byli blisko z natury rzeczy czy z urzędu (np. kard. Casaroli). Nie dowiadujemy się nic o relacjach z polskim Episkopatem, a więc niedawnymi kolegami nowego Papieża, wciąż licznie odwiedzającymi jego dom. W chwili śmierci zjawia się siostra Tobiana, ale o "siostrach z apartamentu" też nic nie wiadomo.
Zapytany o to Svidercoschi tłumaczy: - W opowieści widać dyskrecję Stanisława. On taki jest, nie mówi czegoś, jeśli nie uważa tego za potrzebne. Np. Jerzy Kluger był niesłychanie poruszony, kiedy dopiero z książki się dowiedział, że rodzina Dziwisza przez pięć lat okupacji ukrywała Żyda. Poruszyło go to, że przez lata, kiedy Kluger był blisko Papieża i często spotykał Stanisława, ten nigdy mu o tym nie wspomniał.
Sam Kardynał spokojnie wysłuchał moich zażaleń i pogodnie stwierdził: - Wynika z tego, że jest materiał do następnych książek.
Sprostowania
Jeszcze raz, po tylu lekturach, spotykamy Jana Pawła II-człowieka wiary i patrzymy na kogoś wewnętrznie wolnego, kto nie ulega naciskom Kurii Rzymskiej czy mediów. Spotykamy Papieża, który mówi o sobie, że "z natury jest człowiekiem łagodnym". "Dosłownie tak to ujął" - podkreśla kard. Dziwisz i dodaje: "Nie zdołał się jednak powstrzymać: »ale jeśli chodzi o zasady, należy być rygorystycznym«". W tym przypadku chciałoby się rozwinięcia skąpej informacji. Czy rygoryzm polegał na tym, że Jan Paweł II (znam taki przypadek z początków pontyfikatu) nie godził się na prywatne spotkanie z kimś tylko dlatego, że był rozwiedziony i powtórnie, już niesakramentalnie zaślubiony? Czy w tym, że - jak twierdził mistrz papieskich ceremonii - stanowczo odmawiał chrzczenia niemowląt, z których chrztem czekano zbyt długo?
Książka dostarcza nowej wiedzy o Janie Pawle II. Obok wspomnianych na wstępie anegdot, obok próby wskazania istotnych elementów pontyfikatu i cech tego Pontifexa, znajdujemy w niej szereg sprostowań dotyczących opowieści, jak się okazuje, niezgodnych z prawdą. Niektóre z nich tu wyliczę.
Niby drobiazg. Nowy Papież, by poprawnie odczytać po włosku wielkie przemówienie inaugurujące pontyfikat, ćwiczy wymowę pod okiem kamerdynera: Angelo Gugel, człowiek niesłychanie dokładny, koryguje błędy i akcent.
Jan Paweł II nie wspierał "Solidarności" finansowo: jego wsparcie miało charakter wyłącznie moralny i duchowy. Za to historia listu wysłanego przez Papieża po wprowadzeniu stanu wojennego do gen. Jaruzelskiego jest nieco zagadkowa. O tym liście, którego przyjęcia generał odmówił, i o powstaniu wersji poprawionej, opowiada ks. bp Orszulik w książce "Czas przełomu". Wersja Kardynała jest nieco inna: korespondencja miała zostać poprawiona w Watykanie, bez udziału abp. Dąbrowskiego.
Mało kto wie, że podczas wizyty w Polsce w roku 1983 Biuro Polityczne PZPR zażądało (za pośrednictwem abp. Dąbrowskiego), by Papież zmienił treść przemówień. Odpowiedział, że jeśli we własnej ojczyźnie nie wolno mu powiedzieć tego, co myśli, nie pozostaje nic innego, jak wrócić do Rzymu. Zmiany tonu przemówień domagał się też dyktator Haiti. Papież odpowiedział, że "w sumieniu nie może się na to zgodzić, ponieważ tutaj naprawdę coś się musi zmienić. Tutaj ludzie cierpią. Dalej tak być nie może".
Kardynał stanowczo zaprzecza, jakoby Ojciec Pio kiedykolwiek przepowiedział Karolowi Wojtyle papiestwo i zamach na jego życie. Dementuje też pogłoskę powtarzaną przez biografów obu papieży, jakoby kard. Ratzinger był przeciwny międzyreligijnemu spotkaniu w Asyżu. Mówi dobitnie: "to jest kłamstwo". Nawiązując do różnych spekulacji na temat przekonań Jana Pawła II mówi: "mogę zaświadczyć, że nie był zwolennikiem ani Moskwy, ani Waszyngtonu". Przy okazji wspomnianych na wstępie rozważań o ewentualnym ustąpieniu, dowiadujemy się, że Papież właśnie wtedy "ustanowił odpowiednią procedurę złożenia dymisji w przypadku, gdyby nie był w stanie do końca spełniać swej posługi".
Kardynał zapewnia, że Patriarchat Moskiewski był zawczasu zawiadomiony o decyzji stworzenia w Rosji diecezji, i że reakcji, która nastąpiła, nikt się nie spodziewał. Mówi, że Jan Paweł II pragnął odwiedzić Rosję, że był zaproszony na Białoruś i że zaproszenie w ostatniej chwili, bez podania przyczyn, odwołano.
Ogromnie cenne jest to, co mówi Kardynał o jubileuszowym akcie pokuty: "Ojcu Świętemu szczególnie zależało, by była to prośba o przebaczenie bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Bezinteresowność tego gestu była jego zdaniem warunkiem wiarygodności i skuteczności". Jestem wdzięczny, że to powiedział, bo się obawiam, że tego jeszcze wielu katolików nie rozumie.
Mamy również ślad morderczego niekiedy poczucia humoru Jana Pawła II. Kiedy Papież nie mógł pojechać w podróż śladami Abrahama, Mojżesza, św. Pawła i Jezusa, "aby osłodzić gorycz odmowy [władz] iraccy biskupi przywieźli Papieżowi cegłę z domu Abrahama. A Ojciec Święty odrzekł na to: »I pomyśleć, że ja zawsze sądziłem, że Abraham mieszkał w namiocie«".
Postscriptum
Trudno nie zauważyć zbieżności ogłoszenia przez "Głos Wielkopolski" "rewelacji" o kard. Dziwiszu z promocją tej książki. Jednak enuncjacje, że sekretarz Jana Pawła II "tuszował skandale, w które byli zamieszani duchowni", "nie przekazując posiadanych wiadomości papieżowi", są dowodem złej woli albo produktem ignorancji w zakresie funkcjonowania Watykanu. Czy naprawdę "Głos Wielkopolski" sądzi, że wszystkie, prawdopodobnie licznie napływające ze świata donosy na duchownych otrzymuje i bada papież osobiście? Czy komuś, kto choć raz w życiu widział z bliska dużą instytucję, może przyjść do głowy, że jej szef będzie wiedzę o sprawach najwyższej rangi czerpał z informacji osobistego sekretarza? Czy nie jest oczywiste, że jeśli nawet do abp. Dziwisza docierały tego rodzaju informacje, to nie mógł ich, jak gdyby nigdy nic, bez gruntownego sprawdzenia, natychmiast przekazywać Papieżowi? Przecież po to jest Kuria, żeby papież nie musiał wszystkiego załatwiać sam. Naiwnością też byłoby sobie wyobrażać, że jedynym, czy nawet głównym źródłem wiedzy papieża może być nawet najbardziej oddany i zaprzyjaźniony sekretarz. Papież, według stałego kalendarza, niemal codziennie przyjmuje kierowników watykańskich dykasterii. To oni informują go o sprawach Kościoła, za które są odpowiedzialni. Jan Paweł II - dodajmy - nie żył na bezludnej wyspie i miał mnóstwo źródeł informacji, z czego nie wynika, że pomijał normalne struktury. "Głos Wielkopolski" powinien więc swoje oskarżenie rozciągnąć na znaczną część Kurii Rzymskiej, poczynając od prefektów zajmujących się sprawami kongregacji, po człowieka, który do papieskiego apartamentu dostarczał gazety.
Kard. STANISŁAW DZIWISZ, "ŚWIADECTWO. W ROZMOWIE Z GIAN FRANCO SVIDERCOSCHIM". Przekład autoryzowany z oryginału włoskiego Magdalena Wolińska-Riedi. Wyd. TBA 2007